A tym smutnym przykładem i artystą, który się "spalił żywcem" - czyli inaczej nadmiar "ognia" mu zaszkodził był Keith Flint w Prodigy. Zespół w drugiej połowie lat 90 narobił potwornego zamieszania. Wielu sceptykom dosłownie opadły szczęki gdy posłuchali oferty artystycznej - będącej "Sikorską na turbo dopalaczach, sterydach i żrącym wszystko jak leci kwasie" grupy pod wodzą wizjonera Liama Howletta - udowadniającego niedowiarkom jakie nieziemskie, kwaśne, futurystyczne, a co ważne - niebanalne i oddającego ducha tamtych czasów barwy - można stosunkowo łatwo uzyskać z będącego wtedy nowością, maleńkiego i niepozornego Korga Prophecy (którego też jestem od lat szczęśliwym posiadaczem - chociaż ja używam go by imitować "Moogo-podobne" brzmienia). Gadanie, że to "plastik", że to "dla leszczy" - bo "nie ma to jak analogi" - można było puścić mimo uszu. Osobowością, która przykuwała uwagę był w/w śp. Flint z dla jednych "maniakalnym" a dla drugich "pociągającym i hipnotyzującym miłością do bliźniego" spojrzeniem


A tu tekst - naładowany masą metafor choć niezwykle zwięzły w formie:
"... I'm the trouble starter, punkin' instigator.
I'm the fear addicted, danger illustrated.
I'm a firestarter, twisted firestarter.
You' re the firestarter, twisted firestarter.
I'm a firestarter, twisted firestarter.
I'm the bitch you hated, filth infatuated.
Yeah. I'm the pain you tasted, well intoxicated.
I'm a firestarter, twisted firestarter.
You' re the firestarter, twisted firestarter.
I'm the self inflicted, mind detonator.
Yeah. I'm the one infected, twisted animator.
I'm a firestarter, twisted firestarter.
You' re the firestarter, twisted firestarter.
I'm a firestarter, twisted firestarter...."
Flint jak Miles Davis - pełny sprzeczności. Jakby przewidywał że ten wewnętrzny ogień, buzujący by wydostać się na zewnątrz doprowadzi go do tragicznego, nieuchronnego finału co miało miejsce w 2019 - Keith nie dożył 50tki a nieco wcześniej ożenił się z orientalną, wyjątkowej urody dj-ką:Mayumi Kai - gdy stwierdzono z dużą dawka prawdopodobieństwa że popełnił samobójstwo. Ale nie "tańczmy na jego grobie" tylko skupmy na muzyce i zwalających z nóg tekstach.
Moje ulubione fragmenty to:
"... I'm the bitch you hated, filth infatuated.
Yeah. I'm the pain you tasted, well intoxicated..."
"... I'm the self inflicted, mind detonator..."
Flint nie unikał okazji by na swój sposób wyrzucić z siebie silny ból egzystencjalny.
Jeszcze więcej narobili fermentu - udowadniając jak twórczo można dokonać dekonstrukcji czy totalnego, chorego skrzywienia i karykatury synth-popu, zmasakrowania go - w hicie opartym na podobnym pomyśle co Firestarter :
https://www.youtube.com/watch?v=hZPECFQ4NhE
Wszyscy pamiętają jakie było halo i zbulwersowane w potem chyba zakazanym teledysku. I znów pojawia ogromna ironia - Prodigy i szczególnie Smack - cała ta fraza - podbiły serca i wdarły się szturmem do środowisk silnie intelektualnych , wśród snobów i klasowych prymusów bez skazy (czytających Mechaniczną Pomarańczę) to była "jazda absolutnie obowiązkowa". W naszej ferajnie w szkole średniej zastanawialiśmy się o co w tym w ogóle chodzi - przeczuwaliśmy, że tu chodzi o dużo więcej niż zwykłą przemoc seksualną w przelotnych związkach

