Świeżuteńki koncert z serii Live Cuts traktujący z troską archiwalia chyba najlepszego polskiego zespołu jak również "rozpieszczający" fanów takiej twórczości i kolekcjonerów. Ponad 2 godzinne show ( z ciekawymi bonusami - tak jak "Bozia" przykazała ) dotyczy występów z bliskiego mi Bytomia

z 1979 czyli już prawie 45 lat temu, to wprost nie do uwierzenia. Bardzo przypadła mi do gustu okładka - zawsze miałem słabość i silnie działały na moją wyobraźnię wątki i motywy lodowca, jaskini lodowcowych itd. Po ostatnich nieco mniej trafionych projektach ten to niewątpliwie powrót do dawnej formy - niby prostota ale ma coś w sobie szlachetnego. Bezcenny dokument z końcówki lat 70 - gdy już "oficjalnie" w swoich szeregach grupa powitała i zaprezentowała fanom poszerzony skład o chyba największy gitarowy talent swojego pokolenia - nieodżałowanego Sławka Piwowara. Muzyk w późniejszych latach, który odłożył gitarę na rzecz instrumentów klawiszowych - wtedy "zaledwie" 26 ale zawsze wyglądał i prezentował się o wiele dojrzalej - a jego obecność, charakter i styl bycia miały na Apostolisa iście "terapeutyczny" wpływ - biorąc pod uwagę jego "egzystencjalny kryzys" w 77 i permanentne zmęczenie czy "umordowanie" w 78. Set lista pozornie nie wzbudza silnych emocji lecz te "braki" rekompensuje fantastyczne wykonawstwo i witalność/ świeżość bijąca z prawie każdej frazy. Na otwarcie jeszcze z inny tekstem pierwotna wersja Moja Ziemio Wyśniona z ognistymi partiami dwóch gitar. Największą radością i najmocniejszym punktem podwójnego zestawu jest rozbudowana i chyba najciekawsza jaką mi było dane usłyszeć do tej pory - wersja - Szczęśliwi z Miasta N ( tu z miasta B.

). Ciekawe posunięcie by między epickie cielska niekończących się progresywnych suit i jamów włożyć coś drobniejszego, taki quasi akustyczny set z których słynęli choćby Return to Forever w 75/76 ( jak czarowali w No Mystery czy Romantic Warrior ). Chwilę na odpoczynek i zaczerpnięcie powietrza miał niezmordowany Jerzy Piotrowski. Zestaw utworów wymagał gruntownej przebudowy i zmian np. panowie powoli machali na pożegnanie wyeksploatowanemu Ze Słowem Biegnę do Ciebie, ale potrafili go okrasić paroma urozmaiceniami np. hipnotyczną solówką w środkowej lekko "pink-floydowej" części przed wysokimi wokalami Skrzeka a na koniec jest wtrącony świetny podniosły temat ale już nie pamiętam z jakiej kompozycji. Do lamusa odchodził tytułowy Follow My Dream - tu rozbudowany o efektowne improwizacje i jamy. Dla mnie osobiście innym mocnym punktem koncertu jest nieustannie zmieniany Silver Rain / Deszcz Kroplisty / Deszcz Ulewny z pasjonującym duetem i dialogiem gitar Antymos - Piwowar, żadne "battles", żadna wymiana ciosów tylko inteligentna wymiana idei, pomysłów, opowieści ... co miało za kilka miesięcy przynieść odpowiednie owoce - bo na wiosnę i jesienią dialogów dwóch gitar miało być jeszcze więcej. Te koncerty wedle "legendy" miały być "początkiem końca" tego wcielenia - na oczach muzyków z SBB dochodziło do przysłowiowej zmiany warty i musiała w ich głowach kiełkować świadomość - że sprzyjający czas dla takiej muzyki powoli się kończy. Prasa była nastawiona na już inne granie - coraz większy sukces odnosiły kapele "nurtu młodej generacji" a wielki rockowy boom lat 80 też miał "zdmuchnąć" starych. W samym zespole powoli też postępował rozłam - trio skłaniało ku efektownemu fusion a lider ku jeszcze większemu nasyceniu elektroniką i solowym recitalom. Fani niekiedy nie ukrywali rozczarowania ich formułą, może to wynikało ze zmiany ich mentalności, upodobań i nowych fascynacji. Głośniejsze były słowa krytyczne jak znane z dokumentu z występów właśnie z 79 - "że to już nie to", "że brak nowych pomysłów" , "grają ciągle to samo" lub "grają jakieś dziwne nudne rzeczy".
