Frank Zappa
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Mój mentor ze studiów z tematyki "negocjacje w biznesie" sprzedał nam swoje życiowe motto - które z kolei otrzymał od innego iście wiekowego mentora - "by mnie dotknąć - trzeba być kimś" - polecam je wszystkim - szczególnie tym od "obrazy uczuć religijnych" - jakie one muszą być wątłe z samą wiarą azaliż by je tak łatwo "nadwątlić" . Sam jestem wierzący - ale z wiekiem narasta moje rozczarowanie zorganizowaną formą religijnością - z jego manifestacjami w naszym nieszczęsnym kraju. Zappa mawiał - nie ma znaczenia - rząd, partia taka czy siaka, czy sekta, czy kościół czy mafia - to jeden grzyb - to wszystko jest skorumpowane, chodzi o władzę, o kontrolę o upodlenie jednostek - szczególnie tych głupich. Dlaczego o tym nie śpiewać i nie mówić ? - a skoro kogoś to nie dotyczy - to dlaczego czuje dotknięty i oburzony ?.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.udiscovermusic.com/news/mot ... yc-london/
Niebawem ma się ukazać szykowana nie lada gratka dla fanów Zappy - mowa o 8 płytowym boxie - kompletne nagrania koncertów z Fillmore East, na dokładkę Harrisburg i Rainbow Theatre. Show z Fillmore mają od lat status "kultowych", choć z drugiej strony cholernie kontrowersyjnych i dzielących fanów i to nawet tych najwierniejszych. Wartość historyczna i dokument ciekawych czasów bezdyskusyjny - nie tylko z racji zaproszenia na bisy Lennona i Ono ( z jakości tego "eksperymentu" i "happeningu" Frank nie był zadowolony - zarzucał tej dwójce zbyt daleko posunięte ingerencje , zmianę tytułów i eksponowanie swoich osób a jego próbowano zmarginalizować ). Trzeba być niezłym fanatykiem FZ by skusić na ten box - dla mnie najwyżej ciekawostka bo od lat jak ognia unikam nagrań z tego okresu gdy brylowali Howard i Mark - czyli Flo & Eddie. Lider ich "chwalił", że byli dobrzy i czuli pastisz, parodię i wodewil - a wtedy go samego to najbardziej interesowało. Okres zbyt nasycony negatywnymi emocjami - to wszystko robiło się stopniowo coraz bardziej "złe" - i zmierzało do nieuniknionej katastrofy - w tym przypadku trudno nie powiedzieć banalnego " kto sieje wiatr, ten zbiera burzę" czy "karma wraca". Występy przeradzały w regularne boje Franka z publicznością - wtedy nie wiem czy zanadto testował "wierność" swoich fanów i posuwał jednak za daleko - co po latach niechętnie ale przyznają sami muzycy. Kulminacją był m.in show z kasyna Montreux czy gdy na scenę wtargnął jakiś maniak , zaatakował muzyka i ten wylądował w rowie ze złamaną nogą i pogruchotaną krtanią. Dlatego później odreagował najbardziej jazzowymi w swojej historii i najbardziej udanymi - Waka Jawaka i Grand Wazoo - o wybornym składzie koncertowym w 73 nawet nie ma co wspominać. Od lat ukazują elektryzujące fanów boxy - podsumowujące jakiś okres - np Complete Roxy 73, Complete Halloween 78,77,73,81 - więc ten najnowszy zainteresuje chyba już facetów zbierających dosłownie wszystko.
Niebawem ma się ukazać szykowana nie lada gratka dla fanów Zappy - mowa o 8 płytowym boxie - kompletne nagrania koncertów z Fillmore East, na dokładkę Harrisburg i Rainbow Theatre. Show z Fillmore mają od lat status "kultowych", choć z drugiej strony cholernie kontrowersyjnych i dzielących fanów i to nawet tych najwierniejszych. Wartość historyczna i dokument ciekawych czasów bezdyskusyjny - nie tylko z racji zaproszenia na bisy Lennona i Ono ( z jakości tego "eksperymentu" i "happeningu" Frank nie był zadowolony - zarzucał tej dwójce zbyt daleko posunięte ingerencje , zmianę tytułów i eksponowanie swoich osób a jego próbowano zmarginalizować ). Trzeba być niezłym fanatykiem FZ by skusić na ten box - dla mnie najwyżej ciekawostka bo od lat jak ognia unikam nagrań z tego okresu gdy brylowali Howard i Mark - czyli Flo & Eddie. Lider ich "chwalił", że byli dobrzy i czuli pastisz, parodię i wodewil - a wtedy go samego to najbardziej interesowało. Okres zbyt nasycony negatywnymi emocjami - to wszystko robiło się stopniowo coraz bardziej "złe" - i zmierzało do nieuniknionej katastrofy - w tym przypadku trudno nie powiedzieć banalnego " kto sieje wiatr, ten zbiera burzę" czy "karma wraca". Występy przeradzały w regularne boje Franka z publicznością - wtedy nie wiem czy zanadto testował "wierność" swoich fanów i posuwał jednak za daleko - co po latach niechętnie ale przyznają sami muzycy. Kulminacją był m.in show z kasyna Montreux czy gdy na scenę wtargnął jakiś maniak , zaatakował muzyka i ten wylądował w rowie ze złamaną nogą i pogruchotaną krtanią. Dlatego później odreagował najbardziej jazzowymi w swojej historii i najbardziej udanymi - Waka Jawaka i Grand Wazoo - o wybornym składzie koncertowym w 73 nawet nie ma co wspominać. Od lat ukazują elektryzujące fanów boxy - podsumowujące jakiś okres - np Complete Roxy 73, Complete Halloween 78,77,73,81 - więc ten najnowszy zainteresuje chyba już facetów zbierających dosłownie wszystko.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=E30tl6J-eaU
A myślałem już że z młodzieży nic nie będzie - to chyba jest ta część " wyklęta" - wypisana z lekcji religii - która dopiero ma przed sobą "Ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich" - bo kilka muzycznych, rytmicznych i harmonicznych niedociągnięć w tym wykonaniu jest , kurcze, szkoda, że Frank tego nie dożył bo nowe kadry i zaciąg mu rósł na oczach
A myślałem już że z młodzieży nic nie będzie - to chyba jest ta część " wyklęta" - wypisana z lekcji religii - która dopiero ma przed sobą "Ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich" - bo kilka muzycznych, rytmicznych i harmonicznych niedociągnięć w tym wykonaniu jest , kurcze, szkoda, że Frank tego nie dożył bo nowe kadry i zaciąg mu rósł na oczach
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Wie ktoś może, czy są nagrania Zappy z Beefheartem na wokalu oprócz Bongo Fury?
https://discord.gg/62Hy5mpnPk
Muzyczny serwer Discord, nigdy tu nie wchodźcie, najgorszy serwer na świecie.
Muzyczny serwer Discord, nigdy tu nie wchodźcie, najgorszy serwer na świecie.
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Od siebie polecam nieźle brzmiący koncert / bootleg z El Paso :
https://www.youtube.com/watch?v=i-B9wATulss
https://www.guitars101.com/threads/fran ... st-3641605
https://www.youtube.com/watch?v=i-B9wATulss
https://www.guitars101.com/threads/fran ... st-3641605
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Jest jeszcze o bogatej set liście - Providence :
https://www.guitars101.com/threads/fran ... st-3667789
https://www.guitars101.com/threads/fran ... st-3667789
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Dzięki!
https://discord.gg/62Hy5mpnPk
Muzyczny serwer Discord, nigdy tu nie wchodźcie, najgorszy serwer na świecie.
Muzyczny serwer Discord, nigdy tu nie wchodźcie, najgorszy serwer na świecie.
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Hej, przy okazji mogłem dokonać przeglądu swoich bootlegów Franka - bo w istocie do materiału koncertowego z Bongo Fury nie wracałem już od.... kilkunastu lat - trudno uwierzyć . Szanuję Beefhearta - to niekwestionowany ekscentryk, szczery artysta i wizjoner - choć to co on proponował to nie moja bajka. Zabawne jak dwaj przyjaciele z burzliwego okresu dojrzewania, przeżywający i dzielący te same fascynacje, doświadczenia, inspiracje, miłostki i zbankrutowane wartości - po latach stali sobie obcy, by nie powiedzieć "wrodzy" - Don gorzko wypominał Zappie że chciał go wykorzystać i zrobić z niego "świra" - by po latach z okazji trasy Fury znów zgodnie prezentować się na scenie. Nie wszystko prezentowało tak różowo i w duchu "reunion" - Frank po latach w typowy prześmiewczy dla siebie sposób wspominał tę trasę - Don wszędzie nosił ze sobą torbą z małym saksofonem, kilkoma książkami / tomikami poezji / szkicownikami nowych tekstów i wszystkich naokoło irytował swoimi fochami i pretensjami - to samo potwierdzał Anderson gdy Captain i jego Magic Band otwierali koncerty Jethro - że lider żalił i wszędzie węszył spiski, że wszyscy go nienawidzą, nie widzą w nim artysty, podrzucają kłody pod nogi i chcą go zniszczyć - a sam nie miał głowy do interesów - dostawał zaliczki i je "przejadał" a zespół niekiedy nie miał na jedzenie i były gorsze historie. Kłania stara historia - że WIELKI artysta bywa MAŁYM czy SKARLAŁYM człowieczkiem. Odnośnie Bongo w tropicieli twórczości Zappy zdania są podzielone - jedni uważają, że to solidny kawał grania, inni że to zwiastun pewnego regresu i zagubienia Franka - że UPRASZCZAJĄC - na albumie było z racji galanterii dla przyjaciela z młodzieńczych lat będących wtedy w poważnych tarapatach finansowych i uwikłanego w kontrakty - że sam nie wiedział jak się z tego wyplątać - a na żywo było zdecydowanie więcej Zappy i jego bandu wymiataczy i niekiedy Don czuł trochę "na przyczepkę". Nie brakowało opinii - że połączenie starych kumpli nie wyszło zbyt dobrze - a Frank miał się utwierdzić w swoim życiowym credo - że "żadnej nostalgii za przeszłością , za minioną chwałą czy dla kumpli z dzieciństwa, było, minęło, trzeba koncentrować na tu-i-teraz oraz patrzeć w przyszłość". Pewne ziarenka dobrej zmiany i forpoczty zmierzania w muzykę i fusion XXI w. zostały zasiane - pojawił genialny perkusista Terry Bozzio - który jak nikt rozumiał, intepretował i rozwijał pomysły lidera, świetny gitarzysta i wokalista Denny Walley - którego talenty rozbłysły na trasie 78/79 i pogodzenie z faktem - że szyld "Mothers" to kwestia i wspomnienie lat 60 - co prawda ruszył jesienią 75 na trasę jako Mothers - ale był to wybitnie skład "przejściowy" i nijako "na przetrwanie" musiał poczuć do kości , że przeszłości nie da wskrzesić i trzeba rozglądać za młodymi muzykami - niekiedy wręcz "muzycznymi dziewicami" by realizować nowe koncepcje i by muzyka była ostra, świeża, wyrazista, jak ostrze noża.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
By nie być gołosłownym i wcześniejsze "nudne wywody" podeprzeć akademickim przykładem - jak pewne zarysowane szkice, pomysły i niedookreślone kierunki znalazły wyraz np na wybornej trasie z jesieni 78 - narzekano, po odejściu Brocka, że bandowi brakowało "master singers" - to oto proszę bardzo - mamy Ike`a i Denny`ego, przy okazji całkiem niezłych gitarzystów rytmicznych ( ten drugi, niezwykle agresywny wypełniał lukę slide - pamiętaną jeszcze po Tony Durancie ), dwóch jazzujących i nieprzewidywalnych klawiszowców Wolf/ Mars, dwóch basistów - Barrow i O`hearn, Mann na perkusyjnych i Vinnie..... a na wiosnę dołączył(a) - Sophia Warren Cuccurullo
https://www.youtube.com/watch?v=fQ8mB-toLrA
https://www.youtube.com/watch?v=fQ8mB-toLrA
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Adrithgor - mnie niechcący (chwała mu za to) zainspirował by zanurkować ponownie w odmęty i głębiny archiwów Franka - całkiem niechcący i przypadkiem natrafiłem na kopię tego boxu:
https://www.discogs.com/release/1430948 ... lloween-73
Doniedawna triumfy święciły odświeżone i zaprezentowane w pełnej (czyżby ?) krasie występy z kultowego Roxy 73 - wyprzedzające o raptem parę tygodni te nagrania - nijako powtarzające zestaw. Dlatego by unikać nużących "Pana Mądralińskiego" wywodów (jedni są przekonani, że zostali namaszczeni i występują w roli nowego wcielenia śp. Wojciecha Zamorskiego - ja gdy "mnie bierze" czuję, iż jestem nowym wcieleniem Khalida Yasina Abdula Aziza - słowem Larry Younga) - niech każdy w domowym zaciszu posłucha i sam oceni - na własny użytek - a potem - jak zwykle gorąco zachęcam by skusić się na oryginał - czy te taśmy to tylko - "ciekawostka dla kolekcjonerów" - odrobinę - bo na pewno nie ma różnicy kilku klas - ustępują tym z Roxy - bo moim skromnym zdaniem - ociupinkę zdradzają inklinacje do rutyniarstwa i nie są aż tak natchnione i przepełnione precyzyjnością wymieszaną z szaleństwem - gdy każdy muzyk inspiruje i nakręca pozostałych kolegów. Zappa miał patent na swój koncertowy band - z upodobaniem wytykał muzykom ważne / mniej ważne / urojone/ zmyślone i prozaiczne potknięcia po koncercie - by gdy tamci wreszcie je wyeliminują - powiedzieć rozczarowany - że ".... panowie, niby fajnie ale wkradła się rutyna i wszystko wam zdaje być zbyt pewne i ograne, stagnacja - trzeba coś zmienić, wnieść świeże powietrze, nowe kompozycje byście nie poczuli zbyt pewnie...." - i zabawa zaczynała nijako od nowa -
Warto wsłuchać w killery - jak Duprees Paradise, Big Swifty i Father O`Blivion, Medley King Conga - tam można doszukać się tych dalszych poszukiwań i jak tacy geniusze jak śp. boski George Duke - rozpieprzali muzykę Zappy od środka.
Miłego słuchania :
https://www.sendspace.com/file/lazwka
https://www.sendspace.com/file/v1n2b5
https://www.sendspace.com/file/3lxfz1
https://www.sendspace.com/file/lb70w2
Proszę korzystać zanim Gail, Dweeliz, Moon, Ahmet i Diva mnie nie zatłuką - wracamy do studia zgodnie z zaleceniem Bruce`a :
https://www.youtube.com/watch?v=g2iF_a1Jyds
https://www.discogs.com/release/1430948 ... lloween-73
Doniedawna triumfy święciły odświeżone i zaprezentowane w pełnej (czyżby ?) krasie występy z kultowego Roxy 73 - wyprzedzające o raptem parę tygodni te nagrania - nijako powtarzające zestaw. Dlatego by unikać nużących "Pana Mądralińskiego" wywodów (jedni są przekonani, że zostali namaszczeni i występują w roli nowego wcielenia śp. Wojciecha Zamorskiego - ja gdy "mnie bierze" czuję, iż jestem nowym wcieleniem Khalida Yasina Abdula Aziza - słowem Larry Younga) - niech każdy w domowym zaciszu posłucha i sam oceni - na własny użytek - a potem - jak zwykle gorąco zachęcam by skusić się na oryginał - czy te taśmy to tylko - "ciekawostka dla kolekcjonerów" - odrobinę - bo na pewno nie ma różnicy kilku klas - ustępują tym z Roxy - bo moim skromnym zdaniem - ociupinkę zdradzają inklinacje do rutyniarstwa i nie są aż tak natchnione i przepełnione precyzyjnością wymieszaną z szaleństwem - gdy każdy muzyk inspiruje i nakręca pozostałych kolegów. Zappa miał patent na swój koncertowy band - z upodobaniem wytykał muzykom ważne / mniej ważne / urojone/ zmyślone i prozaiczne potknięcia po koncercie - by gdy tamci wreszcie je wyeliminują - powiedzieć rozczarowany - że ".... panowie, niby fajnie ale wkradła się rutyna i wszystko wam zdaje być zbyt pewne i ograne, stagnacja - trzeba coś zmienić, wnieść świeże powietrze, nowe kompozycje byście nie poczuli zbyt pewnie...." - i zabawa zaczynała nijako od nowa -
Warto wsłuchać w killery - jak Duprees Paradise, Big Swifty i Father O`Blivion, Medley King Conga - tam można doszukać się tych dalszych poszukiwań i jak tacy geniusze jak śp. boski George Duke - rozpieprzali muzykę Zappy od środka.
Miłego słuchania :
https://www.sendspace.com/file/lazwka
https://www.sendspace.com/file/v1n2b5
https://www.sendspace.com/file/3lxfz1
https://www.sendspace.com/file/lb70w2
Proszę korzystać zanim Gail, Dweeliz, Moon, Ahmet i Diva mnie nie zatłuką - wracamy do studia zgodnie z zaleceniem Bruce`a :
https://www.youtube.com/watch?v=g2iF_a1Jyds
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Jeśli mowa o "przejściowym" okresie przed kolejną eksplozją inwencji i pomysłów jesienią 76 - warto w wolnej chwili zainteresować krążkiem, który kilka lat temu przemknął prawie niezauważony - chyba wciągnął najbardziej fanatycznych zbieraczy dosłownie wszystkiego co dotyczy Franka. Mowa i zbiorze głównie prób i wstępnych podejść składu, który nigdy nie wyszedł po salę - nie było mu dane pojawić na scenie, a szkoda - bo mimo pewnych niedociągnięć i surowości miał spory potencjał. To w ogóle nietypowe bo w większości czy prawie wszystkich przypadków - pomijam korekty w trakcie trasy - skład z prób z reguły pojawiał na scenie - tu był wyjątek.
http://www.progarchives.com/album.asp?id=44564
Skład miał być mocno "gitarowy" - Denny, Frog Camarena i powracający po dłuższej przerwie Estrada. Nadal był Brock i zadomawiający się Bozzio. Ciekawą postacią była skrzypaczka i klawiszowiec Novi Novog - warto posłuchać jej partii jakże innej od Jobsona w popisowym Black Napkins. Resztę materiału również słucha się momentami z poczuciem zaintrygowania. Band ćwiczył w trakcie lata 75 - są rozbieżne opinie dlaczego się rozsypał - jedni, że Frank rozgonił całość uważając, że "to nie ten skład" i nie dają rady z jego wymagającym repertuarem lub całość ciągnie ku stereotypowemu i pełnemu schematów graniu, inni, że Novi wybrała lojalność wobec wcześniejszego zespołu Chunky, jeszcze inni że nie czuła zbyt komfortowo w maczystowsko-męskim otoczeniu, Nappy miał jej działać na nerwy seksistowskimi i "erosomańskimi" zaczepkami i gestami. Koniec końców - skład mocno okrojony pojechał w średnio udaną trasę - próbując chyba ostatni raz wskrzesić feeling i repertuar Mothers - trochę "z braku laku" pojawił solidny muzyk ale chyba najsłabszy ze wszystkich jacy przewinęli u Franka - Andre Lewis - coś musiało być na rzeczy skoro na część trasy został na razie jako gość zaproszony blond anioł Eddie Jobson i zrobił na kanadyjskich koncertach furorę - nie tylko jako skrzypek ale niezrównany improwizator na syntezatorach - a te modele Rolanda (Andre był przedstawicielem muzycznym i osobą je testującą) widział pierwszy raz w życiu na oczy. Odtąd branie do zespołu ledwie 20 parolatków miało stać regułą - by tylko wymienić Patricka O`Hearna czy Colaiutę, że o Vai nie wspomnę.
https://www.youtube.com/watch?v=HtcK1M5T-aI
http://www.progarchives.com/album.asp?id=44564
Skład miał być mocno "gitarowy" - Denny, Frog Camarena i powracający po dłuższej przerwie Estrada. Nadal był Brock i zadomawiający się Bozzio. Ciekawą postacią była skrzypaczka i klawiszowiec Novi Novog - warto posłuchać jej partii jakże innej od Jobsona w popisowym Black Napkins. Resztę materiału również słucha się momentami z poczuciem zaintrygowania. Band ćwiczył w trakcie lata 75 - są rozbieżne opinie dlaczego się rozsypał - jedni, że Frank rozgonił całość uważając, że "to nie ten skład" i nie dają rady z jego wymagającym repertuarem lub całość ciągnie ku stereotypowemu i pełnemu schematów graniu, inni, że Novi wybrała lojalność wobec wcześniejszego zespołu Chunky, jeszcze inni że nie czuła zbyt komfortowo w maczystowsko-męskim otoczeniu, Nappy miał jej działać na nerwy seksistowskimi i "erosomańskimi" zaczepkami i gestami. Koniec końców - skład mocno okrojony pojechał w średnio udaną trasę - próbując chyba ostatni raz wskrzesić feeling i repertuar Mothers - trochę "z braku laku" pojawił solidny muzyk ale chyba najsłabszy ze wszystkich jacy przewinęli u Franka - Andre Lewis - coś musiało być na rzeczy skoro na część trasy został na razie jako gość zaproszony blond anioł Eddie Jobson i zrobił na kanadyjskich koncertach furorę - nie tylko jako skrzypek ale niezrównany improwizator na syntezatorach - a te modele Rolanda (Andre był przedstawicielem muzycznym i osobą je testującą) widział pierwszy raz w życiu na oczy. Odtąd branie do zespołu ledwie 20 parolatków miało stać regułą - by tylko wymienić Patricka O`Hearna czy Colaiutę, że o Vai nie wspomnę.
https://www.youtube.com/watch?v=HtcK1M5T-aI
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.udiscovermusic.com/news/fra ... interview/
Na połowę października zapowiada się gratka dla kolekcjonerów koncertów Franka - jego prywatne archiwum to rzecz absolutnie unikatowa - nie tylko na jakość materiału ale obszerność - bez precedensu. Ponownie dzięki współpracy Ahmeta i niezmordowanego zaznajomionego jak nikt inny z tematyką i mający spore sukcesy Joe Traversa - być może dokona się w jakimś stopniu "weryfikacja" czy "rehabilitacja" składu z długiej strasy z przełomu 75/76 - ostatni skład Mothers - trasa trudna, kontrowersyjna, różnie odbierana i która wedle samego lidera nie skończyła zbyt dobrze z różnych powodów. Skład "przejściowy" i jak na Zappę "przypadkowy" - ciekawe jak zostanie odebrany w/w Zagreb / Ljubljana 75 - głównie przez wkład ciekawej artystki, która na krótko zaszczyciła skład Mothers - saksofonistka i wokalistka Norma Jean Bell - choć spotkałem się z opinią analityków dorobku Franka że miała status "gościa" niż regularnego członka. Z pewnością znakomita jakość dźwięku jak to w przypadku oficjalnych wydawnictw pomoże spojrzeć na ten osobliwy skład może z nowej perspektywy. Bootlegów jest masa ale z jakością dźwięku bywa różnie. To był chyba ostatni skład Mothers / bandu koncertowego, który mentalnie ktwił w poprzedniej epece i spoglądał nijako "za siebie" - kolejne składy z młodszymi muzykami grały już nowocześniej i liderowi tacy towarzysze wychodzili na zdrowie. Nie jest tajemnicą, że już w trakcie trasy ( co zdarzało się już w przeszłości ) Zappa poważnie rozglądał się za nowym zaciągiem/ zmiennikami i myślami był chyba w kolejnej trasie i potencjalnej obsadzie - obecnym muzykom dał jasno do zrozumienia , że traktuje ich jako chwilowe rozwiązanie / tymczasowych kompanów - np zaproszenie Jobsona na koncerty w Kanadzie w bodajże listopadzie 75 - na razie jako gościa... czyżby ?.
Na połowę października zapowiada się gratka dla kolekcjonerów koncertów Franka - jego prywatne archiwum to rzecz absolutnie unikatowa - nie tylko na jakość materiału ale obszerność - bez precedensu. Ponownie dzięki współpracy Ahmeta i niezmordowanego zaznajomionego jak nikt inny z tematyką i mający spore sukcesy Joe Traversa - być może dokona się w jakimś stopniu "weryfikacja" czy "rehabilitacja" składu z długiej strasy z przełomu 75/76 - ostatni skład Mothers - trasa trudna, kontrowersyjna, różnie odbierana i która wedle samego lidera nie skończyła zbyt dobrze z różnych powodów. Skład "przejściowy" i jak na Zappę "przypadkowy" - ciekawe jak zostanie odebrany w/w Zagreb / Ljubljana 75 - głównie przez wkład ciekawej artystki, która na krótko zaszczyciła skład Mothers - saksofonistka i wokalistka Norma Jean Bell - choć spotkałem się z opinią analityków dorobku Franka że miała status "gościa" niż regularnego członka. Z pewnością znakomita jakość dźwięku jak to w przypadku oficjalnych wydawnictw pomoże spojrzeć na ten osobliwy skład może z nowej perspektywy. Bootlegów jest masa ale z jakością dźwięku bywa różnie. To był chyba ostatni skład Mothers / bandu koncertowego, który mentalnie ktwił w poprzedniej epece i spoglądał nijako "za siebie" - kolejne składy z młodszymi muzykami grały już nowocześniej i liderowi tacy towarzysze wychodzili na zdrowie. Nie jest tajemnicą, że już w trakcie trasy ( co zdarzało się już w przeszłości ) Zappa poważnie rozglądał się za nowym zaciągiem/ zmiennikami i myślami był chyba w kolejnej trasie i potencjalnej obsadzie - obecnym muzykom dał jasno do zrozumienia , że traktuje ich jako chwilowe rozwiązanie / tymczasowych kompanów - np zaproszenie Jobsona na koncerty w Kanadzie w bodajże listopadzie 75 - na razie jako gościa... czyżby ?.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Ps. Człowiek przy okazji znów poszerzy swoją wiedzą - przyznam, że osobiście nie wiedziałem, że w latach 70 lider odwiedził lub wręcz "zapuścił" się do krajów Bloku Wschodniego - choć Jugosławia zawsze miała specyficzny i "pro-zachodni" status - ale dość o polityce i historycznych interpretacjach stanu wpływów militarnych. Z tego co kiedyś słyszałem / czytałem to Frank bardzo chciał odwiedzić chociażby Polskę - interesował naszym krajem a w ZSRR miał status postaci kultowej ponad wszelką miarę i spokojnie tam mógł koncertować kilka miesięcy - nie inaczej w dawnej Czechosłowacji - miał tam mnóstwo fanów i niekiedy trafiała do niego jakaś korespondencja od fanów/ fanatyków - np nie wszyscy wiedzą, że Vaclav Havel również był entuzjastą jego twórczości. W swojej autobiografii z dumą Zappa nadmienił, że na dalekiej Syberii też miał niemalże "psycho-fanów". Swoją drogą ciekawe jak blisko była finalizacja koncertów Zappy w Polsce w latach 70 czy 80 - bo że nie doszło do współpracy z jedną z naszych orkiestr z naszej winy to fakt powszechnie znany. Z drugiej strony biorąc pod uwagę bezkompromisowość i charakter na scenie lidera - to na bank obawiano, iż po jakiejś deklaracji czy ciętym komentarzu na bank zakończyłoby się to rozruhami czy zamieszkami z policją. Byłoby co wspominać
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=CV_dHSr ... 9-dLdg2Xsk
Polecam wszystkim - idealnie działa na poprawę nastroju. Swego czasu wydawnictwo bodajże z 2007 nieźle namieszało by w ciągu ostatnich lat popaść w lekkie zapomnienie, gdy opadła fala nostalgii i efekt świeżości i niespodzianki, ba... pojawiły liczne krytyczne opinie - że jesienne tourne w 80 nie należało do fortunnych, w repertuarze za dużo "zwykłych piosenek", za mało spontanicznego improwizowanego grania, set listy "sztywno" ułożone, brak nowych pomysłów, nowego wytyczonego kierunku, a poszczególne kompozycje "odbębnione" - poważnie brzmiał zarzut, że aktualne utwory trąciły banałem, sztampą i były świadectwem na kryzys wieku średniego - Zappa chcąc być na bieżąco miał oczy i uszy otwarte - jako baczny obserwator społeczeństwa bardziej bawił w dziennikarza i socjologa, felietonistę - a muzyka stała tłem i dodatkiem, nie wszystkie konwencje i style grane z parodystycznym zacięciem bawiły jak dawniej - widocznie zmieniał świat, realia, na pewno martwiła go rosnąca w siłę w Stanach katolicka fundamentalistyczna prawica i na nowo szalejąca cenzura.
Lepiej posłuchać i wyrobić sobie zdanie samemu - by się nie powtarzać - jak u Franka zachwyca niesamowite zgranie "nowego/starego" zespołu - w komentarzach entuzjastów tego krótko istniejącego rocky-teenage-combo zwraca się głównie uwagę - że znalazło się i miejsce dla ledwie 20 letniego przyszłego metalowego wymiatacza Steve Vaia i dla jednego z perkusistów jazzowych wszechczasów - Vinnie Colaiuty - jego polirytmiczne wielowarstwowe soczyste partie do dziś wprawiają w osłupienie - np jak miesza rytmy i podkład w środkowej części City of Tiny Lights czy z jaką precyzją pędzi przez Keep it Greasy do spółki z Barrowem - w przeszłości spora część fanów poddawała pod wątpliwość, że band był w stanie zagrać to w takim kaskaderskim i zabójczym tempie, że to jakaś sztuczka, żart - że to fizycznie nierealne, a jednak. Szybciej się już nie da - momentami ta wersja jest tak absurdalna, że śmieszna. Dla Vaia była to ciężka lekcja i wejście w "męski " świat - astronomiczne wymagania lidera - wielokrotnie miał go obsztorcować po czy przed koncertem aż pozostali koledzy np Vinnie czy Mars brali go w obronę - by "dzieciaka nie doprowadził do załamania nerwowego" - o gotowych na wszystko wyuzdanych groupies nie wspomnę ale z tym wyzwaniem miał sobie Vai poradzić nad wyraz dobrze.
O zgraniu bandu wspomniałem - jest tak dopracowane, poszczególne ścieżki, proporcje - lepiej nawet jak u wielu zespołów ze studia - nawet po dogrywaniu miliona nakładek, po stosowaniu wymyślnych efektów i innych sztuczek - nie mają szans osiągnąć przez 2 lata katorgii w studio to co Zappie i jego ekipie przychodziło "z łatwością" na żywo. Wokalnie to również był jeden z lepszych bandów - głosy idealnie zharmonizowane - owszem, niekiedy tej "dyscypliny" wydaje ciut za dużo i brak dawnych 20 minutowych jamów z okresu np 73/74.
Polecam wszystkim - idealnie działa na poprawę nastroju. Swego czasu wydawnictwo bodajże z 2007 nieźle namieszało by w ciągu ostatnich lat popaść w lekkie zapomnienie, gdy opadła fala nostalgii i efekt świeżości i niespodzianki, ba... pojawiły liczne krytyczne opinie - że jesienne tourne w 80 nie należało do fortunnych, w repertuarze za dużo "zwykłych piosenek", za mało spontanicznego improwizowanego grania, set listy "sztywno" ułożone, brak nowych pomysłów, nowego wytyczonego kierunku, a poszczególne kompozycje "odbębnione" - poważnie brzmiał zarzut, że aktualne utwory trąciły banałem, sztampą i były świadectwem na kryzys wieku średniego - Zappa chcąc być na bieżąco miał oczy i uszy otwarte - jako baczny obserwator społeczeństwa bardziej bawił w dziennikarza i socjologa, felietonistę - a muzyka stała tłem i dodatkiem, nie wszystkie konwencje i style grane z parodystycznym zacięciem bawiły jak dawniej - widocznie zmieniał świat, realia, na pewno martwiła go rosnąca w siłę w Stanach katolicka fundamentalistyczna prawica i na nowo szalejąca cenzura.
Lepiej posłuchać i wyrobić sobie zdanie samemu - by się nie powtarzać - jak u Franka zachwyca niesamowite zgranie "nowego/starego" zespołu - w komentarzach entuzjastów tego krótko istniejącego rocky-teenage-combo zwraca się głównie uwagę - że znalazło się i miejsce dla ledwie 20 letniego przyszłego metalowego wymiatacza Steve Vaia i dla jednego z perkusistów jazzowych wszechczasów - Vinnie Colaiuty - jego polirytmiczne wielowarstwowe soczyste partie do dziś wprawiają w osłupienie - np jak miesza rytmy i podkład w środkowej części City of Tiny Lights czy z jaką precyzją pędzi przez Keep it Greasy do spółki z Barrowem - w przeszłości spora część fanów poddawała pod wątpliwość, że band był w stanie zagrać to w takim kaskaderskim i zabójczym tempie, że to jakaś sztuczka, żart - że to fizycznie nierealne, a jednak. Szybciej się już nie da - momentami ta wersja jest tak absurdalna, że śmieszna. Dla Vaia była to ciężka lekcja i wejście w "męski " świat - astronomiczne wymagania lidera - wielokrotnie miał go obsztorcować po czy przed koncertem aż pozostali koledzy np Vinnie czy Mars brali go w obronę - by "dzieciaka nie doprowadził do załamania nerwowego" - o gotowych na wszystko wyuzdanych groupies nie wspomnę ale z tym wyzwaniem miał sobie Vai poradzić nad wyraz dobrze.
O zgraniu bandu wspomniałem - jest tak dopracowane, poszczególne ścieżki, proporcje - lepiej nawet jak u wielu zespołów ze studia - nawet po dogrywaniu miliona nakładek, po stosowaniu wymyślnych efektów i innych sztuczek - nie mają szans osiągnąć przez 2 lata katorgii w studio to co Zappie i jego ekipie przychodziło "z łatwością" na żywo. Wokalnie to również był jeden z lepszych bandów - głosy idealnie zharmonizowane - owszem, niekiedy tej "dyscypliny" wydaje ciut za dużo i brak dawnych 20 minutowych jamów z okresu np 73/74.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
https://www.youtube.com/watch?v=tc-ikJx ... yY&index=2
Wreszcie jest ! - czekaliśmy się ! - nowy, świeżuteńki koncert z przepastnych archiwów Franka - Zagreb / Ljubljana 75. Jak już wspomniałem - pobieżne zapuszczenie żurawia do set listy - może nie wywołuje szybszego bicia serca - za to wartość historyczna i dokumentalna przeogromna - wystarczy posłuchać już pierwszej zapowiedzi i pozdrowienia rozentuzjazmowanej publiczności Zappy - ".... good evening ladies and gentleman, welcome to the Mothers of Invention Yougoslavian Extravaganza....". Wielkie wrażenie robi wyborna produkcja i mastering tych nagrań - brzmienie na żywo jedne z najlepszych jakie można sobie wyobrazić, niezwykle dynamiczne i soczyste. Lider zawsze podobnie jak Miles i Fripp ciekawie zestawiał muzyków i tasował skład - stosując pewne pozorne kontrasty, dzięki czemu sound był niebanalny ale też między muzykami musiała być stosowna chemia i adekwatne iskrzenie - inaczej nie miało to sensu a standarty Zappy były najwyższe z możliwych - wręcz nieosiągalne dla zwykłych śmiertelników, dla muzyków i niestety co pokazała historia - dla samego gitarzysty. Ciekawa była sekcja - obok coraz bardziej zadomawiającego się Bozzio pojawił weteran dawnych odjazdów Mothers - Roy Estrada - grający potężnym sfuzzowanym masywnym dźwiękiem. Jego comeback był nietypowy bo szef niezwykle rzadko zapraszał do składu z powrotem kogoś kto odszedł, kogo "wywalił" lub z kim muzycznie, mentalnie i technicznie przestało mu być po drodze i kto przestał nadążać za coraz większymi wymaganiami i zaawansowaniem muzyki. Zappa jak Fripp czy Davis - starał się gdy doprowadzał do ostateczności i eksploatował jakąś formułę - za wszelką cenę chciał by kolejny album/ trasa/ skład / koncepcja stawała w silnej opozycji do poprzedniej. Tą edycję Mothers sygnowano nijako w duchu "wracamy do rock`n`rolla panowie" lub "głębiej do korzeni" - mniej było jazzu i funk fusion jak w chyba najlepszym składzie w historii z Chesterem, Fowlerem, Dukiem, Ruth - czy jeszcze wcześniejszy gdzie był Ponty, Humphrey, Bruce Fowler itd. Może sam Frank czuł podskórnie, że trudno będzie przebić tamte składy i znaleźć dorównujących im instrumentalistów. Jean Luc po latach ironicznie i trafnie diagnozował, że gdy u lidera było za wiele pierwiastków, frazowania, improwizacji jazzowej - tracił istotną publiczności - wtedy wracał rocka i wyuzdanych wygłupów - nie mógł wyprzeć faktu, że realia są okrutne, konkurencja nie śpi i działa na niwie rozrywki - on i muzycy mają rodzinny do wykarmienia i nie można odwracać plecami do widowni - trzeba im dać za co zapłacili za bilety, a że sam również lubił dobrą zabawę i zgrywę i nie brał siebie tak do końca śmiertelnie serio. A wracając do muzyki - powrót Estrady to powrót i odświeżenie dawnego repertuaru Mothers - jest całkiem spora podróż w przeszłość - Such a fool, Lonely Little Girl, Take Your Clothers of, Ugliest part of your body. Doskonale sprawdza się w nim ciemny, charyzmatyczny wokal Napoleona - ten facet jest w stanie zaśpiewać dosłownie wszystko, choć z drugiej strony mam może i subiektywne wrażenie, że w trakcie całego show - jego nazbyt spontaniczne wtręty, dopowiedzenia, komentarze, "wokalne riffy" - mogą irytować, kilka mógł sobie darować - przypomina to ścięcie się Paula i George`a w trakcie sesji Hey Jude - gdy autor był poirytowany nadmiernymi wstawkami i riffami Harrisona - "że nie musi riffować po każdym wersie". Tu podobnie - zastanawia mnie czy to był jeden z powodów odejścia Brocka i różnic między nim a Frankiem - był za silną muzyczną osobowością by wszystko robić wyłącznie na komendę - teraz ma coś od siebie dodać, teraz nie itd itd. Błyszczą jak zwykle wersje Black Napkins i Chungas Revenge pełne wybornych improwizacji i świeżych solówek muzyków - dobrym pomysłem są wspólne duety czy unisona saksofonowe Nappy`iego i Bell - szkoda, że nieco "giną" w gąszczu masy "piosenek". Rockowy cios zachowuje godny finał w postaci Muffin Man i bisy I`m the Slime i San Ber`dino. Są nieco surowe i niedopracowane przyszłych koncertowych killerów - które dopiero począwszy od trasy z jesieni 76 dopiero nabiorą właściwej mocy i wyrazu - Honey, Don`t You Want a Man Like Me czy Enema Bandit. Wokalnie jest intrygująco - zestawienie odmiennych barw głosów - jak Terry, Brock, Bell, Estrada, Lewis i sam Zappa - zachcęca by poświęcić im większą uwagę. Nie dziwi mnie, że kolejny skład starał się to na swój sposób poszerzyć i rozwijać - był mocny wysoki soulowy White, przez jakiś czas Lady Bianca ( jej głosy i Normy nie różnią się diametralnie ). Podsumowując - show warty przesłuchania, raczej dla zapalonych kolekcjonerów i "zappo-żerców" - trudno uwierzyć i warte przypomnieć, że już ponad 20 lat temu ukazał inny show z tej trasy - z Australii :
http://www.progarchives.com/album.asp?id=5493
Można pozazdrościć jugosłowiańskiej widowni - szkoda, że wtedy zabrakło determinacji i uporu by zaprosić Zappę również do Polski - można popuścić wodze fantazji jakie byłoby to epokowe i artystyczne wydarzenie - szczególnie w 75 - nasza scena rockowa czy "avant-rockowa" wyglądała jak wyglądała - obok SBB ( które w dalszym ciągu się rozkręcało ), Niemena podążającego coraz zagmatwanymi ścieżkami, bluesowego purysty Nalepy czy mimo wszystko hard-rockowej i konwencjonalnej Budki - mało było naprawdę "otwartych i odjazdowych' bandów - Zdrój Jana to inna bajka - jestem więcej niż przekonany, że show Franka w naszym kraju spowodował by może nie rewolucję czy przewrót - ale zainspirowałby wiele kapel, muzyków - pokazał jak się gra na zachodzie i jak łamie wszelkie konwencje, jak gra naprawdę na żywo przy tym świetnie bawiąc. Na pewno sprowokowanie by zerwać z estradowym, popowo-opolskim zaściankiem, zapomnieć o "big-bicie" - widownia byłaby na 200 % zachwycona - ale czy środowisko muzyczne z bardzo zacofanymi i zachowawczymi "dziennikarzami" było na coś takiego gotowe ?. Wiadomo jak przez całą dekadę 70 traktowano i opisywano chociażby bandy jazzowe grające bardziej elektrycznie i zachodnio. Nie da się zaprzeczyć, że szczęki by poopadały dosłownie wszystkim gdyby Frank zaprezentował coś takiego u nas jak w Zagrzebiu. Może dlatego nie zagrał ? - jakby są instynktownie wiedział jakie kraje omijać z daleka ?.
Wreszcie jest ! - czekaliśmy się ! - nowy, świeżuteńki koncert z przepastnych archiwów Franka - Zagreb / Ljubljana 75. Jak już wspomniałem - pobieżne zapuszczenie żurawia do set listy - może nie wywołuje szybszego bicia serca - za to wartość historyczna i dokumentalna przeogromna - wystarczy posłuchać już pierwszej zapowiedzi i pozdrowienia rozentuzjazmowanej publiczności Zappy - ".... good evening ladies and gentleman, welcome to the Mothers of Invention Yougoslavian Extravaganza....". Wielkie wrażenie robi wyborna produkcja i mastering tych nagrań - brzmienie na żywo jedne z najlepszych jakie można sobie wyobrazić, niezwykle dynamiczne i soczyste. Lider zawsze podobnie jak Miles i Fripp ciekawie zestawiał muzyków i tasował skład - stosując pewne pozorne kontrasty, dzięki czemu sound był niebanalny ale też między muzykami musiała być stosowna chemia i adekwatne iskrzenie - inaczej nie miało to sensu a standarty Zappy były najwyższe z możliwych - wręcz nieosiągalne dla zwykłych śmiertelników, dla muzyków i niestety co pokazała historia - dla samego gitarzysty. Ciekawa była sekcja - obok coraz bardziej zadomawiającego się Bozzio pojawił weteran dawnych odjazdów Mothers - Roy Estrada - grający potężnym sfuzzowanym masywnym dźwiękiem. Jego comeback był nietypowy bo szef niezwykle rzadko zapraszał do składu z powrotem kogoś kto odszedł, kogo "wywalił" lub z kim muzycznie, mentalnie i technicznie przestało mu być po drodze i kto przestał nadążać za coraz większymi wymaganiami i zaawansowaniem muzyki. Zappa jak Fripp czy Davis - starał się gdy doprowadzał do ostateczności i eksploatował jakąś formułę - za wszelką cenę chciał by kolejny album/ trasa/ skład / koncepcja stawała w silnej opozycji do poprzedniej. Tą edycję Mothers sygnowano nijako w duchu "wracamy do rock`n`rolla panowie" lub "głębiej do korzeni" - mniej było jazzu i funk fusion jak w chyba najlepszym składzie w historii z Chesterem, Fowlerem, Dukiem, Ruth - czy jeszcze wcześniejszy gdzie był Ponty, Humphrey, Bruce Fowler itd. Może sam Frank czuł podskórnie, że trudno będzie przebić tamte składy i znaleźć dorównujących im instrumentalistów. Jean Luc po latach ironicznie i trafnie diagnozował, że gdy u lidera było za wiele pierwiastków, frazowania, improwizacji jazzowej - tracił istotną publiczności - wtedy wracał rocka i wyuzdanych wygłupów - nie mógł wyprzeć faktu, że realia są okrutne, konkurencja nie śpi i działa na niwie rozrywki - on i muzycy mają rodzinny do wykarmienia i nie można odwracać plecami do widowni - trzeba im dać za co zapłacili za bilety, a że sam również lubił dobrą zabawę i zgrywę i nie brał siebie tak do końca śmiertelnie serio. A wracając do muzyki - powrót Estrady to powrót i odświeżenie dawnego repertuaru Mothers - jest całkiem spora podróż w przeszłość - Such a fool, Lonely Little Girl, Take Your Clothers of, Ugliest part of your body. Doskonale sprawdza się w nim ciemny, charyzmatyczny wokal Napoleona - ten facet jest w stanie zaśpiewać dosłownie wszystko, choć z drugiej strony mam może i subiektywne wrażenie, że w trakcie całego show - jego nazbyt spontaniczne wtręty, dopowiedzenia, komentarze, "wokalne riffy" - mogą irytować, kilka mógł sobie darować - przypomina to ścięcie się Paula i George`a w trakcie sesji Hey Jude - gdy autor był poirytowany nadmiernymi wstawkami i riffami Harrisona - "że nie musi riffować po każdym wersie". Tu podobnie - zastanawia mnie czy to był jeden z powodów odejścia Brocka i różnic między nim a Frankiem - był za silną muzyczną osobowością by wszystko robić wyłącznie na komendę - teraz ma coś od siebie dodać, teraz nie itd itd. Błyszczą jak zwykle wersje Black Napkins i Chungas Revenge pełne wybornych improwizacji i świeżych solówek muzyków - dobrym pomysłem są wspólne duety czy unisona saksofonowe Nappy`iego i Bell - szkoda, że nieco "giną" w gąszczu masy "piosenek". Rockowy cios zachowuje godny finał w postaci Muffin Man i bisy I`m the Slime i San Ber`dino. Są nieco surowe i niedopracowane przyszłych koncertowych killerów - które dopiero począwszy od trasy z jesieni 76 dopiero nabiorą właściwej mocy i wyrazu - Honey, Don`t You Want a Man Like Me czy Enema Bandit. Wokalnie jest intrygująco - zestawienie odmiennych barw głosów - jak Terry, Brock, Bell, Estrada, Lewis i sam Zappa - zachcęca by poświęcić im większą uwagę. Nie dziwi mnie, że kolejny skład starał się to na swój sposób poszerzyć i rozwijać - był mocny wysoki soulowy White, przez jakiś czas Lady Bianca ( jej głosy i Normy nie różnią się diametralnie ). Podsumowując - show warty przesłuchania, raczej dla zapalonych kolekcjonerów i "zappo-żerców" - trudno uwierzyć i warte przypomnieć, że już ponad 20 lat temu ukazał inny show z tej trasy - z Australii :
http://www.progarchives.com/album.asp?id=5493
Można pozazdrościć jugosłowiańskiej widowni - szkoda, że wtedy zabrakło determinacji i uporu by zaprosić Zappę również do Polski - można popuścić wodze fantazji jakie byłoby to epokowe i artystyczne wydarzenie - szczególnie w 75 - nasza scena rockowa czy "avant-rockowa" wyglądała jak wyglądała - obok SBB ( które w dalszym ciągu się rozkręcało ), Niemena podążającego coraz zagmatwanymi ścieżkami, bluesowego purysty Nalepy czy mimo wszystko hard-rockowej i konwencjonalnej Budki - mało było naprawdę "otwartych i odjazdowych' bandów - Zdrój Jana to inna bajka - jestem więcej niż przekonany, że show Franka w naszym kraju spowodował by może nie rewolucję czy przewrót - ale zainspirowałby wiele kapel, muzyków - pokazał jak się gra na zachodzie i jak łamie wszelkie konwencje, jak gra naprawdę na żywo przy tym świetnie bawiąc. Na pewno sprowokowanie by zerwać z estradowym, popowo-opolskim zaściankiem, zapomnieć o "big-bicie" - widownia byłaby na 200 % zachwycona - ale czy środowisko muzyczne z bardzo zacofanymi i zachowawczymi "dziennikarzami" było na coś takiego gotowe ?. Wiadomo jak przez całą dekadę 70 traktowano i opisywano chociażby bandy jazzowe grające bardziej elektrycznie i zachodnio. Nie da się zaprzeczyć, że szczęki by poopadały dosłownie wszystkim gdyby Frank zaprezentował coś takiego u nas jak w Zagrzebiu. Może dlatego nie zagrał ? - jakby są instynktownie wiedział jakie kraje omijać z daleka ?.
...Nobody expects the Spanish inquisition !