Tydzień temu dał koncert we Wrocławiu. Znajomek wyszedł zachwycony - https://wroclaw.dlastudenta.pl/lokale/? ... idi=191799
ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Heartbreaker
- longplay
- Posty: 1482
- Rejestracja: 28.03.2009, 08:16
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Skoro o tej Damie i Charlesie mowa nie sposób pominąć Mingus Dynasty - Chair in the Sky, gdzie wskazany utwór również się znajduje. A na albumie bryluje mój ulubiony ulubieniec, czyli Charlie Haden.
W ogóle jakiś mocno dżezowy rocznik się zapowiada...przynajmniej póki co.
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Dobra, dopisałem do listy chyba wszystkie Wasze ostatnie propozycje
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Dzień z Black Saint, niedawno trochę było TU o labelu.
George Lewis – Homage To Charles Parker
Ponieważ jest w sieci świetny opis/recenzja wydawnictwa klawiatury naszego Kolegi Rory'ego, ja dodam jedynie, że w wielu zestawieniach za 79 ten tytuł, zwykle, bywa w pierwszej "10" i ja tylko przypominam o istnieniu.
https://pablosreviews.blogspot.com/2022 ... -1979.html
Andrew Cyrille, Jeanne Lee, Jimmy Lyons - Nuba
Free Jazz, bezsprzecznie, wydaje się, że to najbardziej <odjechana> z moich propozycji i nie będę próbował wmawiać, że często do niej wracam, nawet jeśli znajomość z materiałem liczyć w dziesiątkach lat. Potraktujcie jako ciekawostkę.
Zarówno Cyrille, jak i Lyons pojawili się w różnych zespołach Cecila Taylora i to zdanie, ustawia nam, estetyczną przynależność obu panów. To, że ta płyta doczekała się sławy w środowisku krytyków i muzyków ( także pewnej części jazz fanów), należy przypisać Artystce Jeanne Lee, która wniosła w materię muzyczną płyty ową odrębność i oryginalność. Użycie zwrotu Artystka, w pełni uzasadnione bo muzyka, poezja, choreografia były dla Niej (zmarła w 2000 roku), formami wypowiedzi, czasem z przesłaniem, do czego, mnie akurat, dalej.
Złożyło się kiedyś, że słuchając płyty, przeglądałem swoje stare wycinki prasowe, natknąłem się na wiersz Hermana Łukjanowa (proszę sobie wygooglować lub odpytać ChatGPT, kto zacz), który wydał się wówczas stosowny do docierających dźwięków. Koincydencję zapamiętałem, dziś upubliczniam:
Dźwięki pod ciśnieniem kilku atmosfer
Szukając miejsca w czasie
Bałwochwalcy chronometru.
Krzyk kobiety, wielokrotnie spotęgowany
Tubą saksofonu.
Taniec filozofów.
Czarny słoń fortepian
Na skinięcie dziesięciu palców
Za cenę wieloletniego tresowania
Stojący na trzech nogach.
Klown, śmiejący się bezpłatnie.
Wodospad niosący kamienie.
Cykanie koników polnych, wyrzucane
z mechanizmu perkusji.
Autorska prawda na dźwięczące powietrze.
Mikrofon, potęgujący mikro-myśl.
Nieme śpiewające piesni
Dla niemych.
W soundzie płyty fortepian nieobecny, reszta się zgadza, mnie.
P.S. Za nadmiar poetyckości we wpisie, przepraszam .
George Lewis – Homage To Charles Parker
Ponieważ jest w sieci świetny opis/recenzja wydawnictwa klawiatury naszego Kolegi Rory'ego, ja dodam jedynie, że w wielu zestawieniach za 79 ten tytuł, zwykle, bywa w pierwszej "10" i ja tylko przypominam o istnieniu.
https://pablosreviews.blogspot.com/2022 ... -1979.html
Andrew Cyrille, Jeanne Lee, Jimmy Lyons - Nuba
Free Jazz, bezsprzecznie, wydaje się, że to najbardziej <odjechana> z moich propozycji i nie będę próbował wmawiać, że często do niej wracam, nawet jeśli znajomość z materiałem liczyć w dziesiątkach lat. Potraktujcie jako ciekawostkę.
Zarówno Cyrille, jak i Lyons pojawili się w różnych zespołach Cecila Taylora i to zdanie, ustawia nam, estetyczną przynależność obu panów. To, że ta płyta doczekała się sławy w środowisku krytyków i muzyków ( także pewnej części jazz fanów), należy przypisać Artystce Jeanne Lee, która wniosła w materię muzyczną płyty ową odrębność i oryginalność. Użycie zwrotu Artystka, w pełni uzasadnione bo muzyka, poezja, choreografia były dla Niej (zmarła w 2000 roku), formami wypowiedzi, czasem z przesłaniem, do czego, mnie akurat, dalej.
Złożyło się kiedyś, że słuchając płyty, przeglądałem swoje stare wycinki prasowe, natknąłem się na wiersz Hermana Łukjanowa (proszę sobie wygooglować lub odpytać ChatGPT, kto zacz), który wydał się wówczas stosowny do docierających dźwięków. Koincydencję zapamiętałem, dziś upubliczniam:
Dźwięki pod ciśnieniem kilku atmosfer
Szukając miejsca w czasie
Bałwochwalcy chronometru.
Krzyk kobiety, wielokrotnie spotęgowany
Tubą saksofonu.
Taniec filozofów.
Czarny słoń fortepian
Na skinięcie dziesięciu palców
Za cenę wieloletniego tresowania
Stojący na trzech nogach.
Klown, śmiejący się bezpłatnie.
Wodospad niosący kamienie.
Cykanie koników polnych, wyrzucane
z mechanizmu perkusji.
Autorska prawda na dźwięczące powietrze.
Mikrofon, potęgujący mikro-myśl.
Nieme śpiewające piesni
Dla niemych.
W soundzie płyty fortepian nieobecny, reszta się zgadza, mnie.
P.S. Za nadmiar poetyckości we wpisie, przepraszam .
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Nie spodobał mi się ten album. Innymi słowy nie tego szukam w muzyce jazzowej.esforty pisze: ↑25.05.2023, 09:42 Dzień z Black Saint, niedawno trochę było TU o labelu.
George Lewis – Homage To Charles Parker
Ponieważ jest w sieci świetny opis/recenzja wydawnictwa klawiatury naszego Kolegi Rory'ego, ja dodam jedynie, że w wielu zestawieniach za 79 ten tytuł, zwykle, bywa w pierwszej "10" i ja tylko przypominam o istnieniu.
https://pablosreviews.blogspot.com/2022 ... -1979.html
- MirekK
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6320
- Rejestracja: 02.03.2008, 22:10
- Lokalizacja: Nowy Jork
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Jak jesteśmy przy jazzie, to koniecznie muszę zarekomentować ten album.
Thollot, Jacques - Cinq Hops
Czwarty solowy album francuskiego perkusisty jazzu awangardowego. Te wcześniejsze nie bardzo mi podeszły, są zbyt odjazdowe, a tym jestem po prostu zauroczony. A poznałem ten album przeszło dwa lata temu wertując wyniki starego zestawienia rocznikowego.
Otrzymał dwa silne głosy (wtedy wysyłaliśmy po 30 tytułów czyli 4 i 9 pozycja) od dwóch panów lubiących nieszablonową, niekonwencjonalną muzykę.
Thollot, Jacques - Cinq Hops
Czwarty solowy album francuskiego perkusisty jazzu awangardowego. Te wcześniejsze nie bardzo mi podeszły, są zbyt odjazdowe, a tym jestem po prostu zauroczony. A poznałem ten album przeszło dwa lata temu wertując wyniki starego zestawienia rocznikowego.
Otrzymał dwa silne głosy (wtedy wysyłaliśmy po 30 tytułów czyli 4 i 9 pozycja) od dwóch panów lubiących nieszablonową, niekonwencjonalną muzykę.
Dla mnie po prostu rewelacja! Na PA ten muzyk zaszufladkowany jest pod RIO/Avant-Prog. Akurat na tej płycie, tej awangardy jest niewiele. Sympatycy fusion/Zeuhl koniecznie powinni sięgnąć po ten album. Bardzo ciekawe instrumentarium i interesujące brzmienie z żeńskim wokalem. Jak dla mnie ścisła czołówka rocznika.Thollot, Jacques - Cinq Hops 49 pkt (Duch 1532 22/Morly 27)
"Życie bez muzyki jest błędem." - F. Nietzsche
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
No to, szukamy dalej
Może to(?)
Urszula Dudziak - Future Talk
To jest album wspólny z p. Urbaniakiem, ale firmowany Jej nazwiskiem. Billboard z 16.06.79- cytuję dosłownie:
Wokalistka Dudziak to chodząca maszyna ery kosmicznej, jej niepowtarzalny styl wokalny łączy najprzedziwniejszy rodzaj śpiewu scatem ad libitum z efektami elektronicznymi, na ogół wytwarzanymi przy pomocy własnych urządzeń...
- tu przestrzelili, to sam Urbaniak ozdabiał tak sound swoich płyt, urządzeniami (kto pamięta jakiego używano, wobec tych przetwornic określenia? ) zmieniającymi choćby skrzypce w kontrabas, fortepian na gitarę -
... Brzmi ona niczym rozszalały magnetofon, niekontrolowany, ale obracający się w sposób zorganizowany. Jej urzekająco piękny głos z pasją miota się po całych skalach, wypluwając sylaby, gardłowe dźwięki, jakie nie są do osiągnięcia ludzkim głosem.
Wspomaga ją mąż skrzypek/producent dodając swoje eklektyczne dźwięki. Urszula i jej mały zespół atakują wiek XX.
Pada też zachęta dla personelu sklepów płytowych, tzw. "instore play":
aby grać ten Lp w sklepach, dając szansę by zainteresować nią klientów i odpowiedzieć "kto i co to w ogóle jest?"
Dzisiejszy odsłuch uświadamia, że to nie czcza pisanina redakcyjna.
Z jazzu są jeszcze Big Bandy, ale jutro zaryzykuję z disco
Ostatnio zmieniony 14.06.2023, 11:14 przez esforty, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Tego albumu słucha się dla mnie znacznie lepiej, najlepiej z tych jazzów z rocznika.esforty pisze: ↑23.05.2023, 11:24 Wtręt jazzowy:
Arthur Blythe - Lenox Avenue Breakdown
Przypomnę, że to ten sam Blythe, czasem zwany Black Arthurem, który zaczynał u Horace'go Tapscotta (The Giant is Awekening).
W tym przypadku emigrant z Kalifornii, wsiąka w scenę loftową. Loft Jazz to trend, zasadniczo, pozbawiony oryginalnych cech, nazwę czerpiący z miejsc gdzie grano tę muzykę. Nowy Jork w drugiej połowie lat 70-tych to miasto w kryzysie, opuszczane przez zamożniejszych i biznes. Pozostawiane wielkie mieszkania, warsztaty, małe fabryki stały się azylem dla szeroko pojmowanego jazzu nowoczesnego/awangardowego.
Przy czym ta płyta, to żadne mordercze free.
Tu <czarnym ludem> awangardowego podejścia do materii muzycznej jest... James Blood Ulmer , ale... skłonnym do pewnej komunikatywności. Reszta muzyków ale nie jakaś tam... bo nazwiska o reputacji daleko wykraczającej poza dekadę: Cecil McBee, Guillermo Franco, Jack DeJohnette, James Newton, trzymając się nutowego zapisu, wynoszą całość wysoko.
Osobno wymieniam tubistę Boba Stewarta, który swoimi partiami gry, uczynił Lenox Avenue..., płytą, niezapomnianą. Punguin Guide wycenia na maksymalne cztery gwiazdki z koroną ( to ja trzy u Michelina, zażartuję).
Album z okładki znam od czasów mego bywania na giełdach, w końcu taka okładka to nie codzienność, zawsze poza finansowym zasięgiem a jeszcze dochodził lęk przed barierą estetyczno-intelektualną. Tę rozbroiłem ok. 2020 poznając ją via Tidal.
Trudna do kupienia, owszem jest w dwupłytowym zestawie In the Tradition/Lenox Avenue Breakdown/Illusions , ale o niezadowalającej mnie jakości.
A okładka jest tu bezsprzecznie plusem dodatnim.
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4222
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Ciekawych strzałów padło już wiele, ale jeszcze może z czymś się zmieszczę!
Na razie warto przypomnieć, że to rok ciężkiej próby dla fanów Camela. Najgorsza płyta? Ja uważam, że jednak Nod and A Wink i Rajaz są dużo gorsze. Myślę, że wiele zespołów chciałoby jednak mieć w swoim portfolio coś takiego jak utwór Ice, nawet jeśli miałby pochodzić z "najgorszej płyty" Miałem to kiedyś tak nagrane na kasecie, że z jednej strony był "I Can See Your House" a z drugiej "Pressure Points". Gdy Ice się kończył, przewracało się kasetę i leciał ten długi Pressure Points, potem trzeba było trochę przewinąć, zwykle wpadał kawałek nie najgorszego Remote Romance, a potem znów cudny Ice i tak można było w kółeczko wiele razy.
https://www.youtube.com/watch?v=IPWMBavx9Eo
Proszę o dopisanie:
Camel - I Can See Your House From Here
Na razie warto przypomnieć, że to rok ciężkiej próby dla fanów Camela. Najgorsza płyta? Ja uważam, że jednak Nod and A Wink i Rajaz są dużo gorsze. Myślę, że wiele zespołów chciałoby jednak mieć w swoim portfolio coś takiego jak utwór Ice, nawet jeśli miałby pochodzić z "najgorszej płyty" Miałem to kiedyś tak nagrane na kasecie, że z jednej strony był "I Can See Your House" a z drugiej "Pressure Points". Gdy Ice się kończył, przewracało się kasetę i leciał ten długi Pressure Points, potem trzeba było trochę przewinąć, zwykle wpadał kawałek nie najgorszego Remote Romance, a potem znów cudny Ice i tak można było w kółeczko wiele razy.
https://www.youtube.com/watch?v=IPWMBavx9Eo
Proszę o dopisanie:
Camel - I Can See Your House From Here
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Aby płynniej przejść z jednego nurtu w drugi, taki wtręt:
Newport Jazz Festival 79, pod wodzą swego impresario George'a Weina, rozrósł się, już wówczas do poważnej imprezy i wśród talii atrakcyjnych bloków tematycznych np. Kobiety w jazzie czy Jazz Latino, zaproponował słuchaczom Wieczór z Disco .
Ten miał się odbyć w sali Roseland ( dzisiaj niekwestionowany nowojorski zabytek, p. Hillary Clinton obeszła tam któreś urodziny) na ok. 3500 osób.
Stety/niestety impreza się nie odbyła z powodu małej sprzedaży biletów . Związek muzyki disco z jazzem, dla Nowojorczyków, widać wówczas, był niedostrzegalny, podczas kiedy my, Słowianie, wymądrzając się w temacie, potrafimy bezkolizyjnie, wchodzić z jednej estetyki w drugą
Ot, choćby:
Chic - Risque
Niekwestionowany klasyk nurtu, zbudowany z umiejętnego posługiwania się basowymi groovami, i umiarkowanie powtarzalnymi refrenami. Unikano za to chwytliwych, dziecięcych motywów tak silnie degradujących europejską gałąź estetyki.
Spółka Edwards/Rogers perfekcyjnie wykorzystuje swoje talenty instrumentalne, dochowuje klasy poprzednich wydawnictw. Bardzo dobrze słychać: Oni oddychali tą muzyką.
Michael Jackson - Off The Wall
Pogląd, w którym utrzymuje się, iż Jackson, to jedynie videoclipy, dostaje tu poważnych zadziorów. Za to uświadamia, co to znaczy aranżacja i produkcja i jeszcze, że Michael Jackson bez Quincy'ego Jonesa nie byłby równie wielkim Artystą.
Ta płyta jest przede wszystkim, dla mnie, świetnie zaprojektowana i nieskazitelnie wyprodukowana. Aranże dla sekcji dętej dystansują nawet takie sławy big-bandowych wymiataczy jak Thad Jones, który swą wielkość objawił światu kiedy rozstał się z Melem Lewisem i runął pewien mit, ale to opowieść na inną okazję.
Po latach, obstawiam, że to najlepsza płyta Jacksona. On się potem rozwinął jako showman ( dalece nie pejoratywnie, użyty kwantyfikator), trudno to podważyć.
Ale muzycznie na szczyt dotarł przy pracy nad Off The Wall.
Earth Wind & Fire - I'M
Jasne było, że sukces That’s the Way of the World, wywoła <ssanie> wytwórni na jeszcze większą kasę, a koncertowy Gratitude, to nie był właściwy kierunek dla tegoż, ssania( był funkowo, soulowy bez uchybień).
Trzeba było przekonać zespół do ustępstw, do śliskości( ), do zejścia z kolizyjnego kursu na Sly& Family Stone czy, nawet, WAR.
I paradoksalnie, owo wygładzenie przyniosło niespodziewanie dobry rezultat- niepowtarzalność.
Najpierw był Spirit, myślę, że będącym, zbyt głębokim osunięciem. Potem wzlot All'N All i kiedy wydawało się, mnie się wydawało, że zespół osiągnął idealną równowagę pomiędzy splątana strukturą, wspaniałymi zmianami akordów a miękką komunikatywnością (niepodrabialna sprawa!), ukazał się I'M. Rozprawmy się z incydentem tego wydawnictwa, mianowicie Boogie Wonderland. Koszmarek napędzający sprzedaż, jest fonograficznym błędem zespołu, który strącił go w objęcia gawiedzi, niewymagającego pospólstwa, numer którego używano, jako emocjonalny szantaż, w różnych wyciskaczach/ramotach typu Nietykalni (2011)! Mówi się trudno i kocha się dalej!
Wszystko na tej płycie, poza ww. to najwyższy lot. Otwierający In The Stone ( zresztą, wszystkie wymienione w tym wpisie płyty, mają fantastyczne otwieracze) ustawia poprzeczkę trudną do pokonania, a jednak. To tu lśni, geniusz owej ,równowagi, pomiędzy tym co szlachetne i tym co wypada nazwać <daniną> dla tłustych kotów Columbii. Nigdy wcześniej i nigdy później nie było tak cudownie.
Mój japoński egz. SRC9062, jest zbyt <rozjaśniony>, ale pamiętam analog, ten szedł wyśmienicie, nawet z Fonomastera
Tak, tak, jestem beznadziejnie zauroczony zespołem. Familijnego paciocha z 78, pt. Klub Samotnych Serc Sierżanta Peppera, widzialem z 8 razy, dla samego EWF -Got to Get You Into My Life, noo... może jeszcze dla Elisa Kupera ** .
** - nie elisa, nie elisa , myślałem o Aerosmith.
Newport Jazz Festival 79, pod wodzą swego impresario George'a Weina, rozrósł się, już wówczas do poważnej imprezy i wśród talii atrakcyjnych bloków tematycznych np. Kobiety w jazzie czy Jazz Latino, zaproponował słuchaczom Wieczór z Disco .
Ten miał się odbyć w sali Roseland ( dzisiaj niekwestionowany nowojorski zabytek, p. Hillary Clinton obeszła tam któreś urodziny) na ok. 3500 osób.
Stety/niestety impreza się nie odbyła z powodu małej sprzedaży biletów . Związek muzyki disco z jazzem, dla Nowojorczyków, widać wówczas, był niedostrzegalny, podczas kiedy my, Słowianie, wymądrzając się w temacie, potrafimy bezkolizyjnie, wchodzić z jednej estetyki w drugą
Ot, choćby:
Chic - Risque
Niekwestionowany klasyk nurtu, zbudowany z umiejętnego posługiwania się basowymi groovami, i umiarkowanie powtarzalnymi refrenami. Unikano za to chwytliwych, dziecięcych motywów tak silnie degradujących europejską gałąź estetyki.
Spółka Edwards/Rogers perfekcyjnie wykorzystuje swoje talenty instrumentalne, dochowuje klasy poprzednich wydawnictw. Bardzo dobrze słychać: Oni oddychali tą muzyką.
Michael Jackson - Off The Wall
Pogląd, w którym utrzymuje się, iż Jackson, to jedynie videoclipy, dostaje tu poważnych zadziorów. Za to uświadamia, co to znaczy aranżacja i produkcja i jeszcze, że Michael Jackson bez Quincy'ego Jonesa nie byłby równie wielkim Artystą.
Ta płyta jest przede wszystkim, dla mnie, świetnie zaprojektowana i nieskazitelnie wyprodukowana. Aranże dla sekcji dętej dystansują nawet takie sławy big-bandowych wymiataczy jak Thad Jones, który swą wielkość objawił światu kiedy rozstał się z Melem Lewisem i runął pewien mit, ale to opowieść na inną okazję.
Po latach, obstawiam, że to najlepsza płyta Jacksona. On się potem rozwinął jako showman ( dalece nie pejoratywnie, użyty kwantyfikator), trudno to podważyć.
Ale muzycznie na szczyt dotarł przy pracy nad Off The Wall.
Earth Wind & Fire - I'M
Jasne było, że sukces That’s the Way of the World, wywoła <ssanie> wytwórni na jeszcze większą kasę, a koncertowy Gratitude, to nie był właściwy kierunek dla tegoż, ssania( był funkowo, soulowy bez uchybień).
Trzeba było przekonać zespół do ustępstw, do śliskości( ), do zejścia z kolizyjnego kursu na Sly& Family Stone czy, nawet, WAR.
I paradoksalnie, owo wygładzenie przyniosło niespodziewanie dobry rezultat- niepowtarzalność.
Najpierw był Spirit, myślę, że będącym, zbyt głębokim osunięciem. Potem wzlot All'N All i kiedy wydawało się, mnie się wydawało, że zespół osiągnął idealną równowagę pomiędzy splątana strukturą, wspaniałymi zmianami akordów a miękką komunikatywnością (niepodrabialna sprawa!), ukazał się I'M. Rozprawmy się z incydentem tego wydawnictwa, mianowicie Boogie Wonderland. Koszmarek napędzający sprzedaż, jest fonograficznym błędem zespołu, który strącił go w objęcia gawiedzi, niewymagającego pospólstwa, numer którego używano, jako emocjonalny szantaż, w różnych wyciskaczach/ramotach typu Nietykalni (2011)! Mówi się trudno i kocha się dalej!
Wszystko na tej płycie, poza ww. to najwyższy lot. Otwierający In The Stone ( zresztą, wszystkie wymienione w tym wpisie płyty, mają fantastyczne otwieracze) ustawia poprzeczkę trudną do pokonania, a jednak. To tu lśni, geniusz owej ,równowagi, pomiędzy tym co szlachetne i tym co wypada nazwać <daniną> dla tłustych kotów Columbii. Nigdy wcześniej i nigdy później nie było tak cudownie.
Mój japoński egz. SRC9062, jest zbyt <rozjaśniony>, ale pamiętam analog, ten szedł wyśmienicie, nawet z Fonomastera
Tak, tak, jestem beznadziejnie zauroczony zespołem. Familijnego paciocha z 78, pt. Klub Samotnych Serc Sierżanta Peppera, widzialem z 8 razy, dla samego EWF -Got to Get You Into My Life, noo... może jeszcze dla Elisa Kupera ** .
** - nie elisa, nie elisa , myślałem o Aerosmith.
Ostatnio zmieniony 26.05.2023, 16:36 przez esforty, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
I jak Wam się widzi nowy sposób prezentacji listy płyt?
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4301
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Widzi się! Standard technicolor panavision!
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
- alternativepop
- remaster
- Posty: 2366
- Rejestracja: 29.11.2021, 19:00
- Lokalizacja: Łódź
- Kontakt:
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Szacunek za wykonaną pracę.
Ale skoro Gary Numan jest zaliczony do nowej fali to tym bardziej należy do niej zaliczyć Tubeway Army. Tak samo płytę The Human League z 1979 roku. Synth pop z końca lat 70. i początku 80. był częścią szeroko rozumianego zjawiska nowej fali. Wywodził się z tych samych przesłanek, stosował te same punkowe metody (DIY) i często wykonywany był przez byłych punkowców. Dopiero w latach 80. synth pop oderwał się od środowiska nowofalowego i zaczął żyć swoim życiem. No i wtedy powstała cała masa komercyjnych zespołów, które już z nową falą nie miały nic wspólnego. Zresztą również te pierwotne nowofalowe zespoły synth popowe, np. The Human League uległy komercjalizacji.
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4222
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Re: ALBUM ROKU 1979 (edycja 2023)
Już wchodziłem do pokoju z pełna tacą, gdy Esforty podstawił mi nogę
Dodajmy jeszcze, że ten sam duet od Chic stworzył również ten fantastyczny bassoprzebój z tegoż rocznika:
Sister Sledge - We Are Family
https://www.youtube.com/watch?v=oMVe_HcyP9Y
Chyba zgadzam się z tym wpisem dotyczącym Jacksona!