Znaleziono 4178 wyników

autor: Inkwizytor
23.05.2025, 12:34
Forum: Wykonawcy
Temat: Barbara Sikorska - CDN ?....
Odpowiedzi: 444
Odsłony: 52441

Re: Barbara Sikorska - CDN ?....

W filmie Iluzja pada retoryczne pytanie - co robi asystentka magika ? - odciąga uwagę. Gdy mistrz ceremonii wypowiada - patrzcie uważnie tam - to cały numer odbywa się zupełnie gdzie indziej. Nie inaczej w przypadku legendarnego show Noc Z Renatą. Owszem, urocza o przepięknej fryzurze 25 latka nie może nie przykuwać uwagi i się nie spodobać...lecz czujne oko należące do błyskotliwego umysłu od razu pojmie, iż "główne przedstawienie odbywa" nieco z boku a konkretnie po lewej stronie, gdzie istne cuda odstawiają specjalnie na tę okazję zebrani Piotr Polk i Wojciech Malajkat (niesformalizowali tego pomysłu a szkoda). Nie da się opisać tego co oni wyczyniają :D , to z ich choreografii bezczelnie zżynał Kabaret OTTO w trakcie piosenki Zasmażka. Obaj wtedy młodzi - aczkolwiek nie bez życiowego bagażu i głów wolnych od trosk - szczególnie Polk gdy związał z "femme fatale" Wołejko (a podobno karma wraca - po latach ją również zamienił na młodszy model). Oboje za to zapłacili na dłuższy czas towarzyskim i artystycznym ostracyzmem. Długo trwało zanim ich związek został zaakceptowany. Z dawnej niewinnej i naiwnej Józki nie został nawet ślad. Problemy osobiste i małżeńskie nie omijały zapowiadającego z połowy dawnego duetu pierwszych Spotkań z Balladą Sobczuka - wyróżniającego się zadziwiającym wprost talentem do pakowania w coraz to gorsze związki z kobietami (znajomi pytali - gdzie on takie wynajduje ?, a ostrzegaliśmy go przecież: "... z tą, to nie..." :wink: ) potem oskarżającymi go o m.in molestowanie nieletnich (jak było w przypadku syna jakiego miał z kontrowersyjną dziennikarką z piekła rodem). Malajkat nieco później poszedł w dyrektorowanie i wszelkie oskarżenia o olanie wiernej żony czy pedofilię go ominęły :roll: Wkład pewnego wąsatego absolwenta szkoły oficerskiej i kadetów lepiej pomińmy milczeniem :roll:



https://www.youtube.com/watch?v=ktDTMFvO0O0



Nikt by nie dał wiary jakie rewelacyjne efekty przynosi wysłanie "tych, którzy nas gorzko zawiedli" i się nie przykładają należycie do powierzonych obowiązków na motywacyjne szkolenie :D Przed momentem wrócili z takich nasi redaktorzy naczelni ... pomijam fakt, że potrzebują zwolnienia lekarskiego, długiej rehabilitacji oraz półrocznego sanatorium... ale co nam przywieźli. Zapomnijmy więc o urazach, siniakach, złamaniach z przemieszczeniem, wstrząśnieniach mózgu, stawach biodrowych "endo" do wymiany, i zajmijmy najważniejszym - muzyką :D .


Za pewną cezurę, punkt graniczny czy ostatni "klaps" dla krajowego synth-popu uznaje się rok 1990 i występ Renaty Zarębskiej, trochę uznawanej za artystkę kabaretową, aktorkę, zgrywuskę, performerkę, udzielała również jako kaskaderka. Oficjalnie rocznik 1965. Na wielkim na ekranie zadebiutowała w 1982 roku, w filmie Jest mi lekko Kidawy (jak na koncercie Martyniuka - rączki w górę kto oglądał) a w nim zaśpiewała piosenkę. Cztery lata później nagrała tytułowy kawałek do filmu Komedianci z wczorajszej ulicy (przyznaję - też go nie oglądałem). Ciekawy był rok 1987 (przełomowy dla Sikorskiej) gdy zagrała w filmie Do domu Janusza Zaorskiego (podobnie przyznaję - też nie miałem przyjemnością oglądać), a następnie pojawiła się w serialu Królewskie sny gdzie wcieliła w samą Zofię Holszańską (to już chyba każdy z nas oglądał - swoją drogą wyprzedziła o dekady swoją mentalną następczynię - inną zgrywuskę Dagmarę Bryzek). W 1989 odebrała dyplom uczelni PWST w Warszawie. Tuż po studiach wzięła udział w 10. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

Rok 1990 ( gdy ekipa Niemiec/RFN pod wodzą Kaisera Franza zdobyła po raz trzeci Mistrzostwo Świata w Italii ) należał do niej gdy dosłownie wymiotła konkurencję a przy okazji bijąc rekordy niekończących się bisów (o bisach Sikorskiej historia milczy - a może zostały złośliwie z taśmy matki wycięte ? ) wykonując piosenkę „Noc z Renatą” podczas 27. KFPP w Opolu. Utwór, do którego tekst napisała Osiecka (zadając kłam, że po stosownej ilości procentów nie jest się kreatywnym, twórczym i dowcipnym - widocznie są osoby, którym alkohol mimo wszystko służy i nie powinny go pod żadnym pozorem odstawiać) dotarł do trzeciego miejsca na liście Radiowa piosenka tygodnia w Programie I Polskiego Radia. Idąc za ciosem w 1991 pojawiła się w polsko-francuskim filmie wojennym Krzysztofa Rogulskiego Dzieci wojny ( podobnie jak lwia część forumowiczów - tego również nie oglądałem, ileż to człowiek ma zaległości a Pan dni nasze skrzętnie policzył).

Potem nagle prześliczna Renata zniknęła.... i to w tajemniczych okolicznościach. Nie doczekała się żadnej płyty (dużo wykrzykników) !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!. Rozpadł również duet Polk/Malajkat mając status wybitnej efemerydy. Nie zdążyła z ich usług i czaru skorzystać Sikorska a nie liczyli sobie zbyt drogo za występ.

Na zawsze w pamięci został ten utwór - punkt obowiązkowy na wszystkich weselach, studniówkach, stypach, wieczorach panieńskich czy urodzinach.


Najpierw tekst:


"... Czy to pan, czy to pan mi się dzisiaj śnił?
Bardzo miły nawet był i dał mi cacko
Czy to pan tak cudowną posiada moc
Że smakuje nawet biednym ludziom noc?

Czy to pan, czy to pan mi się dzisiaj śnił?
Gdy pamięcią sięgam w tył to widzę pana
Niby nic jakiś brylant i perły dwie
Tamten drobiazg aż do rana bawił mnie

Cały bym Paryż dał za tę noc z Renatą
Cały świat za tę noc z Renatą
Na loterię los i w San Francisco złoty most
Nawet bym księżyc dał za tę noc z Renatą
Cały świat za tę noc z Renatą
Spakuj kufry swe i jedźmy byle gdzie

Czy to pan, czy to pan mi się dzisiaj śnił?
I przystojny bardzo był w zielonym Audi
Proszę wpaść i na jawie też coś mi dać
A będziemy potem w nocnym kinie grać

Złoty most też bym dał za tę noc z Renatą
Cały świat za tę noc z Renatą
Na loterię los i w San Francisco złoty most
Nawet bym księżyc dał za tę noc z Renatą
Cały świat za tę noc z Renatą
Spakuj kufry swe i jedźmy byle gdzie

Oj, Renato, Renato, obudź się!
Oj, Renato, Renato, obudź się!
Oj, Renato, Renato, obudź się!

Cały bym Paryż dał za tę noc z Renatą
Cały świat za tę noc z Renatą
Na loterię los i w San Francisco złoty most
Nawet bym księżyc dał za tę noc z Renatą
Cały świat za tę noc z Renatą
Spakuj kufry swe i jedźmy byle gdzie

Cały bym Paryż dał za tę noc z Renatą
Cały świat za tę noc z Renatą
Na loterię los i w San Francisco złoty most
Nawet bym księżyc dał za tę noc z Renatą
Cały świat za tę noc z Renatą
Spakuj kufry swe i jedźmy byle gdzie..."


Reakcja części widowni i dziennikarzy muzycznych była łatwa do przewidzenia - dostali piany i pomstowali na łamach prasy, że "to bardziej pasuje do kabaretonu niż na poważny festiwal i w ogóle kto zezwolił na tę szmirę ?". Nieliczny wyłapali i docenili oczywisty dowcip - że to satyra, kpina i szydera z klasycznej "opolskiej" piosenki wykonywanej przez różne odstawione sezonowe piosenkareczki. Prawie każda zwrotka nawiązywała do opolskiego hiciora (szerzej zostanie do opisane w LXXIX tomie o festiwalu w Opolu - fakt, mogę wszystkich pocieszyć - żaden z nas tego nie dożyje).

"... Czy to pan, czy to pan mi się dzisiaj śnił?..."

2Plus1 - Windą do Nieba - "mój piękny panie"


"... Bardzo miły nawet był i dał mi cacko...
... Niby nic jakiś brylant i perły dwie..."

Jurksztowicz - Diamentowy Kolczyk


"... Tamten drobiazg aż do rana bawił mnie..."

Danuta Rinn - Gdzie Ci Mężczyźni



"... Cały bym Paryż dał za tę noc z Renatą..."

Rosiewicz - Najwięcej Witaminy


"... Na loterię los i w San Francisco złoty most..."

Frąckowiak - Papierowy Księżyc



"... Spakuj kufry swe i jedźmy byle gdzie..."

Niestety znów Frąckowiak i Bądź Gotowy Dziś do Drogi


"... Proszę wpaść i na jawie też coś mi dać..."

Bolter - Daj Mi Tę Noc


"... A będziemy potem w nocnym kinie grać..."

Piotr Sschulz - Kino Nocne


"... I przystojny bardzo był w zielonym Audi..."

Łobaszewska & Schulz - Autostradą do Nieba


"... Oj, Renato, Renato, obudź się.."

Boys i Jesteś Szalona
autor: Inkwizytor
22.05.2025, 10:12
Forum: Wykonawcy
Temat: Barbara Sikorska - CDN ?....
Odpowiedzi: 444
Odsłony: 52441

Re: Barbara Sikorska - CDN ?....

A wracając ponownie na nasze krajowe podwórko. Duża grupa a tak w zasadzie to prawie wszyscy redaktorzy naczelni zostali karnie odesłani na specjalne szkolenie motywacyjne do Japonii, Chin i Korei Południowej dla "managerów/dyrektorów", którzy zawiedli. Nie muszę specjalnie tłumaczyć jakimi środkami ich się tam "szkoli" czy w jaki sposób zwiększa się ich produktywność czy mentalne zaangażowanie w obowiązki - lanie kijami bambusowymi czy do kendo to dopiero początek :D . A jaka przyczyna - prozaiczna - pominięcie w pierwotnym planie i na liście wpływowych kobiet krajowego synth-popu z drugiej połowy lat 80.... uwaga fanfary.... sporo wykrzykników !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - Agaty Kryszak - aaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :wink:


Najpierw niewinne przypomnienie - jej największy hit - Krótko Żyją Motyle - nr.1 radiowej jedynki (brawurowa wersja z festiwalu w Lahti) 1987 :


https://www.youtube.com/watch?v=cyHFr3gj9iQ


Krótka notka z kronikarskiego obowiązku:


"... Agata Marczok-Kryszak – polska piosenkarka, kompozytorka, instrumentalistka i autorka tekstów, najlepiej znana z przeboju „Krótko żyją motyle”, który stał się w 1987 numerem jeden listy przebojów radiowej „Jedynki”[1]. W drugiej połowie lat 80. powodzeniem cieszyły się też piosenki „Szkoda gadać” oraz - pochodząca z serialu dla młodych widzów Banda Rudego Pająka (1988)[2] w reżyserii Stanisława Jędryki - „Można liczyć gwiazdy”.


Urodziła się i wychowała w Chorzowie[3]. W wieku sześciu lat występowała w zespole „Kurtynki” na scenie i w studiu nagraniowym w Pałacu Młodzieży w Katowicach. Uczyła się w klasie skrzypiec w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Mieczysława Karłowicza w Katowicach, którą ukończyła w roku 1988 na wydziale wokalnym.


W 1984 debiutowała na profesjonalnej scenie podczas jubileuszowego XX Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Gorze. W latach 1984–1988 współpracowała z Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji w Katowicach pod kierownictwem artystycznym Jerzego Miliana. Koncertowała i nagrywała w radiach, telewizjach i studiach w Katowicach, Łodzi, Poznaniu i Warszawie.

W 1985 na zielonogórskim XXI Festiwalu Piosenki Radzieckiej zajęła trzecie miejsce zdobywając Brązowy Samowar, a na XIX Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu otrzymała Srebrny Pierścień.

W 1986 na jubileuszowym XX Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu po raz drugi odebrała Srebrny Pierścień[4].

W 1987 na Festiwalu Midnight Sun Song w Lahti (Finlandia) została uhonorowana Nagrodą F.I.D.O.F. w kategorii „The Young Talented Artist”, a także wystąpiła na Festival di Tumba w Curaçao. W latach 1987–1988 współpracowała z grupą Super Box. Od roku 1988 koncertuje i nagrywa, a także bierze udział w programach telewizyjnych w Europie.

Wyjechała na stałe do Gudensbergu[3] w Hesji, gdzie w 2002 wraz z mężem Fabianem Marczokiem[5] założyła niemiecko-polski zespół rockowy Different Sides[6]. Zajmuje się też malowaniem obrazów[7]...."


Pora na tekst - na szczęście nie jest zbyt rozwlekły:


"... Lata szybko uciekają mówią mi,
ludzie gonią by dogonić swoje sny.
Ja nie spieszę się omijam kocie łby,
u wylotu mojej drogi czekasz Ty.

Ref...
Krótko żyją motyle wyleciały na chwilę na wiatr,
lato pali upałem nawet pachnie jabłkami jak sad.
Dręczą mnie niepokoje rozczarowań się boję i łez,
czy przeminiesz jak lato jak motyle pstrokate Ty też.

Budujemy zamki z piasku pośród plaż,
wierzyć chcemy, że na wszystko przyjdzie czas.
Znów jesień, zima, wiosna będą szły,
w stronę słońca obracamy nasze dni...."


Owszem - zaiste krótko żyją motyle a usunięta zwrotka to "... żywot Junty krótki jest też..." :wink:


Agata, szczęśliwie nie spokrewniona z satyrykiem-zawistnikiem Jerzy Kryszakiem nie miała szczęścia. O ile źródła nie kłamią to nie doczekała się w latach 80 żadnej płyty (znów dużo wykrzykników !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!). Ukazała jakaś wirtualna epka z dedykacją dla innej legendy synth-popu Miliana - miała niejednokrotnie śpiewać w towarzystwie orkiestry pod jego batutą - zainteresowanych odsyłam do Radia Katowice (tam właśnie kilku wróciło ze szkoleń dla managerów/dyrektorów z Japonii). Niebawem ten błąd zostanie naprawiony w ramach stałej rubryki w naszym wydawnictwie: "...Jeszcze to powiesz Oscarze, jeszcze to wydasz..." :D .


Agata niekiedy niepotrzebnie swoim image`m i stylizacją na Terese Orlowski wywoływała niepotrzebnie "pewne" jednoznaczne skojarzenia. W sumie Teresa to może niekoniecznie synth-pop sensu stricte - ale też branża rozrywkowa i usługowa. A przypomnijmy sobie ją na chwilę - ponownie zapomniany i niedoceniany Larry Bonneville (wiele dzieciaków, które wypisały się z lekcji religii się tego ponownie domagały - chodzi by głębiej zrozumieć fenomen Teresy z lat 80, która podbiła RFN - Agata podbiła jedynie Lahti i to nie jako skoczek narciarski):


https://www.youtube.com/watch?v=OCaynOfihtg


Należy niektórych uspokoić i wyjaśnić - wówczas sporo kobiet tak się nosiło i miało takie fryzury. Zanim wrócimy do Kryszakowej jeszcze na moment romantyczne w/w duo w urokliwej i intelektualnej konwersacji - dowód na fenomenalne zdolności lingwistyczne Teresy (a nie wszyscy o tym pamiętają).


https://www.youtube.com/watch?v=mepvx5SE6YE


Krytycy muzyczni i śledzący kompozytorskie wątki/zapożyczenia nieśmiało wskazywali, iż Motyle mają podobną linię melodyczną co hit George`a Bensona rozsławiony dopiero przez Glenna Medeirosa baptysty z Hawajów - Nothing's Gonna Change My Love For You :D


https://www.youtube.com/watch?v=mUg5aEy-8CQ


Niezrażona tym Agata dała się namówić na zaśpiewanie całkiem sympatycznej piosenki Można Liczyć Gwiazdy - która stała czołówką serialu Banda Rudego Pająka (miał być "Czerwony" ale cenzura była czujna mimo dogorywania).


https://www.youtube.com/watch?v=70MNMxE0k_k



Tekst niestety dużo słabszy oparty na banalnych skojarzeniach - w końcu to było dla dzieciaków. Pewne dalekie echa Turbo i Dorosłe Dzieci ale poziom zdecydowanie niższy:


"... Najpierw nas uczą ― co złe co dobre ― i za co warto jest życie brać
potem mi mówią ― „Ty myśl o sobie ― niech inni walczą, idź spać”
można liczyć gwiazdy, można mierzyć czas, ale trzeba czuć, co w życiu ważne
to się nie da zważyć, a Ty szansę masz, aby podbić świat i poznać prawdę
mówią: „To przejdzie ― jak mleczne zęby ― dorosnąć musisz czy chcesz czy nie”
wszystko jest zbędne ― oprócz pieniędzy ― żyjesz wśród ludzi i chcesz jeść
można liczyć gwiazdy (…)...".


Serial dziś zdaje się być kompletnie zapomniany (o wydanie z niego ścieżki dźwiękowej możemy być spokojni). Wtedy na co drugim podwórku istniała jakaś "Banda Rudego Pająka" czy "Rudego Junciaka". Jakiś sentyment został ale nawet najwięksi miłośnicy starych seriali nie pozostawiają złudzeń - produkt tamtej (konającej) epoki. Co warte zapamiętania to rola tytułowego Pająka - chyba najbardziej wkurzającej dziecięcej gwiazdy Artura Pontka. Od lat jako glina w Ojcu Mateuszu. W tamtym czasie specjalizował w rolach takiego nabzdyczonego klasowego "asa", samozwańczego lidera, pozera, który bardzo chce się liczyć w grupie, rozdawać karty, być największym cwaniakiem i twardzielem ale to tylko poza. Fani Kleksa pamiętają go jako Arnolda/ Arnoldzika - najpierw największy "bonzo" w klasie, obiekt uwielbienia dziewczyn, lider, ekspert od wszystkiego, z taką nonszalancką zaczepną gadką... a okazuje zwykłym cykorem, miękką fają i d... wołową - a do tej pory wzdychające dziewczyny traktują go jak powietrze.... jakieś skojarzenia z latami szkolnymi ? :wink: Po latach zasłynął licznymi skargami w wywiadach, że swój sukces w rodzimej kinematografii zapłacił towarzyskim ostracyzmem, prześladowaniami ze strony "komunistycznych nauczycieli", "komunistycznych kolegów" i całej "komunistycznego szkolnictwa" :roll: .


Trzecią wizytówką Agaty, która lada moment doczeka się renesansu na równi z Panecką, Molak, Zagdańską, Arnal, Bartelik ( i Panem Bartlettem) no i Sikorską dla której była groźną konkurentką, była piosenka - chyba pokłosie współpracy ze Śląską grupą Super Box (również bez oficjalnej płyty jedynie kaseta - a to też niebawem się zmieni aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


https://www.youtube.com/watch?v=hoQTeZbganc


Szkoda Gadać - dlatego tekstu nie przytoczę bo w istocie "... szkoda gadać..."


https://www.youtube.com/watch?v=hoQTeZbganc


ps. ciekawostką jest zacytowanie w solówce innej słynnej solówki z Highway Star.
autor: Inkwizytor
21.05.2025, 10:07
Forum: Muzyka
Temat: 50 lat minęło - chronologiczny przegląd płyt z 1975 roku
Odpowiedzi: 210
Odsłony: 10422

Re: 50 lat minęło - chronologiczny przegląd płyt z 1975 roku

odsyłam do wątku o SBB - kto jest zainteresowany moim marudzeniem i paroma cytatami z książki o Nowym Horyzoncie :D
autor: Inkwizytor
21.05.2025, 08:57
Forum: Wykonawcy
Temat: SBB
Odpowiedzi: 1789
Odsłony: 849106

Re: SBB

Całkiem przypadkiem dowiedziałem się, iż Retromaniak "wywołał mnie do tablicy" przy okazji książki Wolność z Nami by z niej coś dorzucić o Nowym Horyzoncie. Wątek o zeaspole SBB jest tutaj... no ale niech sobie każdy pisze gdzie mu serce nakazuje :D .


Album Nowy Horyzont doprawdy trudno traktować w całkowitym oderwaniu od zerwanego wcześniej kontraktu w Niemczech z CBS. Nagrania miały pierwotnie trafić na album dla niemieckiego CBS i na swój sposób szykowane na rynek zachodni. Podobno nagrania instrumentalne miały być uzupełnione o jakieś dodatkowe wokale. W końcu dowiadujemy się, iż willa pod Frankfurtem mieściła się w Babenhausen (nie tak daleko od Offenbach) - jako część Bawarii, należy do Szwabii - konia z rzędem kto w Polsce bez pudła pokaże to na mapie :D . Była własnością agentki - nijakiej Helgi - która miała opiekować zespołem, Antymos nawet wspomniał, iż załatwiała koncerty w fajnych klubach we Frankfurcie. Niejeden fan SBB oddałby majątek by móc posłuchać taśm z tych występów - co wtedy grali ?, materiał z debiutu czy już zupełnie nowe rzeczy ?. Każdy muzyk ma prawo by pewne sprawy pamiętać po swojemu. Do głosu dochodzi Piotrowski określający fiasko rozmów / zerwanie z niemieckim CBS jako najgorszy błąd w historii zespołu. Czyżby on i Apostolis mieli wtedy odrobinę żal, iż Skrzek o wszystkim sam zadecydował ?, a nie skonsultował tego z resztą zespołu ?. To Józef miał sam prowadzić rozmowy z CBS - nie wiadomo na ile "problemem" okazały bariery językowe lub może brak dobrego managera mogącego zachęcić by SBB poszło na pewne kompromisy (podkreślam "pewne" a nie udawać kogoś kim się nie jest). Wielokrotnie lider wskazywał, iż druga strona zmuszała by poszli w stronę "funky i disco". Pomijam fakt, iż w 1974 disco sensu stricte jeszcze nie istniało. Był glam ale to inna historia. Piotrowski ze swojej strony uważa, że naciskano by pomysły ująć w bardziej zwięzłe, konkretne formy/ramy i uzyskać coś w duchu Cream. Wytwórnia i producenci sugerowali by zrezygnować z rozbudowanych solówek i było więcej "cięć" (czyżby stąd nazwa hitu z programu Studio 2 ?). Z tym samym problemem mierzyli chłopaki z grupy Santana przy rejestrowaniu debiutanckiego albumu. Graham miał im ostro powiedzieć - zrezygnować z rozwlekłych solówek. W przypadku materiału dla krajowej strony - SBB miało się zgodzić na pewne ingerencje i "cięcia", choć do dziś nie można powiedzieć ile było w tym ich zgody a ile dokonane bez ich wiedzy. Co ma trafić na album nie było sprawą oczywistą. Materiału było spokojnie na podwójny album. Rozważano wykorzystanie Waldie, genialnego Cięcia oraz Ku Pamięci. A jeszcze parę słów o niepowodzeniu z CBS. Strona zachodnia już wtedy musiała mieć świadomość, że czasy się zmieniają i dla "radosnej twórczości" powoli nie ma miejsca. Płyta musi się sprzedać, skoro inwestuje się w nią pieniądze. Tu objawia się pewna "dziecinna naiwność" naszych muzyków, którym być może wydawało się, że skoro jest się dobrym, wymiata się to muzyka sama się obroni i się sprzeda. Wystarczy pojechać na zachód, nagrać swoje, zagrać kilka koncertów i wszystko będzie OK. Steve Porcaro gdy po latach doszło do nawałnicy procesów sądowych między żoną Jeffa Porcaro, obecnymi, byłymi muzykami TOTO - powiedział wymowne zdanie: "... nie winię chłopaków ale szkoda, iż nikt im nie wyjaśnił jak się świat urządzony...". Szkoda, iż naszym też nikt nie wyłożył jak działa zachodni kapitalizm. Tam też okres "hippisowskiego rocka", psychodelii się powoli kończył (po modzie na blues-rock nie zostało nawet wspomnienie). Skoro mieli nagrywać w 74 było jasne, że album ukaże w 1975 a od tego momentu muzyka tam zaczęła się zmieniać. Trzeba było kreować, narzucać nowe trendy a nie powielać co już było czy choćby luźno nawiązywać. Tam kończyła epoka "wielkiej sztuki", a powoli wytwórnie to był czysty biznes. By przetrwać koniecznie trzeba było mieć przeboje. Jak wiele "wymiataczy" i świetnych ambitniejszych grup w drugiej połowie się rozpadło bo finansowo nie mogli tego pociągnąć. Wyczuwano powoli idącą zmianę czyli rewoltę punkową a dla oferty SBB w niej nie było miejsca. Zmieniał przemysł muzyczny, płytowy, a wśród dziennikarzy muzycznych doszło do pokoleniowej zmiany warty. Jak fatalnie już w 74 pisano o gigantach jak Yes, ELP, Genesis (Lamb), Jethro, Pink Floyd - potem było tylko gorzej. W przypadku muzyki Nowy Horyzont SBB znalazło w paradoksalnym położeniu - zachód już to słyszał, takie rzeczy mógł sobie robić Miles Davis na początku lat 70, po Cream nie było śladu, Clapton grał inne rzeczy a Hendrix nie żył. Mahavishnu było sensacją ale w 71/72. Z kolei u nas muzyka tria była zbyt radykalna i za trudna - wielu mentalnie ciągle tkwiło w epoce big-bitu. W książce mamy ciekawe cytaty - np. Ibisa Wróblewskiego - że to "zamknięty horyzont" a nie Nowy Horyzont a nazwę zespołu tak odczytał - Somnambuliczne - Bajdurzenie -.... i coś tam :wink: .

Ja lubię Horyzont ale poniekąd mogę się zgodzić, iż dla niektórych propozycja mogła się okazać dziwna lub ciężkostrawna. Może gdyby ponownie te kawałki nagrać w trakcie koncertów byłoby z pożytkiem dla albumu ?, plus jakieś dogrywki w studio. A skoro mowa o studio - kontrowersyjne efekty przyniosły pewne studyjne sztuczki, np pogłos czy dodawanie efektów chociażby do Hammonda - który niekiedy nie brzmi jak rasowy Hammond. Wiem, że możliwości techniczne były cienkie - czasem syntezator czy gitara brzmią w istocie jakby z marzenia / koszmaru (jak kto woli ) sennego, z zaświatów czy spod ziemi. Na pewno uzyskano inny ton i brzmienie instrumentów w odróżnieniu do tych, do których byli przyzwyczajeni bywali koncertów SBB.

W książce Skrzek podaje trudny mimo wszystko do zbicia argument - że gdyby poszli na ustępstwa to staliby się marionetkami na jeden lub półtora sezonu. Pamiętamy jaki los spotykał zespoły związane z Decca - traktowani wedle słów muzyków - jak mokra kulka papieru rzucona o ścianę - jeśli się przyklei to dobrze a jeśli odpadnie ... trudno... widocznie "to nie to" :roll: . Wtedy Józef nie uznawał kompromisów. Może zabrakło dobrej woli po obu stronach - by sobie dać czas i na spokojnie usiąść w studio pewne rzeczy wyjaśnić, wyprostować i wypracować.
autor: Inkwizytor
21.05.2025, 08:02
Forum: Wykonawcy
Temat: Barbara Sikorska - CDN ?....
Odpowiedzi: 444
Odsłony: 52441

Re: Barbara Sikorska - CDN ?....

Wspaniale - widzę, że niektórych wątek o Sikorskiej zaczyna powoli wciągać, wczuwają się i dochodzą do "prawdy" o co w nim chodzi (bo już niekiedy ja sam nie wiem ... a tak... chodziło o "miłość" ):D


Lenka to kolejny koronny dowód na to jak niejednokrotnie Czesi nas muzycznie wyprzedzali, byli bliżej zachodu i mogliśmy się od nich wiele nauczyć. W przypadku Filipovej możemy jak celnie zasugerował B.J - mamy siłę w prostocie (ale chyba pozornej), wdzięk, klasę, bezpośredniość przekazu, bezpretensjonalność, lekkość, grację, polot, powab, komunikatywność. A wystarczy zerknąć na jakże skupionych na swoich zadaniach muzyków z grupy akompaniującej, jaka precyzja i koncentracja na idealnym odegraniu tych diametralnie różniących się stworzonych z architektoniczną i matematyczną precyzją struktur melodyczno / rytmicznych i podziałów :wink: . Żadnych grepsów, zagrywek pod publiczkę - tylko podejście czysto zadaniowe a Lenka może skupić na swojej roli gdy ma za plecami taką "maszynę". Sikorska może pozazdrościć - zresztą wiele Filipowej zawdzięcza - a może nawet o tym nie wie.


Warto za B.J - iść za ciosem, krok dalej i uświadomić większe rzesze kim jest ta bajeczna artystka i nie wszyscy pamiętają ale również klasycznie wykształcona gitarzystka o nienagannej błyskotliwej technice, nie tak dawno obchodziła 70 urodziny a .... Gary Glitter musi poczekać... w sumie to "czeka" już sobie od wielu lat.


".... Lenka Filipová (ur. 14 lutego 1954 w Pradze) – czeska piosenkarka, gitarzystka, kompozytorka i tekściarka.
Życiorys

Pochodzi z artystycznej rodziny. Ojciec Adolf Filip był śpiewakiem operowym i aktorem teatralnym w Pradze, a matka nauczycielką gry na gitarze. Lenka już od małego była predestynowana, aby zostać gitarzystką. Jej nauczycielem gry na gitarze był Štěpán Urban i Milan Zelenka w praskim konserwatorium. W czasie gry na gitarze często śpiewała. Już od młodości była w tym dobra. Gdy miała 16 lat wyjechała z Brneńską Orkiestrą Instrumentów Ludowych (Brněnský rozhlasový orchestr lidových nástrojů – BROLN) na swoje pierwsze zagraniczne tournée do Stanów Zjednoczonych i Kanady. W czasie studiów dorabiała jako prezenterka i śpiewaczka. Śpiewała piosenki francuskie, interpretowała poezję Vítězslava Nezvala, do której muzykę ułożył jej przyjaciel, kompozytor i wirtuoz gitary Štěpán Rak. Występowała z zespołem Spirituál kvintet. W latach 1973–1975 występowała na deskach praskiego teatru Semafor w sztukach Miloslava Šimka. Jesienią 1974 r. występowała w programie koncertowym Karela Gotta. Później przez półtora roku była drugą śpiewaczką Orkiestry Karla Vágnera (pierwszą była Hana Zagorová). W tym czasie wyszły jej pierwsze płyty. W latach 1979–1981 występowała z zespołem Flop Karla Zicha w praskim music-hallu Alhambra.

Dalej się kształciła i szlifowała w grze na gitarze, w roku 1976 ukończyła kurs w Międzynarodowej akademii muzycznej (Mezinárodní hudební akademia) w Pradze. W Paryżu występowała w klubach studenckich. Była gościem w nocnym programie francuskiej rozgłośni France-Inter. Przyjaźniła się z ludźmi z paryskiej Olympii. We Francji wydała dwa single. Najbardziej znana piosenka z tego okresu, to Zamilovaná, która wyszła spod pióra Francisa Cabrela. Ta piosenka tak się spodobała w Czechach, że dała tytuł pierwszemu albumowi wydanemu w roku 1981 przez firmę Supraphon. W roku 1984 stworzyła własny zespół Domino, który reprezentował muzykę pop. Publiczność zawsze dobrze przyjmowała jej piosenki śpiewane po francusku. Swe koncerty zawsze okraszała solowymi kompozycjami gitarowymi.

W roku 1988 dostała propozycję udziału w konkursie Eurowizji, gdzie miała interpretować piosenkę Ne partez pas sans moi po francusku, reprezentując Szwajcarię. Nie dostała jednak pozwolenia od rządu Czechosłowacji, ponieważ nie może reprezentować obcego państwa. Wykonanie piosenki zaproponowano młodej kanadyjskiej śpiewaczce Céline Dion, która dzięki wygranej w konkursie rozpoczęła światową karierę[1][2][3].

Lenka Filipová latami kultywowała swój wizerunek sympatycznej, rozmiłowanej w śpiewie i inteligentnej dziewczyny i atrakcyjnej młodej kobiety. Nigdy też nie porzuciła swojej pierwotnej profesji – solowej gitarzystki klasycznej, co w końcu zaowocowało wydaniem kilku longplayów z klasyczną muzyką gitarową. Wykonywała również piosenki dla dzieci. To wszystko zaowocowało popularnością i przyniosło jej miejsce w pierwszej dziesiątce czeskich śpiewaczek w ankiecie Złotego słowika (Zlatý slavík). Ostatnio zaczęła grać na gitarze elektrycznej i dalej jest aktywna na scenie muzycznej.

Od ponad 20 lat jest żoną architekta Borisa Drbala...."


A tu mała próbka jest nieprzeciętnych umiejętności. Można się zakochać.... Basiunia.. nie ta liga.


https://www.youtube.com/watch?v=h1KNIYo1R8U
autor: Inkwizytor
20.05.2025, 11:58
Forum: Wykonawcy
Temat: Barbara Sikorska - CDN ?....
Odpowiedzi: 444
Odsłony: 52441

Re: Barbara Sikorska - CDN ?....

https://www.youtube.com/watch?v=g1eyMJFPVUQ


https://www.youtube.com/watch?v=YanLkLPYJos


Kontynuując casus Glittera. By nieco "na siłę" udowodnić, że "wcale nie jest TAKI" :wink: postanowił wspomóc się image`m "ostrych żylet" i zdecydowanie dorosłych kobiet z szelmowskiej i zadziornej formacji Girlschool o której już pisaliśmy. Gwiazda Gary`ego zdawała wtedy nieuchronnie gasnąć nie inaczej jak ratujących co się tylko da, starających utrzymać na powierzchni ostrych balangowiczek z w/w grupy. Wcześniej jako pierwsza z powodu intensywnego koncertowania i nagrywania "poddała się" Enid Williams, lecz potężnym ciosem była rezygnacja pewnego rodzaju "głównej gwiazdy" i muzycznego, wizualnego katalizatora i siły napędowej - bajecznej Kelly Johnson. Chcąc nie chcąc druga z duetu "najwięcej pijącego" czyli Kim McAuliffe musiała wziąć na swoje barki niewdzięczną rolę wiodącej frontmanki. Żadna z pozostałych nie specjalnie paliła i nadawała do tej roli. Pojawiła całkiem zdolna, młoda ale z pewnością pełnoletnia Christina Bonacci ale nie za wiele pomogła koleżankom. Po małym kryzysie tuż po odejściu Johnson i nieudolnych próbach odświeżenia image`u - panie postawiły na "powrót do rockowo-motocyklowo-skórzanych" korzeni a efekt można oglądać na wideo. Projekt i zamierzenie choć całkiem OK - były chyba wynikiem pewnej desperacji i "genialnej intuicji" managerów pragnących wcisnąć coś młodszemu pokoleniu - bo "na pewno nie będzie pamiętać pewnych kawałków sprzed lat a i może zarobi się trochę grosza na odgrzewanych kotletach". Nawet odczuwam ulgę, iż Sikorskiej żadnego podtatusiałego oskarżonego o baleciki z nieletnimi nie dano do pary :roll:
autor: Inkwizytor
20.05.2025, 10:59
Forum: Wykonawcy
Temat: String Connection
Odpowiedzi: 13
Odsłony: 7639

Re: String Connection

https://www.discogs.com/release/8129968 ... xE9v13A3nm


https://www.youtube.com/watch?v=gDHQuThDWfQ


Jeden z bardziej cenionych Bondów z Seanem Connery był "Pozdrowienia z Rosji" - czyli w oryginale "From Russia With Love" (dziś takie twierdzenie zakrawało by na kpinę i prowokację 😁). W tym przypadku wydawnictwo / seria reklamuje się nawiązującym do filmowej klasyki sloganem - "From Poland With Jazz" - luźno tłumacząc "Po-Jazzowienia z Polski" 😂. O tej płytce słyszałem legendy i nigdy nie widziałem jej na oczy. Tym większe było moje zaskoczenie gdy natrafiłem ją w ofercie sklepu muzycznego z Niemiec ogłaszającej na ebay`u. Ostatni album (nie licząc "2012" w ramach Reunion) formacji String Connection przed definitywnym rozpadem i zawieszeniem działalności na bardzo długi czas. Wtedy wydawało się, że to na zawsze, trochę według obowiązującej u jazzmanów zasadzie: "... było miło, zagraliśmy swoje i każdy idzie w swoją stronę...". Wymowny fakt, że powstał już bez Krzyśka Ścierańskiego zajętego od paru lat solową karierą i projektami. Inną cenną wskazówką jest tytuł: "Dębski`s String Connection". Bo na dobrą sprawę to już jego prawie solowy album. Ze złotego okresu został jeszcze Przybyłowicz a wśród zaproszonych gości mamy Petera Szalaya na tabli i legendarnego z Brazylii Dom Um Romao (ten sam opromieniony legendą Weather Report - choć grał jeszcze we wczesnym okresie gdy formacja nie śniła o międzynarodowej sławie począwszy od Birdland). Szkoda, że obaj są słabo słyszalni i ich perkusjonalia gdzieś giną w miksie. Zapamiętam ten moment gdy po prawie 2 tygodniach podróży płyta trafiła w moje ręce i mogłem oddać słuchaniu (jak na rok tłoczenia 1989 prawie jak nówka - czyżby ktoś ją trzymał w sejfie ?, chyba powinienem zrobić to samo). Gwoli ścisłości muzyka nie była mi całkiem nowa i obca. Ukazała na kontrowersyjnym i niezbyt udanym 3 płytowym boxie w 2006. Jednakże tam nieco na siłę wciśnięto 2 albumy na pojedyncze CD - czyli do pary z albumem z 1986/1987 a z biednego Bizzaramente (konia z rzędem kto przetłumaczy wiernie tytuł - "Bizzare" czyli coś dziwnego ) usunięto by zmieścić się w czasie 2 utwory. Łatwo się w tym pogubić. Wtedy przyznaję ten album nie specjalnie utkwił mi w pamięci, nie poświeciłem mu należytej uwagi i nie mogłem do niego znaleźć odpowiedniego "klucza". Słowem - nie trafił w swój czas...ale co się odwlecze 😎. Przyjęło się traktować Bizzaramente jako "album pożegnalny" i w związku z tym najmniej frapujący, marginalny, nagrany trochę "na odczepnego". Wsłuchując w skupieniu teraz mamy nieodparte wrażenie, że obcujemy z albumem wręcz doskonałym, dopracowanym, dojrzałym i stanowiącym idealne podsumowanie wcześniejszych wysiłków (pewnego kierunku zapoczątkowanego na Trio a kontynuowany na String Connection 1987 - czyli częstsze korzystanie z elektroniki ). Lider Dębski zaprezentował się jako istny "człowiek orkiestra". Nie tylko nadal wybornie gra na skrzypcach ale i wziął na siebie partie wszelkiej maści klawiszy tworząc iście "orkiestrowe" faktury. W wywiadach przy różnych okazjach podkreślał, że był traktowany nieufnie, jako outsider, trochę "cyrkowiec", dziwoląg, ten od estradowych popowych pioseneczek (np. Zakazany Owoc czy Diamentowy Kolczyk) i robiący sobie niepotrzebnie "jaja" z poważnej sztuki jaką był "jazz". Od pierwszych sekund czuć, że był bardzo na bieżąco z tym co i jak się grało na zachodzie. Wpływ Pata Metheny jest przeogromny - co dla mnie bynajmniej nie jest wadą. Przybyłowicz również gra subtelniej, używa więcej talerzy i zapożycza rozwiązania rytmiczne jakich nie powstydziłby się Paul Wertico czy Dan Gottlieb. Krzesimir pozostając sobą - czyli dbając o dobre melodie, przemycając rozmach i myślenie z muzyki filmowej - wyraźnie inspirował muzyką Pata a najbardziej słynnego utworu Are You Going With Me - ten sunący transowy rytm - przewija w większości kompozycji zaczynając od nostalgicznej Montreal Ballad, tytułowego Bizzaramente czy zgodnie z tytułem Sentimental Deja-Vu a nawet w nowej wersji Red Autumn Trees. Ten ostatni pojawił na wyśmienitej płycie koncertowej Live in Warsaw. Teraz szczególnie środek został nieco zmieniony i wyraźnie dopracowany. Mistrz zdradzał fascynacje ówczesnymi najnowocześniejszymi syntezatorami. Szkoda, że nie ma wyszczególnione z jakich modeli korzystał - na pewno jeszcze z powoli odchodzącej do lamusa Yamahy DX7, Rolanda D-50 ale i pewnie z kilku będących nowościami na rynku. Po latach i dziś może imponować bogactwo użytych barw - jest i fortepian, są dzwoneczki, saksofon, lyricorn a la Urbaniak, gitara akustyczna ...ba.... Dębski wziął też na siebie ciężar kreowania z syntezatora partii basu. A to wszystko bez straty dla muzyki. Momentami może i owszem - gdyby zaprosił Ścierańskiego brzmiałoby to jeszcze lepiej. W angielskim komentarzu do płyty Tomasz Tłuczkiewicz nie szczędził słów pochwały dla wszechstronności Krzesimira, jego opanowaniu nowoczesnej technologii, pomysłowości w konstruowaniu poszczególnych kompozycji i udanej fuzji kontrastowych elementów - że utwory są zbudowane zarówno z jedwabiu, metalu i ciężkiej wody 😂. Według niego w tej muzyce można znaleźć obok siebie i wpływy Prince`a i Debussy`ego np. w opartym na mocnym uderzeniu Tower of Old Power. Maestro musiał nie raz mierzyć się z krytyką innych jazzmanów - "kolegów po fachu", przedstawicieli starszego pokolenia - nie mogących wyjść poza wąskie ramy bopu, hard-bopu czy tzw. "pol-bopu". Jego oferta znajdowała uznanie u młodszego pokolenia - otwartych i rozmiłowanych w nowocześniejszym jazzie, nie unikającym elektroniki, rocka, popu, funku - czyli tego co oferowały tuzy gatunku: Yellowjackets, Spyro Gyra, w/w Metheny Group, Didier Lockwood, Jean Luc Ponty czy w dużej mierze nasz Urbaniak. Wyróżnikiem u Krzesimira było ogromne poczucie humoru, dobra zabawa, pewna bezczelność, ironia i sarkazm - również gdy przychodziło do tworzenia tytułów - w/w Tower of Old Power czy Pour Raphael - gra słów - zamiast Poor Raphael (Biedny Rafael) to "Polej Rafaelu" 😁.
autor: Inkwizytor
20.05.2025, 08:48
Forum: Wykonawcy
Temat: Skaldowie
Odpowiedzi: 6
Odsłony: 2412

Re: Skaldowie

I na koniec Cisza Krzyczy z Leningradu 1972 :


https://www.discogs.com/release/3248464 ... za-Krzyczy



"... Remanentów związanych ze Skaldami ciąg dalszy. Zawsze twierdziłem, że kto ich nie szanuje ten ma nie po kolei w głowie, co prawda nawet gdy byłem mały już ich traktowano jako "starą gwardię" i niejednokrotnie z lekkim przymrużeniem oka, lecz nie jeden po lekturze tego koncertu musiał nabrać pokory. Wyborny występ świadczący o wysokiej kulturze muzycznej ale też i to chyba przede wszystkim - zaskoczenie, iż potrafili ( jak na nich rzecz jasna) zagrać z takim "pazurem", "zębem" i "zadziorem". Ślicznie i gustownie zaprojektowana okładka i digipak rozkładany na trzy. Ukazał się ok. 2007 r. i wywołał wśród fanów krajowego rocka niemałe zamieszanie (kilku "redaktorów" z Tylko Rock tradycyjnie próbowało to lekceważyć ale to tylko świadczy o ich wąskich horyzontach). Pamiętam wtedy korespondowałem z jednym wielkim fanem zespołu bodajże z Krakowa, który znał ich osobiście. Żarliwie lobbował by ten może niedoskonały pod względem technicznym ale wielki muzycznie się ukazał i mnie przekonywał, że to więcej niż "rewelacja" (do dziś mam od niego cenną pamiątkę - koncertową wersję Stworzenie Świata cz.II z 80 r. z Piotrowskim na perkusji). Co prawda dziś "Skaldowie Live in Leningrad" by nie przeszło 😁 ale wtedy sytuacja wyglądała nieco inaczej. Nie mamy dokładnej daty - w opisie figuruje jako jesień 1972. Skaldowie w byłym Związku Radzieckim mieli status prawie mega gwiazdy - traktowano ich jakby przyjechali Rolling Stonesi czy Deep Purple ba... wierzono, że niektórzy muzycy grający po naszej stronie żelaznej kurtyny to właśnie "członkowie Purple w zastępstwie" 😂. Reakcje tamtejszej publiczności były wręcz na krawędzi histerii. Doszło nawet do owianej legendą przykrej w sumie sytuacji gdy zamknięto w psychiatryku gitarzystę Tarsińskiego gdy uparcie twierdził, że czeka go występ ze Skaldami a lekarze, że "... dobra, dobra..." 😎, grunt że go wypuścili. Rzecz coraz rzadsza, nakład się wyczerpał a za używane egzemplarze kolekcjonerzy każą sobie płacić coraz więcej. Mnie się udało za tak śmieszne pieniądze, że wolę się nie przyznawać by nie być oskarżonym o brak szacunku dla mistrzów Zielińskich. Co prawda jakość budziła i nadal budzi pewne kontrowersje - warto na poważnie potraktować dopisek do tytułu płyty - "official bootleg" - nie ma w tym żadnej przesady. Jak na amatorski magnetofon szpulowy i z jednego raptem mikrofonu moim skromnym zdaniem i tak to brzmi nieźle - jakby nagrana z dawnej audycji radiowej. Poszczególne partie instrumentów można rozpoznać, nic się nie zlewa, nie ma przesterów czy jazgotu plus szalenie ważne u Skaldów - czytelne i krystaliczne wokale. W komentarzu podkreślano wyjątkowość tego dokumentu i to z dość trudnego okresu, pod względem technicznych trudności rejestracji nagrań z koncertów, prymitywnego sprzętu czy jego braku. Najważniejsza jest muzyka. Obok najmłodszego Ratyńskiego, który dopiero miał ok 25, pozostali powoli dobijali do 30, ale jako muzycy, ludzie i mężczyźni musieli dojrzeć znacznie wcześniej. Co wprawia w zachwyt to coraz śmielsze wkraczanie w progresywne formy i to, że prawie każdy utwór zawiera jakąś niespodziankę - sekwencję akordową, zmianę nastroju, solówkę organów, trąbki, gitary, rasowy pochód basowy Ratyńskiego ( w jednym coverze Hendrixa - Angel to on jest głównym wokalistą co stanowi tym większy rarytas - jego barwa trochę przypomina śp. Kelly Groucutta z ELO czy Nicka Beggsa) - do tego stopnia, iż słuchacz co rusz kręci głową i myśli - "to wprost nie do uwierzenia jakie to dobre". Andrzej udowodnił, że organy Hammonda miał opanowane jak mało kto w Polsce w tamtym czasie - to one stanowią podstawę brzmienia i siłę napędową zespołu, gitara niekiedy schodzi na dość daleki plan. Nie mogło zabraknąć ówczesnego "asa w rękawie" na żywo czyli suity Krywań - znakomicie zagranej. Podejrzewam, że dla Leningradzkiej publiczności to musiał być spory szok i w istocie jakby nawiedził ich zespół rodem z USA czy Anglii. Muzycy zawsze odnosili z szacunkiem do publiczności - pozwolili sobie na ukłon by jedną ze zwrotek Medytacji Wiejskiego Listonosza zaśpiewać po rosyjsku a Wiolonczelistkę w całości w tym języku - w sumie zabawnie się tego słucha...."
autor: Inkwizytor
20.05.2025, 08:47
Forum: Wykonawcy
Temat: Skaldowie
Odpowiedzi: 6
Odsłony: 2412

Re: Skaldowie

I Live in Germany 1974:


"... Remanentów Skaldów ciąg dalszy 😁. Rok temu ten materiał świętował 50 urodziny. Całkiem niedawno postanowiłem nadrobić zaległości i sprawić sobie oryginał. Dawniej miałem znośną kopię od pewnego miłośnika zespołu z Krakowa - który bardzo lobbował by ten unikatowy materiał ukazał się oficjalnie... i udało się 😎. Wielkie słowa uznania i brawa należą niezmordowanej Kameleon Records, która od wielu lat zajmuje wyszukiwaniem i wydawaniem archiwalnych nagrań z przełomu lat 60 i 70 czołowych krajowych grup. Skaldowie na początku lat 70 intensywnie nagrywali i koncertowali nie tylko u nas, w byłych demoludach jak i na zachodzie, gdzie ich mieszanka swojskiego folku, popu, rosnących inspiracji jazzującym rockiem progresywnym a to wszystko zatopione w góralskich melodiach - robiła wrażenie i była chyba czymś o wiele więcej niż ciekawostką. Na marginesie warto przypomnieć, że począwszy od 1973 w Stanach swoimi ludowymi/ góralskimi/ folkowymi melodiami furorę na niwie jazz-fusion robił duet Urbaniak / Dudziak. Koncert pochodzi z połowy lutego z Kolonii z 1974. Miał być rejestrowany na potrzeby tamtejszej rozgłośni radiowej. Niestety oryginale taśmy zaginęły ale całkiem przyzwoita kopia należąca do lidera Jacka Zielińskiego cudem przetrwała. Były znakomite zespoły jak np. The Moody Blues, które tworzyły nieziemskie rzeczy w studio ale na scenie jakoś nie potrafili tego przekonująco odtworzyć. Formacje jak Crimson, Zappa czy nasze SBB totalnie odwrotnie - z nielicznymi wyjątkami - to w studio czuli stłamszeni, przygaszeni a koncerty i improwizacja były ich żywiołem i naturalnym środowiskiem. Skaldowie okazali czuć w obu sytuacjach jak w domu. Wydawać być mogło że to bogactwo brzmienia, liczne subtelności, niuanse i smaczki - są tylko możliwe w warunkach studyjnych. Nic bardziej mylnego - mnie samego miło zaskoczyło jak przekonująco i rasowo wypadali mimo skromnego instrumentarium na koncertach w tym czasie. Jeszcze bardziej komplikował wszystko fakt, iż musieli wystąpić w kwartecie bez niedysponowanego gitarzysty Tarsińskiego. Jego lukę mistrzowsko wypełnił boss Andrzej Zieliński dwojąc i trojąc zza keyboardami - a miał do dyspozycji "tylko" Hammonda i elektryczne Piano Fender Rhodes. Można poznać jego mistrzowską "rękę" i wyczucie melodii - żaden wątek czy kluczowa melodia nie zaginęła - co miłośnicy zespołu mogą szczególnie śledzić w trakcie wykonania jeszcze roboczej wersji suity Stworzenia Świata Część Druga. Jeszcze nie do końca dopracowana - głównie w finale, z innym tekstem, bez smyczków i syntezatorów ale i tak emanuje dostojeństwem i wyrafinowaniem. Nie ukrywam, że obok Krywania to jedna z moich ukochanych kompozycji zespołu. Brak gitarzysty dał więcej miejsca drugiemu z braci - śp. Jackowi, który w innych kompozycjach sam ośmielił się grać zdecydowanie więcej i przeobrazić w pełnego fantazji i pazura solistę (choć czuć miejscami że na początku się lekko "czai" by potem nabrać odwagi - czyżby starszy brat zdołał go ośmielić by grał więcej ?). Przekonujemy się jak świetnym był muzykiem - choć generalnie podporządkowywał się naczelnej idei by grać dla zespołu, a nie popisywać sam dla siebie. W Jak Znikający Punkt mamy jego wyborne partie na skrzypcach czy lekko psychodelizującej trąbce - tak samo jak w Street 2000 znów na skrzypcach z cytatem Jej Portret Metza/ Nahornego. Podobnie jak w przypadku wcześniej wspomnianego show z Lenningradu - Kolonia 74 wywołuje u nas przyjemny szok i konstatację - w jak cholernie genialnej formie byli wtedy Skaldowie. Wiadomo, że rok 74 kojarzy się z mocnym wejściem co najmniej dwóch grup jak SBB i Budka Suflera (choć ich początki datuje znacznie wcześniej) - mówiło i pisało się, że dla nich "konkurencja prawie w kraju nie istniała". Pomijam Niemena czy Breakoutów - ale Skaldowie w tym czasie to już nie był żaden "big-bit" (czy skoczne góralskie pieśniczki) ale progresja pełną gębą. Szkoda, że nie zachowało więcej koncertów z tego okresu. Chętnie bym posłuchał show gdzie graliby obok siebie Krywania i Stworzenie Świata...."
autor: Inkwizytor
20.05.2025, 08:41
Forum: Wykonawcy
Temat: Skaldowie
Odpowiedzi: 6
Odsłony: 2412

Re: Skaldowie

Tu kilka luźnych refleksji o Live in Germany 1972:


https://www.discogs.com/release/5236051 ... rfH-NRz737



"... Trudno opisać słowami jaki kawał kapitalnej roboty wykonała Kameleon Records. Po Live 1974 warto wspomnieć o innym "ocalonym od zapomnienia" bezcennym dokumencie - również z Kolonii jak w przypadku w/w 74. Zakrawa na cud, że z godzinnego występu zachowało się przynajmniej te 35 min (ostatni Gdzie Mam Ciebie Szukać pochodzi z innego koncertu ) co zawdzięczamy pasjonatowi z Austrii - który zakochał się wtedy w twórczości Skaldów - Adrea Rascherowi. Nagrał na magnetofonie szpulowym koncert zarejestrowany na potrzeby radia WDR. Ciekawe czy nadal żyje i ma świadomość jaką kosmiczną nieocenioną przysługę oddał polskim fanom jak i samemu zespołowi. Na marginesie dziwię się dlaczego wtedy członkom grupy nie zależało by choćby kopię taśmy zachować dla siebie. Owszem, nawet na zachodzie idea płyty koncertowej była stosunkowo świeża i niewiele formacji się do tego zabrało i początkowo nie było specjalnie z czego wybierać - wiadomo Made in Japan Purpli, Live at Leeds The Who czy Live Dates Wishbone Ash. Potem dołączali kolejni z różnym efektem. Wydawało mi się oczywiste, że znanemu z perfekcji i profesjonalizmu Andrzejowi Zielińskiemu powinno zależeć by budować archiwum zespołu i zachować co lepsze nagrania. Może z racji masy innych spraw jako lider nie miał do tego głowy. Cieszmy się tym co mamy ale mimo wszystko wokół Live in Germany 1972 unosi się pewien "żal" że tyle pozostałej cudownej muzyki przepadło (fani popuszczają wodze wyobraźni - co jeszcze zagrali ?, jak to brzmiało ?). Trudno się nie powtarzać, lecz znów te nagrania niezwykle przyjemnie zaskakują tym z jaką werwą, energią, pasją a przy tym nie tracąc z typowej dla nich finezji i maestrii zagrali. Niby człowiek zna te utwory ale na żywo tak zagrane, iż człowiek się przekonuje jak niewiele wiedział o tym zespole. Już "otwierający" zaśpiewany w połowie po niemiecku (co o dziwo zupełnie nie razi i wypada naturalnie) Prawo Izaaka Newtona wprawia w osłupienie. Doskonale naoliwiona maszyna, wyśmienite zgranie i płynne przechodzenie między kolejnymi sekcjami - bo Prawo to jakby mini suita, w przekroju 6 minut dzieje się doprawdy mnóstwo (czapki z głów przed nieziemskim wyczuciem harmonii przez Zielińskiego na Hammondzie). Czujni słuchacze lubujący w wyłapywaniu smaczków i niuansów otworzą oczy ze zdziwienia jakich niebanalnych dialogów między organami a trąbką Jacka jesteśmy świadkami. Młodszy Zieliński znów udowadnia swoją wszechstronność multiinstrumentalisty - obok skrzypiec w popisowym Krywaniu występuje nawet jako drugi gitarzysta w Uciekaj, Uciekaj i Zabrońcie Kwitnąć Kwiatom - to spora rzadkość słuchać go w tej roli. Na żywo częściej dawały znać o sobie jazzowe (z epoki swingu) inklinacje perkusisty Budziaszka np. w w/w Newtonie czy w środku Uciekaj, Uciekaj gdy mamy fenomenalne przyśpieszenie i popisowe solo na organach Andrzeja.Dźwięk może jest jak na współczesne standardy niedoskonały ale i tak wielce daleki od wielu bootlegów, jego słuchanie to żadna tortura. Jako "danie główne" obowiązkowa wówczas na koncertach suita Krywań. Wiadomo, że "wielka czwórca" rocka progresywnego jak Yes, Genesis, Pink Floyd i Emerson, Lake & Palmer była poza wszelkim zasięgiem - ale wiele brytyjskich czy niemieckich formacji art rockowych mogłoby się od Skaldów niejednego nauczyć czy nabawić kompleksów. Mogli być dumni ze swoich dokonań a Krywań słuchany po raz tysięczny zawsze wciąga i intryguje. Swoim naturalnym romantyzmem jak i inklinacjami do folkloru czy cytatów z muzyki poważnej w tamtym czasie mogli się kojarzyć z grupami z Włoch jak Premiata Forneria Marconi czy Banco del Mutuo Soccorso (uwielbiam łamać sobie na nich język 😁). Nie mam pewnych danych czy w okresie Krywania trafili do Włoch ale jestem pewien, że ich muzyka spotkałaby się tam z życzliwym przyjęciem. Z wiekiem coraz bardziej czuję co chcieli przekazać. Ktoś może zażartować - " co ty już kompletnie sflaczałeś / zdziadziałeś ? - Skaldów słuchasz ?" 😂. Do nich jednak trzeba dojrzeć. Potrzeba również odpowiedniego osłuchania z pokrewnymi gatunkami...."
autor: Inkwizytor
20.05.2025, 08:17
Forum: Wykonawcy
Temat: Skaldowie
Odpowiedzi: 6
Odsłony: 2412

Re: Skaldowie

Zabawna sprawa jeśli chodzi o Skaldów. W ciągu ostatnich paru miesięcy istotnie uzupełniłem sobie kolekcję ich płyt ale o oryginały a o pewne wydawnictwa wcale nie jest tak łatwo. Latami miałem solidne kopie ale postanowiłem "iść głębiej" i "na poważnie". By uniknąć Alzheimera lub demencji postanowiłem spisać sobie na świeżo kilka wrażeń po lekturze oryginału i zderzyć to - jak dzięki temu i po czasie zmienił się (lub nie) odbiór pewnych płyt:



https://www.discogs.com/release/6241313 ... a3NEENaoV1



Gdy wreszcie po latach niedawno wziąłem tą płytkę do ręki - poczułem jak Gollum we Władcy Pierścieni: "My Precious" 😂 - Mój Skarbie. Trudno doprawdy o inną reakcję gdyż wydawnictwo miało status limitowanej edycji i nakład dawno się rozszedł i żadna siła na niebie i na ziemi nie sprawi by znów to ktoś wznowił. Poza tym "kogo to dziś obchodzi ?". Może garstkę pasjonatów i kolekcjonerów. Wydane przez Yesterday w 2003 - obecnie osiąga zawrotne kwoty - chociażby 300 zł na allegro czy 500/600 na ebay. Ja swój prawie jak nowy używany egzemplarz upolowałem za 1/3 tych szalonych cen w wirtualnym antykwariacie - by było zabawniej - generalnie specjalizującym w grach video 😁. Chyba nie do końca wiedzieli co sprzedają - trochę się wykosztowałem ale warto. Kolekcja Czwórek zawiera chyba wszystkie, które Skaldowie wydali w drugiej połowie lat 60 i na samym początku 70 - o ile dobrze liczę ok siedmiu. Przez wiele lat cieszyłem się kopią nie marząc iż wezmę do ręki prawie nówkę. Przyznam, że nie byłem nigdy entuzjastą "bigbitu", jestem z zupełnie innego pokolenia... jednakże gdyby cały bigbit był tak jak w tych utworach - to stałby się moim ukochanym gatunkiem muzycznym. Formacja Zielińskich mimo, iż z ogromną gracją poruszała się po tym terenie to już wtedy zdradzali ambicje do bardziej wyrafinowanych i finezyjnych form muzycznych. Nie wiem który to już raz nie można nadziwić się łatwości z jaką komponuje kolejne świetne kawałki lider Andrzej - wtedy "zaledwie" 22/23 letni. Największy uśmiech na twarzy wywołują początkowe utwory pochodzące z niekiedy dziś zapomnianej komedii "Mocne Uderzenie" z Turkiem i Zawadzką - oboje stworzyli niezapomniany duet. Jedna z najbardziej lirycznych i romantycznych ballad z ślicznym podkładem smyczków - Jutro Odnajdę Ciebie nadal robi wrażenie... potem mamy trochę wariację na temat The Beatles - I Saw Her Standing There - przezabawny Nie Chcę Odejść Już Dziś. Na zawsze w pamięci zostaje scenka gdy ucharakteryzowany na Johnny Tomalę Jerzy Turek wcześniej nafaszerowany pigułkami podlanymi alkoholem daje niezapomniany show - a w tle jakby zbici z tropu ze stoickim spokojem przygrywają mu właśnie Skaldowie. Nigdy do końca nie rozgryzłem czy ten film to apoteoza, gloryfikacja z pełną nutką nostalgii ery bigbitu czy prędzej ostra satyra i kpina z samej tej muzyki i artystów - może jedno i drugie ? 😉. Jest coś z nieuchwytnej i trudnej do zdefiniowania magii w tych piosenkach - zawsze kojarzą z początkiem wiosny i potrafią jak nic innego poprawić humor - gdy w romantycznej trochę przesłodzonej Kolorowej Piosence pada hasło - "Johnny Tomala - ty nam załatwisz to..." 😁. Z tymi kawałkami i samym filmem wiąże się świetna historia (i to nie jedna) - ponieważ Skaldowie trochę je traktowali jako "chałtura i fucha na boku" - a tu film i utwory zdobyły taką popularność że nie mieli innego wyjścia jak grać je również na koncertach - np. w dawnym ZSRR gdzie one wywoływały największy szał na widowni - fani podchodzili do nich i pytali: "... który z was to Johnny Tomala...?" 😂. W wielu zamieszczonych tu utworach wkradał jazzująco-swingujący puls i klimat jak Jarmark, Czarodzieje. Naturalnie słychać pewne muzyczne wpływy zachodnich grup jak w/w The Beatles, The Beach Boys, The Everly Brothers, Manfred Mann, Gerry & The Pacemakers, The Shadows, Spencer Davis Group, wczesne Rolling Stones czy Yardbirds, że o The Searchers nie wspomnę. Nawet kawałki z czwórki z piosenkami wojskowymi mają mnóstwo uroku - choć tekst Powołanie Do Wojska rozkłada na łopatki "...nie ma strachu, przed nami przygoda..." czy "... jutro bracie rygor, dyscyplina, ciężka szkoła przyda się to fakt..." 😁. Silną stroną tego zestawu jest urozmaicony repertuar i możliwość śledzenia ewolucji stylistycznej i dojrzewania samego zespołu. Sprawne ucho wychwyci , że z wiekiem głosy nieco się Zielińskim obniżyły. Pod koniec mamy czwórkę z pastorałkami czy wspólne nagrania z śp. Łucją Prus ze słynnymi W Żółtych Płomieniach Liści (skrzypce Jacka w duchu Crimson) na czele. Uroku i melodyjności nie można odmówić również innemu "hitowi" - Hymnowi Kolejarzy Wąskotorowych (znów w środku swingująca część) z rozbrajającym tekstem: "... Ma urok swój przesiadka w Szopienicach..." (trzeba się tam kiedyś wybrać) 😂 - to również drobiazg zawsze poprawiający humor. Piękny zestaw 25 kompozycji - każda udana z ciekawym melodycznym pomysłem. Skromnie wydana - otwierający się digipak i reprinty oryginalnych okładek owych singli. Same winylowe "czwórki" są albo totalnie nieosiągalne lub kosztują majątek na aukcjach - pod warunkiem, że są w dobrym stanie i nadają do słuchania. Czy kiedyś idealnie zachowane single Skaldów z lat 60 osiągną te same kosmiczne ceny co single The Beatles ? 😉. Fani będą je trzymać w sejfie lub oprawione w ramki (o ile już tak nie czynią).
autor: Inkwizytor
19.05.2025, 14:58
Forum: Wykonawcy
Temat: Skaldowie
Odpowiedzi: 6
Odsłony: 2412

Re: Skaldowie

Wytrwałość bywa nagradzana 😁. Dosłownie kilkanaście dni temu w moje ręce wpadł w moje ręce długo wyczekiwany/ poszukiwany oryginał bardzo rzadkiego wydawnictwa Skaldów z bodajże 1999 - "Krywań Out of Poland". Recenzję i zapowiedź, iż ma się ukazać widziałem w stareńkim "Tylko Rock" i mam ten skrawek do dziś. Na przestrzeni lat widziałem ją raptem raz - w bliskim mojemu sercu salonie muzycznym w Tarnowskich Górach w połowie lat 2000. Później choć mp3 w necie było dziecinnie łatwo dostać, nie raz sobie plułem w brodę, że wówczas się nie zdecydowałem. Wtedy płytka kosztowała może około 40 zł. Obecnie - pomijając fakt, że nakład wyczerpał (to była limitowana edycja 500 egzemplarzy) i dorwanie używanej graniczy z cudem to największy ból powodują windowane nieludzko ceny. Na ebay`u - bo to główny kierunek poszukiwań kwoty dochodzą do 500 i więcej złotych. Ja ... powiedzmy, że upolowałem za połowę w/w ceny ale cicho sza 😉. Mam słuszne podstawy by mniemać, że jej wartość będzie tylko rosła. Przy jej zakupie miałem wątpliwą przyjemność poznać "ciemniejszą stronę" użytkowników ebaya. Nigdy nie byłem specjalnie uprzedzony do nacji czy mieszkańców miasta ale w tym przypadku się niestety potwierdziło co się mówi o "W". Nie dość, że sprzedający zachowywał się jakby mi robił wielką łaskę, że mi cokolwiek sprzedaje, jaki mnie zaszczyt spotkał - to dał jasno do zrozumienia, iż wyśle kiedy będzie miał na to ochotę. Gdy uprzejmie zwróciłem uwagę to mnie "obszczekał" - że "widocznie nie wiem na jakich zasadach ebay funkcjonuje" 😤. Jakoś to przełknąłem i zacisnąłem zęby bo było warto. Swego czasu żartowałem, że gdyby nawet Yendrashevsky wydał płytę z muzyką na jakiej mi zależy... to i tak bym od niego ją nabył. Jak już kiedyś wspomniałem - płytka ozdobiona śliczną okładką - niezwykle stylową nawet jak na Skaldów - w góry wkomponowane witraże z wizerunkami muzyków - tak samo w książeczce tyle, że znacznie powiększone. Za projekt graficzny należałyby się wszelkie prestiżowe nagrody. Audiofile ( z Guru "L" na czele) nie szczędzili jej krytyki (obok bezdyskusyjnych walorów dokumentalnych - tu były "ochy" i "achy") - za ich zdaniem - baaaardzo przeciętną jakość dźwięku. Rekomendowali, że ten materiał o niebo lepiej brzmi na innej kompilacji - "Progressive Years". Miłośnik grupy i tak nabędzie i przytuli do serca obie wersje (co zresztą sam uczyniłem). Moim skromnym zdaniem dźwięk jest solidny. Owszem - może ciut przytłumiony, za mało wysokich tonów ale to są naprawdę drobiazgi. Z tyłu jest wyraźna adnotacja - że materiał zgrano z oryginalnych winyli - stąd doprawdy nie rozumiem tej krytyki. Pewną klamrą spinającą wydawnictwo jak i jej królewskimi daniami są dwie istotnie różniące się od siebie wersje suity Krywań. Na pewno dłuższe niż ta z oryginalnej płyty "Krywań" na polski rynek. Tu zaserwowano nam jedną z rzadkiej kompilacji na rynek niemiecki a drugą nagraną dla byłego ZSRR. Skaldowie zarówno w Niemczech (RFN / NRD ) jak i w ZSRR mieli status gwiazd i byli tam regularnie zapraszani. Prawdziwa "perfekcyjna para". Nawet ci znający pierwotny oryginał na pamięć - będą przyjemnie zaskoczeni jak co raz muzycy tu coś zmieniają, jak bawią się dźwiękiem, jak rozbudowują i przerabiają pewne wątki. Słuchanie ich to nie jedzenie bułki z masłem. Najlepsza "perfekcyjna para" jaką sobie można wyobrazić. Takich par / duetów jest tu więcej i za każdym razem mamy wrażenie, że słuchamy zupełnie nowej, wyjątkowo świeżej muzyki. Juhas Zmarł i Gdzie Mam Ciebie Szukać również mamy zaprezentowane w 2 wersjach - "niemieckiej" i "radzieckiej". Największe wrażenie robi ta ostatnia z Neubrandenburg 28.03.1973. Początkowy riff godny wybitnych grup blues-rockowy z Wysp czy naszego Tadeusza Nalepy - w późniejszej części Tarsiński zasolił taką solówkę jakiej nie powstydziłby się wczesny Blackmore czy Page. Ten niekiedy niedoceniany muzyk ze skłonnościami do "chowania się w cieniu" udowodnił, iż potrafił bardzo wiele. W kilku momentach mamy rasowe i zmyślne pochody basowe Ratyńskiego zdającego się być idealnym kontrapunktem do organów i skrzypiec Zielińskiego. Muzycznie, aranżacyjnie i dźwiękowo dziej się tu naprawdę dużo. Nawet zaśpiewana na koniec lekko "kanciastym" niemieckim Heidelbeeren czyli Gdzie Mam Ciebie Szukać wcale nie razi a ma w sobie wiele uroku. Za każdym przesłuchaniem człowiek odkrywa coś co wcześniej nie zwrócił uwagi. Wbrew temu, że w kolejnych latach ten materiał ukazał na innych wydawnictwach np. w/w Progressive Years czy Krywań Germany Sessions itd - głównie Kameleon Records - wartość płytki wcale nie zmalała a wręcz niebotycznie wzrosła. Wolę nie wiedzieć ile sobie każą płacić za używany egzemplarz za 10 czy 20 lat. Swego bezcennego na pewno nie sprzedam 😎.. tyle tylko - kto za 20/30 lat będzie słuchał takiej muzyki i kojarzył nazwę grupy ?.
W tym czasie grupa mocno flirtowała czy wdała w płomienny romans z progresją. Zielińscy mieli oczy i uszy otwarte na to co się grało na zachodzie. Mieli świadomość, że big-bit się skończył i wiele grup z tego okresu nie mogło się odnaleźć w nowej dekadzie i trzeba było już grać inaczej. Postanowili pozostając sobą - bazą było czerpanie z bogatego góralskiego folkloru - poszerzyć stylistykę o wpływy bluesowe, jazzowe, soulowe (wywiedzione z tradycji gospel równoczesne wykorzystywanie fortepianu i organów) czy z muzyki poważnej - przekuć to w ambitniejszego rocka aczkolwiek w niezwykle przystępnej formie i dbając o melodie. Płytka ukazała ponad 25 lat temu i miałem spore fragmenty nagrane z nocnej audycji radiowej. Byłem mocno zaskoczony że "Skaldowie grali TAKĄ muzykę". Bez kompleksów stanęli prawie w jednym rzędzie z takimi zachodnimi tuzami, których słychać silne inspiracje jak Deep Purple, Colosseum (z Valentine Suite na czele), Procol Harum, Uriah Heep, Manfred Mann Earth Band. Co prawda "redaktorzy" z Tylko-Rock (przez litość nie będę wspominał nazwisk) próbowali całość zdyskredytować po latach, wykpić czy na siłę udowodnić że "to w sumie nie prog rock", taka "ni-to-pies-ni-wydra", że zapożyczenia zbyt czytelne i nachalne i w gruncie rzeczy całość muzycznie miałka i wtórna. Kompletne bzdury. To był pewien znak czasów - próbując zaprezentować taką muzykę, wchodząc na obszar art/prog rocka - mając podobne korzenie i edukację muzyczną - vel blues, soul, klasyka, jazz - nie sposób było wymyślić czegoś innego (podobnie jak w literaturze czy filozofii - ludzie wpadali na pewne idee niezależnie od siebie i zupełnie się nie znając). Miłośnicy NRP wskazywali na duchowe pokrewieństwo do mniej wtedy znanych grup ( a swój renesans przechodzili dopiero na początku lat 90 gdy firmy płytowe jak Repertoire Records wznawiali na CD ich kultowe dzieła) jak Affinity, Skin Alley (jeden nasz krajan organista Juskiewicz u nich grał), Beggars Opera czy Rare Bird czy włoska Premiata Forneria Marconi. Jednakże w okolicach 72 mało prawdopodobne by Skaldowie zetknęli z ich dokonaniami. Słuchając Krywania (pozostałe utwory robią równie dobre wrażenie) dziś nadal zdumiewa z jak doskonałej strony jako twórcy i instrumentaliści się zaprezentowali - Andrzej jako wyborny organista a niedoceniony Konrad Ratyński jako rasowy basista z ciekawymi pochodami. Nawet Jacek w paru momentach popisuje niebanalnymi solówkami na skrzypcach czy trąbce. Pamiętam po latach przy okazji jakiegoś jubileuszu - gdy bodajże na rynku w Krakowie był zapowiadany koncert - wśród fanów lotem błyskawicy rozeszła się plotka że po latach znów zagrają Krywania i rzeczywiście to zrobili a serca zabiły mocniej. Miłe wrażenie robią wstawki zapożyczone z muzyki klasycznej jak Wilhelm Tell, Obrazki z Wystawy czy coś z rosyjskich kompozytorów. Słucham tego od lat i nigdy mnie nie nudzi. Owszem - to jest "łagodniejsza" odsłona art rocka - nie grają tak ostro, gęsto jak Yes, ELP czy późniejsze Genesis. Jak na nasz krajowy rynek taka muzyka to był ewenement, jest w niej jakaś zaklęta magia i tajemnica.
autor: Inkwizytor
19.05.2025, 12:43
Forum: Wykonawcy
Temat: Skaldowie
Odpowiedzi: 6
Odsłony: 2412

Re: Skaldowie

Za takim wyjątkowym "przewodnikiem" jakim jest Andrzej Zieliński i jego kompozycje można iść w ciemno a podróż bez wątpienia będzie magiczna a czas w żadnym razie niezmarnowany. To drugie wydanie Podróży. Pierwsze z inną okładką (bardziej mroczną i w duchu fantasy) z 1996 r. dawno się wyczerpało a na aukcjach dla kolekcjonerów osiąga poważne kwoty: 350 zł czy ponad 400. Szczęśliwie wytwórnia specjalizująca w starej polskiej muzyce Kameleon Records w 2012 wznowiło całość z inną szatą graficzną (całkiem udana i bardziej rodem z dziecięcej baśni za którą odpowiada Karolina Leśniewska - córka "tego" Leśniewskiego od sklepu Megadisc i licznych niekiedy kontrowersyjnych artykułów o zapomnianych grupach w dawnym Tylko Rock) z poważnie przebudowaną listą utworów. Fani Skaldów doczekali nie tylko o wiele większej dawki muzyki, kolejnych odkopanych suit z archiwów zespołu ale i drugiego dysku DVD z przedstawieniem baletowym właśnie z tytułowej Podróży Magicznej (z niezapomnianymi rolami legendarnych już niestety nieżyjących tancerzy: Gerarda Wilka i Ewy Głowackiej) . Bardzo grupa książeczka z dokładnym opisem okoliczności powstania poszczególnych suit, ze wspomnieniami Zielińskiego, ciekawostki a nawet przednie anegdoty jak ta, że występując z orkiestrą by się nieco odróżnić zespół wbił się w różowe fraki w których potem po kolei szli do ślubu 😁. Są zdjęcia z tamtych ciekawych lat, ujęcia z przedstawienia, memorabilia... można długo wymieniać a i tak najważniejsza jest muzyka. Ten album rekomendował mi ponad dekadę temu jest miłośnik i wielki fan Skaldów z Krakowa (kontakt się urwał a szkoda). Wtedy jakoś mi to umknęło, choć dostałem od niego kopię. Bardzo mnie zachęcał do posłuchania podkreślając, iż to mniej znane oblicze grupy, i że nie tylko suity Krywań i Stworzenie Świata cz. II, a większych ambitniejszych form w swoim repertuarze mieli znacznie więcej o czym wtedy nie wiedziałem. Tytułowa ponad 30 minutowa to chyba najwspanialszy kawałek muzyki, jaki kiedykolwiek stworzyli. Mamy elementy i latynoskie a la Corea i Mangione, trochę funku, soulu, disco a nawet arabsko/żydowskie (jeden fragmencik zdaje się być żywcem zapożyczony z jakiejś niekończącej się kompozycji SBB - o nich Andrzej wypowiadał się z uznaniem - że w tamtym czasie w Polsce tylko oni reprezentowali podobny poziom instrumentalny). Całość złożona z ok 12 części jest bardzo dobrze skonstruowana a jej słuchanie i śledzenie wątków (niektóre z nich się przewijają i wracają w wariacjach) to bardzo dobra zabawa (ujawnia po raz n`ty zamiłowanie Zielińskiego do romantycznych motywów). Uważny słuchacz i fan wyłapie nawet pochód akordów i nawiązanie do Nie Widzę Ciebie W Swych Marzeniach. Skaldowie lubią w kolejnych dłuższych utworach jak Zimowa Bajka czy Jak To Się Robi ( z komedii z niezawodnym tandemem Maklakiewicz / Himilsbach) cytować samych siebie - ze wcześniejszych piosenek, co tylko dodaje jeszcze więcej frajdy najwierniejszym fanom. Unikatowy i trochę niedoceniany album. Zwykło się go traktować jako ciekawostkę czy rzecz dla tych posiadających dosłownie wszystko co wiąże się ze Skaldami. Entuzjaści rocka progresywnego czy art rocka znajdą z pewnością wiele dla siebie a nawet mogą być przyjemnie zaskoczeni, bo nie spodziewali się aż takiego wysokiego muzycznego poziomu. Ktokolwiek traktuje grupę Zieliński z przymrużeniem oka przez pryzmat Medytacji Wiejskiego Listonosza, Z Kopyta Kulig Rwie czy Gonić Króliczka - po Podroży Magicznej nabierze więcej pokory a do płyty będzie chciał regularnie wracać. W przypadku takich projektów "muzyki do obrazu" czy mającej pełnić ilustracyjną rolę w oderwaniu od przedstawienia niekiedy może nużyć czy nie wywoływać żadnego wrażenia. Propozycja Zielińskich sama broni się doskonale.
autor: Inkwizytor
19.05.2025, 08:47
Forum: Wykonawcy
Temat: Barbara Sikorska - CDN ?....
Odpowiedzi: 444
Odsłony: 52441

Re: Barbara Sikorska - CDN ?....

Po jakże emocjonującym weekendzie otrzymaliśmy sporo listów i spostrzeżeń - głównie w duchu:


"... Szanowni Państwo. Pragnę wyrazić daleko idące zaniepokojenie i rozczarowanie ostatnio coraz bardziej dominującą tematyką sportową i piłkarską w tym wątku. Dlaczego pomijacie swoiste "korzenie" synth-popu jakimi był chociażby glam rock ?. Weźmy przykład pierwszy z brzegu czyli Gary Glittera. Pomijam to jak się w późniejszych latach pogubił życiowo i za co był parokrotnie skazywany i to na coraz dłuższe wyroki np. w Wietnamie :wink: . Skoro tak gremialnie stajemy murem za pewnym "Tęczowym Organistą" :roll: i wielokrotnie zamiast protestów było wymowne milczenie i przemilczanie jego ekscesów to czemu czepiamy się Glittera ?. W końcu "prawie każdy" ma na koncie jakieś ekscesy z małolatami i jakieś skazy na życiorysie - nie bądźmy czepialscy i pamiętliwi :wink:. Mnie zdarzyło się nawet ...". Dalszej części listu niestety nie możemy zacytować bo to nieprzyzwoite :D , ale możemy zapewnić, iż soczystych smaczków nie brakuje a tamta dziewucha nie miała nawet.... Oj przepraszam, o mało co bym się wysypał a chodzi przecież o muzykę. Na pewno spory wpływ na Sikorską miał utwór - chyba najsłynniejszy I`m the Leader of the Gang (I Am). W 1973 podbił listy przebojów a w Anglii dość długo był nr. 1.


https://www.youtube.com/watch?v=92lHiB3RUOg


Napisany wraz z producentem Mike`m Leanderem. Wspólnie też mieli zagrać wszystkie ścieżki instrumentalne - no może z wyjątkiem saksofonów. Gary śpiewał o sobie, do tego stopnia identyfikował się z tym kawałkiem i tytułem - iż sam siebie nazywał Leader i tak również zatytułował swoją biografię. Całkiem niedawno świętował swoje 80 urodziny, choć z pewnością wolał celebrować w innym otoczeniu :D . Utwór i tekst potrafiły rozgrzać nie jedno audytorium i widownia zawsze to skandowała zanim jeszcze artysta pojawił się na estradzie.


"... Come on, come on, come on, come on, come on, come on,
Come on, come on, come on, come on, come on, come on, come on,
I SAID!
Come on, come on, come on, come on, come on, come on,
Come on, come on, come on, come on, come on, come on, come on,
D'you wanna be in my gang, my gang, my gang, D'you wanna be in my gang, Oh yeah!
D'you wanna be in my gang, my gang, my gang, D'you wanna be in my gang?
I'm the leader, I'm the leader, I'm the leader of the gang I am!
I'm the leader, I'm the leader, well there's no one like the man I am!
I can take you high as a kite every single night
I can make you jump out of bed, standing on my head
Who'd ever believe it, Come on come on
Could ever believe it, Come on come on
Who'd ever believe it, Come on come on
D'you wanna be in my gang, my gang, my gang? D'you wanna be in my gang, Oh yeah!
D'you wanna be in my gang, my gang, my gang, D'you wanna be in my gang?
I'm the leader, I'm the leader, I'm the leader of the gang I am!
I'm the leader, I'm the leader, I'm the man who put the fang in gang!
I can take you over the hill
Ooh what a thrill
I can make you sell me your soul
For your rock and roll
Who'd ever believe it, Come on come on
Could ever believe it, Come on come on
Who'd ever believe it, Come on come on
D'you wanna be in my gang, my gang, my gang? D'you wanna be in my gang, Oh yeah!
D'you wanna be in my gang, my gang, my gang? D'you wanna be in my gang, Oh yeah!
D'you wanna be in my gang, my gang, my gang? D'you wanna be in my gang, Oh yeah!
I'm the leader, I'm the leader, I'm the leader of the gang I am!
I'm the leader, I'm the leader, I'm the leader of the gang I am! I am! I am!...".


Największe smaczki i majonezy to:


"... I can take you high as a kite every single night
I can make you jump out of bed, standing on my head...".



"... I can take you over the hill
Ooh what a thrill
I can make you sell me your soul...".



Wielokrotnie wracały pomysły by nakręcić porządny film, który uchwyciłby ten fenomen, jak kształtował się glam, jak w pewnym sensie przeszedł w disco a na końcu synth-pop. Nie było pewności jaki aktor wcieliłby się w główną postać ale na pewno ktoś by się znalazł. Podobnym wyzwaniem byłoby znalezienie odpowiednio przekonującej aktorki wcielającej w Sikorską :roll: . Podejrzewam, iż nawet ten problem znalazłby rozwiązanie. Kwestią najbardziej dzieląca zainteresowanych było - czy pokazać co się z artystą działo po 1997, który okazał pod wieloma względami przełomowy. A wszystko zaczęło całkiem "niewinnie" od oddania zepsutego komputera do serwisu i co tam "przypadkiem" znaleziono :wink: Nie pomogło szukanie pomocy po stronie przedstawicielek płci pięknej - co idealnie doprowadzi nas do kolejnych wątków.