Pierwszą płytę, jaką poznałem była At the Mountain of Madness grupy Electric Masada z roku 2005.

Muzyka ta, pomimo iż trudna w odbiorze, warta jest bliższego poznania. Oprócz momentów typowo free-jazzowych, metalowych, możemy spotkać piękne spokojnie płynące formy, czerpiące pełnymi garściami z tradycyjnej muzyki żydowskiej. Pozwolę sobie tutaj wkleić linka do recenzji tego albumu ze strony artrock.pl:
http://artrock.pl/recenzje/52513/electr ... dness.html
Polecam również takie pozycje jak:
- Naked City - Leng T'che (1992) - polecam dla fanów cięższego oblicza King Crimson
- Naked City - Radio (1993) - zupełnie inna od albumu wydanego rok wcześniej, częściowo zakorzeniona w nowoczesnym jazzie, a częściowo w hard rocku.

- Masada - Live at Tonic 2001 - przystępniejsza, akustyczna wersja Masady, zagrana w kwartecie.

Myślę że warto poznawać sukcesywnie kolejne pozycje pokaźnego katalogu nagrań Zorna. Jest to jednak zadanie niełatwe, gdyż zauważyłem, że wraz z nagraniami które są warte przesłuchania, trafiają się ostre free-odjazdy, takie jak np. Painkiller - Guts of A Virgin, w których dominuje nieprzyjemna kakofonia wraz z przeraźliwym wrzaskiem wokalisty.
Które z płyt zarówno Zorna solo, jak i jego zespołów polecacie najbardziej?