Jeff Beck

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Jeff Beck

Post autor: Inkwizytor »

Odejście takiego wyjątkowego artysty i człowieka - nie może nie skłonić do założenia osobnego wątku - jemu wyłącznie poświęconemu. W przyszłym roku obchodziłby równe 80 lat. Zachęcam wszystkich na forum by podzielili niebanalnymi i zgoła nieszablonowymi refleksjami i prywatnymi refleksjami - jak przecinały się ich i gitarzysty wątki, chętnie bym się czegoś więcej ponad to co można wyczytać w necie - stąd błagam by unikać techniki "kopiuj-wklej" - i zamieścić coś intrygującego, w sumie cokolwiek byle na temat, o muzyce i w jaki sposób np pierwszy raz i w jakich okolicznościach zetknęli z tym człowiekiem. Ja już przy wątki RIP - zainicjowałem początek - że w latach 80 szczególnie w soboty / niedziele w paśmie dla dzieci i młodzieży ( swoją drogą - kto wpadł na taki pomysł ? ) - tuż po powrocie lub przed z Kościółka - w tv leciał zamiast reklam teledysk / video święcący ponowne triumfy - People Get Ready - wzruszający duet z Rodem Stewartem - również często był puszczany przy okazji sobotniego popołudniowego 5-10-15. Później mój ojciec dostał od przyjaciela, który za rodziną wyemigrował do RFN kasetę video z show w ramach ARMS - fundacji założonej m.in dla Ronnie Lane`a - tam był jego krótki recital z wybornym bandem z Simonem Philipsem, Fernando Soundersem i Tony Hymanem - ich Star Circle wtedy mnie zszokował choć nie rozumiałem ani nuty czy frazy - jak to durny dzieciak uznałem, że to "dla mnie za WIELKIE".

Nie wszyscy może wiedzą i pamiętają - że uczęszczał do artystycznego collegu - a malarstwo było w późniejszych latach jego wielką pasją, podobnie jak lub może obok bluesa - motoryzacja - z powodzeniem odnawiał zabytkowe modele samochodów - np Forda z lat 30, stare motocykle, z wirtuozerią lakierowania ich. Cierpiał na rzadką chorobę - istne przekleństwo - "tinnitus" - objawiające nieustannym dzwonieniem w uszach, skutkującym jak u Beethovena - nieuleczalnym i nieuchronnym traceniem słuchu.

Tu jest ciekawy artykuł i kilka innych wybitnych person również zmagających z tą chorobą:


https://www.musicianwave.com/famous-art ... -tinnitus/


A wracając do muzyki - jak w przypadku King Crimson 73, Zappy - kto nie zapoznał się z bootlegami Becka począwszy od przełomowego dla niego 75 - ten ma blade pojęcie o jego kunszcie, wirtuozerii, wizjonerstwie, talencie, boskości i jak traktował blues-rock / fusion / funk-fusion. Podobnie jak Galagher był w 74 zaproszony przez Rolling Stones by zapełnił wakat po Micku Taylorze - niestety okazał się dla nich za dobry.

W pierwszej kolejności zachęcam by skusić na bootleg z Japonii - z Nagoi 75:

https://www.youtube.com/watch?v=kFbexB8FTcw
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Jeff Beck

Post autor: Inkwizytor »

O tej wersji mowa - często wówczas pod koniec lat 80 kopiowana - również dzięki zamówieniom w ówczesnym Rockserwis - ile się na to czekało:

https://www.youtube.com/watch?v=yHclxbrAP60

ps. kto tak w Polsce grał ?... nie no weź...
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Jeff Beck

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=MUpIKHqz7bU

Inny to Led Boots - tu w ramach mini "Reunion" z spiritus movens całości pod względem rytmicznym - Michaelem Narada Waldenem, sexy Rhondą Smith na basie ( która zjada Tal na śniadanie ) i ekscentrycznym Jasonem Rebello. Pamiętam jak próbowałem to zagrać na klawiszach i również na perkusji - groove Narady jest nie do powtórzenia. To był również koncertowy killer w tamtym czasie - mowa o drugiej połowie lat 70 u Jeffa.

Wersja studyjna w Wired - wywołała nieco kontrowersji - że zimna, stalowa, wyzuta z emocji - że "tak grają cyborgi" itd -

https://www.youtube.com/watch?v=sbMSe0m ... vTfWgkAjhE
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Jeff Beck

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=a09CePpfiuY

Swego czasu robiła furorę ta wersja Led Boots - choć niewątpliwie znakomita - dziwi nieco "uproszczona" i przyciężkawa, mało urozmaicona w dalszym ciągu potężna gra Vinnie Colaiuty na perkusji - z całym szacunkiem dla jego maestrii - niestety ustępuje tym karkołomnym figurom Waldena - najlepsze wrażenie i długo zapada w pamięć pełna inwencji, narastająca i nie tracąca napięcia solówka syntezatorowa Jasona Rebello. Jest młodziutka Tal Winkelfeld - dobra basistka ale również traktowana jako "maskotka".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Heartbreaker
longplay
Posty: 1290
Rejestracja: 28.03.2009, 08:16

Re: Jeff Beck

Post autor: Heartbreaker »

O Becku wspomnienie i piękna nuta w Trójce teraz
Awatar użytkownika
greg66
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4162
Rejestracja: 31.08.2008, 22:00
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Re: Jeff Beck

Post autor: greg66 »

THE YARDBIRDS - Roger the Engineer /1966/


No cóż, oni powinny być klasykami i ich sława sięgać miała obu stron oceanu. Jednak The Yardbirds najbardziej znany jest z tego, że grało tam trzech wybitnych gitarzystów, z których ostatni Jimmy Page, przekształcił zespół w Led Zeppelin. Gdy słucham ich nagrań wyczuwam ogromny potencjał muzyków (co dowiodły późniejsze lata) i bardzo boleję nad zmarnowaniem kariery tej grupy.

Jeden z najbardziej przełomowych zespołów najbardziej przełomowej dekady muzyki rockowej, raczył nas singlami od „For Your Love” po „Think About It” oferując fantastyczne kombinacje gregoriańskich śpiewów, melodii inspirowanych środkowym wschodem i ostrymi riffami blues-rockowego boomu. Dlaczego więc The Yardbirds nie są darzeni takim szacunkiem jak ich rówieśnicy? Dlaczego jedna z najwspanialszych grup wczesnego muzycznego ataku tak kiepsko poczynała sobie na rynku. Przecież ich albumy posiadające pieniące się garażowe rajdy i eksperymenty psychodeliczne powinny być wygórowaną dostojnością i chlubą każdego miłośnika takiej muzyki. Ale nieudolne (który to już raz) zarządzanie i brak zdecydowania managementu czy idziemy w stronę komercji czy bardziej ambitnej ścieżki doprowadziły do upadku i zgliszcz. Na szczęście jak feniks za chwilę nastąpiło pełne odrodzenie, ale to już inna historia.

W 1966 roku The Yardbirds wydali swój najsilniejszy album w historii, zatytułowany „The Yardbirds”, ale stał się on znany jako „Roger the Engineer” ze względu na szkic (narysowany przez gitarzystę Chrisa Dreja) na okładce albumu, przedstawiający Rogera Camerona, inżyniera albumu. Współproducentem płyty był basista grupy Paul Samwell-Smith, który wkrótce opuścił zespół i został zastąpiony przez Jimmy’ego Page’a, który zastępował go na basie do czasu, gdy Dreja opanował ten instrument. Jednak centralnym wpływem, który ukształtował brzmienie tej płyty, jest innowacyjność i eksperymenty głównego gitarzysty Jeffa Becka. Jego ciężki blues i zniekształcenia gitary są przez wielu uważane za najwcześniejsze dźwięki heavy metalowe.

Ciekawość słuchania albumu potęguje już otwieracz, „Lost Women”. Napędzany linią basu i fantastyczną dynamiką leci prosto ku części środkowej gdzie harmonijka przejmuje solo a gitara tnie pojedyncze akordy aż do kulminacji, przy czym zwróć uwagę na dalsze pochody basu i perkusji. To jest klasyk na miarę „Good Times, Bad Times”. Ale gdy „Lost Women” reprezentuje ścieżkę mocno rockową tak „Over, Under, Sideways Down” zagląda w rejony psychodeliczne. Rozpoczynając od kolejnego pamiętnego, zainspirowanego wschodem riffu, wspomaganego przez klaskanie i skandowanie „Hey!” w tle, Relf maluje obraz młodzieńczej bujności i niepewności w swingującym Londynie. Po skocznym refrenie, następuje nagły spadek tempa, gdzie Relf śpiewa „Wheeennn will it ennnddd”, a wokal w tle oddaje się swojemu gregoriańskiemu fetyszowi. Prawie tak szybko jak się zaczęło, zespół wraca do otwierającego riffu, a także do reszty zagrywek, dając na zakończenie krótkie ale treściwe gitarowe solo aż po wyciszenia. Utwór popowy? No tak, ale tu masz też dowód na to, że pop może być pomysłowy i ekscytujący.

Jedyny wypad Jeffa Becka na główny wokal ma miejsce w psychodeliczno-bluesowym numerze „The Nazz Are Blue”, który jest przykładem lepszych rezultatów eksperymentów na tym albumie. Gdy głos może lekko razić, my wiemy co jest prawdziwą siłą pana Becka. Otóż podczas solówki gitarowej znowu udaje mu się pokazać swoją sprawność w nieoczekiwany sposób – ponad połowę solówki zajmuje pojedyncza nuta podtrzymująca. Biorąc pod uwagę, że rockowe umiejętności gitarowe często mierzy się w milach na godzinę, wspaniale jest usłyszeć prawdziwego mistrza, który ujawnia moc, jaką może mieć pojedyncza nuta, gdy jest właściwie użyta.

Większość pozostałych utworów na albumie generalnie podąża za wzorcem ustanowionym przez te trzy początkowe piosenki, chociaż są i inne perełki. „Hot House of Omagarashid” to piosenka tak szalona jak jej tytuł, pełna bulgoczących efektów dźwiękowych, pulsującej perkusji i nonsensownych wokali. No i jest oczywiście ciężka i awanturnicza gitara solowa, która kładzie gorące solo na końcu numeru. Kolejnym dziwakiem jest „He’s Always There” mający psychodeliczny charakter numer ten pretenduje do klasyka gatunku. Jedynym minusem jego jest solo Jeffa, które po prostu kończy się za wcześnie.

Różnorodność płyty potwierdzają między innymi takie numery, jak: „Jeff’s Boogie” z fajnymi zagrywkami gitarzysty czy „I Can’t Make Your Way” penetrujący folkowe rejony, z wieloma harmoniami wokalnymi i harmonijką Relfa.

Odważny album „Roger the Engineer” został opisany jako ciężka, bluesowa wersja albumu Beatlesów. Niestety, The Yardbirds już nigdy nie nagrają takiego albumu. W październiku 1966 roku Beck odszedł z grupy, a inicjatywę przejął Page jako główny gitarzysta i producent. Przez następne dwa lata oryginalny The Yardbirds rozpadał się a niezrażony Page kontynuował działalność z uporem maniaka, zastępując odchodzących kolegów Robertem Plantem, Johnem Bonhamem i Johnem Paulem Jonesem, tworząc The New Yardbirds, który ostatecznie stał się Led Zeppelin.
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Jeff Beck

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=6qujxi9XIpw

Album Blow by Blow z 75 zmienił wszystko - Beck zafascynowany fusion, jazz-rockiem czy jazz-funkiem spod znaku Mahavishnu czy np solowym Cobhama Spectrum dokonał ogromnych przewartościowań i nie stał "naśladowcą czy epigonem" ale sam wyznaczał nowe ścieżki, standardy i był klasą samą dla siebie. Mnóstwo gitarzystów było w niego wpatrzonych - jako źródło inspiracji w okresie Colosseum II wskazywał go m.in Gary Moore, u nas ślady jego frazowania, podejścia i ognia można znaleźć np u Apostolisa w drugiej połowie lat 70 czy u Piwowara. Dla mnie Blow to również ogromnie ważny album - w ogóle cały ten okres od 75 do 80 - to fascynująca lekturą - a gdy człowiek dobierze się do bootlegów - wtedy dopiero robi się ciekawie. Niektórzy ignoranci z guru Jackiem L. na czele próbowali obalić z uporem maniaka ten "mit" Blow - że niby przereklamowane, że za dużo "czarnego" funku, jakieś efekciarskie "pierdzenie" w vocalbox, za mało rocka, za mało czadu, gdzie tony hammondów ?, gdzie sax unisono z gitarką i inne takie bzdury nabzdyczonego i zagubionego człowieka. Że niby za sukcesem Blow - stali "zakompleksieni" pseudo znawcy, pseudo fachowcy, i pseudo miłośnicy ściemniacze zapatrzeni naskórkowo w "muzykę czarnych" i ci co odwrócili od prawdziwego rocka - czyli tylko podobnie jak u Glena Hughesa - Stevie Wonder a to przecież obciach, kaszanka i żenada. Tacy niech lepiej sobie słuchają na okrągło Andromedy ( którą sam też uwielbiam - ale nie tylko tym człowiek żyje ) i zostawią inne gatunki bardziej otwartym.

Nie wszyscy wiedzą czy pamiętają - że kawałek Superstition pierwotnie był napisany dla Becka przez Wondera - naturalnie przy takiej okazji namnożyło mnóstwo mitów i legend - że niby była gentlemanska umowa - że najpierw Jeff nagra z triem Beck-Bogert-Appice swoją wersję lub solo a potem Wonder swoją - następnie sam kompozytor miał na spokojnie dojść do refleksji że zrobił błąd - bo utwór był za dobry i zastanawiał jak się z tego wykręcić, jego management czy producenci wyczuwając jaki jest potencjał w kompozycji - narobili rabanu, że to murowany hit i musi to sam nagrać. Nie zmienia to faktu jakim przebogatym i przemyślanym materiałem jest Blow. Jest wspaniała ballada znów "podarowana" przez Wondera - dedykowana Roy Buchananow - Cause We`ve Ended as a Lovers - gdzie na koncertach Beck wygrywał niebywałe fantazje i dźwięki - można to porównać do tego jak na koncertach traktował materiał wyjściowy Gary Moore - w przypadku Empty Rooms i The Loner czy Zappa w trakcie Black Napkins.

Z tej przyczyny polecam zbieranie bootlegów z okresu Blow z 75 i śledzenie jak ewoluowały te kompozycje - jak Jeff przełamywał konwencje, grał muzykę na czasie ale i był pionierem - mistrzem jak powiedział jeden z byłych kolegów z Yardbirds " ... że nigdy nie zagrał czystego akordu tylko wiecznie jakieś załamane dźwięki ale nigdy nie fałszował....". Same studyjne to zaledwie namiastka i cząstka jego ówczesnego talentu. Pomagali wyborni partnerzy - dziś jakby zapomniani - Wilbur Bascomb na basie, Max Middleton na pianie fendera ( głównie w ok 90 % używał głównie tego - plus czasem Clavinet plus może i bas z Mooga - nie wiem doprawdy skąd te quasi internetowe recenzje - opisujące że efekt całości i odbiór Blow psują kiczowate syntezatory ? - niby w którym miejscu i kiedy ? ) i weteran soulowej sceny Bernard Pretty Purdie - tu grający bardzo heavy.

Cause we`ve ended - był wymarzonym wehikułem i szybko stał gitarowym hymnem - okazją by inni wioślarze pokazali na co ich stać - niezliczoną ilość razy coverowany np przez takich asów jak Lee Ritenour i Steve Lukather:


https://www.youtube.com/watch?v=s2xuhoO6gSc
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Jeff Beck

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=GJ6-tCV4Ovc

Czymś co mnie zawsze zdumiało były koncertowe wersje Diamond Dust - okrasa i ozdoba każdego bootlegu. Jak gitara, każda niepozorna fraza, dźwięk, wyrafinowane za każdym razem kształtowanie dźwięku - nic nie było pozostawione przypadkowi czy niechlujnie odegrane. Fani i krytycy zachwycali się ( i słusznie ) nad tym co wyczyniał spontaniczny na żywo Zappa - że w trakcie paru dni koncertów grając te same utwory w odmiennych konfiguracjach - w improwizacjach nie powtarzała żadna fraza - to samo czynił pełny inwencji Beck. A mając taki repertuar i wybornych partnerów - w postaci od 76 band Jana Hammera - można było dostać skrzydeł. Obaj panowie doskonale się rozumieli, pozostali też dorzucali wiele od siebie i wzbogacali kompozycje - choćby subtelne nawiązujące do Ralpha Vaughana Williamsa czy Davida Crossa z Crimson - partie skrzypiec Kindlera. Pierwotnie dało się czuć rękę mistrza i konesera - producenta Blow - sir. Georga Martina - jemu też np zarzucano, że unurzał całość w mdłym, tandetnym, sentymentalnym, niemrawym ckliwym smyczkowym sosie a sekcji kazał grać "niemrawo" - absurd goni absurd. Nie chcę ględzić - ale nie jestem w pełni przekonany, że sam studyjny Blow podobnie jak promujące bo koncerty, bootlegi - zostały odpowiednio przesłuchane i przetrawione. Fajnie, że Jeff i fani nagrywający nielegalnie - choćby powyższy - zostawili tak wiele materiału, że jest do czego wracać.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Jeff Beck

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=gSUHGcVda0g

Jeff był tak wpływową osobą i "symbolem" - że zakradł się do piosenki Zappy o Punky :D

"... I wonder if Punky is rehearsin' today
I'll just go over, 'n hear him play
His hair is so pretty . . . I'd like to bite his neck
I've heard a rumor he's more fluid than Jeff Beck...". :wink:
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Jeff Beck

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=4xgx4k83zzc

Niektórzy w gitarzyście Spinal Tap widzieli parodię wtedy - powiedzmy - mało przyjemnego w obyciu, aroganckiego i opowiadającego dziwne rzeczy Jeffa Becka - dwie sceny ze wzmacniaczem Marshalla - który ma pozycję "11" czy kolejna:

https://www.youtube.com/watch?v=g7-5io1muSQ

to absolutne majstersztyki i sporo można dopatrzyć prztyków do Becka - we fryzurze, tym nonszalanckim zblazowanym tonie głosu, w Gibsonach, które również zbierał i w okresie Blow częściej wykorzystywał Jeff - a tekst - "... tylko posłuchaj.... nic nie słyszę, ale gdyby była podłączona i bym grał to byś usłyszał..." :D Kiedyś był taki kultowy dokument - wywiad z Beckiem w którym pokazuje swoje gitary i plótł coś w tym stylu - by nie dotykać, nie wskazywać paluchem czy nie oddychać :D
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ