2 Tm 2,3

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Crazy
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4867
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

2 Tm 2,3

Post autor: Crazy »

Tytułowy zespół powstał w 1996 roku, żeby śpiewać teksty zaczerpnięte prosto z Biblii w stylistyce HARD. O ile ewangelizacyjne intencje nie ulegały nigdy wątpliwości, o tyle błędem byłoby w jakimkolwiek stopniu bagatelizować intencje muzyczne: to supergrupa wybitych muzyków, którym od początku cholernie chciało się grać i to z największą intensywnością, na jaką było ich stać!

Supergrupa z przeróżnych okolic:
- Budzy i Litza, powiedzmy reprezentowali świat rocka ciężkiego, zarazem bardzo ambitnego (pamiętam taki wywiad z Kazikiem, w którym wskazał na Acid Drinkers i Armię jako dwa najlepsze, jego zdaniem, współczesne polskie zespoły)
- Maleo z tym światem też miał sporo wspólnego, najbardziej bieżąco za sprawą Houka, ale wiadomo - przede wszystkim REGGAE
- Marcin Pospieszalski grał z różnymi zespołami, ale przede wszystkim to był wybitnym multiinstrumentalistą, dynamicznie rozwijającym się
- Joszko Broda, człowiek z zupełnie innego świata, głęboko zanurzony w folku, grający na debiutanckiej płycie na takich dziwolągach jak (za wikipedią): fujara sałaśnikowa, piszczałki, fujara postna, okaryna, dudy gajdy istebniańskie, trombita beskidzka, róg sygnałowy, drumla

To na pierwszej płycie, ale przecież potem coraz ważniejsza staje się Angelika Korszyńska-Górny, początkowo tylko wokalizująca, stopniowo podejmująca coraz więcej solowych wyzwań i wprowadzająca do repertuaru zespołu utwory śpiewane w różnych egzotycznych językach, od hebrajskiego po węgierski...
I inna ważna kobieta w zespole, czyli Beata Polak, grająca na potężnym zestawie instrumentów perkusyjnych, niczym polska Marilyn Mazur, co szczególnie na koncertach akustycznych potrafiło być atrakcją numer jeden :!:
I oczywiście prosto z Voo Voo - Mateusz Pospieszalski i Stopa.

Trudno wyliczyć, ile osób przewinęło się przez Tymoteusza, pozostaje jednak pytanie - jak zespół radził sobie z tą różnorodnością, o co właściwie chodziło tam pod względem stylistycznym?

Myślę, ze odpowiedź jest taka: o różnorodność zjednoczoną jednym duchem. Jest taki utwór na drugiej płycie, "Z tą samą miłością, w tym samym duchu", w jakimś sensie programowy - chyba jedyny, na którym śpiewają WSZYSCY trzej główni wokaliści, każdy z innego świata, ale właśnie: w tym samym duchu. Faktem jest to, że na pierwszych płytach - klasyczny Tymoteusz to są pierwsze trzy płyty, z lat 1997-2000 - są utwory od sasa do lasa, jeżeli chodzi o konwencje stylistyczne: folk obok ciężkiego metalu, tu jakieś lekkie rege, tam długie transowe utwory... Ja sam miałem długo istotny problem z tą pstrokacizną, a właściwie nie problem, bo różnorodność lubiłem i lubię. Ale po prostu niektóre utwory mi się zupełnie nie podobały. Bawiąc się w gwiazdkowanie, na obu pierwszych płytach miałem rozstrzał od gwiazdek sześciu po... jedną. Po latach jednak więcej zostało z tych sześciu, a te utwory, które kiedyś ochoczo skipowałem, teraz rezonują lepiej, nie są z mojego świata estetycznego, ale widzę ich miejsce na tych starannie ułożonych całościach. No i oczywiście regularnie okazywało się, że te moje jednogwiazdkowce są dla innych fanów utworami absolutnie najważniejszymi i najlepszymi ;-)


Teraz słowo o najlepszej z tych klasycznych płyt, czyli eponimicznej 2 Tm 2,3 z roku 1999.

Obrazek

To płyta brzmiąca bardzo ciężko. Zaczyna się od walca, który po niepozornym, piszczałkowym wstępie, wtłacza po prostu w fotel całą swoją mocą, Szema Izrael, Adonai Elohenu, Adonai Ehad, arcydzieło kompletne, dla mnie jeden z najlepszych utworów w ogóle jakichkolwiek, kiedykolwiek. Płyta kończy się akcentem równie mocnym, choć dla odmiany skrajnie wyciszającym, 10-minutowym transowo-modlitewnym Psalmem 51, wyśpiewanym zbolałym głosem przez Budzego.
Pośrodku - duużo gromkiego czadu i trochę od niego przerywników: jest wspaniały, egzotycznie brzmiący i transowy Psalm Angeliki i jeszcze piękniejsze Stabat mater zaśpiewane przez nią po łacinie; są dwa regi, akurat niekoniecznie będące highlightami albumu, za to na pewno należy do nich Psalm 18, niemal akustyczna pieśń uwielbienia zaśpiewana prosto i szlachetnie przez Budzego. Przedostatni numer to wspomniane Z tą samą miłością..., które stylistycznie jest dla mnie trudne do określenia, ale na pewno wpisuje się w ten ciężki, ostry i raczej mroczny ton, który muzycznie dominuje na wydawnictwie.

Ta płyta na pewno wpisuje się w dyskusję o za-długich-płytach toczoną obecnie w wątku obok, i ja na własne potrzeby też bym ją odchudził o powiedzmy cztery utwory (ale już widzę oburzenie niektórych!), jednak nawet te słabsze momenty idealnie "siedzą" w całości i dlatego dla mnie ta płyta to mimo wszystko - arcydzieło.


Będzie tu wycieczka po dyskografii (składająca się głównie z odnośników do moich wcześniejszych postów ;)), ale to nie dzisiaj. Dobranoc!
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
Awatar użytkownika
Monstrualny Talerz
japońska edycja z bonusami
Posty: 3916
Rejestracja: 24.05.2017, 10:29

Re: 2 Tm 2,3

Post autor: Monstrualny Talerz »

E no, ale Przyjdź jednak dużo lepsze (może nie dużo - "nieco"). Dla mnie nr 1 piosenek Tymoteusza jest Maranatha i Psalm 8, przy czym Psalm 8 ma w sobie magiczną nieuchwytność która definiuje dużą część mojej filozofii życiowej, zaś Maranatha jest jednym z najlepszych polskich i niepolskich kawałków metalowych. Jak to się mówi "nikt tak nie grał", ale jednak grał - Sepultura. Boskie!
Awatar użytkownika
Monstrualny Talerz
japońska edycja z bonusami
Posty: 3916
Rejestracja: 24.05.2017, 10:29

Re: 2 Tm 2,3

Post autor: Monstrualny Talerz »

Aha, a wczoraj akurat było w kościele czytanie tego właśnie wersu w drugim czytaniu ;)
Awatar użytkownika
alternativepop
remaster
Posty: 2150
Rejestracja: 29.11.2021, 19:00
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Re: 2 Tm 2,3

Post autor: alternativepop »

Bardzo ciekawy zespół i ważny również dla mnie. Tymoteusz był dla mnie namacalnym dowodem na to, że nie trzeba śpiewać o szatanie, żeby grać ciężkiego i/lub alternatywnego rocka. Że można też odwoływać się do pozytywnych wartości, a nie tylko do negacji i destrukcji.

Oczywiście, wcześniej była Armia. Ale właśnie w latach 90. Armia nie była dla mnie dobrym przykładem, bo ja najbardziej lubiłem pierwszy okres działalności Armii, sprzed nawrócenia Budzego. I na jego płyty po nawrócenie patrzyłem i słuchałem ich krytycznie. Dopiero właśnie Tymoteusz, który był muzyką na wskroś nową, różnorodną, ciekawą a przy tym dobrą spowodował, że zacząłem patrzeć inaczej również na nowe płyty Armii.

No i jakoś utrafił ten Tymoteusz również w moje gusta. Akurat z metalu lubiłem Sepulturę, a jak słusznie napisał Talerz "Marana tha" brzmi jak Sepultura. Rege to tak od czasu do czasu również mogę posłuchać. Najmniej podobały mi się w Tymoteuszu elementy folkowe. Ale cała mieszanka stylistyczna i tak mnie przekonywała.
Crazy
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4867
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

Re: 2 Tm 2,3

Post autor: Crazy »

Pierwsza płyta nosi tytuł Przyjdź i gdybym miał dać jej ocenę, narysowałbym * * * * * (?)

Pisałem o tej płycie już w wątku Muzyka polska, ale chyba pozwolę sobie tu przekopiować, skoro kiedyś, kierując się odruchu sercem, założyłem ten wątek:
Kiedy w 1997 zespół 2 Tm 2,3 objawił się swoją debiutancką płytą pt. Przyjdź, a także swoją niezwykle ekspresyjną, ciężko brzmiącą odsłoną koncertową, było to mimo wszystko coś zadziwiającego. Wprawdzie od pewnego czasu było wiadomo, że mamy na scenie rockowej neofitów, którzy w swoich macierzystych formacjach nie raz dawali upust swoim religijnym uniesieniom (w tymże samym roku wyszedł Duch Armii, a pamiętajmy, że miał wyjść wcześniej, tylko wydawca nie chciał się znaleźć). No właśnie, nie chciał się znaleźć, bo jednak wielu ludziom to zdaje się oszołomstwem pachniało.

A tu wzięli i poszli na całość. Teksty sto procent z Biblii, a muzyka sto procent bez kompromisu. Bo to nie chodzi tylko o to, że momentami ta muzyka jest radykalnie ciężka i jeżeli w takiej stylistyce wyśpiewywane jest "On otwiera oczy, On uwalnia jeńców, tych, co mieszkają w ciemnościach", to rzeczywiście mogło być szokujące (zwłaszcza dla osób o pobożności, nazwijmy to, tradycyjnej) - ale bezkompromisowość tej muzyki objawiała się również w jej TOTALNYM eklektyźmie. Zespół, który utworzyli "metalowiec" (Litza), "punkowiec" (niby że Budzy) i "regowiec" (Maleo), wspierani m.in. przez "folkowca" grającego na różnych fujarkach (Joszko Broda) a także muzyka o wrażliwości nieledwie jazzowej (Marcin Pospieszalski) mógł pójść drogą wielu supergrup i zacząć rozmydlać wszystko we wszystkim, a zamiast tego postawił wszystko na ostrzu noża i stworzył dzieło, gdzie mamy obok siebie:

- bijącego po uszach metalowego walca z przesterowanym wokalem (Marana tha)
- cudownie lekki, melodyjny folk (Słuchaj Izraelu)
- hipnotyczno-transowe arcydzieło, przez osiem minut ogrywające ten sam riff przy wtórze kolejnych linijek tekstu niczym w litanii podsumowywanych słowami "Błogosławcie Pana", ale jakie wrażenie to robi śpiewane (deklamowane?) głosem jak dzwon Budzyńskiego... i jeszcze jakie ciekawymi dźwiękami w tle jest to poprzetykane! (mowa cały czas o Kantyku trzech młodzieńców)
- gęste, atmosferyczne rege (W obliczu aniołów)
- piękną pieśń z długimi pasażami instrumentalnymi o wyżej wspomnianej jazzowej wrażliwości (Psalm 8 )

a to nawet nie połowa.

Kiedyś miałem tę płytę za swoiście genialną, ale niesłychanie wprost nierówną (oceny jednostkowe wahały mi się od jednej gwiazdki do maksymalnych sześciu). Po latach bardziej doceniam tę różnorodność i nawet utwory, które w zasadzie mi się nie podobają, i płyty w tej stylistyce bym nie zdzierżył (a nie ukrywam - jest ich tu przynajmniej dwa), mają tu swoje niezaprzeczalne miejsce, tworzące tę jedyną w swoim rodzaju mozaikę. A może witraż? Jeszcze ta przepiękna okładka... której nie mogę znaleźć w wersji wklejalnej :roll:

Zatem tu:
okładka
Dlatego właśnie ten znak zapytania przy pięciu gwiazdkach, bo wciąż nie pożegnałem się z tym poczuciem nierówności. Ale bardzo się zniwelowało. Nawet jeżeli ta płyta nie jest arcydziełem skończonym, to jest jako zjawisko muzyczno-pozamuzyczne (jedno i drugie równie ważne) fenomenem na skalę kosmiczną.


A druga płyta, o której było w pierwszym tu poście, to: * * * * * (!)
Dzisiaj jej słuchałem, niesamowita siła rażenia. Wszystkie zastrzeżenia, postulaty odchudzenia, wydają mi się obecnie nieistotne.



Wreszcie trzecia płyta z klasycznego okresu:

Pascha 2000 * * *

Obrazek

Niestety okładka (żartowaliśmy, że "płyta z owcą", ale wydaje mi się piękna) jest najlepszym elementem tej płyty, która jest już nie tyle nierówna, co chyba pozbawiona weny. Patenty niby sprawdzone, pomysły na utwory niby były (taka Effatha ma nawet zakusy na przebój...), ale coś nie zażera, jak kiedyś. Zażre niebawem, kiedy panowie ruszą w trasę akustyczną i nagle te utwory zyskają drugie życie.
O tym już niedługo, bo wszak Propaganda dei to 2004, a plebiscytu na ten rok nie da się uniknąć :-)
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
Crazy
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4867
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

Re: 2 Tm 2,3

Post autor: Crazy »

Plebiscytu nie dało się uniknąć, zatem wracamy do tematu.

W 2003 roku zespół postanowił zrobić coś całkowicie innego i rozpoczął tzw. akustyczna trasę wielkopostną. Repertuar złożyli głównie z piosenek spokojniejszych, których wszak na klasycznych trzech płytach nie brakowało, ale i te mocniejsze bywały przearanżowane. Co prawda "akustyczność" nigdy nie była pełna, ale powiedzmy, że okolice i na pewno w porównaniu do czadowego oblicza zespołu, była to całkowita nowość i inna jakość. Niektórym chyba brakowało czadu i hałasu, ale dla mnie było to coś przepięknego. Na pierwszy taki koncert udałem się w roku 2004 i wtedy od razu mogłem kupić płytę pt. Propaganda dei

Obrazek

Napisałem o niej kiedyś tu:
Crazy pisze: 22.11.2020, 23:42 Wydana w 2004 płyta koncertowa Propaganda Dei ma pewne mankamenty w postaci właśnie niezbyt potrzebnych utworów dodatkowych. Ale w swojej esencji jest niezwykle piękna, znakomicie zagrana przez zgrany kolektyw, ozdobiona (choć jeszcze nie bardzo intensywnie) przez świetne zagrywki przede wszystkim Mateusza Pospieszalskiego na saksofonie. Utwory są jednocześnie refleksyjne i dynamiczne, słychać w nich bardzo koncertowość.

A to był dopiero początek. Propaganda Dei jest i tak świetną płytą, ale byłaby jeszcze lepsza, gdyby nagrać ją rok później (wtedy, kiedy wyszła), bo zaczęły się pojawiać nowe i świeże propozycje repertuarowe... i jeszcze lepsza, gdyby nagrać ją w 2005, kiedy to miałem okazję być na jednym z najlepszych koncertów w życiu. Z roku na rok, z trasy na trasę, towarzystwo rozkręcało się i coraz lepiej odnajdowało w formule akustycznej (powiedzmy: semi-akustycznej).
Płyta została nagrana podczas tej pierwszej wielkopostnej trasy, w 2003, i może szkoda, że tak się z tym pospieszyli. Bez tych Exodusów, Świętych szczytów i Rivers of Babylonów, dałbym jej bez wahania pięć gwiazdek.

Gdyby ktoś chciał posłuchać via youtube (bo nie wiem, gdzie można ją indziej znaleźć), to małe ostrzeżenie i porada praktyczna: proszę sobie owszem włączyć Psalm 103 - jest od razu czarodziejsko, hipnotyzująco, grają akustyczne gitary i bębenki, egzotycznie uwodzi saksofon Mateusza Pospieszalskiego, wchodzi wspaniały, chyba hebrajski, wokal Angeliki Korszyńskiej, ja po pierwszym utworze jestem od razu w pełni w środku tego materiału.
Ale potem ktoś to wrzucił na youtuba bez pojęcia. Bo: jest to album dwupłytowy, powiedzmy płyta A i płyta B. Kolejność youtubowa jest następująca: A1, B1, A2, B2 i tak dalej :roll: czyli należałoby słuchać co drugiego utworu, tylko nieparzystych, a doszedłszy do końca (wspaniała interpretacja Psalmu 140!), wrócić do utworu numer dwa. Doprawdy dziwne...

Bardzo zachęcam do kliknięcia tego pierwszego utworu, bo jest niezwykle piękny.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
ODPOWIEDZ