U2
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Windmill
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3927
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:07
- Lokalizacja: Świętochłowice
- Kontakt:
Moją ulubiona płytą z wczesnego okresu jest "War", zaś trylogia "Achutng Baby" - "Zooropa" - "Pop" to dla mnie płyty z najlepszego ich okresu. Koncert na Służewcu to była magia., "Achtung Baby" uważałem do niedawna za Sierżanta Pieprza lat 90-tych. Do momentu, kiedy odkryłem (haha, 25 lat po wydaniu! Tak słuchają Dinozaury ) "Dirt: Alice in Chains. (Do tego dochodzi u mnie "Dummy" Portishead i to jest moja święta trójca tej ostatniej dekady XX wieku).
Z U2 mam tak, że niektóre płyty uwielbiam (wspomniane wyżej), niektóre mnie ani ziębią, ani grzeją (ostatnie dokonania, "Boy", "October"), niektóre nudzą ("Rattle And Hum"), niektóre lubię, ale bez zbytniej przesady ("The Unforgettable Fire", "Joschua Tree", "All Thet You Can't Leave Behind").
Z U2 mam tak, że niektóre płyty uwielbiam (wspomniane wyżej), niektóre mnie ani ziębią, ani grzeją (ostatnie dokonania, "Boy", "October"), niektóre nudzą ("Rattle And Hum"), niektóre lubię, ale bez zbytniej przesady ("The Unforgettable Fire", "Joschua Tree", "All Thet You Can't Leave Behind").
"Z układnością mi nie do twarzy. (...) Zresztą nie lubię zachowywać się układnie; nudzi mnie to."
Robert Walser "Małe poematy" [1914]
http://riversidebluesnr2.blogspot.com/
Robert Walser "Małe poematy" [1914]
http://riversidebluesnr2.blogspot.com/
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6865
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Najbardziej lubię "War" (New Year's Day - mój ulubiony kawałek U2) i w ogóle wczesne, klasyczne U2 - czyli do "The Joshua Tree" włącznie, okres "Achtung Baby" - "Zooropa" - "Pop" ciekawy, ale trochę mniej ekscytujący. Pop miałem nawet na winylu Moim zdaniem po Pop nie powinni już nic więcej nagrywać - wyczerpali się, o ich późniejszych płytach najlepiej zapomnieć. Dość bliskie stylistycznie, a jednocześnie bliższe mojemu sercu R.E.M. jednak trochę dłużej trzymało formę i zaliczyło tylko jedną wpadkę (Around The Sun).
vertical_invader
Ja też najczęściej wracam do płyt z okresu "Boy" - "Joshua Tree". Po latach doceniłem też "Achtung Baby" - które w czasach jej wydania mi się niezbyt podobało.
Stosunek do tych płyt mam jednak różny:
"Boy" to jeszcze trochę nieopierzone U2, dużo emocji, dobrych chęci i entuzjazmu, ale tylko kilka rzeczywiście dobrych kawałków.
"October" podoba mi się już bardziej, słychać, że Bono i spółka się rozwijają, dojrzewają, nie jest to płyta idealna, ale IMO lepsza od debiutu - no i ten uroczy, króciutki temat tytułowy...
"War" to pierwsza w 100% udana płyta zespołu, podsumowanie najlepszych cech pierwszego okresu ich działalności - świetne kawałki, energia, entuzjazm, wszystko to co najlepsze we wczesnym U2.
"The Unforgettable Fire" - początek współpracy z B. Eno. Lubię tę płytę choć jest nierówna. Znalazły się na niej zarówno utwory, które zaliczam do najlepszych w ich dorobku (tytułowy, Bad, Pride (in the Name of Love), ale też kompozycje - delikatnie mówiąc - nietrafione (4th of July, Elvis Presley in America, Indian Summer Sky). Słychać, że zespół jest w rozkroku, że chce spróbować czegoś nowego, ale nie wie do końca jak.
"The Joshua Tree" - tu już IMO wszystko zagrało idealnie, świetna, przestrzenna produkcja, znakomite kompozycje nawiązujące do gospel i bluesa (logiczne rozwinięcie religijnego przesłania grupy), moim zdaniem najwybitniejsza płyta U2.
"Achtung Baby" - pierwszy flirt z muzyką klubową, nieco chaotyczna, ale broni się dobrymi kompozycjami i specyficzną, nieco duszną atmosferą.
Późniejsze płyty podobają mi się już zbyt wybiórczo (albo nie podobają mi się w ogóle), żeby o nich dokładniej pisać.
P.S. - pierwszy okres zespołu i tak najbardziej podoba mi się na koncertówce "Under a Blood Red Sky" - polecam DVD, jest tam dużo więcej materiału niż na CD.
Stosunek do tych płyt mam jednak różny:
"Boy" to jeszcze trochę nieopierzone U2, dużo emocji, dobrych chęci i entuzjazmu, ale tylko kilka rzeczywiście dobrych kawałków.
"October" podoba mi się już bardziej, słychać, że Bono i spółka się rozwijają, dojrzewają, nie jest to płyta idealna, ale IMO lepsza od debiutu - no i ten uroczy, króciutki temat tytułowy...
"War" to pierwsza w 100% udana płyta zespołu, podsumowanie najlepszych cech pierwszego okresu ich działalności - świetne kawałki, energia, entuzjazm, wszystko to co najlepsze we wczesnym U2.
"The Unforgettable Fire" - początek współpracy z B. Eno. Lubię tę płytę choć jest nierówna. Znalazły się na niej zarówno utwory, które zaliczam do najlepszych w ich dorobku (tytułowy, Bad, Pride (in the Name of Love), ale też kompozycje - delikatnie mówiąc - nietrafione (4th of July, Elvis Presley in America, Indian Summer Sky). Słychać, że zespół jest w rozkroku, że chce spróbować czegoś nowego, ale nie wie do końca jak.
"The Joshua Tree" - tu już IMO wszystko zagrało idealnie, świetna, przestrzenna produkcja, znakomite kompozycje nawiązujące do gospel i bluesa (logiczne rozwinięcie religijnego przesłania grupy), moim zdaniem najwybitniejsza płyta U2.
"Achtung Baby" - pierwszy flirt z muzyką klubową, nieco chaotyczna, ale broni się dobrymi kompozycjami i specyficzną, nieco duszną atmosferą.
Późniejsze płyty podobają mi się już zbyt wybiórczo (albo nie podobają mi się w ogóle), żeby o nich dokładniej pisać.
P.S. - pierwszy okres zespołu i tak najbardziej podoba mi się na koncertówce "Under a Blood Red Sky" - polecam DVD, jest tam dużo więcej materiału niż na CD.
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
Do tego dodajmy sukces komercyjny i przede wszystkim genialną produkcję. W mojej ocenie to jedna z najgenialniej wyprodukowanych płyt w historii.Leptir pisze:"The Joshua Tree" - tu już IMO wszystko zagrało idealnie, świetna, przestrzenna produkcja, znakomite kompozycje nawiązujące do gospel i bluesa (logiczne rozwinięcie religijnego przesłania grupy), moim zdaniem najwybitniejsza płyta U2.
No i jest tam mój ulubiony utwór, fantastyczny i klimatyczny Bullet the Blue Sky.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
- Windmill
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3927
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:07
- Lokalizacja: Świętochłowice
- Kontakt:
Przyjemność po mojej stronie, Curze.
"Z układnością mi nie do twarzy. (...) Zresztą nie lubię zachowywać się układnie; nudzi mnie to."
Robert Walser "Małe poematy" [1914]
http://riversidebluesnr2.blogspot.com/
Robert Walser "Małe poematy" [1914]
http://riversidebluesnr2.blogspot.com/
Re: U2
Za sprawą Dżejdżeja stałem się po raz pierwszy w życiu posiadaczem płyty Joshua Tree. Miałem i mam kasetę, ale przez lata była to taka płyta, hmm... Czarna Metallica, Violator, Spokojnie, właśnie Joshua Tree - płyty w dyskografiach swoich zespołów bardzo ważne i niezmiernie cenione i dla mnie wszystkie właściwie bardzo spoko, są fajne piosenki, dobrze to brzmi, ale jakoś... raczej bez emocji. Z wyżej wymienionych emocjami obdarzało mnie najbardziej kultowe Spokojnie, ale tam z kolei są rzeczy, których trochę nie lubię.
A Joshua Tree na odwrót - płyta bardzo równa, właściwie nie ma słabych momentów, ale ziewać mi się chce... Chciało! Bo tak było przez lata, aż w minione właśnie lato stałem się, jako się rzekło, posiadaczem płyty i po x-dziestu latach w końcu zażarła! Wydaje mi się obecnie wspaniała Piosenki są nie tylko równe i świetnie brzmiące, ale w ogóle w punkt trafione, melodiami, a zwłaszcza wykonaniem Od pewnego czasu coraz bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że The Edge, zwłaszcza z okresu tego środkowego (środek lat 80. aż po czasy po-Popie, kiedy zaczęli grać w kółko to samo), to gitarzysta z mojego samego topu, z niesamowitą wyobraźnią, z niepowtarzalną barwą. Ale i śpiew Bono chyba w końcu mi się w pełni spodobał. Ja zawsze lubiłem, kiedy śpiewa "mięsiście", irytowało mnie za to, kiedy "jęczał". On na tym albumie trochę "jęczy", ale ile to ma wyrazu.
Co zawsze wiedziałem: album idealnie równy, tylko teraz mi się wszystkie piosenki bardziej podobają Odważna rzecz, dać od razu na czoło albumu wszystkie hiciory, ale dzięki temu potem jest co odkrywać.
Wspaniała płyta - mogłaby spokojnie wygrać plebiscyt na najlepszą płytę dekady i trudno byłoby się skrzywić.
A Joshua Tree na odwrót - płyta bardzo równa, właściwie nie ma słabych momentów, ale ziewać mi się chce... Chciało! Bo tak było przez lata, aż w minione właśnie lato stałem się, jako się rzekło, posiadaczem płyty i po x-dziestu latach w końcu zażarła! Wydaje mi się obecnie wspaniała Piosenki są nie tylko równe i świetnie brzmiące, ale w ogóle w punkt trafione, melodiami, a zwłaszcza wykonaniem Od pewnego czasu coraz bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że The Edge, zwłaszcza z okresu tego środkowego (środek lat 80. aż po czasy po-Popie, kiedy zaczęli grać w kółko to samo), to gitarzysta z mojego samego topu, z niesamowitą wyobraźnią, z niepowtarzalną barwą. Ale i śpiew Bono chyba w końcu mi się w pełni spodobał. Ja zawsze lubiłem, kiedy śpiewa "mięsiście", irytowało mnie za to, kiedy "jęczał". On na tym albumie trochę "jęczy", ale ile to ma wyrazu.
Co zawsze wiedziałem: album idealnie równy, tylko teraz mi się wszystkie piosenki bardziej podobają Odważna rzecz, dać od razu na czoło albumu wszystkie hiciory, ale dzięki temu potem jest co odkrywać.
Wspaniała płyta - mogłaby spokojnie wygrać plebiscyt na najlepszą płytę dekady i trudno byłoby się skrzywić.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Re: U2
Ja tam zawsze lubiłem "Joshua Tree", pamiętam, jak wyszła ta płyta i ktoś wiózł ją samochodem do Trójki. Miała polecieć w popołudniowym "Zapraszamy do Trójki". Redaktor (nie pamiętam już który, Kaczkowski?), czekał aż "dowiozą" i dla podgrzania emocji puszczał kawałki z płyty poprzedniej, czyli "The Unforgettable Fire" - swoją drogą też bardzo lubię, choć jest nierówna. Wreszcie płyta dojechała, poszła na talerz, ja czekałem w pogotowiu z magnetofonem i później słuchałem tego, jak najęty. Słucham do dziś - teraz już z oryginalnego winyla lub CD.
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4269
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: U2
Akurat w tej konkretnej sprawie, tj. przekonywania kogoś/siebie do gitarowych kwalifikacji Edge'a, użyłbym Achtung Baby, bo tam bardziej słychać owe, a jeszcze pomysłowość producenta... Tak! Zdecydowanie Achtung...Crazy pisze: ↑25.09.2024, 20:45 ...
Od pewnego czasu coraz bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że The Edge, zwłaszcza z okresu tego środkowego (środek lat 80. aż po czasy po-Popie, kiedy zaczęli grać w kółko to samo), to gitarzysta z mojego samego topu, z niesamowitą wyobraźnią, z niepowtarzalną barwą...
Ale rozumiem, że melodyjność Joshua Tree, może być silnym afrodyzjakiem. Sam też ulegam owej, tyle że dzisiaj, jeśli już trafia do odtwarzacza, pomijam trzy pierwsze numery (zajechane przez stacje radiowe).
Lubiłem też Zooropę, w czasach premiery, ale ze 20 lat nie słuchałem.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Re: U2
„Achtung Baby" kiedyś mnie zraziła swoim brzmieniem, produkcją, po „Joshua Tree" spodziewałem się czegoś innego. Dziś umieszczam ją w ścisłej czołówce płyt U2 - tuż obok „Drzewa Jozuego" - a bywają chwile, że i ponad. Tam się tyle dzieje, zespół potrafił się tak zredefiniować na tym albumie, że naprawdę należy mu się za to wielki szacunek.
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
Re: U2
Czwarty utwór na płycie, to jednocześnie jej najjaśniejszy punkt.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Re: U2
Tak, ale ten punkt najjaśniej to dopiero na Rattle And Hum
(Ja również Achtung najwyżej, ale to od 30+ lat niezmiennie, natomiast Joshuę odkryłem jakby na nowo i się cieszę jak dziecko ).
(Ja również Achtung najwyżej, ale to od 30+ lat niezmiennie, natomiast Joshuę odkryłem jakby na nowo i się cieszę jak dziecko ).
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4195
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Re: U2
W tej sprawie mogę podzielić się podobnym przeżyciem jak kolega Crazy. Właśnie Joshua Tree nigdy nie miałem ani na cd, ani na kasecie, nawet przegrywanej. Miałem na mp3, ale raczej zawsze ktoś miał w otoczeniu żeby pożyczyć i to było tak ograne, że właściwie nie było potrzeby słuchać . I ze 2-3 lata temu kupiłem w Biedronce, ale nawet nie chciało mi się odpakować z folii. Ale w lato miałem chwilę spokoju, włączyłem sobie i to był odpał! Wszystko tu jest idealne, melodie, utwory, ale przede wszystkim TA produkcja. Rewelacyjna płyta.
Natomiast w ostatnim czasie naszło mnie na Zooropę, której posłuchałem sobie na słuchawkach i to jest dopiero kosmos, jakie tam są smaczki, z czego w ogóle te piosenki są zrobione, co się dzieje pod spodem... Crazy pisze o Edgu, ale tu trzeba dodać, że tenże Edge jest w każdym miejscu i co jakąś chwilę doskonale przetworzony i zdistortowany. I to samo z basem Claytona, to jest niesamowita zabawa z dźwiękiem, ciągła zmiana, przetworzenie, dekonstrukcja-konstrukcja. Ogromną frajdę sprawia mi dokładne wsłuchanie się w te utwory, tym bardziej, że jeżeli leciałyby one sobie gdzieś z radia czy głośników to raczej będzie się słyszało piosenkę jako "całość". Bardzo progresywny album, ogromnie niedoceniany. Do tego jeszcze ten niesamowity klimat początku lat 90, wolności, oddechu, nadziei na lepsze jutro. Dodam jeszcze, że Zooropa w latach 90 bardzo często gdzieś się kręciła w otoczeniu różnych kolegów i koleżanek na dość tandetnych kasetach, przynajmniej tak było w moim otoczeniu. Chodzi mi o to, że raczej była traktowana jako popprodukt dla młodzieży niż audiofilska superprodukcja dla maniaków progresu.
Natomiast w ostatnim czasie naszło mnie na Zooropę, której posłuchałem sobie na słuchawkach i to jest dopiero kosmos, jakie tam są smaczki, z czego w ogóle te piosenki są zrobione, co się dzieje pod spodem... Crazy pisze o Edgu, ale tu trzeba dodać, że tenże Edge jest w każdym miejscu i co jakąś chwilę doskonale przetworzony i zdistortowany. I to samo z basem Claytona, to jest niesamowita zabawa z dźwiękiem, ciągła zmiana, przetworzenie, dekonstrukcja-konstrukcja. Ogromną frajdę sprawia mi dokładne wsłuchanie się w te utwory, tym bardziej, że jeżeli leciałyby one sobie gdzieś z radia czy głośników to raczej będzie się słyszało piosenkę jako "całość". Bardzo progresywny album, ogromnie niedoceniany. Do tego jeszcze ten niesamowity klimat początku lat 90, wolności, oddechu, nadziei na lepsze jutro. Dodam jeszcze, że Zooropa w latach 90 bardzo często gdzieś się kręciła w otoczeniu różnych kolegów i koleżanek na dość tandetnych kasetach, przynajmniej tak było w moim otoczeniu. Chodzi mi o to, że raczej była traktowana jako popprodukt dla młodzieży niż audiofilska superprodukcja dla maniaków progresu.
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4269
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Re: U2
Łatwy podział, jak granice państw w Afryce, co było i jest problemem.Monstrualny Talerz pisze: ↑01.10.2024, 08:56 ...
Strzelanka do U2 - jak najbardziej, tym bardziej, że znów pojawi się konieczność wyzwania pn. "spróbujmy przesłuchać ostatnie sześć płyt bez wyrwania sobie wszystkich zębów" - a trudne wyzwania wszak lubimy!
Tu się, wierzę, krew nie poleje (jeśli do "zabawy" dojdzie), ale czy rzeczywiście dorobek U2 można tak lekko przeciąć na pół?
Obszerna część (głównie pierwsza) How to Dismantle an Atomic Bomb, to moim zdaniem, coś więcej niż czkawka po latach 80-tych.
A naprzeciw Boy i October, jakby skrojone pod polskiego odbiorcę(sic!), doświadczającego karnawału Solidarności i wówczas wynoszonych ponad wartość rzeczywistą, zaś owo <wyniesienie> trwa, trochę bezkrytycznie.
A ponadto, nasz brak rozeznania rzetelnego, w tym co się muzycznie na przełomie dekad wydarzało, do czego docieramy dzisiaj via internet.
I jeszcze jedno: U2 to nie tylko, kabotyn Bono i ponadprzeciętnie sprawny Edge (trochę się waham, przed nadaniem mu większych dystynkcji, co by nie urazić, sympatyków innych gitarzystów ) ale i bardzo sprawna sekcja , szczególnie Adam Clayton.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami