Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=bgwPwlGq6lw

Jak już wspomniałem na początku - otwierający utwór Telepatia to jak spotkanie z dawno niewidzianym bliskim przyjacielem - pewnie wielu tak ma gdy do takiego spotkania dojdzie - to wówczas mijający czas przestaje mieć znaczenie - czy to rok, dwa, pięć, dziesięć czy dwadzieścia - to jakby nie widzieć tej persony raptem parę tygodni - takie przemożne odczucie deja vu czy ichigo ichie - towarzyszy nam nieustannie i rośnie z każdą frazą i każdą kolejną kompozycją.

Piękne delikatne zagrane z ogromnym wyczuciem frazy na gitarze i basie - z rozmysłem serwowane i dozowane flażolety, zagrywki slide wciągają w cudowną podróż by w środkowej części rozkręcić się w kapitalne zespołowe granie - wielka zasługa w doskonale brzmiącej najnowszej płycie Krzyśka ma bez wątpienia jego wysoce uzdolniony syn Marcin - jego gra jest soczysta, wysoce przemyślana i nad wyraz dojrzała obok świeżości i odpowiedniej spontaniczności we właściwych momentach. Może to wręcz "cichy bohater" tego krążka ? - nie będzie przesady gdy napiszę, że od czasów rwącej się współpracy z Surzynem - TAAAKIEGO perkusisty basista potrzebował i nie mógł sobie wymarzyć - niczego nie ujmując znakomitym pałkerom jak Dąbrówka czy śp. Grzegorz Grzyb - któremu jest dedykowana jedna z kilku zamieszczonych na krążku urokliwych ballad -

https://www.youtube.com/watch?v=WP_KgAc6TY8

Zaczyna frazą silnie mogącą kojarzyć z Tutu Milesa - jego owocnego okresu współpracy z Marcusem Millerem czy generalnie jego silnie zelektryzowanymi bandami z drugiej połowy lat 80 - gdy jak trafnie określił jeden recenzent - to były doskonale skalibrowane i zestawione precyzyjne maszyny zdolne pędzić w zawrotnym tempie bez najmniejszego potknięcia jak również snuć mrocznymi zaułkami i zakamarkami mrocznych dzielnic tworząc idealnie nastrój nocnego życia i rozpaczy człowieka po przejściach. Taka jest również ta ballada. Lider wykonywał ją z powodzeniem od paru lat na solowych recitalach - nie zawsze mając w zanadrzu gotowy tytuł - zwykle dedykując zmarłemu przedwcześnie przyjacielowi - nie tylko wybornemu perkusiście ale i człowiekowi wielu pasji - np. nieokiełznanemu kolarzowi - jak mówił mroczny i sadystyczny prezydent Snow z Głodowych Igrzysk - ".... to co kochamy najmocniej może nas równie skutecznie najlepiej zabić....".


Inną cudowną balladą jest wiele mówiąca w tytule Pandemia:

https://www.youtube.com/watch?v=uXMoiDMh-Ug


Zaczyna od kreowanego z powodzeniem stosownego na syntezatorach klimatu - głównie najbardziej ukochanego Moon.... Ocean.... Pacific... coś-tam-coś-tam.... Krzysiek na koncertach z przekąsem i zwadą mawiał - że tak kocha ten sound, że niekiedy pozwala mu wybrzmieć i sam zapomina o całym świecie - może słuchać tylko tego i zapomina, że sam musi potem coś zagrać - staje fanem / słuchaczem a mniej muzykiem - ja również go uwielbiam - mam to na Korgu Karma i Korgu Micro-X - choć podejrzewam, że na pewno niczym wyborny cukiernik basista nałożył kilka na to dodatkowych warstw - nie jestem pewien czy przypadkiem nie inkrustował to jeszcze czymś z Wavestation czy Wavestate - ciekawie ta Pandemia rozwija dalej w świetne zespołowe pulsujące granie - pojawia motyw rodem z filmów o Jamsie Bodzie i delikatna solówka innego "cichego bohatera" krążka czyli Waldka Gołębskiego na coraz rzadziej w naszej krajowej scenie używanego EWI - a gra niezwykle oszczędnie, ascetycznie - jego podejście może przywoływać dalekie echa Breckera w Steps Ahead czy Mintzera w Yellowjackets - co warte docenienia - jego budowanie frazy jest bliższe nietypowym i granym nijako "od środka" i "od-końca" dla późnego Milesa Davisa niż dla standardowych saksofonistów tryskających kaskadą pomysłów i grających tysiącem nut - sam sound i barwa EWI bywa też lekko "przytłumiona". Muzyk nie zadowala się oczywistymi rozwiązaniami - szuka trudniejszych dróg - zwodzi - pojawia często w najmniej spodziewanych momentach.


Jest lekki melodyjny, żartobliwy, filuterny, rezolutny - przypominający dawne wesołe i rozrywkowe czasy String Connection - Papierek:


https://www.youtube.com/watch?v=RAUKB5TWajM


Echem Message From Spain jest również znana z koncertów Brasilianka - kłania Corea, Return i Meola jak również najlepsza i smakowita Spyro Gyra z drugiej połowy lat 80 gdy brylowali tam boski perkusista Richie Morales, basista Oskar Cartaya i Julio Fernandez.


https://www.youtube.com/watch?v=pGnwlfYHsa8


Ciekawie brzmi Polski Blues - z soundem i feelingiem przywołującym przynajmniej na początku Mike`a Oldfielda i jego niedoceniony Guitars - ale i pojawiają frazy i nawiązania do bluesującego Hacketta - może jedynie drobniutkim zgrzytem jest znów rapowana wstawka po węgiersku - przykład na specyficzne poczucie humoru lidera:


https://www.youtube.com/watch?v=BNp-kfwpUMI


Zaskoczeniem dla mniej osłuchanym z dokonaniami i ostatnimi inspiracjami Ścierańskiego może być obdarzony silnie rockowym ciosem Protest ( czyżby pokłosie wydarzeń sprzed 2 lat i 8 gwiazdkami :wink: ) - Protest - rodem z solowym najlepszych płyt Steve Vai, Satrianiego, Johnsona, Lukathera i Petrucciego - zadziwiające jakie niebywałe postępy poczynił nasz basista i tu wymiata jak stary metalowy weteran:


https://www.youtube.com/watch?v=KgUSnt-bngc


Pewnym aneksem i erratą do wcześniejszego krążka Night Lakes - jest niemalże zaczerpnięty z niego zamykający całość, dający wytchnienie - uroczy drobiażdżek, mała igraszka na solową gitarę Taniec:


https://www.youtube.com/watch?v=V2ylK0CqJNM


Innym moim faworytem uwodzącym niepowtarzalną melodyką, rozkołysaną rytmiką przywołującym cudowne i hołubione przeze mnie albumy GRP - Lee Ritenoura - zmysłowe, rozerotyzowane, kochliwe, czułe - Colour Rit i Festiwal - jest Coś Nieprzyzwoitego:


https://www.youtube.com/watch?v=8wUVrXdahDQ


Mamy ciekawy niczym u namiętnych znających się na wylot wyborne unisony i dialogi EWI i basu. Sama solówka EWI również przywołuje najlepsze lata gościnnego udzielania muzyków Yellowjackets w rozmaitych projektach i konstelacjach.


Inną balladą jest Rokokoko, idealna na nocne czuwanie i obserwowanie gwiazd, gdy zamykają wszystkie knajpy i podczas wracania z długiej podróży do domu - tu EWI zdaje się być tęsknym wezwaniem bliskiej osoby czekającej naszego bezpiecznego powrotu do domu - jak dobrze gdy ktoś na nas czeka z utęsknieniem a nie puste mieszkanie.


O największej perle w koronie zestawu czyli Kopanie Ziemniaków już wspomniałem - nie można się w niej nie zakochać:


https://www.youtube.com/watch?v=qmou4J4zlkc


Dawniej do znudzenia pisałem i podkreślałem jako zgoła największy atut płyt Ścierańskiego - tworząc urokliwą, skrzącą się od kolorów muzykę - oddaje od siebie coś - daje fanom coś do czego człowiek chce / pragnie - nieustannie powracać - muzyka która stanowi doskonałe dopełnienie / tło naszego codziennego życia - jest esencją życia - chce się do niej co rusz powracać i tak nam wchodzi w krew - nie może być inaczej. To ważna lekcja pokory dla tych którzy wydają płyty - kto zechce sięgać po ich "odkrycia - wykopaliska" za kilka lat ? - a po śliczną muzykę Ścierańskiego człowiek naturalnie, spontanicznie, ze szczerej potrzeby serca będzie sięgał nieustannie, w niej jest wszystko - każda pora roku, np obecne zanikające barwy jesieni, rozterki, wątpliwości, chęć wytchnienia, nadzieja, zgrywa, żart, wygłup, poważny osąd.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

Ostatnio znów regularnie nie mogę się oderwać od Confusion - Tria Ścierańskiego z Pawłem i Surzynem.


Szata graficzna jest nad wyraz skromna - sam tytuł nieco żartobliwy - może świadome lub mniej - nawiązanie do kpin i szyderstw ze strony szczególnie starszych jazzmanów - że "młodsza" generacja gra z pasją swoje " fusion i confusion" - zamiast uczciwego i rzetelnego solidnego "Jazzu" - znów pomijam ciągnącą od wieków dyskusje " co jest prawdziwym JAZZEM a co nie". Co już miałem okazję wspominać śp. Jarek Śmietana nie mając słów uznania dla wirtuozerii, obrazowej wyobraźni i fantazji melodycznej Ścierańskiego niekiedy przemycał drobny "zarzut", że to co grał Krzysiek było wspaniałą muzyką - ale wielokrotnie niekoniecznie tył to "jazz".


Płyta dość krótka - ok 35 minut ale robi oszałamiające wrażenie - nawet zagraniczni miłośnicy nie szczędzą pochwał i w portalach wystawiają maksymalną ilość gwiazdek. To również nawiązuje do mądrych i głębokich refleksji Marka Surzyna - który nijako sugerował "odwrócenie sytuacji" - po licznych wojażach wskazywał - że wiele nacji ceni zagranicznych artystów - ale głównie szanuje i jest dumna z własnych twórców i ich dorobku - nie szuka inspiracji i niekończących się porównań stylistycznych na siłę. Refugee to pokazuje - szczególnie kunszt improwizatora, solisty, akompaniatora, człowieka od tła, ornamentów, niuansów, sekcji rytmicznej, solidnej bazy - wszystko w jednej osobie - bez tysiąca dogrywek ( no może paru niewinnych ) - niezwykłe jak te role się w tej kompozycji przeplatają. Wtedy lider jeszcze nie miał aż tak bogatego arsenału syntezatorów, midi basu, modułów, efektów jak mniej więcej dekadę później. Bez popadania w szowinizm i nacjonalizm ( "dobre bo nasze / Polskie ) - mało kto nawet z zagranicznych tuzów zdołał udźwignąć tyle ról, taką muzyczną i aranżacyjną odpowiedzialność - wszystko zagrane świadomie, na pełnym luzie, z oddechem, przestrzenią i niekiedy z czarującym "uśmiechem". Śmiem powiedzieć - że Refugee to jeden z najważniejszych kompozycji Krzyśka, ale i krajowego szeroko pojętego jazzu lat 80 czy niedościgniony wzór dla młodych adeptów tego instrumentu.


Stara Historia to taka "mini suita" - zaczyna mocnym bitem, funkiem a la elektryczny Davis z tamtego okresu - Decoy, You`re Under Arrest gdzie dawał błyszczeć młodym gwiazdom basu - Marcus Miller, Darryl Jones czy Benny Ritveld - pojawia nawet lekko orientalna melodia - mnie zabawnie kojarzy z rozwiązaniami harmonicznymi śp. Korzyńskiego i jego Podróży Pana Kleksa. Po raz pierwszy ( gdyż na Refugee raczej jest mało aktywny ) - błyszczy brat lidera na gitarze - mamy jego silne "bluesujące" pełna brudku ale silnie osadzone w stylistyce funkującego Milesa - partie gitary - kłania Scofield, Stern czy Robben Ford - na chwilę jest żartobliwa sekcja - parodia "marching bandów" - później pojawia enigmatyczna impresja na bass wzmocniony efektami solo - ale nie wiem czy to celowy zabieg, kpina ze słuchacza czy wina słabego studia lub nośnika jakim był winyl w niektórych miejscach - by po perkusyjnym mini solo doprowadzić do rozszalałego finału znów z pełnym pasji ognistym solem jakiego nie powstydziliby się ani Vai czy Satriani - lecz o wiele bardziej wyważone, subtelne i melodyjne. Paweł udowadnia w jakiej był wówczas wyśmienitej formie. Tacy wymiatacze jazz-fusion jak Gambale czy Henderson pokiwaliby z uznaniem głowami. Po razu kolejny polirytmiczne wsparcie Surzyna - człowieka o nieograniczonej inwencji.


Pierwszą stronę płyty zamyka jedna z dwóch kompozycji przypisanych perkusiście - Ostatni Akord - krótka impresja podobnie jak Funk Off - może przywoływać skojarzenia z niezobowiązującym jam session czy próbą dźwięku przed koncertem - szkic, drobne podejście czy okazja by w sklepie muzycznym sprawdzić czy głośniki spełniają wyśrubowane wymagania.


Dawniej zwykłem mawiać o ile pierwsza strona należy do Krzyśka i Marka - na drugiej jeszcze bardziej błyszczy gitara Pawła - oparty na kapitalnym riffie / motywie Blues na 7/8 - mnie nieco przywołuje klasyk Janis Joplin Move Over - znów te żarliwie zagrywki w duchu Scofielda, Sterna i Forda. Śledzenie solówek Pawła nigdy nie nudzi i dowodzi jak bardzo od czasów Laboratorium się rozwinął, jak odważnie sunie po strunach, szuka zgoła nieoczywistych rozwiązań i improwizuje "pomiędzy stylistykami / kategoriami i szufladkami" - jazzem, rockiem, funkiem i bluesem. Obecnie zapomina się jak wtedy był dobry. A skoro mowa o funku - miło słucha się rozbujanego - znów opartego na ciekawym i zapadającym w pamięć motywie i akompaniamencie - Antistatic - kłania Lee Ritenour chociażby z czasów projektu Friendship czy połowy lat 80 gdzie nieustannie zmieniał gitary i elektroniczną stylistykę przeplatał akustycznymi brzmieniami - jakie owoce dała jego inspirująca wielu ( Ścierański i Surzyn mieli oglądać z podziwem jego zespoły na festiwalach z którymi dzielili afisz ) współpraca z basistą Abrahamem Laborielem. A na finał tytułowy Confusion - pewnego rodzaju "klamra" i mocny akcent - rozśpiewana melodia serwowana przez gitarę i bas w pomysłowych konfiguracjach.


To już 35 lat od nagrania i wydania tego materiału - choć kompozycje miały powstać znacznie wcześniej. U nas wtedy prawie nikt tak nie grał - może niekiedy momentami Laboratorium ze Styłą czy Sounds and Colours Śmietany - pozostałe grupy, szczególnie na początku lat 90 serwowały popularny i uznawany przez establishment "bop-pol / pol-bop" - te wszystkie "dejwisy, silwery, rollinsy, aderlejki, birdy, ptaszynki i milianki" 😉 . W dalszym ciągu pozostaje znośnie brzmiący winyl - muzycznie jest fenomenalnie ale technicznie można chcieć o wiele więcej - bębny niekiedy jak to w polskich nagraniach brzmią "kartonowo-pudełkowato" choć Surzyn dokonuje cudów by to wrażenie zatrzeć - można popuścić wodze fantazji jak to by brzmiało w renomowanym zachodnim studio.


Nadal marzę i tysiące innych fanów nie tylko Ścierańskiego ale dobrej, rasowej i z fantazją zagranej muzyki instrumentalnej by Confusion WRESZCIE cieszył nasze uszy ze srebrnego krążka - zremasterowany i być może z jakimiś odrzutami z sesji czy utworami koncertowymi.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

https://jazzforum.com.pl/main/artykul/z ... przez-ycie


https://allegrolokalnie.pl/oferta/krzys ... e-2022-t57

W tym roku mistrz i książę basu obchodzić będzie okrągłe imponując 70 urodziny. Całkiem niedawno ukazała ta książka "niebieska cegła" jak ją nazywa główny bohater - autorstwa Renaty Bednarz. Kilka miesięcy na nią polowałem ale się udało i w ciągu ostatnich tygodni to moja obowiązkowa i główna lektura. Niech was gabaryty i ilość stron nie zwiodą - czyta się absolutnie ekspresowo - nawet nie jestem w stanie zliczyć ile obszernych fragmentów przeczytałem kilka lub kilkanaście razy. Imponujące wydawnictwo - w duchu modnego i atrakcyjnego od lat w formie "wywiadu rzeki" - z tą małą różnicą, że autorka obok mistrza, oddaje głos plejadzie wybitnych postaci, najbliższej rodzinie, muzykom, artystom i to nie tylko z kręgu jazzu, wokalistkom, dyrygentkom - nie sposób tego zliczyć. Stara prawda się kłania - że "to inni o nas świadczą" a nie my sami i nasze przechwałki i legendy. Z Basem Przez Życie jest tego koronnym dowodem a w trakcie rozmów ze znakomitościami - w czym są zaskakująco ( a może wcale nie ? ) zgodni - człowiek, z którym się przyjaźnią - nie tylko muzycznie ale i prywatnie bo z tak czarująca i bezpretensjonalną osobowością jak Krzysiek - nie można inaczej - to jedyna i oczywista droga. Między wierszami można wychwycić pewien stopień "wyróżnienia" i poczucia bezgranicznego szczęścia - iż pojawił ktoś taki na ich drodze a to ogromna rzadkość. Sama autorka w pewnym momencie wypowiada kluczowe zdanie - "... jak wiadomo, kobiety trochę inaczej odbierają rzeczywistość...". Może dzięki temu książka jest nieco inna, z naciskiem na ukazanie rodzinnego ciepła, wsparcia, zrozumienia ( a o to niezwykle ciężko w tych dziwnych czasach - oczekujemy tego i to bezwarunkowo od innych ale sami tego z siebie wykrzesać nie jesteśmy w stanie - non stop u innych nas coś uwiera, drażni i odrzuca ) może i niecodziennych i "dziwacznych" wyborów. Z zapartym tchem czyta się pod koniec o stronie technicznej - tu uczta dla tych, którzy zawsze chcieli zajrzeć "od kuchni" do warsztatu czy "komnaty alchemika" i coś podpatrzeć, uszczknąć od maestro czy zgłębić tajemnice jego sukcesu - a wiedza Ścierańskiego podparta kolosalnym, morderczym doświadczeniem ( jak mawiano o słynnym bramkarzu reprezentacji Anglii - Gordonie Banksie - że "... był zrodzony z pracy...". ), ciekawością, chęcią nieustannego drążenia, uczenia się, dopytywania, schodzenia głębiej i głębiej, niespokojnej natury i bycia coraz lepszym ale nie przeradzającym w obsesję.... no może dla laików troszkę to tak wyglądać - jeśli chodzi i ilość sprzętu, gitar, basów, efektów, wzmacniaczy. Mnie ucieszyły piękne zdjęcia - dokument tamtych wyjątkowych czasów, spotkań, wojaży, nie mogłem się nie uśmiechnąć gdy natrafiłem na wspólne z jam session z moim bożyszczem Patem Metheny - jak oni razem wspaniale wyglądali - kto wie jaką nagrali płytę ?. Jednakże znana jest od lat pewna "awersja" Pata do "imitatorów Jaco" - jednakże Krzyśkowi doprawdy trudno taki bezczelny zarzut postawić - bliżej mu jeśli już było do Stanleya Clarke`a, Anthony Jacksona czy jego idola Abe`a Laboriela. W książce bohater wspomina również innego wielkiego gitarzystę Lee Ritenoura - podziwiał jego wszechstronność i muzykalność. Mankamenty ? - doprawdy nie wiem... może przydałoby się więcej czasu poświęcić np na okres String Connection - ale wtedy musiała by powstać w ogóle osobna książka. Okazuje, że życie, twórczość i mnogość projektów, sytuacji, anegdot które związane były z basistą - są tak przebogate - że i "niebieska cegła" nie jest w stanie tego pomieścić - to zaledwie jakiś "procencik" - i kilkadziesiąt takich tomów by tego nie pomieściło i nie wyczerpało. Może za kilka lat ukaże druga poszerzona ( ciekawe do jakich rozmiarów ? :wink: ) edycja lub część druga ?. Czytanie jej to czysta przyjemność. To również jak podkreślają inni recenzenci - kawał historii polskiego szeroko ujętego jazzu ale i nie tylko. W przypadku złożonych i trudnych osobowości jak Jim Morrison lub Ozzy - prawie każdy kto się wypowiada - okazuje, że znał jakby innego człowieka. Ze wspomnień przyjaciół muzyków - wyłania idealnie zbliżony obraz - "człowiek zwyczajny i nadzwyczajny" jednocześnie.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

Dzisiejszy koncert - polecam wszystkim do posłuchania i do oglądania - póki jeszcze jest na youtube :D


https://www.youtube.com/watch?v=X40dliP1gAE
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=gLhqMTL4oow

Przyznam bez bicia, że nie znałem tego wcześniej - choć melodia wydaje się znana i wykorzystana na jakiejś późniejszej płycie Mistrza Ścierańskiego. Strasznie fajny teledysk - basista na "Harleyu", w skórach, gra na gitarze na tle jesiennych pejzaży, wiatr we włosach, czyste piękno, niczym nie skrępowana wolność i ten niewinny szybujący w przestworzach wokal. Za to nie można nie kochać tego faceta :D Rzecz pochodzi z maksi singla CD nagranego w studio nieodżałowanego Winicjusza Chrósta - miała stanowić zapowiedź normalnej płyty...ale niestety z planów nic nie wyszło, dobrze,że zostało choćby to. Wychodzi na to, że Maestro Krzysiek ma jeszcze w rękawie wiele niespodzianek.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=KDs9MWwxnGc

By dać jakiś kontrargument malkontentom i otworzyć oczy i uszy niedowiarkom zachęcam do posłuchania i obejrzenia show kwartetu Ścierańskiego z Rozmarino z 2021 ( kojarzy mi się to z serkiem "parmedżiano-redżiano :D ) - a publiczność adekwatnie do nazwy lokalu ( bynajmniej nie będącego przykrywką innej zgoła jeszcze bardziej "rozrywkowej" działalności a la bracia Dino i Luigi Vercotti z Pythona ) była iście "rozmarzona" i dała uwieść czarowi płynącemu ze sceny - proszę obejrzeć co się wyrabia po 15 minucie - jak na dawnych koncertach Santany gdy muzyka rozbudzała zmysły kobiet ( nie tylko tych niedopieszczonych ) i porywała do erotycznego-rytualnego tańca godowego :wink: .
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
crescent
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5451
Rejestracja: 21.06.2009, 16:53

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: crescent »

Może być. W rewanżu proponuję uważny odsłuch płyty "Nogero" zespołu Laboratorium :P.
Awatar użytkownika
Bednaar
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 6859
Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
Lokalizacja: Łódź

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Bednaar »

crescent pisze: 04.04.2024, 15:15 Może być. W rewanżu proponuję uważny odsłuch płyty "Nogero" zespołu Laboratorium :P.
W sumie dawno nie słuchałem, może dziś jak wrócę z koncertu Mazzolla?
vertical_invader
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

Niezapomniany wieczór w Klubie STUDIO w Krakowie 22go września - nie licząc drobnej przerwy - koncert trwający ponad 3,5 godziny. Tylko tak p. Ścierański wraz z zaproszonymi przyjaciółmi potrafi rozpieszczać swoich fanów, którzy się pojawili wraz członkami rodziny, współpracownikami, organizatorami czy osobami odpowiedzialnymi na stronę "promocyjną" czy biograficzną z autorką "niebieskiej cegły" p. Renatą na czele. Publiczność siedziała jak oczarowana i chłonęła każdy dźwięk i każdą kompozycję - nie brakowało osób regularnie przychodzących na Jego występy - ale każdy jest inny, stanowi wulkan energii, zabawy, miłości i niesłabnącej pasji do muzyki a niespodzianki obficie wysypują na każdym kroku. Pan Krzysztof ma zawsze w rękawie jakiegoś asa i to nie jednego. Po dynamicznym początku zgodnie z zapowiedziami - występie solo - Papierku o ile mnie pamięć nie myli pojawiła nie lada sensacja i dla mnie jako fana od lat wzruszająca niespodzianka - jako dumny ojciec ogłosił, iż jego syn Marcin "nauczył się" arcy połamanego rytmicznie kultowego dla miłośników basisty kawałka "Refugee" z płyty Ścierański-Surzyn Trio - Confusion. Miało to dla mnie tym bardziej "osobisty" wymiar bo na dobrą sprawę od tej płyty winylowej (nadal nie pojawiła na CD - wstyd ) zgranej z Biblioteki Miejskiej zaczęła się "na poważnie" moja wielka przygoda z twórczością tego artysty. Kto słuchał oryginału pamięta, że partie Surzyna tak najeżone pułapkami są arcy trudne do powtórzenia - jednak Marcin robi niebywałe postępy - może nie zagrał aż tak płynnie - może bardziej "heavy" niż jego wielki poprzednik ale na pewno nie ma się czego wstydzić. Trudno wymienić wszystkie wspaniałe i godne zapamiętania momenty tego show. Lider został odznaczony Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, a rozentuzjazmowana widownia w trakcie całości dwukrotnie odśpiewała sto lat. Ogromny aplauz na co odpowiedział ukłonami i szelmowskim uśmiechem otrzymał Marek Raduli za swoje pełne pasji, pomysłowe sola - każdy wiedział, że gdy przychodzi kolej na jego partię to będą się działy rzeczy niezapomniane. Sporo energii, zaraźliwego dobrego humoru wniósł swoją osobowością i bajeczną rozśpiewaną grą Michał Kobojek plus urocze przekomarzanie się z liderem o kawie z solą - "... takie O`sole Mio"... czy o rozruszaniu imprezy w egzotycznym hotelu. Gdy grali wspólnie Raduli, Kobojek, Gołębski na "alkomacie" oraz klawiszowiec od Skaldów Grzegorz Górkiewicz - całość zahaczała o klimaty Spyro Gyra a radosny, ze skłonnością do scenicznej błazenady Kobojek (odegrane jego Placebo świetnie rozbujało i rozgrzało widownie szczególnie tym melodyjnym głównym motywem) nie ustępuje liderowi powyższej czyli Jay Beckensteinowi. Inną niespodzianką było zaproszenie egzotycznych gości - braci, którzy grali odpowiednio na perkusji i perkusyjnych plus wokalizy - wykonali "zapomniany" kawałek z-nie-wydanej płyty ale znany z płyty koncertowej Music Painters z Torresem i Maselim - czyli African Waltz. Basista miał poważne problemy z przypomnieniem sobie tytułu - w wyniku czego wyszedł "African Blues". Dodatkowy gitarzysta klasyczny z "kocimi" pazurami pomagał liderowi przypomnieć sobie tytuł plus czarował zagrywkami nie gorszymi niż Al Di Meola. Młodszą widownie (niestety będącą w mniejszości - co jednak przypomina, że fani, miłośnicy takiej muzyki się starzeją i wykruszają) rozbawił cover dawnego boysbandu - Backstreet Boys - I want it that way, dzięki wrażliwości naszych jazzmanów i ich muzykalności stracił swój niegdysiejszy popowy banał. Innym momentem, który na długo zostanie we wspomnieniach był dedykowany tym wszystkim wielkim muzykom, którzy odeszli jak Karolak, Ptaszy, Szukalski, ktoś z widowni rzucił "Śmietana" i perkusiście Grzegorzowi Grzybowi - kawałek Grzyb Polska - kto wie czy nie najwspanialsza wersja jaką słyszałem z namiętnymi solówkami niezawodnego Marka Raduli i Górkiewicza, który wniósł się na wyżyny swoich umiejętności. Mnie przypomniało się jak parę lat temu przeżyłem śmierć Lyle`a Maysa - genialnego pianisty i "pierwszego oficera" od Pata Metheny (dlatego wieczór choć pełny radosnej celebracji był też nasycony pewnym "smuteczkiem" - że wszystko tak szybko i nieuchronnie przemija, ledwie się wygonie rozsiedliśmy - już za chwilę byliśmy w drodze do domu - jak mawiał Metheny: ".. jesteśmy tu tylko na chwilę, na 5 minut..."). Na wielki finał wszyscy zaproszeni zagrali Loops - czyli "... pętle, które sami sobie zakładamy na szyję..." 😉 a każdy po kolei miał swoje "5 minut" i zagrał wyborne solo - nawet perkusiści zmieniali się dobrze się przy tym bawiąc. Jubilat otrzymał tort w kształcie gitary i standing ovation zapraszając rodzinę, przyjaciół i fanów do wspólnego selfie/zdjęcia. Nie mogło zabraknąć podpisywania plakatów, ultra rzadkich płyt i książki czy uścisku dłoni. Energii Panu Krzysztofowi nie jeden mógł zazdrościć. Z półgodzinną przerwą zaserwował nam ponad 3,5 godziny wybornej muzyki, sam grając nieprzerwanie zmieniając tylko gitary m.in okraszając kilkoma komentarzami np. przypominając swój pierwszy elektryczny czerwony bas Fendera z 69, wierny z metalowym gryfem bas Kramera oraz gitary solowe - nieustannie operując osiągając smakowite efekty w swoim "elektronicznym-laboratorium" czy jak u Dudziak "elektronicznej kuchni". Kto nie był może żałować. Na otarcie łez będzie możliwość za jakiś czas obejrzeć na youtube - co zostało pod koniec ogłoszone ze sceny a ci, którzy uczestniczyli będą mieli obok wspomnień bardziej "namacalną" pamiątkę. Generalnie dominował nowszy materiał - obok w/w Refugee i African Waltz nie było innych sentymentalnych podróży. Nowy materiał np. Papierek, Pandemia, Brasilianka, sprawdza idealnie. Muzycy wykreowali znakomity klimat w Obsesji. Artysta ze sceny zapowiedział - że "... zawsze chcą grać krótko by nie męczyć widowni..." a publiczność nie miała dość i spragniona chciała więcej i więcej. Spektakl wypadł wybornie również dzięki doskonałemu oświetleniu - to rzadkość jak na koncert jazzowy. Cudownie będzie wrócić do tego koncertu w zaciszu swojego domu - zarówno video jak i audio - bo niuansów, smaczków i pomysłów było tyle, że długo będzie można się tym upajać. Po samym mistrzu też było widać, że jest zadowolony, iż tak wszystko fajnie się ułożyło - na pewno nie było widać żadnego zmęczenia.


Niesamowity weekend w Krakowie - niezwykłe spotkania a jako piękny finał i zwieńczenie całości koncert Jubileuszowy p. Krzysztofa Ścierańskiego z plejadą znakomitości a po 4 godzinnym spektaklu (do którego jeszcze wrócimy) podziękowania i podpisywanie płyt i książki (do której pozwolono mi dorzucić parę "grosików" od siebie). Wybrane, bliskie sercu płyty ( Flying Over z pustynną okładką, Directions oraz String Connection Workoholic ) z autografem mistrze będą jeszcze bardziej cieszyć oko i stanowić ozdobę kolekcji plus wisienka na torcie - kubek z grafiką maestro dzięki nieskończonej szczodrości i hojności autorki biografii p. Renaty 🤩🤩🤩. Dołączył do pozostałej galerii "odjechanych kubeczków" z licznych wojaży 😎
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
crescent
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5451
Rejestracja: 21.06.2009, 16:53

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: crescent »

Gratuluję!

Ostatni raz słuchałem K. Ścierańskiego na żywo w połowie lat 90-tych, na kameralnym koncercie w Skierniewicach. To było Krzysztof Ścierański Trio, głównie z programem z płyty "No Radio", z Pawłem Ścierańskim na gitarze i Janem Plutą na bębnach. Bardzo klimatyczny występ. Nie rozdawali wtedy kubków :P, ale piwsko można było z nimi łyknąć po koncercie i stuknąć się kufelkami :wink:.
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

Ojej, świetnie - też gratuluję i trochę zazdroszczę - bo chętnie cofnąłbym się w czasie i obejrzał na żywo jakiś "vintage" show Ścierańskiego. Generalnie to kubki można było sobie kupić - kto dostał ten dostał :D . Mam chyba całkiem fajny kontakt ( i podkreślam, że "nic-innego-poza-tym-nas-nie-łączy :wink: ) z autorką jego biografii p. Renatą i od jakiegoś czasu próbuję wybadać grunt, zasiać jakieś ziarno czy zachęcić by np. sam mistrz na swojej stronie zamieszczał do ściągnięcia archiwalne koncerty, nie wydane sesje itd itd. Nie wiem co z tego wyjdzie bo muzyki jest mnóstwo a można "załatać luki" w jego dyskografii. Na youtube czy chomikuj coś tam jest - ale to w jednym kawałku a warto podzielić na poszczególne kompozycje, niekiedy wyciąć rozbudowane zapowiedzi itd itd.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Heartbreaker
longplay
Posty: 1424
Rejestracja: 28.03.2009, 08:16

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Heartbreaker »

Podobne sztuczki słyszałem na koncercie Laboratorium. Również z Radulim i młodym Ścierańskim.
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4023
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Krzyszfot Ścierański - The King is in town.

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=R_eBQHlRl1s


"Sztuczki"..... doprawdy.... boleję nad TWĄ stratą Michale... ale robi się smutno... zostawiam TOBIE Miliana :roll:
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ