Zmarła bliska mi osoba, dzięki której w połowie lat 90 miałem możliwość zapoznać się i wypożyczyć pierwsze kasety: Pink Floyd, Peter Gabriel (Birdy), Mike Oldfield, Sting. Taki typowy sznyt lat 90. Kaseta Pink Floyd była piracka i nazywała się "The Dark Of The Moon" - ze zgubieniem "Side"

Wydaje mi się, że w tym domu też chyba pierwszy raz zobaczyłem płyty Pata Methenego (w tym sensie, że zanotowałem istnienie takiego kogoś), na stole leżało Jazz Forum, oczywiście grała Trójka, czytało się Przekrój, wypożyczyłem tę książkę o Milesie. Fajny klimat.
Wydaje mi się, że też od tej osoby dostałem i wysłuchałem, chyba w ogóle jako pierwszą, albo absolutnie jedną z pierwszych w ogóle płyt jazzowych: był to
Krzysztof Popek Letters and Leaves. Wtedy mi się podobało i generalnie przez długi czas jazz kojarzyłem właśnie z taką okładką i muzyką. Jak potem słuchałem tego Popka to mi się nie podobał, bo wydał się zbyt miałki, potem zrozumiałem czy tez skapowałem się, że utwory na tej płycie to przeróbki najróżniejszych kawałków (m.in. Hubbard, Henderson). A słuchałem sobie wczoraj, dla upamiętnienia owej zmarłej osoby i uznałem, że to jednak całkiem przyjemny, klimatyczny album.
W ramach ciekawostki socjologicznej: no i właśnie to był ktoś taki, kto w ostatnich latach zupełnie chyba zaprzestał jakiegokolwiek zainteresowania muzyką. Pomimo, że co jakiś czas się widywaliśmy, to jednak tematy muzyczne już się nie pojawiały - ale właściwie dopiero teraz to sobie uświadomiłem, wspominając tę osobę. Wieczny odpoczynek i dziękuję za wszystkie inspiracje.
A dziś
Miles Davis - Live in Filmore East, 7 March 1970 - kapitalne granie na wspomaganie w pracy!