https://www.youtube.com/watch?v=o8Zpbw9soEc
Polecam wszystkim z serca koncert - zgodnie z konferansjerką samych muzyków - ostatni w ramach Point of Know Return - 40 Years Anniversary Tour.
Wystarczy zerknąć na set listę - nie będzie absolutnie przesady gdy powiem, iż dla mnie i dla wielu fanów to istna set lista marzeń :
Acoustic
People of the South Wind
Hope Once Again
Hold On
Refugee
Lonely Wind
Electric
Cold Grey MorningTwo Cents Worth
Mysteries and Mayhem / Lamplight Symphony
The Wall
Song for America
Wheels
Summer
Musicatto
Taking in the View
Miracles Out of Nowhere
Point of Know Return
Paradox
The Spider
Portrait (He Knew)
Closet Chronicles
Lightning's Hand
Dust in the Wind
Sparks of the Tempest
Nobody's Home
Hopelessly Human
Encore:
Carry On Wayward Son
Pięknie rozpoczyna się akustycznym setem gdzie aż roi od niespodzianek by tylko wymienić w sumie niesłusznie zapomniane People of the South Wind .
W paru momentach obecni panowie składają hołd zasłużonym byłym ale nadal obecnym duchem członkom Kansas - Lonely Wind dedykując autorowi Steve`owi Walshowi a dalsze kompozycje Kerry Livgrenowi.
Nadal nie mogę wyjść z zachwytu jak obecny skład - wcale na przekór marudom i uzurpatorom nie jest bynajmniej " cover bandem " traktuje te cudowne utwory z jaką maestrią i pietyzmem do nich podchodzi dając im dodatkowego "kopa" np Song for America z tą kaskaderską sekcją wielokrotnie pomijaną w środku - czy odgrywając Mysteries and Mayhem gdzie zakotłowany finał przechodzi w główny motyw z Pinnacle a potem apokaliptyczną finalną sekwencję z Lamplight Symphony - jakie zgranie i płynne opanowanie materiału, tu nie ma miejsca o " walki o życie".
Drugim setem lub klejnotem w koronie czy głównym królewskim daniem jest odegranie całego wspominanego Pint i to jak !!!! . Mimo jakości z publiczności to na razie mój ulubiony koncert i odpalając go z wielkiego w salonie telewizora mam wrażenie, iż tam jestem.
Szkoda, że to pożegnalny występ nieodżałowanego Davida Manniona - ogłosił swoje pożegnanie z zespołem - zastąpiony przez innego genialnego czarodzieja klawiatur - Toma Brislina - czyżby "umarł król niech żyje król ?". Mam nadzieję, że Brislin, który oczarował wielu na polu wymagającego materiału Yes - Symphonic czy Camel 2003 lub pojawiając w Renaissance miał bardziej opinię młodego błyskotliwego " strażaka" - pojawiał by pomóc w problemach personalnych na w sumie krótki odcinek czasu by rzucić bez reszty w inne projekty, zostanie z Kansas na dłużej. Może pchnie nieco starszych kolegów na nowe bardziej analogowe tory i stanie drugim Livgrenem lub przynajmniej niespokojnym twórczym katalizatorem.