Warto czasem przypomnieć "klasykę" - postanowiłem założyć wątek poświęcony Fishowi - artysta bliski sercu zapewne wielu forumowiczów - nie tylko z rozrzewnieniem wspominający niezapomniane albumy i utwory ery z Marillion, wychowani na nocnych audycjach. Chciałbym zachęcić by spojrzeć na w sumie bogaty dorobek płytowy szkota w niebanalny i nieoczekiwany sposób. Nieliczni obok śp. Beksińskiego z uporem maniaka i z pasją zbierali i kupowali dosłownie wszystkie koncerty, bootlegi, a z biegiem lat uzbierało się tego całe mnóstwo. Tu trzeba niestety potwierdzić smutną prawdę, że występy bywały niezwykle spontaniczne, ale bywały niezwykle i zawstydzająco słabe np ten z płyty Tales From the Big Bus - na artrock.pl jest recenzja trafiająca idealnie w punkt, momentami amatorka, momentami totalna kompromitacja. Na szczęście są takie albumy jak np w/w - gdzie Fish & Company wspięli na niesamowite wyżyny. Chyba z najlepszego okresu - choć po latach lider w swój oryginalny sposób tłumaczył się, iż nadal "leczył kaca po Marillion" i musiało minąć kilka lat by wyswobodził z tego stylu i grał, tworzył juz inaczej. Lata temu miałem kopię zgraną z audycji radiowej i długo nie potrafiłem namierzyć jaki to bootleg i z jakiego występu. Opis jest nieścisły - Royal Centre Nottingham 92 - był nawet nadawany przez BBC lecz precyzyjniej jest że to 15 listopada 91 - więc minęła niedawno piękna rocznica - kolejny powód by po niego sięgnąć. Gdyby ktoś chciał najlepszy koncert, zagrany z pasją, wyczuciem, energią, fantazją, wciągając do zabawy publiczność - gdzie każdy z intrumentalistów daje z siebie wszystko - Beksiński mawiał z upodobaniem, że "muzycy od Fisha przy tych z Marilion wypadają jak cienie w pochmurny dzień" - później doprawdy różnie bywało - trochę lepiej, trochę gorzej - ale tu lider zebrał najlepszy dream team w solistycznej karierze - duet gitarzystów Boult / Usher, świetnie się uzupełniają, grają z ogniem i mimo wszystko przemycają i tworzą własny styl np w Credo, basista od Parsonsa, Pilot i Camel - świetny wokalista David Paton ( szkoda, że później panowie rozstali w nieprzyjemnych okolicznością prawie zahaczając o sąd ) i obdarzony niepowtarzalnym stylem, smakiem tym magicznym "touch" Mickey Simmonds ( Oldfield, potem Camel)- np jego barwy w Vigil czy Tongues. Niczego nie ujmując frontmanowi - jego niespotykanej charyzmie - to w sumie ci trzej panowie - Simmonds, Usher i Boult robili mu całą muzykę, komponowali itd. Koncert choć nie kompletny wciąga bez reszty - to najsmaczniejsza ryba w sosie własnym i wyrafinowanym smaku - na pewno wtedy o "pierwszej świeżości i prosto z kutra"

https://www22.zippyshare.com/v/S6qAGvbd/file.html