O, w międzyczasie się zabrałem! I o ile Rustin Man przeszedł obok mnie, a płyta Saba Alizadeh, która - jak pisałem w noc wyborczą:Crazy pisze: Ja jeszcze się nie zabrałem ani za Comet Is Coming, ani za Jaimie Branch, ale z pewnością to zrobię!
- okazała się dla mnie zbyt minimalistyczna (zaś na Swans ani Alamedę nie mam wciąż psychy)zajęła u mnie pierwsze miejsce w kategorii "szkoda, że nie zdążyłem posłuchać" (Podium uzupełniają Swans i Alameda)
o tyle Comet już zdążył mnie zachwycić i o tym pisałem, no a z Jamie Branch (przepraszam: jamie branch) poznałem się dziś wcześnie rano i właśnie słucham dalej. Płyta jest godna swojej pięknej okładki i niezwykle mi się podoba! Mimo wszystko ponad całą płytę wyrasta mi doskonała Amerikkka, ale właściwie wszystko mi się tam podoba, od jakże (nomen omen) minimalistycznych Wielorybów na kontrabasie, po buchające energią latynoskie rytmy nuevo roquero estéreo. Elektroniki nie ma za dużo, ale w sam raz tyle, żeby stanowiła o obliczu całości i dodawała trąbkowo-kontrabasowym pasażom nieoczekiwanego charakteru. Trabka w ogóle brzmi tu doskonale!!
Trzeba będzie zrobić post-erratę listy 2019 niewątpliwie, ale przede wszystkim poważnie wziąć pod uwagę przy Dekadzie.
W zupełnie innych klimatach, ale muszę powiedzieć również, że mimo braku uznania ze strony gharvelta coraz większe uznania zdobywa u mnie Fontaines D.C.. Nadal nie rozumiem, czym aż tak zachwycili się moi trzej koledzy, którzy przyznali Dogrelowi miano płyty roku (dając jednocześnie Schlagenheim gdzieś nieco dalej w dziesiątce - dla mnie by było akurat na odwrót: Schlagenheim REWELACJA i numer jeden, Fontaines - bardzo dobre, ale gdzieś dalej w tłumie), ale nieraz kiedy sobie słucham, jak wokalista tych Fontainesów skanduje swoim silnie akcentowanym, melorecytowanym wokalem: and there is no collection available! i wiele innych rzeczy, to sobie myślę "no, no...". Mają power!