Creme de la Śmietana
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Nie tak dawno skusiłem na oryginał , który dotąd miałem jedynie na kopii - Speak Easy - duet z gigantem gitary - Johnem Abercrombiem - w tamtym czasie przez wielu fanów, miłośników, krytyków jak również innych gitarzystów uznawany za nr. 1 jazzowej gitary ( słów uznania i zachwytów nad jego wyrafinowaniem i tworzeniem nowego języka nie szczędzili Scofield czy Frisel ). Nagrana w połowie stycznie 1999 - silnie nawiązuje do ECM`owskich klimatów.
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/5195965
Z pewnością dla Jarka był to powód do dumy i uznanie jego bezsprzecznej i niepodważalnej pozycji na światowym rynku jazzu - nagrać wspólnie album z takim tuza gitary. Panowie nie reprezentują aż tak diametralnie odmiennych muzycznych światów - niekiedy ich partie tak się splatają, wzajemnie przenikają, punktują, dopełniają - że tylko wyrafinowany i stary wytrawny koneser oddzieli i wskaże kiedy wchodzi poszczególny gentleman. Płyta ascetyczna, idealna na jesienno/ zimowe wieczory, bez fajerwerków, wykazująca najwyższą z możliwych kulturę muzyczną ale nie popadająca w na siłę męczące "uintelektualnienie" jazzu. Można upajać każdym dźwiękiem - bez wątpienia rzecz dla miłośników pastelowych barw gitary ( jazzującej ) bez natłoku efektów - nawet jeśli się pojawiają to serwowane z niezwykłym smakiem. To z pewnością album - taki " strumień świadomości" - można słuchać jednym tchem jak również wskazane by sobie rozsądnie dawkować. Ciekawie i wzorcowo pracuje sekcja - z Harvie Swartzem na basie i wiernym towarzyszem Śmietany - Adamem Czerwińskim - ileż w nim wrażliwości na niuanse, cieniowanie i płynne granice między muzyką stricte akustyczną a inkrustowaną elektroniką - na ile to absolutnie niezbędne.
Sam tytuł też adekwatny - Speak Easy - mów śmiało, przemawiaj swobodnie..... co zachwyca - momentami ma się wrażenie pełnego swobody niezobowiązującego jam session - ot spotkanie 2 panów z gitarami.... a kiedy indziej, raptem po paru sekundach - dopracowanego i dopieszczonego w każdym szczególe. I to z krążka nagranego w raptem 2 dni. Mamy dwóch równorzędnych partnerów - nikt nie dominuje, baaa.... niekiedy panowie filuternie jakby wymieniają się swoimi stylami zachowując własną sobie mądrość kroczenia ścieżką stylistyczną. Nieco więcej ognia i gniewu mamy w Ginger Bread Boy - więcej swobodnych partii i "chęci popisania się".
Dziwi mnie że ten krążek funkcjonuje bardziej w "zamkniętym obiegu" - jakby nieco zapomniany i zbyt rzadko słuchany i omawiany. Polecam każdemu miłośnikowi jazzu gitarowego jak również zwyczajnie dobrej muzyki gitarowej.
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/5195965
Z pewnością dla Jarka był to powód do dumy i uznanie jego bezsprzecznej i niepodważalnej pozycji na światowym rynku jazzu - nagrać wspólnie album z takim tuza gitary. Panowie nie reprezentują aż tak diametralnie odmiennych muzycznych światów - niekiedy ich partie tak się splatają, wzajemnie przenikają, punktują, dopełniają - że tylko wyrafinowany i stary wytrawny koneser oddzieli i wskaże kiedy wchodzi poszczególny gentleman. Płyta ascetyczna, idealna na jesienno/ zimowe wieczory, bez fajerwerków, wykazująca najwyższą z możliwych kulturę muzyczną ale nie popadająca w na siłę męczące "uintelektualnienie" jazzu. Można upajać każdym dźwiękiem - bez wątpienia rzecz dla miłośników pastelowych barw gitary ( jazzującej ) bez natłoku efektów - nawet jeśli się pojawiają to serwowane z niezwykłym smakiem. To z pewnością album - taki " strumień świadomości" - można słuchać jednym tchem jak również wskazane by sobie rozsądnie dawkować. Ciekawie i wzorcowo pracuje sekcja - z Harvie Swartzem na basie i wiernym towarzyszem Śmietany - Adamem Czerwińskim - ileż w nim wrażliwości na niuanse, cieniowanie i płynne granice między muzyką stricte akustyczną a inkrustowaną elektroniką - na ile to absolutnie niezbędne.
Sam tytuł też adekwatny - Speak Easy - mów śmiało, przemawiaj swobodnie..... co zachwyca - momentami ma się wrażenie pełnego swobody niezobowiązującego jam session - ot spotkanie 2 panów z gitarami.... a kiedy indziej, raptem po paru sekundach - dopracowanego i dopieszczonego w każdym szczególe. I to z krążka nagranego w raptem 2 dni. Mamy dwóch równorzędnych partnerów - nikt nie dominuje, baaa.... niekiedy panowie filuternie jakby wymieniają się swoimi stylami zachowując własną sobie mądrość kroczenia ścieżką stylistyczną. Nieco więcej ognia i gniewu mamy w Ginger Bread Boy - więcej swobodnych partii i "chęci popisania się".
Dziwi mnie że ten krążek funkcjonuje bardziej w "zamkniętym obiegu" - jakby nieco zapomniany i zbyt rzadko słuchany i omawiany. Polecam każdemu miłośnikowi jazzu gitarowego jak również zwyczajnie dobrej muzyki gitarowej.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Mała errata do ostatniego postu. Ten krążek również nieśmiało podsunąłem znacznie starszym od siebie wnikliwym słuchaczom i badaczom jazzu - jakaż miła niespodzianka - naturalnie kojarzyli ten projekt ale jakoś nigdy nie starczyło im czasu by się weń wgłębić - może wychodząc z założenia nijako "rutyniarskiej" natury cyklu wydawniczego Śmietany czy wiecznego odkładania na "wieczne nigdy"
. Byli na tyleż zaintrygowani i zachęceni by poświęcić mu więcej czasu a tego z biegiem lat coraz mniej.
Nie wszyscy wiedzą , że mniej więcej w tamtym czasie na łamach Jazz Forum ( zanim zawojowały go recenzje płyt Boba Dylana i The Band ) Śmietana przeprowadził szalenie interesujący i dający do myślenia wywiad z odwiedzającym nasz kraj innym gigantem 6 strun namaszczonym przez legendę Milesa - Mike Sternem. Panowie nawet mieli okazję zagrać razem choćby evegreen Jean Pierre - sam mam gdzieś to nagranie. Krążyły plotki odnośnie wstępnych ustaleń do wspólnych nagrań..... niestety nic z tego nie wyszło - a okazja była wyśmienita - by wzajemnie sobie pofolgować i pograć bardziej heavy i na dziki. Jarka zaskoczył Mike komplementując jego granie choćby z Mendozą - a nasz muzyk potraktował to bardziej jak typową kurtuazję.....
Rekomendując przebogatą i niekiedy ignorowaną dyskografię Śmietany - trudno nie wspomnieć ze swoista " trylogią" - nagraną w stosunkowo nie zmienionym składzie - przede wszystkim z wiernym i jak na niego zaangażowanym I Oficerem - Wojtkiem Karolakiem - w ciągu raptem niespełna 2 lat -
https://www.discogs.com/Śmietana-Karola ... se/7206959
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/7216109
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/5518956
Jest jeszcze perła polskiej złotej jazzowej jesieni - Autumn Suite ( wydana na złotym 24 karatowym CD - a jakże
) ale to opowieść na inny wieczór.
Być może posłużę się pewnym stylistycznym, motywicznym, determinującym skrótem myślowym - lecz te 3 krążki dla mnie zawsze były nierozerwalnie ze sobą złączone, niczym kolejne tomy tego samego dzieła. Na upartego - choć może nie oślego - można śmiało wszystkie utwory ze sobą wymieszać i słuchać nie będzie odczuwał świdrującego dysonansu poznawczego. Wszakże muzycy ci sami, aspiracja i inspiracja zgoła te same i ten rozanielający feeling płynący z głośników. Jak już nadmieniłem wcześniej - Śmietana i Karolak byli dla siebie wymarzonymi partnerami, ze wzajemnym dla siebie respektem, każdy z nich miał w sobie to coś co potrzebował drugi i łączyła ich wspólna miłość dla jazzowej tradycji i chęć uczynienia daną sztukę całkiem strawną i bliską dla purystów jak i dla przekraczających próg jazzowego wtajemniczenia i " z pewną nieśmiałością"
.
Polish Standards był chyba nie w pełni świadomą próbą naszej krajowej odpowiedzi na New Standard - Herbie Hancocka . Pamiętam kilka koncertowych recenzji w Jazz Forum - gdy uczestnicy wskazywali gotowe , niemalże do bólu, obłędu oczywiste rozwiązanie - panowie jazzmani - po co nam setna / tysięczna / milionowa wersja My Favourite Things, Autumn Leaves, Body and Soul ?..... mamy tyle swoich zacnych i udanych melodii, z muzyki popularnej, z filmów, ze seriali - iście przepastna skarbnica - nic tylko korzystać, brać i grać. Tylko trochę odwagi, pomyślunki i inwencji - to nie boli ani aż tak wiele nie kosztuje a efekty mogą być bajeczne. Może niechęć do PRL`owskich sloganów " polska młodzież śpiewa polskie piosenki" ?... to samo że "polscy jazzmani grają polskie standardy" ?.... I potem skąd ta frustracja i gniew, że nasz rodzimy jazz jest skalany iście " psim kompleksem względem zachodu" ?. Na krążku Polish Standards panowie np w Pod Papugami dal dalece w improwizacjach odchodzą od pierwowzoru - że trudno rozpoznać główny temat - kolejny koronny dowód na to jaki potencjał, nie odkryty tkwił i nadal tkwi w naszych "szlagierach". Nawet jazzowe standardy można uczynić z piosenek par excellance - Grunwalda, Hulewicza, Koconia , Gniatkowskiego czy Połomskiego.... tylko nieco fantazji i odwagi panowie.

Nie wszyscy wiedzą , że mniej więcej w tamtym czasie na łamach Jazz Forum ( zanim zawojowały go recenzje płyt Boba Dylana i The Band ) Śmietana przeprowadził szalenie interesujący i dający do myślenia wywiad z odwiedzającym nasz kraj innym gigantem 6 strun namaszczonym przez legendę Milesa - Mike Sternem. Panowie nawet mieli okazję zagrać razem choćby evegreen Jean Pierre - sam mam gdzieś to nagranie. Krążyły plotki odnośnie wstępnych ustaleń do wspólnych nagrań..... niestety nic z tego nie wyszło - a okazja była wyśmienita - by wzajemnie sobie pofolgować i pograć bardziej heavy i na dziki. Jarka zaskoczył Mike komplementując jego granie choćby z Mendozą - a nasz muzyk potraktował to bardziej jak typową kurtuazję.....

Rekomendując przebogatą i niekiedy ignorowaną dyskografię Śmietany - trudno nie wspomnieć ze swoista " trylogią" - nagraną w stosunkowo nie zmienionym składzie - przede wszystkim z wiernym i jak na niego zaangażowanym I Oficerem - Wojtkiem Karolakiem - w ciągu raptem niespełna 2 lat -
https://www.discogs.com/Śmietana-Karola ... se/7206959
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/7216109
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/5518956
Jest jeszcze perła polskiej złotej jazzowej jesieni - Autumn Suite ( wydana na złotym 24 karatowym CD - a jakże

Być może posłużę się pewnym stylistycznym, motywicznym, determinującym skrótem myślowym - lecz te 3 krążki dla mnie zawsze były nierozerwalnie ze sobą złączone, niczym kolejne tomy tego samego dzieła. Na upartego - choć może nie oślego - można śmiało wszystkie utwory ze sobą wymieszać i słuchać nie będzie odczuwał świdrującego dysonansu poznawczego. Wszakże muzycy ci sami, aspiracja i inspiracja zgoła te same i ten rozanielający feeling płynący z głośników. Jak już nadmieniłem wcześniej - Śmietana i Karolak byli dla siebie wymarzonymi partnerami, ze wzajemnym dla siebie respektem, każdy z nich miał w sobie to coś co potrzebował drugi i łączyła ich wspólna miłość dla jazzowej tradycji i chęć uczynienia daną sztukę całkiem strawną i bliską dla purystów jak i dla przekraczających próg jazzowego wtajemniczenia i " z pewną nieśmiałością"

Polish Standards był chyba nie w pełni świadomą próbą naszej krajowej odpowiedzi na New Standard - Herbie Hancocka . Pamiętam kilka koncertowych recenzji w Jazz Forum - gdy uczestnicy wskazywali gotowe , niemalże do bólu, obłędu oczywiste rozwiązanie - panowie jazzmani - po co nam setna / tysięczna / milionowa wersja My Favourite Things, Autumn Leaves, Body and Soul ?..... mamy tyle swoich zacnych i udanych melodii, z muzyki popularnej, z filmów, ze seriali - iście przepastna skarbnica - nic tylko korzystać, brać i grać. Tylko trochę odwagi, pomyślunki i inwencji - to nie boli ani aż tak wiele nie kosztuje a efekty mogą być bajeczne. Może niechęć do PRL`owskich sloganów " polska młodzież śpiewa polskie piosenki" ?... to samo że "polscy jazzmani grają polskie standardy" ?.... I potem skąd ta frustracja i gniew, że nasz rodzimy jazz jest skalany iście " psim kompleksem względem zachodu" ?. Na krążku Polish Standards panowie np w Pod Papugami dal dalece w improwizacjach odchodzą od pierwowzoru - że trudno rozpoznać główny temat - kolejny koronny dowód na to jaki potencjał, nie odkryty tkwił i nadal tkwi w naszych "szlagierach". Nawet jazzowe standardy można uczynić z piosenek par excellance - Grunwalda, Hulewicza, Koconia , Gniatkowskiego czy Połomskiego.... tylko nieco fantazji i odwagi panowie.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Zabawny paradoksem jest fakt - trudny do podważenia - że jeśli ktoś chce zatracić się i wsłuchać, upajać barwami Organów Hammonda Karolaka - to najlepiej niech skusi się na w/w krążki ( obok Phone Consultations - to znów temat na osobną pogawędkę ) Śmietany - a nie na solowe albumy Wojtka, których mamy jak na lekarstwo - no może warto wyróżnić pełny męcha Jam jak Co Dzień - dodany do Jazz Forum wieki temu - konia z rzędem kto na tym forum ma oryginał
. Organista zapewne jest dozgonnym dłużnikiem Śmietany - że przed śmiercią wciągnął go w wir tylu kapitalnych projektów - gdzie miał okazję zaprezentować swój talent i udowodnić, że w Polsce nie ma sobie równych. Mamy nie tylko dyskretnie płynące w tle akordy, niczym skwierczące i dogorywające na ogniu węgielki ale jego dwie rozsławione organowe opcje - "full organ" i jak sam ochrzcił " płukanie szklanek"
What`s Going On jak Revolution - przepełniony jest organowymi impresjami Karolaka. Jego instrument B3 ( choć tajemnicą " poliszynszyla" jest, iż korzystał z modułu Suzuki XM1 - który bardzo sobie chwalił, sam z niego jakiś czas korzystałem - jak również z Norda ) błyszczy i oskrzydla i daję "poduszkę" dla każdej kompozycji - wcale nie cofa jazzu o 50 lat, choć jego frazowanie, budowanie akompaniamentu, sola czy kontrapunkt silnie przywołują Jimmy Smitha, wczesnego Larry Younga czy Wesa Montgomery z Melvinem Rhyne. Silnym punktem był basista zmarły 2007 Steve Logan - z głębokim głosem stanowiący okrasę wielu kompozycji. Gdzieś balansujący między modern jazzem, funkiem, popem, rhythm`n`bluesem a soulem.


What`s Going On jak Revolution - przepełniony jest organowymi impresjami Karolaka. Jego instrument B3 ( choć tajemnicą " poliszynszyla" jest, iż korzystał z modułu Suzuki XM1 - który bardzo sobie chwalił, sam z niego jakiś czas korzystałem - jak również z Norda ) błyszczy i oskrzydla i daję "poduszkę" dla każdej kompozycji - wcale nie cofa jazzu o 50 lat, choć jego frazowanie, budowanie akompaniamentu, sola czy kontrapunkt silnie przywołują Jimmy Smitha, wczesnego Larry Younga czy Wesa Montgomery z Melvinem Rhyne. Silnym punktem był basista zmarły 2007 Steve Logan - z głębokim głosem stanowiący okrasę wielu kompozycji. Gdzieś balansujący między modern jazzem, funkiem, popem, rhythm`n`bluesem a soulem.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Jarek Śmietana Quintet featuring Eddie Henderson & Greg Bandy – Live At The Jazz Jamboree (1996)

Grają:
Jarek Śmietana - gitary
Eddie Henderson - trąbka, skrzydłówka
Greg Bandy - perkusja
Andrzej Cudzich - kontrabas
Piotr Baron - Saksofon
Lista utworów:
1. As Good As Always 11:22
2. Phantansmagoria 8:10
3. Sometimes In Winter…9:27
4. Back To The Roots 11:09
5. The Slump 12:57
6. You Don’t Know What Love Is 11:58
Jeden z moich ulubionych albumów Śmietany. Kupiłem go jakoś w drugiej połowie lat 90., na kasecie, w gliwickim Kartonie, za około 13 ówczesnych złotówek. Oczywiście kupiłem w ciemno, jak większość płyt i kaset w tamtych czasach. Pamiętam, że pierwsze odsłuchy były dla mnie sporym zaskoczeniem, bo nie byłem wtedy jeszcze tak oblatany w jazzie i moja percepcja była mniej więcej na poziomie Ballads and Other Songs, które w zestawieniu z opisywanym albumem wypadają niczym radiowy pop (co nie znaczy, że to źle!). No i zajechałem wówczas tę kasetę w walkmanie i nie pamiętam czy trzymam ją jeszcze w jakimś tapczanie czy poszła taka cała rozjechana w świat. Dla tych, którym Śmietana kojarzy się z muzyką lekką, łatwą i niezbyt skomplikowaną może to być pozycja przełomowa. Nie ma tu jazzrockowych wyścigów, jest za to porcja bardzo solidnego jazzu na trąbkę, saks, kontrabas, gary i zadziorną (lecz jak zwykle u Śmietany także bardzo melodyjną) gitarę. Otwierający całość temat As Good As Always oraz następująca po nim Phantansmagoria (obydwie kompozycje autorstwa Śmietany) wypadają kapitalnie. Henderson szaleje od samego początku, Baron wznosi się na wyżyny, a gitarowe solówki (a może jeszcze bardziej gitara w postaci akompaniującej? Bo to jeden z tych albumów, na których Śmietana nie tylko pięknie gra, ale jeszcze piękniej słucha kolegów) bardzo wysoko ustawiają artystyczną poprzeczkę. Uwagę zwraca potężnie brzmiący kontrabas, bardzo gęsto grający i, szczęśliwie, mocno wyeksponowany. Byłoby szkoda, gdyby będący w tak dobrej formie Cudzich został skręcony gałkami gdzieś na tył sceny. Po blisko dwudziestu minutach bardzo dynamicznej gry przychodzi chwila odpoczynku przy balladowym Sometimes In Winter…. 10 minut na balladę i brak oznak przysypiania słuchacza w trakcie? Dla tego składu to żaden problem. Wraz z pierwszymi dźwiękami kolejnego utworu Back To The Roots powracamy do...a co ja wam będę pisał, skoro przecież wszystko stoi czarno na białym.
Po 4 kompozycjach Śmietany nadchodzi wreszcie pora na temat zapożyczony i myślę, że Tony Williams byłby zadowolony z tego, jak kwintet potraktował jego The Slump, mogący przywoływać nieco ducha Weather Report (ale być może to przywołanie następuje tylko u mnie
). Na tym kończy się repertuar z Jazz Jamboree, ale nie kończy się sama płyta, gdyż wieńczy ją inna ballada You Don’t Know What Love Is, nagrana rok wcześniej niż warszawski koncert. Bardzo mocna pozycja w dyskografii Jarka, szczególnie polecana tym, którzy szukają większej dawki jazzu w jazzie.
Większość materiału z płyty, a może nawet i lepiej, bo to oryginalny (chyba) koncert z JJ 1994: https://www.youtube.com/watch?v=qLKrGgLs0e8

Grają:
Jarek Śmietana - gitary
Eddie Henderson - trąbka, skrzydłówka
Greg Bandy - perkusja
Andrzej Cudzich - kontrabas
Piotr Baron - Saksofon
Lista utworów:
1. As Good As Always 11:22
2. Phantansmagoria 8:10
3. Sometimes In Winter…9:27
4. Back To The Roots 11:09
5. The Slump 12:57
6. You Don’t Know What Love Is 11:58
Jeden z moich ulubionych albumów Śmietany. Kupiłem go jakoś w drugiej połowie lat 90., na kasecie, w gliwickim Kartonie, za około 13 ówczesnych złotówek. Oczywiście kupiłem w ciemno, jak większość płyt i kaset w tamtych czasach. Pamiętam, że pierwsze odsłuchy były dla mnie sporym zaskoczeniem, bo nie byłem wtedy jeszcze tak oblatany w jazzie i moja percepcja była mniej więcej na poziomie Ballads and Other Songs, które w zestawieniu z opisywanym albumem wypadają niczym radiowy pop (co nie znaczy, że to źle!). No i zajechałem wówczas tę kasetę w walkmanie i nie pamiętam czy trzymam ją jeszcze w jakimś tapczanie czy poszła taka cała rozjechana w świat. Dla tych, którym Śmietana kojarzy się z muzyką lekką, łatwą i niezbyt skomplikowaną może to być pozycja przełomowa. Nie ma tu jazzrockowych wyścigów, jest za to porcja bardzo solidnego jazzu na trąbkę, saks, kontrabas, gary i zadziorną (lecz jak zwykle u Śmietany także bardzo melodyjną) gitarę. Otwierający całość temat As Good As Always oraz następująca po nim Phantansmagoria (obydwie kompozycje autorstwa Śmietany) wypadają kapitalnie. Henderson szaleje od samego początku, Baron wznosi się na wyżyny, a gitarowe solówki (a może jeszcze bardziej gitara w postaci akompaniującej? Bo to jeden z tych albumów, na których Śmietana nie tylko pięknie gra, ale jeszcze piękniej słucha kolegów) bardzo wysoko ustawiają artystyczną poprzeczkę. Uwagę zwraca potężnie brzmiący kontrabas, bardzo gęsto grający i, szczęśliwie, mocno wyeksponowany. Byłoby szkoda, gdyby będący w tak dobrej formie Cudzich został skręcony gałkami gdzieś na tył sceny. Po blisko dwudziestu minutach bardzo dynamicznej gry przychodzi chwila odpoczynku przy balladowym Sometimes In Winter…. 10 minut na balladę i brak oznak przysypiania słuchacza w trakcie? Dla tego składu to żaden problem. Wraz z pierwszymi dźwiękami kolejnego utworu Back To The Roots powracamy do...a co ja wam będę pisał, skoro przecież wszystko stoi czarno na białym.


Większość materiału z płyty, a może nawet i lepiej, bo to oryginalny (chyba) koncert z JJ 1994: https://www.youtube.com/watch?v=qLKrGgLs0e8
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Dla równowagi kilka słów o innej płycie z gościnnym udziałem Śmietany, nagranej w podobnym czasie.
Joachim Mencel – Silent Way Of Miles D. (1995)

Album ten jest w pewnym sensie składanką, na której znalazły się utwory z 3 różnych sesji, zagranych przez 3 różne składy. Nas (w tym temacie) interesują 3 ostatnie utwory na płycie, czyli:
6. So What 7:12
7. Joshua 8:00
8. Nature Boy 9:13
Zagrane w składzie:
Joachim Mencel - pianino
Jarek Śmietana - gitra
Zbigniew Namysłowski - saks
Marcin Pospieszalski - gitara basowa
Cezary Konrad - perkusja
Już po samym składzie można wyczuć, co będzie granie. Zawiodła niestety produkcja i ogólne brzmienie - zbyt wygładzone, zbyt płaskie i nie wiadomo dlaczego takie nijakie. Tak jakby lider nie chciał, żeby jego znakomici koledzy go przyćmili? Jeśli jednak ktoś potrafi przymknąć na to ucho, to może tu wyłowić kilka ciekawych dźwięków, choć nie ma się też co czarować, że same wykony nie wnoszą nic nowego do słownika milesowskich definicji i grzęzną jedną nogą w estetyce czasu, w którym zostały zagrane. Uczniowie trójkowi mogą iść do domów, fanów zapraszam na zajęcia pozalekcyjne:
So What: https://www.youtube.com/watch?v=AqY_B3ynClM
Joshua: https://www.youtube.com/watch?v=54Rt7SagFyE
Nature Boy: https://www.youtube.com/watch?v=IWlMxFeVjZc
Całość także na Spotify
Joachim Mencel – Silent Way Of Miles D. (1995)

Album ten jest w pewnym sensie składanką, na której znalazły się utwory z 3 różnych sesji, zagranych przez 3 różne składy. Nas (w tym temacie) interesują 3 ostatnie utwory na płycie, czyli:
6. So What 7:12
7. Joshua 8:00
8. Nature Boy 9:13
Zagrane w składzie:
Joachim Mencel - pianino
Jarek Śmietana - gitra
Zbigniew Namysłowski - saks
Marcin Pospieszalski - gitara basowa
Cezary Konrad - perkusja
Już po samym składzie można wyczuć, co będzie granie. Zawiodła niestety produkcja i ogólne brzmienie - zbyt wygładzone, zbyt płaskie i nie wiadomo dlaczego takie nijakie. Tak jakby lider nie chciał, żeby jego znakomici koledzy go przyćmili? Jeśli jednak ktoś potrafi przymknąć na to ucho, to może tu wyłowić kilka ciekawych dźwięków, choć nie ma się też co czarować, że same wykony nie wnoszą nic nowego do słownika milesowskich definicji i grzęzną jedną nogą w estetyce czasu, w którym zostały zagrane. Uczniowie trójkowi mogą iść do domów, fanów zapraszam na zajęcia pozalekcyjne:
So What: https://www.youtube.com/watch?v=AqY_B3ynClM
Joshua: https://www.youtube.com/watch?v=54Rt7SagFyE
Nature Boy: https://www.youtube.com/watch?v=IWlMxFeVjZc
Całość także na Spotify
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... ter/856185
Zgodnie z obietnicą - Autumn Suite - chyba swoista "perła w koronie" i fascynujący klejnot - płyta jazzowa i "nie-jazzowa" jednocześnie. Przyznam, że pierwotnie podszedłem do niej jak wielu fanów - "...aaaaa..... Śmietana, wiemy, znamy....ale zaraz, zaraz..... tego jeszcze nie mam na półce... no to kupujemy, słuchamy i bierzemy na warsztat...."
. Może niezbyt chwalebna strategia - lecz z drugiej strony czasem dobrze jest narzucić sobie taką "dyscyplinę" i samemu zadać "lekturę do przerobienia". Rezultat przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Już sama lista płac robi wrażenie i obiecuje muzykę co najmniej intrygującą - kogo tu nie ma - orkiestra pod batutą Krzesimira Dębskiego m.in z młoda Alicją Śmietaną na skrzypcach czy Jackiem Namysłowskim na puzonie, dalej Eddie Henderson, Nigel Kennedy, Dave Liebman, Bennie Maupin i stali bliscy współpracownicy Jarka - Piotr Wyleżoł na pianinie i Czerwiński na bębnach. Można przywołać piłkarską nudną maksymę - że "same nazwiska nie grają" lecz tu mamy do czynienia ze zgranym kolektywem, stanowiącym piękną muzyczną wspólnotę, która doży z sukcesem do wspólnego jasno wytyczonego celu.
Nie wiem na ile muzycy zetknęli się z dwoma innymi wielkimi dziełami - Secret Story i mój absolutny muzyczny ołtarz i biblia - Oregon z Orkiestrą Czajkowskiego z Moskwy ( fenomenalna praca producencka i aranżacyjna Steve`a Rodby ). Tu mamy podobnie jak w ich przypadku - poszerzanie jazzowej stylistyki, wzbogacenie o neo klasycystyczne , neo romantyczne wpływy. Ten krążek zadaje kłam - że 3 nurt lub alians, romans, melanż jazzu i muzyki poważnej ( "poważniejszej" ) to ślepa uliczka i na dobrą sprawę jazz się bez tego może śmiało obejść. Fakt - niekiedy łatwo popaść w przeintelektualizowanie formy, nudne quasi belferskie czy nudne akademickie eksperymenty - nie zrozumiałe przez nikogo. Autumn jest płytą której można słuchac na wielu płaszczyznach - jako wytchnienie, relaks po ciężkim dniu jak schodzić głębiej, głębiej i doceniać różne smaczki i niuanse. Jeśli jest dobry koncept, odpowiedni ludzie i dobry repertuar - rzecz nie może się nie udać.
Repertuarowo mamy zbiór w większości znanych z dawnych lat albumów - aż 2 kompozycje z Narodzin debiutu Extra Ballu - Narodziny i Taniec Maryny. Są też 2 okresu Sound and Colours - Okapi i Children. Niesamowite jak te kompozycje pozornie doskonale znane fanom Śmietany zostały aranżacyjnie potraktowane i niekiedy zmienione nie do poznania. Zabawne, że partie smyczków mogą się nieśmiało kojarzyć z interludiami z Days of Future Passed Moodies oraz najlepszymi wzorcami i tematami godnymi kina najwyższych lotów - co biorąc pod uwagę na dyrygenta Dębskiego nie powinno dziwić. Potężne partie zespołowe i orkiestry są poprzetykane odcinkami gdzie każdy solista może pograć swobodniej. Miłą niespodzianką -chyba wynikłą z nieokiełznanego temperamentu i przekornej postawy względem muzyki i konwencji, konwenansów są solówki - niekiedy zagrane z iście rockową mocą i furią Kennedy`ego - np pod koniec Birth i Okapi - kłania ostrzejszy przesterowany Lockwood czy z innej bajki Eddie Jobson - choć Nigel jest tylko jeden i gra swoje. Sam Śmietana również zaskakuje - grając na wykonanym dla siebie na zamówienie Mayonesie - jest rzadziej liryczny, pastelowy czy "mongomery`owski" - częściej atakuje ostrzejszymi dźwiękami - jakby znów chciał zrobić pewien kontrast w stosunku do płynących sobie niewinnie smyczków. Sola Hendersona mogą niekiedy lekko "drażnić" zapuszczaniem w zbyt wysokie rejestry i barwa trąbki - jak dla mnie robi zbyt przenikliwa - choć w Okapi jego partia jest cieplejsza i zrelaksowana. Partii asów pokroju Liebmana i Maupina nie ma nawet sensu komentować ani oceniać - za wysokie progi dla amatora
. Można jedynie odrobinę żałować że jest ich tak mało - Ci panowie wiedzą jak wzbudzić niedosyt i grać tyle ile to absolutnie konieczne.
Piękna okładka i obwoluta - już kusi i zapowiada wielką muzykę - nie ukrywam, że jesień zawsze była moją ulubioną porą roku i idealnie współgrała i harmonizowała z estetyką jazzową - jesień i jazz - połączenie wręcz wymarzone i doskonałe. Jest Message to Prez ( chyba wiadomo o jakiego Preza chodzi ) - kompozycja Maupina również idealnie pasująca do całości a na koniec utwór - wizytówka Jarka - My Love and Inspiration - jakby artystyczne i z drugiej strony - osobiste i intymne credo - przewijało w rozmaitych albumach i projektach.
Cóż więcej można dodać - piękny album - też szkoda, że stosunkowo mało znany a dla początkujących jak i bardziej wyrobionych słuchaczy wart rekomendacji i posiadania w zbiorach. Nie nudzi i w stosunku do innych niekiedy "zbyt zachowawczych i poprawnych" nagranych w trio Śmietany - prowokuje i zachęca by do niego regularnie sięgać. Muzyka skrząca się wieloma odcieniami i barwami jesieni , refleksyjna, kapkę nostalgiczna ale np jak pod koniec Okapi za sprawą blues-rockowej solówki lidera - zaskakuje żarem.... na pewno nie takiego z wykopków i pieczenia kartofli
Kolejny dowód że ludzie pokroju Śmietany ( obok Karolaka - tu chyba wielkiego nieobecnego - może i szkoda, bo jego Hammondy by pięknie splatały z sekcją smyczków ) - to arystokracja, książęta naszego jazzu - bez jakichkolwiek negatywnych skojarzeń czy konotacji. Pamiętam , że jakiś dziennikarzyna idiota napisał w Jazz Forum recenzję z koncertu w 2000 Pata i Breckera - że ".... jazz sprowadzony do poziomu restauracji, do bólu mieszczański i przewidywalny.....". Autumn to na pewno nie krążek dla wywrotowców i freaków - lecz o lata świetlne oddalony od restauracji czy mieszczaństwa.
Śmietana w odróżnieniu do Novalisa - szukał i chyba znalazł swój wyśniony "błękitny kwiat".
Zgodnie z obietnicą - Autumn Suite - chyba swoista "perła w koronie" i fascynujący klejnot - płyta jazzowa i "nie-jazzowa" jednocześnie. Przyznam, że pierwotnie podszedłem do niej jak wielu fanów - "...aaaaa..... Śmietana, wiemy, znamy....ale zaraz, zaraz..... tego jeszcze nie mam na półce... no to kupujemy, słuchamy i bierzemy na warsztat...."

Nie wiem na ile muzycy zetknęli się z dwoma innymi wielkimi dziełami - Secret Story i mój absolutny muzyczny ołtarz i biblia - Oregon z Orkiestrą Czajkowskiego z Moskwy ( fenomenalna praca producencka i aranżacyjna Steve`a Rodby ). Tu mamy podobnie jak w ich przypadku - poszerzanie jazzowej stylistyki, wzbogacenie o neo klasycystyczne , neo romantyczne wpływy. Ten krążek zadaje kłam - że 3 nurt lub alians, romans, melanż jazzu i muzyki poważnej ( "poważniejszej" ) to ślepa uliczka i na dobrą sprawę jazz się bez tego może śmiało obejść. Fakt - niekiedy łatwo popaść w przeintelektualizowanie formy, nudne quasi belferskie czy nudne akademickie eksperymenty - nie zrozumiałe przez nikogo. Autumn jest płytą której można słuchac na wielu płaszczyznach - jako wytchnienie, relaks po ciężkim dniu jak schodzić głębiej, głębiej i doceniać różne smaczki i niuanse. Jeśli jest dobry koncept, odpowiedni ludzie i dobry repertuar - rzecz nie może się nie udać.
Repertuarowo mamy zbiór w większości znanych z dawnych lat albumów - aż 2 kompozycje z Narodzin debiutu Extra Ballu - Narodziny i Taniec Maryny. Są też 2 okresu Sound and Colours - Okapi i Children. Niesamowite jak te kompozycje pozornie doskonale znane fanom Śmietany zostały aranżacyjnie potraktowane i niekiedy zmienione nie do poznania. Zabawne, że partie smyczków mogą się nieśmiało kojarzyć z interludiami z Days of Future Passed Moodies oraz najlepszymi wzorcami i tematami godnymi kina najwyższych lotów - co biorąc pod uwagę na dyrygenta Dębskiego nie powinno dziwić. Potężne partie zespołowe i orkiestry są poprzetykane odcinkami gdzie każdy solista może pograć swobodniej. Miłą niespodzianką -chyba wynikłą z nieokiełznanego temperamentu i przekornej postawy względem muzyki i konwencji, konwenansów są solówki - niekiedy zagrane z iście rockową mocą i furią Kennedy`ego - np pod koniec Birth i Okapi - kłania ostrzejszy przesterowany Lockwood czy z innej bajki Eddie Jobson - choć Nigel jest tylko jeden i gra swoje. Sam Śmietana również zaskakuje - grając na wykonanym dla siebie na zamówienie Mayonesie - jest rzadziej liryczny, pastelowy czy "mongomery`owski" - częściej atakuje ostrzejszymi dźwiękami - jakby znów chciał zrobić pewien kontrast w stosunku do płynących sobie niewinnie smyczków. Sola Hendersona mogą niekiedy lekko "drażnić" zapuszczaniem w zbyt wysokie rejestry i barwa trąbki - jak dla mnie robi zbyt przenikliwa - choć w Okapi jego partia jest cieplejsza i zrelaksowana. Partii asów pokroju Liebmana i Maupina nie ma nawet sensu komentować ani oceniać - za wysokie progi dla amatora

Piękna okładka i obwoluta - już kusi i zapowiada wielką muzykę - nie ukrywam, że jesień zawsze była moją ulubioną porą roku i idealnie współgrała i harmonizowała z estetyką jazzową - jesień i jazz - połączenie wręcz wymarzone i doskonałe. Jest Message to Prez ( chyba wiadomo o jakiego Preza chodzi ) - kompozycja Maupina również idealnie pasująca do całości a na koniec utwór - wizytówka Jarka - My Love and Inspiration - jakby artystyczne i z drugiej strony - osobiste i intymne credo - przewijało w rozmaitych albumach i projektach.
Cóż więcej można dodać - piękny album - też szkoda, że stosunkowo mało znany a dla początkujących jak i bardziej wyrobionych słuchaczy wart rekomendacji i posiadania w zbiorach. Nie nudzi i w stosunku do innych niekiedy "zbyt zachowawczych i poprawnych" nagranych w trio Śmietany - prowokuje i zachęca by do niego regularnie sięgać. Muzyka skrząca się wieloma odcieniami i barwami jesieni , refleksyjna, kapkę nostalgiczna ale np jak pod koniec Okapi za sprawą blues-rockowej solówki lidera - zaskakuje żarem.... na pewno nie takiego z wykopków i pieczenia kartofli

Śmietana w odróżnieniu do Novalisa - szukał i chyba znalazł swój wyśniony "błękitny kwiat".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6600
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Kusisz, KolegoInkwizytor pisze:https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... ter/856185
Zgodnie z obietnicą - Autumn Suite - chyba swoista "perła w koronie" i fascynujący klejnot - płyta jazzowa i "nie-jazzowa" jednocześnie.

Vertical_Invader
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/7219549
Projekt poprzedzający wspomnianą Jesienną Suitę. Tu w nie mniejszym stopniu naznaczona jesienną aurą i czymś dyskretnym i "nieustannie wymykającym się z rąk". Pamiętam jak za jakiejś śmieszne grosze kupiłem digipak od chyba nie mającej pojęcia co-to-jest wdowy po kolekcjonerze czy niechętnej jazzowi antykwariuszce - przyszedł totalnie rozklejony i rozklekotany ku mojemu przerażeniu.... szczęśliwie odrobina cierpliwości i umiejętności iście "introligatorskich" i udało reanimować obwolutkę - do teraz trzyma w jednym kawałku.
Opis projektu wprowadza w pewną konsternację - Ballet Music - w trakcie słuchania słychać oklaski - rzecz nagrana w trakcie sesji na przełomie lutego i marca 2003 . Ponownie mamy retrospekcje i reminiscencje wcześniejszego dorobku Jarka - np Good Year, Parisian Hot Stuff, Volunteered Slavery, Witchi Tai To..... Lider udowadnia jak może w bajeczny sposób nieustannie, intrygująco, prowokująco, lśniąco tasować - niczym "Wielki Szu" wcześniejszy, nowy, starszy, nowy/stary materiał, przemycić jakiś kower przepuszczony przez pryzmat swoich aktualnych wysokich standardów i dociekań - co można obecnie tym materiałem wyrazić, dokąd nas i wrażliwego słuchacza zaprowadzi i czy przypadkiem nie wykluje nowa jakość, nowy drogowskaz wytyczający warte eksploracji ścieżki - vide Autumn Suite. Lider generalnie trzyma ciepłego i pastelowego "akustycznego" brzmienia , obok wiernego Czerwińskiego i Wyleżoła ( chyba jedyny przedstawiciel swojego pokolenia - tak bezwstydnie rozmiłowanego i zanurzonego bez reszty w barwach Piana Fender Rhodes ) mamy weterana Piotra Barona. Bynajmniej nie są marginalizowani inni wyborni instrumentaliści - Witko na saxie i Kupiec na basie - każdy ma w poszczególnym momentach krążka swoje okienko i okazję by się szerzej wypowiedzieć.
Album niejednoznaczny - nieoczywisty i potrafiący w dalszej części zadziwić - panowie rozpędzają i potrafią pokazać "lwi pazur" - nie usypiają nikogo. Niestety rzecz trudna do "wzięcia za jednym zamachem" - wskazane przez music doktora by dawkować w rozsądnych pigułkach. Jest blues w TY i Kraków, powrót do Malboro Country w First Take - tu atawistyczny, wycieniowany i nawiązujący do francuskich jazzowych kafejek Love Letters, niedoszły afrykańsko jeziorny - Mr Soul, rustykalny i pachnący leśnym jazzowym piknikiem na wielkich jeziorach ( o tym również będzie przy innej okazji ) - Forest Power gdzie Wyleżoł udowadnia że jego fascynacja Fender Rhodsem nie jest chwilowym kaprysem ani czystym uzurpatorstwem.
Projekt poprzedzający wspomnianą Jesienną Suitę. Tu w nie mniejszym stopniu naznaczona jesienną aurą i czymś dyskretnym i "nieustannie wymykającym się z rąk". Pamiętam jak za jakiejś śmieszne grosze kupiłem digipak od chyba nie mającej pojęcia co-to-jest wdowy po kolekcjonerze czy niechętnej jazzowi antykwariuszce - przyszedł totalnie rozklejony i rozklekotany ku mojemu przerażeniu.... szczęśliwie odrobina cierpliwości i umiejętności iście "introligatorskich" i udało reanimować obwolutkę - do teraz trzyma w jednym kawałku.

Opis projektu wprowadza w pewną konsternację - Ballet Music - w trakcie słuchania słychać oklaski - rzecz nagrana w trakcie sesji na przełomie lutego i marca 2003 . Ponownie mamy retrospekcje i reminiscencje wcześniejszego dorobku Jarka - np Good Year, Parisian Hot Stuff, Volunteered Slavery, Witchi Tai To..... Lider udowadnia jak może w bajeczny sposób nieustannie, intrygująco, prowokująco, lśniąco tasować - niczym "Wielki Szu" wcześniejszy, nowy, starszy, nowy/stary materiał, przemycić jakiś kower przepuszczony przez pryzmat swoich aktualnych wysokich standardów i dociekań - co można obecnie tym materiałem wyrazić, dokąd nas i wrażliwego słuchacza zaprowadzi i czy przypadkiem nie wykluje nowa jakość, nowy drogowskaz wytyczający warte eksploracji ścieżki - vide Autumn Suite. Lider generalnie trzyma ciepłego i pastelowego "akustycznego" brzmienia , obok wiernego Czerwińskiego i Wyleżoła ( chyba jedyny przedstawiciel swojego pokolenia - tak bezwstydnie rozmiłowanego i zanurzonego bez reszty w barwach Piana Fender Rhodes ) mamy weterana Piotra Barona. Bynajmniej nie są marginalizowani inni wyborni instrumentaliści - Witko na saxie i Kupiec na basie - każdy ma w poszczególnym momentach krążka swoje okienko i okazję by się szerzej wypowiedzieć.
Album niejednoznaczny - nieoczywisty i potrafiący w dalszej części zadziwić - panowie rozpędzają i potrafią pokazać "lwi pazur" - nie usypiają nikogo. Niestety rzecz trudna do "wzięcia za jednym zamachem" - wskazane przez music doktora by dawkować w rozsądnych pigułkach. Jest blues w TY i Kraków, powrót do Malboro Country w First Take - tu atawistyczny, wycieniowany i nawiązujący do francuskich jazzowych kafejek Love Letters, niedoszły afrykańsko jeziorny - Mr Soul, rustykalny i pachnący leśnym jazzowym piknikiem na wielkich jeziorach ( o tym również będzie przy innej okazji ) - Forest Power gdzie Wyleżoł udowadnia że jego fascynacja Fender Rhodsem nie jest chwilowym kaprysem ani czystym uzurpatorstwem.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/2578354
Z tym konkretnym projektem mam ( nie tylko ja zresztą - ale w jaki sposób mnie to usprawiedliwia ? ) pewien stylistyczny problem. W pewien sobie jedynie wiadomy i niepowtarzalny sposób miał to być "krok naprzód" i rozwinięcie idei i konceptów zapoczątkowanych na African Lake..... by rzeczy zadać więcej szorstkości, najeżyć dysonansami, uczynić mniej przystępną, by mniej wyrobionych słuchaczy zaszokować srogością brzmienia. Pamiętam kilka recenzji z koncertów ówczesnego składu Śmietany z rozmaitych pikników jazzowych np na Mazurach - że chciano w nasyconym słowiańskim duchem sosie rozwinąć agresywniej pomysły z Davisowkiego Bitches Brew.... które zgodnie z refleksjami uczestników owych spektakli nigdy nie doczekały godnych kontynuatorów i depozytariuszy. Może wielkim błędem było nie rejestrowanie tych występów by z nich sklecić nasz Polski - "Live Evil" ?. Nie wiem na ile można ufać recenzentom Jazz Forum - czy te koncerty między African Lake i Out of the Question oddawały gniewny elektryczny Milesowski sznyt.... a ile było w tym zdawkowych doniesień i skrótów myślowych. Ile było ekstatycznych doniesień i burzących krew skojarzeń - że dźwięki rozchodzące wśród drzew, na tafli jeziora, wchodzące w żywą interakcję z buzującymi emocjami słuchaczami.
Question jest obok w/w koncerty z Jamboree z Hendersonem - jednym z nielicznych "swobodniejszych" krążków Śmietany - uznaje się, że największa zasługa w tym grającego niekiedy " po sąsiadach" Johny Purcella - na saxello - tu skojarzenie z Soft Machine i nieodżałowanym Eltonem Deanem jest automatycznie i chyba słuszne. Ten album jakby zatrzymał w połowie drogi - nie jest aż tak nacechowany afro-free-funkiem jak może powinien.
Z tym konkretnym projektem mam ( nie tylko ja zresztą - ale w jaki sposób mnie to usprawiedliwia ? ) pewien stylistyczny problem. W pewien sobie jedynie wiadomy i niepowtarzalny sposób miał to być "krok naprzód" i rozwinięcie idei i konceptów zapoczątkowanych na African Lake..... by rzeczy zadać więcej szorstkości, najeżyć dysonansami, uczynić mniej przystępną, by mniej wyrobionych słuchaczy zaszokować srogością brzmienia. Pamiętam kilka recenzji z koncertów ówczesnego składu Śmietany z rozmaitych pikników jazzowych np na Mazurach - że chciano w nasyconym słowiańskim duchem sosie rozwinąć agresywniej pomysły z Davisowkiego Bitches Brew.... które zgodnie z refleksjami uczestników owych spektakli nigdy nie doczekały godnych kontynuatorów i depozytariuszy. Może wielkim błędem było nie rejestrowanie tych występów by z nich sklecić nasz Polski - "Live Evil" ?. Nie wiem na ile można ufać recenzentom Jazz Forum - czy te koncerty między African Lake i Out of the Question oddawały gniewny elektryczny Milesowski sznyt.... a ile było w tym zdawkowych doniesień i skrótów myślowych. Ile było ekstatycznych doniesień i burzących krew skojarzeń - że dźwięki rozchodzące wśród drzew, na tafli jeziora, wchodzące w żywą interakcję z buzującymi emocjami słuchaczami.
Question jest obok w/w koncerty z Jamboree z Hendersonem - jednym z nielicznych "swobodniejszych" krążków Śmietany - uznaje się, że największa zasługa w tym grającego niekiedy " po sąsiadach" Johny Purcella - na saxello - tu skojarzenie z Soft Machine i nieodżałowanym Eltonem Deanem jest automatycznie i chyba słuszne. Ten album jakby zatrzymał w połowie drogi - nie jest aż tak nacechowany afro-free-funkiem jak może powinien.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://allegro.pl/listing?string=smiet ... i-1-1-0717
Panowie zatopieni w jesiennej egzegezie
- nic tylko brać 
Panowie zatopieni w jesiennej egzegezie


...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=T3Fo1Gp9E0Q
Przy okazji inna zgoła nieoczekiwana rekomendacja - gdy to zgrałem swojej bliskiej ze szkoły średniej przyjaciółce - zatraconej bez reszty w muzyce filmowej - a jak wiadomo - kompozytorzy filmowi żywo korzystali z przepastnej skarbnicy jazzu a jazzmani inspirowali i uczestniczyli projektach muzyki filmowej - jej płytoteka mogła robić wrażenie - od pierwszych dźwięków Round Robin - nie mogła powstrzymać łez.... muzyka krystalicznie czysta, niewinna, dziewicza robiła takie wrażenie - że przywoływała świat który już nie istnieje, może kiedyś istniał lub powinien istnieć zgodnie ze wszelkimi standardami :
https://www.youtube.com/watch?v=FOx1kTn0r9U
Ciekawe czy Jarek Śmietana próbował dążyć do tego ideału w schyłkowej fazie swojej muzyki.
Przy okazji inna zgoła nieoczekiwana rekomendacja - gdy to zgrałem swojej bliskiej ze szkoły średniej przyjaciółce - zatraconej bez reszty w muzyce filmowej - a jak wiadomo - kompozytorzy filmowi żywo korzystali z przepastnej skarbnicy jazzu a jazzmani inspirowali i uczestniczyli projektach muzyki filmowej - jej płytoteka mogła robić wrażenie - od pierwszych dźwięków Round Robin - nie mogła powstrzymać łez.... muzyka krystalicznie czysta, niewinna, dziewicza robiła takie wrażenie - że przywoływała świat który już nie istnieje, może kiedyś istniał lub powinien istnieć zgodnie ze wszelkimi standardami :
https://www.youtube.com/watch?v=FOx1kTn0r9U
Ciekawe czy Jarek Śmietana próbował dążyć do tego ideału w schyłkowej fazie swojej muzyki.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Z ciekawszych rzeczy związanych ze Śmietaną i dostępnych na allegro - może ktoś skusi się nuty:
https://allegro.pl/oferta/jaroslaw-smie ... 9498126229
https://allegro.pl/oferta/jaroslaw-smie ... 9498126229
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=ljWzW2s-SnQ
Unikatowy koncert - biedaczyska muszą znosić ścisk na tej maleńkiej scenie - chyba lata / dekady praktyki
Unikatowy koncert - biedaczyska muszą znosić ścisk na tej maleńkiej scenie - chyba lata / dekady praktyki

...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.discogs.com/Jarek-Śmietana- ... se/7199953
Lubię co jakiś czas powracać do tej płyty - ma dla mnie szczególne znaczenie, gdyż trafiła szczęśliwym trafem w trudnym życiowo momencie i stanowiła taki bonus - wstyd przyznać za jakie marne grosiki - chyba dobitnie świadczy o absurdalnej sytuacji krajowego rynku wydawniczego i pozycji jazzu - muzycy sami wykładają kasę na realizację nagrań i projektów, ganiają ( jak śp. Jarek ) za sponsorami, godzinami wiszą na telefonie ( skąd m.in tytuł krążka ) a potem fani mniej czy bardziej przypadkowi skaczą z radości bo w antykwariacie kupią CD za niekiedy 10 / 14 zł. Gdzie tu sens ?. Ja po jakimś czasie ( co nie świadczy o mojej spostrzegawczości - wiem, wstyd ) odkryłem, że w moim egzemplarzu na wewnętrznej stronie okładki widnieje oryginalny autograf maestro Śmietany.
Może to nie na miejscu - ale słuchając Phone Consultations kłania "mądrość" prof Dumbledore`a z Hogwartu - gdy na krótką chwilę rozmawiał z Harrym w zaświatach - na pytanie - czy to się dzieje na prawdę czy tylko w mojej głowie - odpowiedź rozbraja prostotą - naturalnie że w twojej głowie - ale czy to znaczy że nie na prawdę ?. Wspólne wysiłki Jarka i Wojtka niby cofają muzykę o spokojne 40 lat - by tylko wskazać pierwsze nagrane w trio dokonania Jimmy Smitha czy piękne Wesa Montgomery`ego - czy to w czymkolwiek psuje autentyczną i niczym nie zmąconą przyjemność obcowania z tą muzyką ?. Absolutnie nie. Uderza niezwykła pewność siebie i słuszności obranego kierunku. Eksperymenty ? - a komu to potrzebne ?. Fusion czy Jazz-rock ? - proszę poszukać innych albumów i kierować pod inny adres. Lider w wywiadach podkreślał jakie są bolączki naszego światka jazzowego - mamy wybitnych muzyków i osobowości .... ale okrutnie i przerażająco za mało. Są naśladowcy, nie brakuje szalbierców, oszustów, imitatorów ale nie znają korzeni, pierwotnego języka jazzu, podstaw harmonii i pokrewnych technik, skal. Skarżył się, że gdy dostanie propozycję zagrania w Krakowie / Wrocławiu / Trójmieście / Śląsku - to jeśli nie ma tego czy tamtego konkretnego partnera - nie ma z kim zagrać sensownego występu. Analizując dorobek Śmietany chyba to staje swoistym memento czy klątwą - był osamotniony. Muzyków z którymi mógł i nawiązał twórczy dialog można policzyć na palcach jednej / dwóch rąk. Nie wykształcił następców, depozytariuszy jego wartości, kustoszy pamięci .... Fakt - sama muzyka i styl były na tyle wyszlifowane / wypolerowane i "skończone" - że niestety nie pozostawały za wiele kolejnym pokoleniom, gdzie problemy do rozwiązania, gdzie tory do poniesienia pochodni i ognia ?. Sam Jarek też stawał coraz bardziej ortodoksyjny w poglądach - trochę jak Ptaszyn. Krytykowali środowisko i zachęcali że czas "wyjść z zaścianka" ale co serwowali ?. Młodych ganili za pójście na skróty lecz w późniejszych latach nie mieli im za wiele do zaoferowania oprócz ogrywania standardów - a każdy z młodych jeśli miał ku temu dryg - wyważał otwarte drzwi.
Dziwne, że nie pojawił "Nowy Śmietana" - Karolak bolał, że był sam - wcześniej wielkie nadzieje budził śp. Bliziński - niestety hołdujący stylistyce jeszcze bardziej zachowawczej i nie dającej szans na rozpalenie wyobraźni, fantazji i kontynuatorów. Ja prywatnie widziałem jako objawienie Konrada Zemlera - błysnął w Blue Mind Quartet - Dominika Bukowskiego.... ale potem.... Jest nadal Marek Napiórkowski - ale to inna bajka. Podobnie jak Krzysia Górniak - chyba stylistycznie "najbliższa" tej intymności, ciepła, tradycji, elegancji i głębokiej muzycznej świadomości Śmietany.
A wracając do Phone Consultations - płyta znów idealna do rozgryzania w całości, jako strumień świadomości ale też wskazana do aptekarskiego dawkowania. Porozumienie i duchowa więź między gitarą ( kłania nie tylko bluesowe inklinacje lidera ale dawne i powoli gasnące fascynacje Patem Metheny czy Scofieldem ) a Hammondem Karolaka - u nas nie mieli absolutnie sobie równych. Wspaniała - raz kanciasta, raz ostra, a innym razem dyskretna perkusja Czerwińskiego - chyba za rzadko wymienia się go jednym tchem wśród asów tego instrumentu. Tu chyba koronny dowód do posłuchania moich w/w wywodów
https://www.youtube.com/watch?v=6BD3oMKjd1M
Lubię co jakiś czas powracać do tej płyty - ma dla mnie szczególne znaczenie, gdyż trafiła szczęśliwym trafem w trudnym życiowo momencie i stanowiła taki bonus - wstyd przyznać za jakie marne grosiki - chyba dobitnie świadczy o absurdalnej sytuacji krajowego rynku wydawniczego i pozycji jazzu - muzycy sami wykładają kasę na realizację nagrań i projektów, ganiają ( jak śp. Jarek ) za sponsorami, godzinami wiszą na telefonie ( skąd m.in tytuł krążka ) a potem fani mniej czy bardziej przypadkowi skaczą z radości bo w antykwariacie kupią CD za niekiedy 10 / 14 zł. Gdzie tu sens ?. Ja po jakimś czasie ( co nie świadczy o mojej spostrzegawczości - wiem, wstyd ) odkryłem, że w moim egzemplarzu na wewnętrznej stronie okładki widnieje oryginalny autograf maestro Śmietany.
Może to nie na miejscu - ale słuchając Phone Consultations kłania "mądrość" prof Dumbledore`a z Hogwartu - gdy na krótką chwilę rozmawiał z Harrym w zaświatach - na pytanie - czy to się dzieje na prawdę czy tylko w mojej głowie - odpowiedź rozbraja prostotą - naturalnie że w twojej głowie - ale czy to znaczy że nie na prawdę ?. Wspólne wysiłki Jarka i Wojtka niby cofają muzykę o spokojne 40 lat - by tylko wskazać pierwsze nagrane w trio dokonania Jimmy Smitha czy piękne Wesa Montgomery`ego - czy to w czymkolwiek psuje autentyczną i niczym nie zmąconą przyjemność obcowania z tą muzyką ?. Absolutnie nie. Uderza niezwykła pewność siebie i słuszności obranego kierunku. Eksperymenty ? - a komu to potrzebne ?. Fusion czy Jazz-rock ? - proszę poszukać innych albumów i kierować pod inny adres. Lider w wywiadach podkreślał jakie są bolączki naszego światka jazzowego - mamy wybitnych muzyków i osobowości .... ale okrutnie i przerażająco za mało. Są naśladowcy, nie brakuje szalbierców, oszustów, imitatorów ale nie znają korzeni, pierwotnego języka jazzu, podstaw harmonii i pokrewnych technik, skal. Skarżył się, że gdy dostanie propozycję zagrania w Krakowie / Wrocławiu / Trójmieście / Śląsku - to jeśli nie ma tego czy tamtego konkretnego partnera - nie ma z kim zagrać sensownego występu. Analizując dorobek Śmietany chyba to staje swoistym memento czy klątwą - był osamotniony. Muzyków z którymi mógł i nawiązał twórczy dialog można policzyć na palcach jednej / dwóch rąk. Nie wykształcił następców, depozytariuszy jego wartości, kustoszy pamięci .... Fakt - sama muzyka i styl były na tyle wyszlifowane / wypolerowane i "skończone" - że niestety nie pozostawały za wiele kolejnym pokoleniom, gdzie problemy do rozwiązania, gdzie tory do poniesienia pochodni i ognia ?. Sam Jarek też stawał coraz bardziej ortodoksyjny w poglądach - trochę jak Ptaszyn. Krytykowali środowisko i zachęcali że czas "wyjść z zaścianka" ale co serwowali ?. Młodych ganili za pójście na skróty lecz w późniejszych latach nie mieli im za wiele do zaoferowania oprócz ogrywania standardów - a każdy z młodych jeśli miał ku temu dryg - wyważał otwarte drzwi.
Dziwne, że nie pojawił "Nowy Śmietana" - Karolak bolał, że był sam - wcześniej wielkie nadzieje budził śp. Bliziński - niestety hołdujący stylistyce jeszcze bardziej zachowawczej i nie dającej szans na rozpalenie wyobraźni, fantazji i kontynuatorów. Ja prywatnie widziałem jako objawienie Konrada Zemlera - błysnął w Blue Mind Quartet - Dominika Bukowskiego.... ale potem.... Jest nadal Marek Napiórkowski - ale to inna bajka. Podobnie jak Krzysia Górniak - chyba stylistycznie "najbliższa" tej intymności, ciepła, tradycji, elegancji i głębokiej muzycznej świadomości Śmietany.
A wracając do Phone Consultations - płyta znów idealna do rozgryzania w całości, jako strumień świadomości ale też wskazana do aptekarskiego dawkowania. Porozumienie i duchowa więź między gitarą ( kłania nie tylko bluesowe inklinacje lidera ale dawne i powoli gasnące fascynacje Patem Metheny czy Scofieldem ) a Hammondem Karolaka - u nas nie mieli absolutnie sobie równych. Wspaniała - raz kanciasta, raz ostra, a innym razem dyskretna perkusja Czerwińskiego - chyba za rzadko wymienia się go jednym tchem wśród asów tego instrumentu. Tu chyba koronny dowód do posłuchania moich w/w wywodów

https://www.youtube.com/watch?v=6BD3oMKjd1M
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3634
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.discogs.com/Brad-Terry-Play ... se/8215687
Nie tak dawno wpadła w moje ręce. Płyta zważywszy na rok wydania, tło społeczne i przestrzeń geograficzną - swoiste kuriozum, ale gdy przypatrzyć sie na zimno - to wcale nie dziwi. Jarek od bodajże 1992 solidnie powrócił do ortodoksyjnych jazzowych kolein - żadnych bocznic czy "ślepych uliczek fusion". To płyta niczym pigułka z filmu Matrix - zażyj i uwierzysz w co tylko będziesz chciał, szklanka do połowy pusta czy do połowy pełna ?. Smakowity, zrelaksowany, wyluzowany, pełny powietrza, jakże potrzebnej przestrzeni, braku pośpiechu, przynoszący ulgę po ciężkim dniu - godzinny prywatny, intymny koncert panów w średni wieku - którzy nie chcą niczego na siłę udowadniać, odkrywać, burzyć, siać ferment - przywracają atmosferę nieco nowo orleańskiego klubu, kłaniają też paryskie kawiarnie i knajpki - gdzie starzy wyjadacze serwują danie , którzy wszyscy dobrze znają i własnie po taką " konsumpcję" przyszli. Można też powiedzieć - że to już znamy, wiemy, nudy, wywarzanie otwartych drzwi, jazz sprowadzony do rangi restauracji, tła, muzaka do szamania naleśników, kawy po irlandzku czy "macanek za kulisami i w foyer
. Chyba najbardziej akustyczna i osobista płyta Śmietany nagrana z uczniem samego Benny Goodmana - ktoś sarkastycznie zapyta - dla kogo niby ta płyta ?, może uleganie swoim kaprysom ?, granie tylko dla siebie ?, ileż było takich projektów w przeszłości ?. Mnie np cieszy ta kameralna atmosfera, delikatna gra na perkusji Dąbrowskiego, zupełnie bez wysiłku niczym Paul Desmond - gra Brada. Owszem - klimat, ton, temperatura przez cały krążek jest ta sama co może naturalnie wywoływać słowa krytyki w ucieczkę w letarg i usypianie słuchaczy. Jak już pisałem - każdy zobaczy i usłyszy to co chce.
Podsumowując wątek Jarka - z nim jest taki "problem" co z wieloma polskimi kompozytorami czy wieszczami - owszem, ceni się ich, szanuje..... ale nie słucha / nie czyta. Zostali zbyt oswojeni i traktowani jak dobro narodowe - wsadzić do gabloty , pod klosz i tyle. A teraz niektórzy zacierają rączki - pora na wykucie nowego kanonu i nowych koryfeuszy.
Nie tak dawno wpadła w moje ręce. Płyta zważywszy na rok wydania, tło społeczne i przestrzeń geograficzną - swoiste kuriozum, ale gdy przypatrzyć sie na zimno - to wcale nie dziwi. Jarek od bodajże 1992 solidnie powrócił do ortodoksyjnych jazzowych kolein - żadnych bocznic czy "ślepych uliczek fusion". To płyta niczym pigułka z filmu Matrix - zażyj i uwierzysz w co tylko będziesz chciał, szklanka do połowy pusta czy do połowy pełna ?. Smakowity, zrelaksowany, wyluzowany, pełny powietrza, jakże potrzebnej przestrzeni, braku pośpiechu, przynoszący ulgę po ciężkim dniu - godzinny prywatny, intymny koncert panów w średni wieku - którzy nie chcą niczego na siłę udowadniać, odkrywać, burzyć, siać ferment - przywracają atmosferę nieco nowo orleańskiego klubu, kłaniają też paryskie kawiarnie i knajpki - gdzie starzy wyjadacze serwują danie , którzy wszyscy dobrze znają i własnie po taką " konsumpcję" przyszli. Można też powiedzieć - że to już znamy, wiemy, nudy, wywarzanie otwartych drzwi, jazz sprowadzony do rangi restauracji, tła, muzaka do szamania naleśników, kawy po irlandzku czy "macanek za kulisami i w foyer

Podsumowując wątek Jarka - z nim jest taki "problem" co z wieloma polskimi kompozytorami czy wieszczami - owszem, ceni się ich, szanuje..... ale nie słucha / nie czyta. Zostali zbyt oswojeni i traktowani jak dobro narodowe - wsadzić do gabloty , pod klosz i tyle. A teraz niektórzy zacierają rączki - pora na wykucie nowego kanonu i nowych koryfeuszy.
...Nobody expects the Spanish inquisition !