Walter Wanderley -
When It Was Done - dla niektórych muzyka Waltera może nie być godna nawet przejażdżki windą, a jeśli będzie, to ktoś może się zdziwić, po co komuś więcej niż jedna płyta tego artysty, skoro na każdej gra to samo? Dla mnie Walter to ta sama półka, co Sergio Mendes - praktycznie wszystkie płyty, które nagrali w drugiej połowie lat 60. bardzo lubię i bardzo często po nie sięgam. Ich albumy, to jeden z moich ulubionych
antydepresantów.
Jimi Hendrix Experience -
Are You Experienced - bardzo przyzwoita brytyjska reedycja z lat 80.
Art Lande -
Red Lanta - liderującemu pianiście towarzyszy Jan Garbarek, dmuchający w przeróżne saksofony oraz flety. Typowe granie w duecie dla ECM.
Caldera -
Caldera - oj, jak ja długo polowałem na ten album. Rzadko go widywałem, a jeśli już, to w cenie wyższej, niż mój target. Aż trafił się ktoś, kto chciał za nią 50% mojego wyobrażenia o cenie. Jeśli ktoś nie zna, to jest to jazzrockowa konwencja podlana latino, w której więcej powodów do tańca niż do wysiłku intelektualnego.
Gil Evans -
There Comes a Time - bigbandowy strzał między oczy, a może nawet i w splot słoneczny. Dla fanów konwencji chyba jedna z bardziej efektownych pozycji, a już na pewno grubo powyżej 7/10
+ w przywiezione niedawno w ramach
pamiętnika z wakacji:
Urszula Dudziak -
Urszula - na otwarcie
Papaya, a potem napięcie rośnie!
Tamba 4 -
We and the Sea - samba, bossa, jazz, CTI z końcówki lat 60. Oj, tej płyty też bardzo długo szukałem (i w ogóle odnoszę wrażenie że mało kto zna tę formację)
Miroslav Vitous -
Jouryen's End - do Vitousa, z wiadomych względów, mam stosunek niemal bezkrytyczny. A tu dodatkowo grają sami moi ulubieńcy (Surman, Taylor, Christensen)
David Holland Quartet -
Conference of the Birds - czyli, jak to napisał niedawno Bednaar: "płyta z okładką z awataru Leptira "
Herbie Hancock -
Mr. Hands - kiedy wszedłem do komisu, właściciel akurat testował ten egzemplarz płyty i już od progu wiedziałem, że bez niego nie wyjdę.