- ja bym poszedł dalej w redukcji i zostawił po prostu płytę Yes; bardzo ją lubię. Tę z miejsca 58 dyskredytuje rok wydania
LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
Ale o co chodzi? Przecież to jeden z lepszych albumów Scorpions I zupełnie nie rozumiem co takiego świetnego jest w Lonesome Crow. Ich kolejne albumy wydają się ciekawsze i bardziej oryginalne, co z tego, że są mniej prog-rockowe...
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
Jest, zatem, kontrowersja i dobrze. W końcu pięknie się różnimy.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
uszkodzony tekst
Ostatnio zmieniony 19.11.2022, 14:42 przez esforty, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
A to już pierwsza "50" :
50 - The Only Ones - Even Serpent Shine 1979
pierwsze spotkanie z wydawnictwem. Owszem znałem, pobieżnie, debiut (nigdy nie zachwycił), a tu wydaje się być strawniej. Syndrom drugiej płyty, przez który nie wszyscy przechodzą <suchą stopą>, tu się udał, raczej co myślę zasługą porządnej sekcji rytmicznej, a to zwykle procentuje. Destynacja punkowa, ryzykowna nieco. Mnie to gdzieś dryfuje do pubowych klimatów, ale nie upieram się. Takie osobliwe listy, dają szansę tytułom, przywołanym nie na pierwszym wdechu ( taki przypadek Sensational Alex Harvey Band) ;
49 - Rainbow - Long Live Rock'n'roll 1978
ponieważ miałem to w latach 70-tych w szwajcarskiej edycji , zdążyłem przyzwyczaić uszy i dość dobrze pamiętam( zwolniłem się zatem, od konieczności powtórnego odsłuchu, uff). Jest otwierający, no niezły do radia, i The Sheed, uwiarygodniający deklaracje o poważnym traktowaniu muzykowania. Reszta to średnica, którą w dół ciągnie lepka balladka Rainbow Eyes , wystarczy tytuł po polsku: Tęczowe oczka i już... Sylwester marzeń, czy coś w tej klasie, brrr;
48 - Ramones - Rocket To Russia 1977
niech będzie, choć bardziej z powodów pozamuzycznych , no i dlatego, że lista nie zawiera "kanonicznej" Never Mind The Bollocks...(a ja za ten spoiler, przepraszam);
47 - Frank Zappa &The Mothers – Over-Nite Sensation 1973
pewnie, że to dobry wybór. Poniżej tych legendarnych a z drugiej strony swoisty destylat, czego po Franku , się spodziewać. Tyle, że to powinno być ze dwadzieścia oczek wyżej;
46 – MC5 – Back In The USA 1970
Rzadko sobie uświadamiamy, że to debiut studyjny (poprzedniczka to live). Tu jest gładko, może nawet zbyt gładko, co zasługą producenta Jona Landau. Ja nie docieram, ale ponoć wydawnictwu ciąży bagaż politycznego zaangażowania. Za to jest krótki, poniżej 30 minut, piosenki są zwięzłe i obywają się bez zaburzenia dysocjacyjnego zwanego potocznie country music, co było powszechne na przełomie dekad i nie ominęło większych;
45 - Mike Oldfield – Hergest Ridge 1974
Zanim muzyk, nagrywając różne Crises i Five Miles Out strącił się do czyśćca <lista przebojów dla oldboyów> to udowadniał, iż wie jak korzystać ze studia nagraniowego i jak wykorzystać instrumentacyjne i kompozycyjneumiejętności. Tu jest mniej kabotyńsko niż na debiucie, za to materiał rozwodniono niczym napój wieloowocowy z tej samej spółdzielni Przyjaźń, która już zaistniała w poprzednim odcinku . Powinny być Incantations, jak sądzę;
44 - Aerosmith - Get Your Wings 1974
zespól to ersatz Rolling Stenes, o stopień agresywniejszy i dwa stopnie wulgarniejszy. Ale powstrzymuję się od użycia słowa "epigoni", jako zbyt deprecjonujące grupę. I ta płyta po latach trzyma się, myślę lepiej, niż dwie kolejne, teoretycznie ważniejsze. Swoje dołożył producent Jack Douglas;
43 - Ace Frehley (Kiss) - Ace Frehley 1978
atrybutem wydawnictwa- pomalowana morda. Zawartość jak okładka, uciekać jak najdalej, strata czasu. Aha! Tu jest New York Groove, huśtający, ówczesne, zabawy w szkołach średnich, w sumie lepsze niż "tęczowe oczka";
42 - Khan - Space Shanty 1972
po poprzedniku to, chciałoby się powiedzieć wzlot pionowy, chociaż... wczoraj posłuchałem obu płyt Gnidrologa( ten sam rok wydania co Khan) i to był lepiej spędzony czas przed głośnikami, niż przypominanie sobie zawartości Space Shanty, a ja usiłuję się, tym stwierdzeniem, prześlizgnąć przez rzetelną ocenę miejsca 42. Okey, to zasłużona pozycja, a ja nieco ironizuję Próbuję dać do zrozumienia, iż ekscytacja wobec Space Shanty w moim wykonaniu była... umiarkowana. Trochę jak uświadomienie sobie, że filmy z Clintem Eastwoodem nie są dokumentami ;
41 - Procol Harum - Grand Hotel 1973
też miałem tę płytę, więc niech Nikt nie usiłuje powziąć, przesłanki o nieznajomości tematu (mojej). Nie jestem zwolennikiem zespołu, ale nie odważę się na otwartą krytykę. Brooker, to dobry wokalista o interesującej barwie i wiedział, jak rzadko kto w tej niszy, jak posłużyć się orkiestrą by to było atrakcyjne a z drugiej strony nie zagłuszyć swoich klawiszy , tego opus moderandi zespołu. Najlepszy na płycie, wg. mnie to nie tytułowy a Fires inkrustowany kobiecym głosem, słusznie. Widziałem koncert w łódzkiej hali sportowej (76), ale jakoś w pamięci się nie ostał, a ulubioną piosenką pozostaje Pandora's Box. Samo Procol Harum, to produkt z bardzo krótkim okresem świeżości, stety;
50 - The Only Ones - Even Serpent Shine 1979
pierwsze spotkanie z wydawnictwem. Owszem znałem, pobieżnie, debiut (nigdy nie zachwycił), a tu wydaje się być strawniej. Syndrom drugiej płyty, przez który nie wszyscy przechodzą <suchą stopą>, tu się udał, raczej co myślę zasługą porządnej sekcji rytmicznej, a to zwykle procentuje. Destynacja punkowa, ryzykowna nieco. Mnie to gdzieś dryfuje do pubowych klimatów, ale nie upieram się. Takie osobliwe listy, dają szansę tytułom, przywołanym nie na pierwszym wdechu ( taki przypadek Sensational Alex Harvey Band) ;
49 - Rainbow - Long Live Rock'n'roll 1978
ponieważ miałem to w latach 70-tych w szwajcarskiej edycji , zdążyłem przyzwyczaić uszy i dość dobrze pamiętam( zwolniłem się zatem, od konieczności powtórnego odsłuchu, uff). Jest otwierający, no niezły do radia, i The Sheed, uwiarygodniający deklaracje o poważnym traktowaniu muzykowania. Reszta to średnica, którą w dół ciągnie lepka balladka Rainbow Eyes , wystarczy tytuł po polsku: Tęczowe oczka i już... Sylwester marzeń, czy coś w tej klasie, brrr;
48 - Ramones - Rocket To Russia 1977
niech będzie, choć bardziej z powodów pozamuzycznych , no i dlatego, że lista nie zawiera "kanonicznej" Never Mind The Bollocks...(a ja za ten spoiler, przepraszam);
47 - Frank Zappa &The Mothers – Over-Nite Sensation 1973
pewnie, że to dobry wybór. Poniżej tych legendarnych a z drugiej strony swoisty destylat, czego po Franku , się spodziewać. Tyle, że to powinno być ze dwadzieścia oczek wyżej;
46 – MC5 – Back In The USA 1970
Rzadko sobie uświadamiamy, że to debiut studyjny (poprzedniczka to live). Tu jest gładko, może nawet zbyt gładko, co zasługą producenta Jona Landau. Ja nie docieram, ale ponoć wydawnictwu ciąży bagaż politycznego zaangażowania. Za to jest krótki, poniżej 30 minut, piosenki są zwięzłe i obywają się bez zaburzenia dysocjacyjnego zwanego potocznie country music, co było powszechne na przełomie dekad i nie ominęło większych;
45 - Mike Oldfield – Hergest Ridge 1974
Zanim muzyk, nagrywając różne Crises i Five Miles Out strącił się do czyśćca <lista przebojów dla oldboyów> to udowadniał, iż wie jak korzystać ze studia nagraniowego i jak wykorzystać instrumentacyjne i kompozycyjneumiejętności. Tu jest mniej kabotyńsko niż na debiucie, za to materiał rozwodniono niczym napój wieloowocowy z tej samej spółdzielni Przyjaźń, która już zaistniała w poprzednim odcinku . Powinny być Incantations, jak sądzę;
44 - Aerosmith - Get Your Wings 1974
zespól to ersatz Rolling Stenes, o stopień agresywniejszy i dwa stopnie wulgarniejszy. Ale powstrzymuję się od użycia słowa "epigoni", jako zbyt deprecjonujące grupę. I ta płyta po latach trzyma się, myślę lepiej, niż dwie kolejne, teoretycznie ważniejsze. Swoje dołożył producent Jack Douglas;
43 - Ace Frehley (Kiss) - Ace Frehley 1978
atrybutem wydawnictwa- pomalowana morda. Zawartość jak okładka, uciekać jak najdalej, strata czasu. Aha! Tu jest New York Groove, huśtający, ówczesne, zabawy w szkołach średnich, w sumie lepsze niż "tęczowe oczka";
42 - Khan - Space Shanty 1972
po poprzedniku to, chciałoby się powiedzieć wzlot pionowy, chociaż... wczoraj posłuchałem obu płyt Gnidrologa( ten sam rok wydania co Khan) i to był lepiej spędzony czas przed głośnikami, niż przypominanie sobie zawartości Space Shanty, a ja usiłuję się, tym stwierdzeniem, prześlizgnąć przez rzetelną ocenę miejsca 42. Okey, to zasłużona pozycja, a ja nieco ironizuję Próbuję dać do zrozumienia, iż ekscytacja wobec Space Shanty w moim wykonaniu była... umiarkowana. Trochę jak uświadomienie sobie, że filmy z Clintem Eastwoodem nie są dokumentami ;
41 - Procol Harum - Grand Hotel 1973
też miałem tę płytę, więc niech Nikt nie usiłuje powziąć, przesłanki o nieznajomości tematu (mojej). Nie jestem zwolennikiem zespołu, ale nie odważę się na otwartą krytykę. Brooker, to dobry wokalista o interesującej barwie i wiedział, jak rzadko kto w tej niszy, jak posłużyć się orkiestrą by to było atrakcyjne a z drugiej strony nie zagłuszyć swoich klawiszy , tego opus moderandi zespołu. Najlepszy na płycie, wg. mnie to nie tytułowy a Fires inkrustowany kobiecym głosem, słusznie. Widziałem koncert w łódzkiej hali sportowej (76), ale jakoś w pamięci się nie ostał, a ulubioną piosenką pozostaje Pandora's Box. Samo Procol Harum, to produkt z bardzo krótkim okresem świeżości, stety;
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
Fires, zdecydowanie.
Mam w ogóle dużą słabość do Procol Harum, wywiedzioną zwłaszcza z dawnych czasów (widać to co nieco, na tej liście, o której dokończeniu zapomniałem ), a choć wybrałbym inną płytę do zestawu, to i Grand Hotel ujdzie
Mam w ogóle dużą słabość do Procol Harum, wywiedzioną zwłaszcza z dawnych czasów (widać to co nieco, na tej liście, o której dokończeniu zapomniałem ), a choć wybrałbym inną płytę do zestawu, to i Grand Hotel ujdzie
Wokalizy w Fires są przejmujące.dawno temu Crazy pisze: ↑08.01.2020, 00:52 Procol Harum - Grand Hotel - apologeci mówią, że to taka równa płyta, ale niestety nie wydaje mi się. Utwór Fires jest wybitny: melodyczne i harmoniczne rozwiązania z najwyższej półki i absolutnie nie dla popisywania się, tylko dla stworzenia całości o klimacie jak z jakiegoś niesamowitego filmu, zapadającego w pamięć na długo; porywający i niepokojący zarazem główny motyw muzyczny, to wokalizowany, to grany przez różne instrumenty, w ogóle bogata i trafiona aranżacja (ale mi się podoba perkusja!). Kilka innych utworów też z wysokiej półki, ale też momentami nudnawo.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
i dalej, ku szczytowi listy odnalezionej we Francji:
40 - Jethro Tull - Songs From the Wood 1977
z mojego punktu widzenia, nie ma kontrowersji. Przebudowane Dżetro, lepiej przygotowało się do zmian estetycznych siódmej dekady. Nie zdryfowali w nudę, banał i obciach (do czasu...), co było udziałem wielu innych Wielkich, ponoć, którzy porozbijali sobie łby, czytaj: kariery, na punkowych i nowo- falowych skałach;
39 - Tom Petty And The Heartbreakers – Tom Petty And The Heartbreakers 1976
w czasie premiery płyty, zasadniczo, w Polsce nieznani. Rozpoznawalność <załatwił> im, bodaj, p. Niedźwiecki, przy okazji różnych spotkań z młodzieżą w ODK ( bywało się, tyle że to już 78,79). Ja z Pettym , dłużej niż 10 minut, to tylko przy Traveling Wilburys. Co ta płyta robi w 100 naj z lat 70-tych, zwyczajnie, nie wiem. Z drugiej strony, odmawiając obecności Never Mind The Bollocks Here's The Sex Pistols... odmawiając szerszej obecności flagowego w dekadzie KC... to czymś <te liste> trzeba było wypełnić, a zwykła dziennikarska przyzwoitość ( jak z Yeti, słyszeli wszyscy, nie widział, nikt), nie pozwoliła umieścić płyt, syna jednego z kompozytorów muzyki filmowej pochodzącego z Francji ( a jakże) ;
38 - Journey – Infinity 1978
kostniejący prog-rock, śnił koszmary. To jeden z nich, obrzmiały pospolitością zespół Journey, wydarł sobie kawałek kołderki zwanej popularnością, a ja dobrze pamiętam,iż tą opinią szkodzę sobie bardziej niż zwykle, ale co tam... nie dziennikarska co prawda, ale przyzwoitość każe mi być szczerym w tym wyznaniu. Ale potem było... Europe (Final Countdown)... i jak mawiał klasyk:
nie ma takiego dna, żeby, ktoś nie zastukał od dołu;
37- Motörhead – Motörhead 1977
wydaje się, że 77 jest nadrepezentowany w tym zestawieniu (widocznie był dobry ). Motörhead , jak można gdzieniegdzie przeczytać to kompromis osiągnięty pomiędzy estymą dla Steppenwolf a admiracją dla Sabbath i podważenie takiego spojrzenia, ryzykowne. Bardziej konsternuje pogląd o przynależności zespołu do nurtu NWOBHM, ale też nie będę, umierał na tym szańcu, szastając poglądem,że jedną nogą to i owszem, ale druga jest głęboko zanurzona w zdeprawowanym rock'n'rollu, energetycznej petardzie podkarmiającej się o młodzików z agrafką, gdzieś tam wpiętą. Ze wszech miar, pożądana obecność;
36 - Mott The Hoople - Mott 1973
zdecydowanie wybrałbym, wcześniejszą All The Young Dudes, rozpoznawalność obu wydawnictw, porównywalna, choć w glam-rocku, mamy kilku szacowniejszych pretendentów;
35 - King Crimson - Red 1974
o istotności KC już się zająknąłem, ale obecność akurat tej... ale fakt zamieszczenia w zestawieniu jednego tytułu, bo nawet jeśli, upierać się przy tzw. szerszym oglądzie na dekadę, to przecież trzy, a w zasadzie cztery płyty, powinny zostać umieszczone. Ten stan rzeczy, tu zaobserwowany, może rozwikłać li tylko , przysłowiowy: umysł szaradzisty;
34 - L.A. M. F. - Heartbreakers 1977
jak się rozpadł New York Dolls, o czym było słychać, to Thunders sformował kolejnych utracjuszy pod nazwą... Like A Mother Fucker, w skrócie L.A.M.F. , skrócie przyzwoitszym i nagrali, podobno fatalny realizacyjnie, album Heartbreakers. Po kilku poprawianych wersjach, w bodaj, 2004, ukazała się edycja przyswajalna znacznie bardziej. Tę niedawno poznałem i jakkolwiek, nie wnosi ta muzyka wiele nowego w historię punku, to też nowojorskim sznytem, utrwala kanoniczne cechy gatunku. Właściwie, czemu nie(?!);
33 - Dr. Feelgood - Stupidity 1976
pub-rock nie doczekawszy się, lepszego swojego okrętu flagowego, niż właśnie Dr. Feelgood, a tym samym lepszego końca historii, podpiął się do punka, by tam szczeznąć . Moje uwagi do zespołu, skupiają się na braku muzycznej inwencji, co niejako, spętane przynależnością do gatunku.
W kinie taką sytuację nazywamy:
miejsce akcji, dusi akcję!
Ten koncert, nie obarczony jakimikolwiek uchybieniami, pozostaje na poziomie witalności, jednak, poza osiągami takiego np. Malpractice, czy nawet debiutu;
32 - Status Quo - Piledriver 1972
niewiele znam płyt Status Quo, ale tę owszem, sporo egz. tej i Hello bywało na giełdach w tamtej dekadzie. Sam zespół to nie jest kandydat, myślę, do pierwszej setki. Pomyślany, niejako na pozycji dostarczyciela chwytliwych singli, w dawce ponad 20-minutowej, robi się nużący, nawet jeśli te pojedyncze, skłaniają do refleksji:
...tak ładnie grają, jak tu nie wypić ?!
Piledriver, odrobinę, przed powyższą inwektywą, broni się lekkim, zróżnicowaniem materiału, coverem Roadhouse blues, zachowawczym, ale bliskim swojej estetyce boogie i kilkoma odstępstwami. Zatem, jeśli w ogóle jakiś Status Quo, to ten Piledriver, ma szansę się obronić;
31- George Harrison – All Things Must Pass 1970
dotychczas stroniłem od francuskich refleksji, o płytach z listy, ale ta jest na tyle chwytliwa , że podeprę się:
...tym All Things Must Pass dla muzyki rozrywkowej, czym Wojna i Pokój dla literatury...
może i jest coś na rzeczy w takim oglądzie wydawnictwa. Czy to przejaw inteligentnego myślenia o kulturze i jej związkach, czy tylko slogan. Brakuje cech i pojęć wyczerpujących definicję: Arcydzieło. Ale bez dwóch zdań, nawet jeśli w pewnej ogólności wybrałbym McCartneya, to All Things Must Pass jest trwałym doświadczeniem estetycznym, dla mnie na pewno. Jakoś tak;
40 - Jethro Tull - Songs From the Wood 1977
z mojego punktu widzenia, nie ma kontrowersji. Przebudowane Dżetro, lepiej przygotowało się do zmian estetycznych siódmej dekady. Nie zdryfowali w nudę, banał i obciach (do czasu...), co było udziałem wielu innych Wielkich, ponoć, którzy porozbijali sobie łby, czytaj: kariery, na punkowych i nowo- falowych skałach;
39 - Tom Petty And The Heartbreakers – Tom Petty And The Heartbreakers 1976
w czasie premiery płyty, zasadniczo, w Polsce nieznani. Rozpoznawalność <załatwił> im, bodaj, p. Niedźwiecki, przy okazji różnych spotkań z młodzieżą w ODK ( bywało się, tyle że to już 78,79). Ja z Pettym , dłużej niż 10 minut, to tylko przy Traveling Wilburys. Co ta płyta robi w 100 naj z lat 70-tych, zwyczajnie, nie wiem. Z drugiej strony, odmawiając obecności Never Mind The Bollocks Here's The Sex Pistols... odmawiając szerszej obecności flagowego w dekadzie KC... to czymś <te liste> trzeba było wypełnić, a zwykła dziennikarska przyzwoitość ( jak z Yeti, słyszeli wszyscy, nie widział, nikt), nie pozwoliła umieścić płyt, syna jednego z kompozytorów muzyki filmowej pochodzącego z Francji ( a jakże) ;
38 - Journey – Infinity 1978
kostniejący prog-rock, śnił koszmary. To jeden z nich, obrzmiały pospolitością zespół Journey, wydarł sobie kawałek kołderki zwanej popularnością, a ja dobrze pamiętam,iż tą opinią szkodzę sobie bardziej niż zwykle, ale co tam... nie dziennikarska co prawda, ale przyzwoitość każe mi być szczerym w tym wyznaniu. Ale potem było... Europe (Final Countdown)... i jak mawiał klasyk:
nie ma takiego dna, żeby, ktoś nie zastukał od dołu;
37- Motörhead – Motörhead 1977
wydaje się, że 77 jest nadrepezentowany w tym zestawieniu (widocznie był dobry ). Motörhead , jak można gdzieniegdzie przeczytać to kompromis osiągnięty pomiędzy estymą dla Steppenwolf a admiracją dla Sabbath i podważenie takiego spojrzenia, ryzykowne. Bardziej konsternuje pogląd o przynależności zespołu do nurtu NWOBHM, ale też nie będę, umierał na tym szańcu, szastając poglądem,że jedną nogą to i owszem, ale druga jest głęboko zanurzona w zdeprawowanym rock'n'rollu, energetycznej petardzie podkarmiającej się o młodzików z agrafką, gdzieś tam wpiętą. Ze wszech miar, pożądana obecność;
36 - Mott The Hoople - Mott 1973
zdecydowanie wybrałbym, wcześniejszą All The Young Dudes, rozpoznawalność obu wydawnictw, porównywalna, choć w glam-rocku, mamy kilku szacowniejszych pretendentów;
35 - King Crimson - Red 1974
o istotności KC już się zająknąłem, ale obecność akurat tej... ale fakt zamieszczenia w zestawieniu jednego tytułu, bo nawet jeśli, upierać się przy tzw. szerszym oglądzie na dekadę, to przecież trzy, a w zasadzie cztery płyty, powinny zostać umieszczone. Ten stan rzeczy, tu zaobserwowany, może rozwikłać li tylko , przysłowiowy: umysł szaradzisty;
34 - L.A. M. F. - Heartbreakers 1977
jak się rozpadł New York Dolls, o czym było słychać, to Thunders sformował kolejnych utracjuszy pod nazwą... Like A Mother Fucker, w skrócie L.A.M.F. , skrócie przyzwoitszym i nagrali, podobno fatalny realizacyjnie, album Heartbreakers. Po kilku poprawianych wersjach, w bodaj, 2004, ukazała się edycja przyswajalna znacznie bardziej. Tę niedawno poznałem i jakkolwiek, nie wnosi ta muzyka wiele nowego w historię punku, to też nowojorskim sznytem, utrwala kanoniczne cechy gatunku. Właściwie, czemu nie(?!);
33 - Dr. Feelgood - Stupidity 1976
pub-rock nie doczekawszy się, lepszego swojego okrętu flagowego, niż właśnie Dr. Feelgood, a tym samym lepszego końca historii, podpiął się do punka, by tam szczeznąć . Moje uwagi do zespołu, skupiają się na braku muzycznej inwencji, co niejako, spętane przynależnością do gatunku.
W kinie taką sytuację nazywamy:
miejsce akcji, dusi akcję!
Ten koncert, nie obarczony jakimikolwiek uchybieniami, pozostaje na poziomie witalności, jednak, poza osiągami takiego np. Malpractice, czy nawet debiutu;
32 - Status Quo - Piledriver 1972
niewiele znam płyt Status Quo, ale tę owszem, sporo egz. tej i Hello bywało na giełdach w tamtej dekadzie. Sam zespół to nie jest kandydat, myślę, do pierwszej setki. Pomyślany, niejako na pozycji dostarczyciela chwytliwych singli, w dawce ponad 20-minutowej, robi się nużący, nawet jeśli te pojedyncze, skłaniają do refleksji:
...tak ładnie grają, jak tu nie wypić ?!
Piledriver, odrobinę, przed powyższą inwektywą, broni się lekkim, zróżnicowaniem materiału, coverem Roadhouse blues, zachowawczym, ale bliskim swojej estetyce boogie i kilkoma odstępstwami. Zatem, jeśli w ogóle jakiś Status Quo, to ten Piledriver, ma szansę się obronić;
31- George Harrison – All Things Must Pass 1970
dotychczas stroniłem od francuskich refleksji, o płytach z listy, ale ta jest na tyle chwytliwa , że podeprę się:
...tym All Things Must Pass dla muzyki rozrywkowej, czym Wojna i Pokój dla literatury...
może i jest coś na rzeczy w takim oglądzie wydawnictwa. Czy to przejaw inteligentnego myślenia o kulturze i jej związkach, czy tylko slogan. Brakuje cech i pojęć wyczerpujących definicję: Arcydzieło. Ale bez dwóch zdań, nawet jeśli w pewnej ogólności wybrałbym McCartneya, to All Things Must Pass jest trwałym doświadczeniem estetycznym, dla mnie na pewno. Jakoś tak;
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
Niech im będzie ten Songs From The Wood, nie byłby to mój wybór, ale da się obronić. Ale tylko na 40?
Za to wybór Red jest dość oczywisty w kategorii nieoczywistego - bo debiut jest tak oczywistym i narzucającym się, że wybranie czegokolwiek innego już z definicji spełnia kryteria nieoczywistości No i Red jak najbardziej, też bym go wybrał, a szaradzistą nie jestem, choć w brydża bym pograł
Za to wybór Red jest dość oczywisty w kategorii nieoczywistego - bo debiut jest tak oczywistym i narzucającym się, że wybranie czegokolwiek innego już z definicji spełnia kryteria nieoczywistości No i Red jak najbardziej, też bym go wybrał, a szaradzistą nie jestem, choć w brydża bym pograł
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
...ale też debiut, to poprzednia dekada. Bardziej rani/drażni to 35 miejsce. Znając całą listę, zżymam się szczególnie.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
King Crimson (ani prog rock) to nie jest band (ani gatunek), który tak jak u nas rządzi w popularnych zestawieniach typu 1000 płyt które musisz przesłuchać, zanim wyciągniesz kopyta czy 500 płyt ever według Rolling Stone czy NME.
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
A nie, no to jasne. Nie będąc w 10 procentach tak oddany sprawie King Crimson jak uśredniony Forumowicz Dinozaur, nawet ja uważam, że taka pozycja to pomyłka.
I Jethro Tull też!
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
Będąc w pierwszej "30", rozglądamy się ze zdumieniem, no trochę:
30- Magazine - Real Life 1978
29 - Rod Stewart – Every Picture Tells A Story 1971
"gębę" Artysta, sam sobie, przyprawił tymi <songbookami>, jednakowo brzmiącymi od lat, trudno! A przecież z fizjonomii to rocker, aż się patrzy. Every Picture..., przypomniane (głośno ) sprawia, ze można Mu niektóre wtopy wybaczyć ( a jeszcze zarabiał dla Waitsa). Jest tu Maggie May, świetny numer o uwiedzionym nastolatku, jest dobry tytułowy i reszta też <nie z gorsza>. Te podebrane That's All Right i
Amazing Grace, nie koniecznie, ale druga strona analogu, doceniona słusznie. Tu na 29, za wysoko, ale w ósmą "10- kę"...;
28 - The Velvet Underground – Loaded 1970
pamiętacie, to polecenie Atlantic Records ( w zasadzie oddziału: Cotillion)- zapchajcie/załadujcie płytę przebojami (stąd tytuł) i jak się z tym poleceniem <rozprawiono>? Lou Reed odszedł z powodu (??)... artystycznych rozterek( później wpuszczał na swoje płyty, znacznie trudniejsze do akceptacji, dokonania) ale tu nie mógł zdzierżyć, że to On gra riff do Sweet Jane( wówczas ocenzurowanej , tekstowo).
Najbardziej rockowy fragment dyskografii studyjnej Velvetów i gdzieniegdzie niedoceniony, ale tu, owszem;
27 - Bruce Springsteen – The Wild, The Innocent & The E Street Shuffle 1973
są <blachy>, są elektryczne gitary i wielokrotna zmiana nastroju... to się sumuje w bardzo dobrą i zróżnicowaną ( sławniejsza, nie wiedzieć czemu Nebraska, opatrzona przygnębieniem jako wiodącą emocją) płytę Bossa. Jej przekleństwem jest data wydania, tzn. przed Born To Run, rozhuśtanej tytułowym hitem. Dla mnie to 5-6 miejsce w katalogu Bossa;
26 - Caravan - In The Land Of Grey And Pink 1971
próbowałem się <polubić> z materiałem, nie wychodzi. W ogóle wielkość zespołu jako takiego, zdaje się mnie nie dotyczyć. Zatem uzupełnię informacją:
dlaczego nie wzywający Londyn, to wiemy (niby), ale dlaczego nie debiut z 77, to nie rozumiem zupełnie, a jeszcze ta realizacja, trudna do zaakceptowania. To, raczej, pokaz punkowej przeciętności i czy zawsze punkowej?. Daleko poza setką, bez której nie można się obejść. No i mamy ślad szerszy tego poglądu:
24 - Deep Purple – Who Do We Think We Are 1973
u mnie ten sam przypadek, co przy Caravan. No, u Parpli jest, przynajmniej, In Rock, Deep Purple'69 czy koncerty japońskie.
Ale i tak lepiej (dla Was, dla siebie?) bym się nie rozpisywał/rozsypywał. Za to, jest to przyzwoicie nagrane, a to ważne, bo jak wsłuchiwać się w In rock, to pytaniem pierwszym jest gdzie był heblowy;
cdn.
30- Magazine - Real Life 1978
nic ponadto nie dodam, u nas w szacowniejszym towarzystwie otarła się o pierwszą dwudziestkę;
29 - Rod Stewart – Every Picture Tells A Story 1971
"gębę" Artysta, sam sobie, przyprawił tymi <songbookami>, jednakowo brzmiącymi od lat, trudno! A przecież z fizjonomii to rocker, aż się patrzy. Every Picture..., przypomniane (głośno ) sprawia, ze można Mu niektóre wtopy wybaczyć ( a jeszcze zarabiał dla Waitsa). Jest tu Maggie May, świetny numer o uwiedzionym nastolatku, jest dobry tytułowy i reszta też <nie z gorsza>. Te podebrane That's All Right i
Amazing Grace, nie koniecznie, ale druga strona analogu, doceniona słusznie. Tu na 29, za wysoko, ale w ósmą "10- kę"...;
28 - The Velvet Underground – Loaded 1970
pamiętacie, to polecenie Atlantic Records ( w zasadzie oddziału: Cotillion)- zapchajcie/załadujcie płytę przebojami (stąd tytuł) i jak się z tym poleceniem <rozprawiono>? Lou Reed odszedł z powodu (??)... artystycznych rozterek( później wpuszczał na swoje płyty, znacznie trudniejsze do akceptacji, dokonania) ale tu nie mógł zdzierżyć, że to On gra riff do Sweet Jane( wówczas ocenzurowanej , tekstowo).
Najbardziej rockowy fragment dyskografii studyjnej Velvetów i gdzieniegdzie niedoceniony, ale tu, owszem;
27 - Bruce Springsteen – The Wild, The Innocent & The E Street Shuffle 1973
są <blachy>, są elektryczne gitary i wielokrotna zmiana nastroju... to się sumuje w bardzo dobrą i zróżnicowaną ( sławniejsza, nie wiedzieć czemu Nebraska, opatrzona przygnębieniem jako wiodącą emocją) płytę Bossa. Jej przekleństwem jest data wydania, tzn. przed Born To Run, rozhuśtanej tytułowym hitem. Dla mnie to 5-6 miejsce w katalogu Bossa;
26 - Caravan - In The Land Of Grey And Pink 1971
próbowałem się <polubić> z materiałem, nie wychodzi. W ogóle wielkość zespołu jako takiego, zdaje się mnie nie dotyczyć. Zatem uzupełnię informacją:
25 - The Clash – Give 'Em Enough Rope 1978MirekK pisze: ↑12.05.2019, 20:43 PODSUMOWANIE ZESTAWIENIA:
...
7. Caravan - In the Land of Grey and Pink 737 pkt (bananamoon 29/MirekK 37/mahavishnuu 26/gharvelt 27/Yer Blue 29/Clive Codringher 36/Białystok 35/B.J. 20/Layla 16/Crowley 38/Sławek 30/aggie 37/WOJTEKK 18/Majkel 20/Monstrualny Talerz 29/rockowy 36/Deformator 26/Jakuz 29/Koniu 19/Andy 27/Gacek 33/Duch 1532 4/Leptir 33/caught 32/[rad nierad] 37/boczeq 34)
dlaczego nie wzywający Londyn, to wiemy (niby), ale dlaczego nie debiut z 77, to nie rozumiem zupełnie, a jeszcze ta realizacja, trudna do zaakceptowania. To, raczej, pokaz punkowej przeciętności i czy zawsze punkowej?. Daleko poza setką, bez której nie można się obejść. No i mamy ślad szerszy tego poglądu:
;
24 - Deep Purple – Who Do We Think We Are 1973
u mnie ten sam przypadek, co przy Caravan. No, u Parpli jest, przynajmniej, In Rock, Deep Purple'69 czy koncerty japońskie.
Ale i tak lepiej (dla Was, dla siebie?) bym się nie rozpisywał/rozsypywał. Za to, jest to przyzwoicie nagrane, a to ważne, bo jak wsłuchiwać się w In rock, to pytaniem pierwszym jest gdzie był heblowy;
cdn.
Ostatnio zmieniony 02.12.2022, 12:35 przez esforty, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
Caravan i Deep Purple w porządku, nie są to jakieś "moje" zespoły, ale w porządku. Tylko wyżej od Jethro / King Crimson / Ramones, tja...
Co do Clashy, to miejsce na liście powinno być koniecznie (mimo że to też nie jest "mój" zespół), ale przecież nie z tą słabawą płytą (Sławka przepraszam!). Rozumiem założenia z nieoczywistymi albumami, ale to nie znaczy, że trzeba dawać najgorszy
Co do Clashy, to miejsce na liście powinno być koniecznie (mimo że to też nie jest "mój" zespół), ale przecież nie z tą słabawą płytą (Sławka przepraszam!). Rozumiem założenia z nieoczywistymi albumami, ale to nie znaczy, że trzeba dawać najgorszy
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
Deep Purple – Who Do We Think We Are to dla mnie potężny zjazd i w dobie CD pozbyłem się z półki. Zakup LP to byłaby abstrakcja.
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: LISTY UŻYTKOWNIKÓW I NIE TYLKO
jeszcze trzy tytuły z trzeciej "10":
23 - The Damned - Machine Gun Etiquette 1979
wprawdzie w 79-tym, większość porzuciła punk - bezkompromisową aurę prostej gry, to The Damned, pozostali w objęciu nurtu, nawet jeśli cytowali Glittera i przydarzał się klawisz fortepianu, a gdzieś na poziomie These Hands, popisano się umiejętnościami pastiszowymi. Nie pamiętając, specjalnie, zawartości debiutu ( a to, paradoksalnie, jest jakiś ślad) , obstawiam, że jest ciekawiej ( otwierający drugą stronę Plan 9 Channel 7 to bezwstydne spojrzenie ku dorobkowi krytykowanych), że w tym braku rozwoju jest metoda i całości należy się obecność na podobnych listach- plebiscyt 79' przed nami ;
22- Judas Priest - Sin After Sin 1977
spojrzenie w wyniki plebiscytowe:
21- Buckingham Nicks - Buckingham Nicks 1973
w odwrocie od białego bluesa w nieznanym, jeszcze, kierunku. Nie ma sensu rozprawiać o przewagach marynowanego śledzia na obrazami van Gogha. Ale taki Daily Express, napisał w 1973:
To może być po prostu najlepszy amerykański album wydany w ciągu ostatnich trzech, czterech lat!
Obecność na liście kuriozalna, a w tym miejscu to prowokacja, najprędzej;
23 - The Damned - Machine Gun Etiquette 1979
wprawdzie w 79-tym, większość porzuciła punk - bezkompromisową aurę prostej gry, to The Damned, pozostali w objęciu nurtu, nawet jeśli cytowali Glittera i przydarzał się klawisz fortepianu, a gdzieś na poziomie These Hands, popisano się umiejętnościami pastiszowymi. Nie pamiętając, specjalnie, zawartości debiutu ( a to, paradoksalnie, jest jakiś ślad) , obstawiam, że jest ciekawiej ( otwierający drugą stronę Plan 9 Channel 7 to bezwstydne spojrzenie ku dorobkowi krytykowanych), że w tym braku rozwoju jest metoda i całości należy się obecność na podobnych listach- plebiscyt 79' przed nami ;
22- Judas Priest - Sin After Sin 1977
spojrzenie w wyniki plebiscytowe:
pamiętam jakim, giełdowym, hitem sprzedażowym był koncertowy Unleashed In The East ( tam był cover Fleetwood Mac, The Green Manalishi , który jakoś tam zapamiętałem wobec zapomnianej reszty. Notabene Judas Priest, pozycjonowano wtedy, zdaje się, niesłusznie jako NWOBHM. O tej tu, nie mam zielonego pojęcia co napisać, choć przesłuchałem jeden raz. Francuzi napisali, że ta muzyka zostaje w głowie zafascynowanych odbiorców... zafascynowanych odbiorców (??)... hmmm;
21- Buckingham Nicks - Buckingham Nicks 1973
w odwrocie od białego bluesa w nieznanym, jeszcze, kierunku. Nie ma sensu rozprawiać o przewagach marynowanego śledzia na obrazami van Gogha. Ale taki Daily Express, napisał w 1973:
To może być po prostu najlepszy amerykański album wydany w ciągu ostatnich trzech, czterech lat!
Obecność na liście kuriozalna, a w tym miejscu to prowokacja, najprędzej;
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami