Woody Herman

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Woody Herman

Post autor: Inkwizytor »

https://www.discogs.com/release/2395381 ... erman-1730


https://www.discogs.com/release/2411926 ... erman-2030



W tym roku minie ( dokładnie 16 maja ) 110 rocznica urodzin giganta jazzu - Woody Hermana oraz "cichego bohatera" - wschodzącej gwiazdy jazzu - pianisty, który błyszczy na obu krążkach - nieodżałowanego Lyle`a Maysa - w tym roku obchodziłby równe 70 lat a w lutym mija 3 lata odkąd jego fortepian zamilknął na wieku ale pozostało mnóstwo nagrań jak choćby ten dwuczęściowy zestaw, ukazał się również album pojedynczy z wyborem nagrań z obu wieczorów.


Te wydane w ramach klubu płytowego pod hasłem "biały kruk czarnego krążka" mimo upływu lat brzmią bardzo dobrze, nieźle zmiksowane i wyprodukowane - realizatorzy uchwycili naturalne koncertowe dynamiczne brzmienie kolejnej Thundering Herd. Borykający z kłopotami finansowymi ( choć największy dołek i tragedia rozegrała w kolejnej dekadzie ) muzyk "zmuszony" nijako sięgać po "tańszych" coraz młodszych instrumentalistów z kręgów uniwersyteckich - lider miał niezwykłego nosa do młodych, gniewnych, obiecujących, dając im najlepszą szkołę jazzu o jakiej mogliby pomarzyć i dać okazję się wykazać i błysnąć talentem jak przypadło w udziale Maysa - wtedy jeszcze podpisywany jako Lyle-David Mays. Należy zazdrościć wszystkim, którzy uczestniczyli w tamtych kultowych występach na widowni - 25 lutego 76. Krajowych jazz fanów zachwyciła nie tylko bajeczna technika i inwencja ale i charakterystyczna sylwetka i burza wielkich ciemno blond włosów - co miało się stać również znakiem rozpoznawczym i wizytówką przez następne dekady - kto na Sali Kongresowej mógł przypuszczać, że za mniej więcej 10 lat Lyle wróci z święcącym triumfy PMG i w kolejnych dekadach również. Ciekawe, że obok fortepianu korzystał w znacznym zakresie na pianie Fender Rhodes - rzecz niezbędna w nie tylko unowocześnionych Big Bandach ale i całego elektrycznego jazzu .... by potem już nigdy więcej go nie tknąć - no może przesadzam, bo w samplach czy MIDI, aranżach przewijały modulowane i nafaszerowane efektami partie elektrycznego piana - lecz tylko w ramach "ubogacenia brzmienia" i większego kolorystycznego rozmachu.


A skoro mowa o "unowocześnieniu brzmienia" i konwencji Big Bandowej - której popularność zdawała nieodwołalnie być częścią minionej nawet nie epoki - ale kilku epok wstecz. Nasi krajowi dziennikarze muzyczni i "eksperci", koneserzy jazzu nieco marudzili - że "... na co nam niby te jazzowe starocie ?..." i "... ludzie, których nazwisko już coraz mniej się liczy....". Z ludźmi pokroju Hermana nasza prasa i mało wyrobiona chimeryczna publiczność miała poważny problem - kontakt z najlepszymi jazzmanami - bez znaczenia jaki styl lub z jaką dekadą byli kojarzeni - był niezwykle potrzebny. Pomijam trudność z dostępem do zachodnich płyt by śledzić na bieżąco aktualną formę czy styl. Prasa również czuja zagubiona i w najlepszym przypadku powtarzała frazesy lub pisała kompletne bzdury - np. że u Hermana dominuje aktualnie "rock" obok sensownej konstatacji będącej wynikiem pozytywnego zaskoczenia - "że u Woody Hermana jazz to nie muzeum". To w skrócie wyborne i celne podsumowanie obu czarnych krążków. Nieliczni ale liczący się liderzy potrafili stawiając na młodych - "podkręcić" i "uwspółcześnić" pozornie zwietrzałą formułę Big Bandów - dodać ciekawy i ekscytująco zaaranżowany repertuar - np. Spain czy McArthur`s Park, elektryczne instrumentarium jak Piano Fendera czy Bass Fendera.


Słuchanie ich po latach mimo ciut śmiesznych, głupiutkich ale mimo wszystko oddających klimat tamtych czasów i naszego rynku wydawniczego robiącego wszystko co w jego mocy by nadążyć za tym wszystkim - to wielka przyjemność. Dynamika sekcji Houghton / Stewart nieustannie zdumiewa, mnogość pomysłów jak krzyżować partie dęciaków - krótkie wymienne sola, dialogi, unisona, przejścia, łączniki, żadne tam "battle" czy "wymiana ciosów". Magia i osobowość Hermana są najlepszym spoiwem dla wybranych wśród najlepszych młodych solistów - jak mawiał inny lider Bellson - "... dobry instrumentalista wie ile i kiedy ma grać, nie za dużo, nie za krótko....". Polscy liderzy większych składów mogli też podpatrzeć i posłuchać co to znaczy amerykański jazzowy profesjonalizm, jak się rozpisuje głosy, daje młodym poszaleć i ale też jak rasowy band leader trzyma towarzystwo w ryzach i nie pozwala by pewne rzeczy, szkodliwe działy się same. Daleko tu do sztampy - którą niekiedy prezentowały krajowe czy zachodnie Big Bandy - wielkie "gruchnięcie" wszystkich sekcji na początek, wyciszenie, dwie , trzy solówki, znów główny temat zagrany tak głośno jak to tylko możliwe przez wszystkich - czasem mini solo na perkusji i kilka przejść i .... następny taki kawałek.



Jeśli ktoś lubi i ceni jazz w większej obsadzie - to jazda obowiązkowa i wielka frajda z obcowaniem z muzyką improwizowaną na najwyższym poziomie - a przy okazji gdzie balans i równowaga między swobodą a wcześniejszym rozpisaniem są doskonałe. Należą się słowa uznania - że w tamtych specyficznych czasach gdzie rządził Hahavishnu, Weather Report, funk a la Hancock i latin-fusion w duchu Corei i Mangione - weterani nie składali broni. Pojawiały zarzuty np. pod adresem innych leaderów orkiestr jak Herbolzheimer i przede wszystkim Maynard Ferguson - że "się sprzedali", że grają pod publiczkę schlebiając listom przebojów i że to generalnie "twórczość marginalna i przejściowa". Tradycyjnie należy żałować, że oba krążki nie doczekały się jeszcze sensownego wznowienia uzupełnionego o jakieś pozostałe nagrania z obu show. Co prawda lata temu były jakieś niby kompilacje na CD z koncertów z Polski, strasznie chaotycznie zestawione, w małych nakładach dziwnych pół legalnych wydawnictw i niedostępne od dekad. Ja mam swoje egzemplarze - od wielu lat jako prezent od najwybitniejszego znawcy, badacza, kolekcjonera, autorytetu krajowego i światowego jazzu, archiwisty, muzykologa, pedagoga, człowieka o słuchu absolutnym - Wireq`a.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Woody Herman

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=Wshgcb2fJuY


https://www.discogs.com/release/1179454 ... e-77-Vol-2


W ubiegłym roku minęła okrągła 45 rocznica kolejnych swego czasu występów Big Bandu Hermana w naszym kraju - i niestety 35 rocznica śmierci tego wyjątkowego i wspaniałego człowieka. Był w Polsce przyjmowany z nadzwyczajnym entuzjazmem i sympatią - nie było tajemnicą, że w połowie był "polakiem" dzięki matce Marcie - choć urodzony i wychowany w Stanach i tamtejszej kulturze, nie mniej jednak w swoim sercu miał mnóstwo miłości i szacunku dla kraju swoich przodków.

Po znakomitych i ciepło przyjętych koncertach z 76 - Herman powrócił z nowym zespołem i świeżym repertuarem ale i nie zabrakło "klasyków" - dla lidera liczyła się kontynuacja - synteza całego dotychczasowego dorobku i bycie dzięki młodym adeptom sztuki jazzowej na bieżąco ze wszelkimi nowinkami, kompozycjami, przebojami - którymi mógł uradować oddaną publiczność - gdyż kochał grać, nie był apodyktycznym tyranem czy despotą - dbał o dobrą atmosferę w grupie, by muzycy mieli okazję się wygrać do woli, przy okazji dobrze bawiąc - tradycją w jego "Trzódce" było gratulowanie sobie udanych partii po koncertach. Muzycy zawsze podkreślali - że prawie nigdy nie czuli, że grają dla "NIEGO" tylko z "NIM". Kolejne koncerty w Polsce zarejestrowane dla telewizji ( Bogu dzięki materiał się zachował ) i wydane w ramach serii poświęconej festiwalowi Jazz Jamboree dały publiczności zasiadającej w Sali Kongresowej znacznie więcej niż mogła się spodziewać i chyba dopiero po latach uświadomili sobie jakie mieli szczęście i jakim historycznym i muzycznym było to doświadczenie - przełomowe pod każdym względem, np. po raz pierwszy mogli posłuchać młodego raptem 25 letniego tenorzysty Joe Lovano - wtedy prawie nieznany - a jego wielka chwila i gwiazda miała rozbłysnąć na początku lat 90 - chociażby w projekcie z Johnem Scofieldem - wtedy miał całą noc szaleć na jam session w Akwarium a naszym krajowym muzykom szczęki poopadały - "... co to za facet ?, skąd się wziął ?, jak on gra ?...." - po latach ludzie uwielbiają takie legendy ale nasze "tuzy" z wszelkimi "ptaszynami" na czele mieli doznać objawienia i być przekonanymi - że o tym facecie będzie głośno i wyrośnie na wielką gwiazdę.


Herman w sobie wiadomy sposób zestawił mistrzowską sekcję - nie zawaham się przyznać, że jedną z lepszych w swojej karierze - przynajmniej wśród "młodych gniewnych" - jest Jeff Hamilton na perkusji, młodziutki Marc Johnson na basie i w zastępstwie za Maysa, który powoli podbijał świat nową muzyką z Methenym - jego przyjaciel ze studiów - Pat Coil na fortepianie i przy Pianie Fendera z efektami ( żartowano, że Woody poprosił dziekana uniwersytetu North State Texas o kolejnego najlepszego studenta lub sam Mays odchodząc zarekomendował swojego dobrego kumpla - ich dobre relacje trwały przez lata - Mays wraz z Rodbym pomagał Coilowi przy jego debiutanckim albumie a nawet użyczył nie wykorzystaną kompozycję aczkolwiek ogrywaną na kilku koncertach PMG - What It Takes - to się nazywa przyjaciel ;-) ).

Rok 77 miał być jak całe życie Hermana zaiste "słodko-gorzki" - obok sukcesów jak świetnie przyjmowane koncerty, kolejne trasy, również "tragedie" jak wypadek samochodowy spowodowany zaśnięciem za kierownicą ( stres, zmęczenie, presja długów podatkowych spowodowanych przez danego managera - hazardzisty ok 1,6 mln - których mimo ciężkiej harówki przez półtorej dekady nie zdołał spłacić ) - wylądował na jakiś czas na wózku inwalidzkim - na nim odbierał honorowy doktorat uczelni Berklee w Bostonie. Na występach w Polsce widzimy go jeszcze w dobrej formie - uśmiechnięty, radosny - choć wchodzi na scenę o lasce - jedna z "wizytówek" jego image - dawno został przypadkowo postrzelony - podobno jako niewinna ofiara gangsterskich porachunków - dostał paskudnie w nogę i od tego czasu już zawsze kulał i musiał wspierać laską.


Trochę szkoda, że w porównaniu do 76 - tym razem pojawił króciutki pojedynczy krążek, pominięto mnóstwo wybornego materiału - byłaby niezła okazja porównać jak w dalszym ciągu ewoluował styl chyba tysięcznej wersji "Thundering Herd" - zostały na pewno korzenie - silne bluesowe brzmienie - jak sam określał grupę lider i poszczególni muzycy o sobie The Band That Plays the Blues. Klarnecista wraca do dawnych czasów gdy jeszcze jako cudowne dziecko tańczył i śpiewał w rewiach - tu wraca do standardu I`ve News For You - z lekko ironicznym parodystycznym zacięciem - udowadniając wielki dystans jaki ma do siebie i milionowy przykład by dbać o dobrą zabawę. Przy okazji hitu Fanfare for the Common Man ( rozsławiony przez trio ELP właśnie w tym czasie ) mamy w środkowej części niezłe lekko funkujące granie w duchu Hancocka z okresu Fat Albert czy Weather Report z Alphonso Johnsonem. A skoro mowa o basistach - młody Marc Johnson korzystał wtedy z basu elektrycznego - by w późniejszych latach już prawie .... podkreślam prawie go nie tknąć. W latach 80 i 90 był z parze z Erskinem jedną z lepszych i bardziej rozchwytywanych sekcji - nie tylko ECM`owskich. Co ciekawe Pat Coil grając na Fender Rhodes chętnie sięgał po typowe efekty jak phaser czy flanger / chorus - raczej omijane przez swojego poprzednika Maysa - ten opierał na czystym / akustycznym naturalnym brzmieniu elektrycznego fortepianu.


Mamy ekspresyjny Fire Dance - autorstwa trębacza Vizzuttiego - również okazja by zaprezentował bardziej rozbudowaną improwizację na tle szalejącego za bębnami Hamiltona. Purystów mógł zachwycić klasyk Coltrane`a - Giant Steps - z puszczaniem oczka z okresu be-bopu i jazzu modalnego - z szaleńczym duetem czy triem saksofonistów - świetne dialogi i wymiana pomysłów w niezwykłym zawrotnym tempie. Bardzo dobrze wypada oparty na romantycznej melodii Pavane - ulga dla tradycjonalistów ( choć i tak moją ulubioną wersją jest ta organowa od Briana Augera ). Nie mam wiedzy jak długi był występ na Jazz Jamboree 77 - czy był jeden długi czy może dwa - popołudniowy i późny nocny jak w 76. Na pewno grane były hity grupy jak choćby Four Brothers, Caldonia czy Spain od Corei. Wystarczy od czasu do czasu zerknąć na ujęcia kamery, które uchwyciły uśmiechającego się Woody`iego - by przekonać, że wszystko się wtedy na scenie dobrze "żarło" a widownia otrzymywało sztukę na najwyższym poziomie i całkiem niezłą rozrywkę - a to rzadkość.

Niestety nadal krążek 77 dostępny jest tylko na winylu. Czekamy na wersję CD a być może cały pełny koncert - to by było wydarzenie. Ja swoje egzemplarze podobnie jak z wcześniejszego roku otrzymałem w prezencie od cudownego człowieka - entuzjasty, animatora, propagatora, publicysty, recenzenta, pisarza, eseisty, dokumentalisty, archiwisty, wytrawnego konesera, kolekcjonera, gwiazdy forum muzycznych, muzealnika, bibliofila, kustosza, antykwariusza, audiofila, bywalca giełd płytowych, introligatora, zbieracza woluminów, starodruków i dawnych operowych partytur - Wireq`a.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
B.J.
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 14150
Rejestracja: 11.04.2007, 21:33

Re: Woody Herman

Post autor: B.J. »

Obrazek

Woody Herman – Giant Steps (1973)
Jedyny album tego bandlidera, o którym - naginając nieco rzeczywistość - powiedzieć mogę, że go znam. Mamy tu 9 gustownie opracowanych i znakomicie zagranych utworów autorstwa artystów takich jak John Coltrane, Chick Corea czy Leon Russell, którego A Song For You jest pięknym przykładem, że dobrze poprowadzony duży skład jest w stanie stworzyć atmosferę intymności. Płyta o zróżnicowanym repertuarze na nienagannie równym, wysokim poziomie powinna spodobać się każdemu miłośnikowi big bandów. Ciekawostką jest udział muzyków takich jak Ray Barretto czy Joe Beck.
Korzystając z okazji składam serdeczne podziękowanie dla Inkwizytora, gdyż założenie przez Niego tego wątku przyczyniło się do mojego zapoznania się z tym świetnym albumem, który zresztą wzbogacił mój stan posiadania.
ODPOWIEDZ