Ewa Kuklińska

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Ewa Kuklińska

Post autor: Inkwizytor »

https://www.discogs.com/master/504456-E ... ique-Disco

https://www.youtube.com/watch?v=Hp4JRW563RI

Mam uzasadnione obawy i liczne przecieki - gdyż "tajemnicą poliszynszyla" jest, iż czeka nas skrupulatny renesans krajowego synth-popu a zaczęło się to wszystko od krajowego disco. Ktokolwiek mnie zna i ze zrozumieniem czyta posty - wie, iż kocham, ba... wręcz ubóstwiam najprawdziwsze gorące disco... no właśnie. Podobnie jak z jazzem - zwykle prędzej wybiorę autentyk, niż "podróbkę" - czyli zasłucham w propozycje najpiękniejszych płyt Davisa, Coltrane`a czy Evansa - czy studenciaków akademii muzycznych wywarzających z uporem maniaka otwarte drzwi. Nie inaczej jest w przypadku naszej krajowej odmiany disco - gdyż znów okrutnie desperacko goniliśmy zachód - ktoś okrutny powie, że oferowaliśmy "U Maxima w Gdyni" - jedynie blady, kartoflano-buraczany refleks tej zachodniej muzyki - by nasi bawili przy NASZEJ muzyce. Po raz kolejny mam poważną zagwozdkę i zgryz - jak należycie ocenić tego typu wysiłki ?. Jest w tym szaleństwie "metoda" - by po latach " błędów i wypaczeń" należycie docenić szykowane wówczas na krajowe "królowe disco" urocze postacie z Kuklińską" na czele - prawie jak w "Misiu" - "... patrzcie - to nasze, jesteśmy z tego dumni i to nie jest nasze ostatnie słowo..." - lub by wkurzyć cenzorów i wzbudzić nieco kontrowersji ?. Ewa Kuklińska - jak wiele postaci ówczesnej sceny - nie... przepraszam... wystarczy poczytać dydaktyzmu Jerzego Stuhra - że "... nie scena - tylko ESTRADA...". Doskonale jak na tamte realia wykształcona i wyedukowana - bez wątpienia była świetną tancerką - tego nie ma sensu podważać czy negować - miała wszystkie argumenty i asy w rękawie - była ABSOLUTNĄ władczynią sceny - wyróżniała się, nie wtapiała w tło - ale skoro uparła się śpiewać.... hmmmm..... Troszkę jak późniejsza kontynuatorka zafascynowana musicalem "żona sławniejszego mężusia" Mandaryna ( zwana również "Margaryną" ) - skoro może tańczyć, może wszystko - może śpiewać, może produkować, może realizować się jak Kazadi czy Szwed na polu kabaretu, kina, komedii, produkcji... Johny Depp mawiał - "... iż gentleman pozwala damie żyć złudzeniami i je pielęgnować....". Każdy może śpiewać - ale czy każdy aby na pewno powinien ?.

Płyta będąca krajową odpowiedzią - na niestety na zachodzie ginącą w płomieniach regularnie organizowanych ognisk - gdzie wkurzeni palili albumy disco - a nasza scena była tak spragniona nowinek i chciała się bawić - co jest całkiem zrozumiane i nie ma w tym niczego nagannego. Mogę sobie w tym obecnym kalendarzowym czasie studniówkę - gdzie młodzi bawią przy tych disco-funkowych patentach.... nadal nie ma odpowiednika na nośniku CD - ukazała dzięki uprzejmości WIFON jako winyl i kaseciak.


Nie brak tu zgrabnych przeróbek i coverów grup - Chic - otwierający Boutique - słowa uznania należą się zdolnej sekcji rytmicznej - poprawnie powtarzające patenty i pomysły tandemu Nile Rodgers i Edwards - tu klucz do sukcesu mniej leży w technice ale w wyłapaniu odpowiedniego feelingu... Niestety znów pojawia elementarny problem - my niczego nie tworzyliśmy - nie wytyczaliśmy trendów - tylko mniej lub lepiej kopiowaliśmy gotowe "dania i patenty". Album Boutique Disco nadal ma dość pozytywne czy nad wyraz pozytywne recenzje - ale ileż było takich przeróbek w dawnym "bloku wschodnim" - czy w krajach zachodnich ? - po francusku, po niemiecku, po hiszpańsku czy po japońsku ?. Nie brak ludzi z nostalgią ( słowo klucz ) wspominających - że to była ich pierwsza disco płyta winylowa czy kaseciak zakupiony i gdy organizowali prywatki - balangi gdy rządził-wiadomo-kto-w-ciemnych-okularach - a tu eksplozja kolorowego świata i mogli się oderwać i pięknie. Pewnym "przebojem" była np. Rebeka. Dziś z przymrużeniem oka można potraktować Wino z Win - cover Lovin` You - poczciwej Minnie Riperton - z kolei późniejsze pokolenia zapamiętały i kojarzą wyłącznie z okrutnej i prześmiewczej wersji Eddie Murphy:


https://www.youtube.com/watch?v=2pah3IHskdY

Pomijam krępującą i wstydliwą dziedzinę - jaką są teksty na Boutique Disco - z czym biedna Ewa musiała się mierzyć. Ciekawe, gdyż po latach niemalże "grobowej ciszy" obecnie artystka święcąca triumfy chociażby w Sabacie - dziś znów jest obiektem zainteresowania "pudelków i pomponików" - niestety prędzej przez pryzmat traumatycznych trzech związków - gdzie jeden "księciunio z bajki" był wielokrotnym bigamistą, inny pił na potęgę a ostatni lał Ewunię na potęgę czym popadnie i gdzie popadnie. By ukrócić złośliwości - jestem fanatycznym przeciwnikiem przemocy w związku i patriarchatu.

Album jest osobliwością i konia z rzędem temu kto wskaże jak powinniśmy go traktować i w jakim kontekście obecnie umiejscowić. Nie jeden się uśmiechnie - że uchwycili ten "klimacik" z końcówki lat 70 - spodnie dzwony, kolorowe koszule, słodziutkie smyczki, potężnie brzmiący - jak później stało się domeną hip-hopu basowy bęben, nie brakuje aranżacyjnych niedoróbek - np brak niuansów z mooga czy brak clavinetu - np. w orkiestrze Debicha - ich wersja Mój Azyl - zwyczajnie z dopalaczem iście zabija.

Wiele bym dał by przy połowie kawałków za parę lat bawiła na swojej studniówce moja Chrześnica - bo tak należy traktować ten zbiór - żadna sztuka, żaden artyzm, tylko przestrzeń i platforma do wygłupów i dzikich możliwości odreagowania na parkiecie .... czy takie refleksje będą towarzyszyć "jaszczurczym - gadzinowskim" wydaniom ?. Czas pokarze.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ