ALBUM ROKU 1973 (edycja 2020)

Najciekawsze - najsilniejszych.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Monstrualny Talerz
japońska edycja z bonusami
Posty: 3997
Rejestracja: 24.05.2017, 10:29

Post autor: Monstrualny Talerz »

gharvelt pisze:... nadal sprawia sporo przyjemności, choć o zmieszczenie w "40" może być ciężko.
Obawiam się, że motywem przewodnim plebiscytu 1973 r. będą właśnie stwierdzenia w rodzaju: "x, y, z to doskonały album, ale mimo wszystko to za mało by zmieścić się w Top 40" 8)

Oj, ciężko wszystkie te wspaniałości poupychać w czterdziestkach, a w przypadku roku 1973 to trudność szczególna :cry:
Awatar użytkownika
B.J.
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 14151
Rejestracja: 11.04.2007, 21:33

Post autor: B.J. »

To zależy, czy u danego Uczestnika waży bardziej podejście rozumowe, czy emocjonalne. Każdy z nas ma jakieś pojęcie o wadze danego albumu dla rocznika, ale czym innym jest ocena istotności dla rocznika a - fajności dla uczestnika.
Aby zilustrować tezę przytoczę przykład Larks'... - niegdyś uważanej przeze mnie chwilowo za najlepszy album KC, dziś zaś... hm, może się nie załapać. Nie jara mnie, choć oczywiście szanuję.
Awatar użytkownika
Dobromir
epka kompaktowa
Posty: 1055
Rejestracja: 11.08.2019, 18:53
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Dobromir »

Ja rok temu jeszcze znałem może z 20 płyt z 1973 roku, więc zero emocjonalnego stosunku czy większego przywiązania (może poza "Sabbath Bloody Sabbath" i "Dark Side of the Moon"). To jest po prostu mocny i różnorodny rocznik. :)
Awatar użytkownika
gharvelt
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5748
Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
Lokalizacja: Kraków

Post autor: gharvelt »

B.J. pisze:Kvartetten Som Sprängde - Kattvals (1973)
Inkwizytor pisze:Kurde, to jest dopiero granie. Od razu stawia człowieka na równe nogi nawet lepiej niż poranna kawa. Na pewno kłania się wczesny Santana - ciężki jak cholera hammond, sporo perkusyjnych no i ta tnąca wszystko po drodze gitara. Miodzio.
Jedyna płyta zagadkowego power trio ze Szwecji ze wszechmiar godna jest rozpoznania, a już na pewno miłośnicy SBB powinni obadać (podobieństwo klimatyczne), przy czym Kwartet brzmi surowiej. Ale dla mnie to jest na razie odkrycie rocznika `73.
Mocna, organowa muzyka, do tego z urzekającymi wpływami szwedzkiego folku, za którym przepadam (Ragnarök, wczesna Kaipa, Jan Johansson). Utwór Gånglåt från Valhallavägen przekonał mnie definitywnie. Dla mnie zdecydowanie ciekawsze od SBB i całe szczęście skojarzenia mam zupełnie inne. Ponadto, jak zawsze, dodatkowy plus za okładkę z jakimkolwiek kotem lub kotowatym 8)
Awatar użytkownika
greg66
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4162
Rejestracja: 31.08.2008, 22:00
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Post autor: greg66 »

Prosze o dopisanie

Jerry Gracia/Merl Saunders-Live At Keystone

Nagrania z Keystone, które zawierają te płyty zostały zagrane 10 i 11 czerwca 1973 roku.
Ogień, woda, powietrze i wiatr luźno wymieszane w słońcu jak skrzydła motyli prowadzą nas w tych dźwiękach, mających w sobie nieprzebraną tęsknotę za swobodnym, luźnym niczym nieskrępowanym życiem. Niebo jest nadal czyste, krople deszczu są pełne osobowości, usiądź przyjacielu obok mnie nad wodą i posłuchaj. „My Funny Valentine” odbija się w tęczowych wodospadach, prowadząc luźne dźwięki w stronę docelowego portu. Ten ponad osiemnastominutowy numer zawiera w sobie czysto jazzową atmosferę. Wszyscy muzycy improwizują ale robią to tak delikatnie, tak swobodnie, że… Posłuchaj!
Awatar użytkownika
B.J.
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 14151
Rejestracja: 11.04.2007, 21:33

Post autor: B.J. »

greg66 pisze:Prosze o dopisanie

Jerry Gracia/Merl Saunders-Live At Keystone
Świetny żywiec :!:
Crazy
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5038
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

Post autor: Crazy »

Monstrualny Talerz pisze:motywem przewodnim plebiscytu 1973 r. będą właśnie stwierdzenia w rodzaju: "x, y, z to doskonały album, ale mimo wszystko to za mało by zmieścić się w Top 40"
ekhm 8)
u mnie na razie motywem przewodnim jest: "x, y, z to kolejny całkiem dobry album, ale gdzie jest coś, co mogę dać na pierwsze miejsce" :-)

Ale nie narzekajmy, posuwam się do przodu!

Po pierwsze, Enlightenment McCoya Tynera - na razie posłuchałem na trzy raty (tytułowa suita - środek - Walt/Talk Spirit) i to było zdecydowanie najlepsze, co słyszałem w tym roku (w sensie, w 73). Muszę jednak potwierdzić to odsłuchem całości na raz, bo jeżeli miałbym się czegoś czepiać, to pewnej jednostajności - o tyle taka Sahara wydaje mi się lepsza, że tam jest więcej specyficznych pomysłów. Tutaj jest po prostu nieustający cudowny CZAD! Esforty miał rację, tam muzyka nie próbuje nawet grać ciszą, jest niezmiernie gęsto. O ile jednak czepiałem się Love Devotion Surrender, że za dużo, za szybko i może za bardzo wydumanie, tak tutaj wszystko mi grało pełną autentycznością, zero wystudiowania, sto procent groove'u. Ale jak mówię, jeden odsłuch na raty to trochę mało, czekam na wolną godzinę bez innych ludzi w pobliżu, żeby dać temu porządnie wybrzmieć!

Sabbath Bloody Sabbath - rozumiem, że poruszam tu coś, co dla wielu jest oczywistością, ale primo po pierwsze wiemy, że w '73 ja z oczywistościami mam nie po drodze, a primo po drugie z Sabbathami też mam nie po drodze. Szanuję ich, powiedzmy, na odległość. Płyty rzeczonej mogłem słuchać ostatnio ja wiem? 10 lat temu? Coś kojarzyłem, że jest DOBRA, ale do odsłuchu podchodziłem jak do jeża, natomiast okazało się nawet, że jest BARDZO dobra. A wręcz wyśmienita! Przede wszystkimi gitarowo jest to niesamowite (tak, wiem, że ameryki nie odkryłem...), po drugie świetne numery, kurde, jak Ozzy wyśpiewał to killing yourself to li-ive!, to aż mi się to ze środka wyrwało jednocześnie! I jakie on tam ładne melodie wyciąga. Faktem jest wprawdzie, że sam Ozzy stanowi mój zasadniczy problem z lubieniem Black Sabbath: szanuję i doceniam jego oryginalność, a także muzykalność, ale ciężko mi się go słucha. To sprawa czysto estetyczna - charkotu Lemmy'ego mogę słuchać bez ograniczeń, zaś skrzeczenie Ozzy'ego działa mi na nerwy ;-)
Świetna rzecz wszelako i zapewnione wysokie miejsca na liście, choć czy przebiją Betty Davis? Zobaczymy!
Monstrualny Talerz pisze:kolejny nierozwiązywalny dylemat ad 1973!!! Welcome czy LDSa???
U mnie okazał się bardzo łatwo rozwiązywalny: nie pamiętałem tych wokalnych fragmentów z Welcome, bo musiałem je wyrzucić z pamięci, co chyba ponownie postaram się uczynić. Wokalne momenty u Santany w ogóle często kuleją, śpiewacy tacy sobie, a i melodii ciekawych najczęściej nie dostają, za to z latynoskiego żaru robi się zbyt często latynoski pop.
Oczywiście Flame-Sky i Welcome na koniec są przepiękne, ale z trudem do nich dobrnąłem.
Może jednak tego santanowskiego dobra wystarczyć, żeby zmieścić się w top 40... ;-)

Kolejna odświeżka, tym razem ze znacznie lepszym skutkiem:
Procol Harum - Grand Hotel - apologeci mówią, że to taka równa płyta, ale niestety nie wydaje mi się. Utwór Fires jest wybitny: melodyczne i harmoniczne rozwiązania z najwyższej półki i absolutnie nie dla popisywania się, tylko dla stworzenia całości o klimacie jak z jakiegoś niesamowitego filmu, zapadającego w pamięć na długo; porywający i niepokojący zarazem główny motyw muzyczny, to wokalizowany, to grany przez różne instrumenty, w ogóle bogata i trafiona aranżacja (ale mi się podoba perkusja!). Kilka innych utworów też z wysokiej półki, ale też momentami nudnawo.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
Awatar użytkownika
B.J.
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 14151
Rejestracja: 11.04.2007, 21:33

Post autor: B.J. »

Backside pisze:Gabor Szabo - Mizrab (...) Wspomniana płyta to chyba najlepsza z dyskografii tego Pana. Nie wiem czemu, ale Gabor (trochę na modłę Karolaka) nie potrafi z siebie wykrzesać czadu - kupiona ostatnio płyta "Femme Fatale" jest wypełniona przede wszystkim świetną grą Corei, a Gabor jakby się hamował - gra takie powolne staccato, nie potrafi popłynąć.

Natomiast Mizrab, jeśli chodzi o solówki, jest doskonały. Utwór "Thirteen" jest nieprawdopodobny, a wsparta orkiestrą atmosfera w "Concerto" - niepowtarzalna.
Baaaardzo dobry album. A poza tym leniwe plumki Gabora to po prostu jego formuła czadzenia. ;)
Mocna kandydatura do 40.
Awatar użytkownika
gharvelt
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5748
Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
Lokalizacja: Kraków

Post autor: gharvelt »

Pomimo, że nie należę do - oględnie ujmując ;) - do najzagorzalszych miłośników "leniwego plumkania", to ten Szabó jest pewniakiem na mojej liście. Bardzo klasowe granie, ponadto świetnie sobie poradził z wzięciem na warsztat Szostakowicza, za którym przepadam swoją drogą.
Awatar użytkownika
Białystok
box
Posty: 8600
Rejestracja: 03.01.2013, 08:21
Lokalizacja: Białystok

Post autor: Białystok »

A ja słucham mającej wielu zwolenników płyty z tego rocznika z kultowymi organami Farfisa, gdzie żadnego plumkania na szczęście nie ma.
Awatar użytkownika
B.J.
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 14151
Rejestracja: 11.04.2007, 21:33

Post autor: B.J. »

gharvelt pisze:Bardzo klasowe granie, ponadto świetnie sobie poradził z wzięciem na warsztat Szostakowicza, za którym przepadam swoją drogą.
A propos przeróbek poważki to jest w tym roczniku taki fajny kawer Also Sprach Zarathustra Richarda Straussa na płycie Eumira Deodato Prelude. Na tym samym albumie jest jeszcze kawałek Debussy`ego. Ponieważ b. lubię styl Eumira, to może nawet i dwójeczka się u mnie zmieści, a Prelude to pewniak.
Awatar użytkownika
gharvelt
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5748
Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
Lokalizacja: Kraków

Post autor: gharvelt »

Białystok pisze:A ja słucham mającej wielu zwolenników płyty z tego rocznika z kultowymi organami Farfisa, gdzie żadnego plumkania na szczęście nie ma.
Nie słuchałem tej płyty już z 10 lat, ale raczej nie zamierzam jej teraz sobie przypominać, skoro i tak nie ma żadnych szans, żeby u mnie zapunktowała (co - jak sądzę - i tak nie odbierze jej wygranej w plebiscycie).
B.J. pisze:A propos przeróbek poważki to jest w tym roczniku taki fajny kawer Also Sprach Zarathustra Richarda Straussa na płycie Eumira Deodato Prelude. Na tym samym albumie jest jeszcze kawałek Debussy`ego. Ponieważ b. lubię styl Eumira, to może nawet i dwójeczka się u mnie zmieści, a Prelude to pewniak.
Również lubię obie wspomniane płyty Eumira. Na dwójce zabrał się za Ravela i Gershwina :) To właściwie specjalista od interpretacji oraz coverów, bo przecież nie tylko klasyką się zajmował. Choćby na płycie z '74 własne wykonanie jednego z kawałków wspominanego tutaj ostatnio Steely Dan.
Awatar użytkownika
Białystok
box
Posty: 8600
Rejestracja: 03.01.2013, 08:21
Lokalizacja: Białystok

Post autor: Białystok »

gharvelt pisze:
Białystok pisze:A ja słucham mającej wielu zwolenników płyty z tego rocznika z kultowymi organami Farfisa, gdzie żadnego plumkania na szczęście nie ma.
Nie słuchałem tej płyty już z 10 lat, ale raczej nie zamierzam jej teraz sobie przypominać, skoro i tak nie ma żadnych szans, żeby u mnie zapunktowała (co - jak sądzę - i tak nie odbierze jej wygranej w plebiscycie).
Mimo, że tych zwolenników jest wielu to jej szanse na wygraną są takie jak Iranu w wojnie z USA.
Awatar użytkownika
gharvelt
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5748
Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
Lokalizacja: Kraków

Post autor: gharvelt »

Najwidoczniej pomyliłem się w interpretacji i pisałem o innym albumie. Tak to bywa z niedopowiedzeniami ;)
Awatar użytkownika
Monstrualny Talerz
japońska edycja z bonusami
Posty: 3997
Rejestracja: 24.05.2017, 10:29

Post autor: Monstrualny Talerz »

B.J. pisze: A propos przeróbek poważki to jest w tym roczniku taki fajny kawer Also Sprach Zarathustra Richarda Straussa na płycie Eumira Deodato Prelude. Na tym samym albumie jest jeszcze kawałek Debussy`ego. Ponieważ b. lubię styl Eumira, to może nawet i dwójeczka się u mnie zmieści, a Prelude to pewniak.
Oczywiście!!! U mnie oba jako pewniaki które wcisnę kolanem do 40 (razem z tą pozostałą 120-dziestką)!

Podciągnę temat, żeby nikomu nie umknęło
Deodato - Prelude
Deodato - Deodato 2


Marzy mi się kiedyś zrobienie Fusionowego Topu Wszechczasów, gdzie tamże takie kawałki jak Zaratustra, Super Strut, Baubles, Bangles And Beads, Skyscapers okupowałyby przez lata pierwszą dziesiątkę. Idealne kawałki do auta. Na pokładzie m.in. Bill Cobham, Stanley Clarke, Airto Moreira no i krzesający iskry John Tropea. Co ciekawe oba albumy były wielkimi hitami, jak czytam na wiki Prelude 1 sprzedało się w 5 mln egzemplarzy, a Zaratustra okupowała pierwsze miejsca list przebojów (nr 2 na liście Billboardu)
https://www.billboard.com/charts/hot-100/1973-03-31

w ogóle to fajnie sobie obadać, co kupowali i słuchali tamtejsi tubylcy (płyty Deodato dotarły do nr 3 w zestawieniu a dwójka na miejscu 19). Dobrze radzili sobie np. War, Moody Blues czy wspomniany przez Esfortego Traffic, a Crimsony Panie słabiutko...)

https://www.billboard.com/archive/charts/1973/TLP

Super Strut - jak dla mnie jeden z najlepszych przebojów szeroko rozumianego fusionu:
https://www.youtube.com/watch?v=SYS9OTNrd-4

Obrazek

Obrazek
ODPOWIEDZ