Faktycznie na liście wstępnej brak popu, więc dorzucę parę propozycji:
Przede wszystkim moje ukochane
Yello:
Solid Pleasure (1980) - genialny debiut! Elektroniczna mieszanka awangardy z popem - jedyna w swoim rodzaju.
Claro Que Si (1981) - trochę gorzej niż debiut, ale nadal nieźle
You Gotta Say Yes to Another Excess (1983) - tu już się zaczyna kończyć awangarda, a zaczyna się pop
Stella (1985) - pierwsze przeboje - pop pełną gębą, ale z milionem smaczków Yellowych
One Second (1987) - nowe brzmienie i nowe przeboje
Flag (1988) - tu jest
The Race!
Geniusz gitary, doskonały wokalista, znakomity multiinstrumentalista i niezwykle płodny autor czyli
Prince:
Dirty Mind (1980) - lekko nowofalowo, już kontrowersyjnie
Controversy (1981) - początki własnego stylu
1999 (1982) - pierwsze przeboje i sukcesy. Dużo instrumentalnego grania przez 70 minut
Purple Rain (1984) - megahit i jeden z albumów wszechczasów
Around the World in a Day (1985) - znakomita próba odnalezienia się po sukcesie. Ciekawy, odmienny brzmieniowo album
Parade (1986) - tu jest Kiss!
Sign'O'The Times (1987) - magnum opus, absolutne wyżyny talentu Prince'a
Lovesexy (1988) - paskudna okładka, ale znakomita płyta
Batman (1989) - świetna ścieżka dźwiękowa do świetnego filmu
No i znakomity wokalista, znany niegdyś z bardziej rockowych brzmień -
Peter Gabriel:
III (1980) - moja ulubiona. Radykalna zmiana stylu i brzmienia, bardzo dobra zmiana.
IV (1982) - kontynuacja poprzedniczki, trochę więcej afro-brzmień
Birdy (1985) - piękny soundtrack, bardzo ambientowy
So (1986) - no i skok na pozycję megagwiazdy z mnóstwem przebojów. Świetna płyta.
Passion (1989) - kolejny przepiękny soundtrack, jedna z częściej samplowanych płyt
No i nie mogę polecić całego katalogu
Dead Can Dance - cudownego dziecka 4AD:
Dead Can Dance (1984) - nowofalowo i rockowo! Tylko tutaj tak grali
Spleen and Ideal (1985) - początku klasycznego stylu DCD
Within the Realm of a Dying Sun (1987) - muszę coś o tym pisać? Absolutne arcydzieło
The Serpent's Kiss (1988) - początek dodatków tribalowych
Niezłe jest też
Cocteau Twins, ale lubię tylko parę pozycji:
Treasure (1984) - fajny album
Victorialand (1986) - bardzo wyciszony i łagodny
Moją ulubioną pozycją CT jest
Tiny Dynamine/Echoes in a Shallow Bay (1985), ale to składak dwóch EPek, więc raczej odpada.
Poza tym oczywiście popieram
Laibach, The Young Gods i
Ministry z tamtych lat.
Nie może też zabraknąć
The Sisters of Mercy:
Gift (1986) - znakomity skok w bok, pod nazwą
The Sisterhood
Floodland (1987) - klasyk gotyckiego rocka
Poleciłbym też parę klasycznych rockowych albumów i wykonawców:
Hawkwind - parę pozycji mają naprawdę dobrych:
Levitation (1980) - chyba moja ulubiona ich płyta
Sonic Attack (1981) - ciekawa kontynuacja poprzednika
The Chronicle of the Black Sword (1985) - fajna adaptacja książek Michaela Moorcocka
Reszty płyt Hawkwind z lat 80-tych nie polecam
Rush - spora zmiana brzmienia w połowie dekady zaowocowała dwoma niepolecanymi przeze mnie albumami (
Hold Your FIre i
Presto), ale reszta nawet ujdzie:
Permanent Waves (1980) - absolutnie genialny album
Moving Waves (1981) - zwieńczenie progresywnego okresu
Signals (1982) - nowe brzmienia
Grace Under Pressure (1984) - kontynuacja brzmień
Power Windows (1985) - szczyt plastikowych brzmień
Jane's Addiction - oni są zdecydowanie lepsi niż Guns'N'Roses:
Jane's Addiction (1987) - niby koncert, ale taki jakiś zbyt gładki. Znakomite granie.
Nothing's Shocking (1988) - magnum opus zespoły. Hard rock najwyższej próby!
Voo Voo - znakomite początki, późniejsze nagrania już mi średnio podchodzą:
Voo Voo (1986) - cudowny debiut, jedyny w swoim rodzaju rock
Sno-powiązałka (1988) - kontynuacja debiutu, tym razem już z saksofonem
Z Środy...Na Czwartek (1989) - dodano klawisze, wyszło to różnie, ale nadal ciekawie
No i jeszcze jeden album
Soundgarden zasługuje na uwagę -
Louder Than Love (1989) - jeszcze nie grunge'owy, bardziej metalowy, ale naprawdę niezły.
Poleciłbym też kilka pozycji z bogatego katalogu
Tangerine Dream:
Exit (1981) - poczatek plastikowych brzmień i krótszych kompozycji
White Eagle (1982) - kontynuacja trendu, ale w lepszym wydaniu
Hyperborea (1983) - ostatni album wydany dla Virgin i świetne kompozycje
Nie może też zabraknąć
Marka Bilińskiego:
Ogród Króla Świtu (1983)
E=mc2 (1984)
Last but not least - kolorowy tryptyk
King Crimson - wszystkie płyty świetne.