Nadszedł czas na obiecany wątek.

Mój ukochany zespół od ponad 25 lat... istniejący od 35 lat... Kiedyś niby klasycy punka - choć chyba nigdy nie był to zespół typowo punkowy. Sędziowie przychodzą sądzić o północy - a w dzień nie ma światła; w nocy nie ma mroku... - to raczej apokaliptyczno-mistyczny punk, ale czegoś takiego chyba nie ma. Potem przyszła Legenda, mistycyzm wziął totalnie górę nad punkiem, mistycyzm w tekstach Budzego, ale też w nieziemskich dźwiękach tworzonych przez Bryla z kolegami (i coraz bardziej na czoło wysuwał się Banan i jego magiczna waltornia. Na tamte czasy przyszły też największe sukcesy Armii i status niewątpliwej gwiazdy. To się potem załamało, gdy muzyka poszybowała w jeszcze dziwniejsze rejony, a tekstowo Budzy ruszył z impetem ku chrześcijaństwu, czego publika punkowa w dużej części znieść nie mogła. Ale choć popularność spadła, muzycznie była to nadal potęga. Legenda-Triodante-Duch, Wielkie Płyty. Potem ruszyli w inne rejony, zrobiło się bardziej bajkowo, bardziej osobiście, jeszcze mnie popularnie. Potem przyszedł czas odświeżenia punkrocka, na fali popularności Punk Rock Later, powrót do ostrzejszego grania... i niezwykły 2009 rok, gdy zespół wydał w ciągu jednego roku dwie płyty, które pokazały, jak bardzo po ćwierćwieczu działalności można się cały czas rozwijać i to w różnych kierunkach, i jak świetne rzeczy tworzyć mimo tak dużego bagażu własnej dyskografii.
A potem przyszedł kryzys kadrowy i coś się jednak posypało... Niewątpliwie Armia ma swoje najlepsze lata za sobą, ale niedawny koncert, o którym tu pisałem, pokazuje, że choć od pewnego czasu w zasadzie niczego interesującego nie tworzą, to na żywo wciąż potrafią świetnie wypaść.
Myślałem wcześniej, żeby więcej napisać o zespole ogólnie, ale właśnie przeczytałem artykuł, który naprawdę świetnie ujmuje historię zespołu, więc nie widzę sensu, żebym go dublował.
Nazywa się 35 lat Armii: basniowa legenda o punkrocku, Onet mówi, że "przeczytasz go w 14 minut", ale to chyba z klikaniem linków, którymi autor jeszcze wzbogacił swój naprawde znakomity tekst.
Ja tymczasem przejdę się pokrótce po płytach, tak jak to zrobiłem w wątku o Kulcie. Chcę też wkleić okładki, ponieważ są bardzo ładne.
[oceny będę dawał według swojej ulubionej skali, czyli zasadniczo pięciogwiazdkowa z możliwością szóstej gwiazdki w wyjątkowych wypadkach, najczęściej wielkiej miłości!]
Armia (znana też jako "Antiarmia") ***1/2

najlepsza piosenka: Nic już nie przeszkodzi
najlepszy tekst: Nic już nie przeszkodzi
najlepszy moment muzyczny: nie wiem, ale pomyślałem, że jest swoistym best momentem, kiedy na płycie pełnej rzęchów i punkowego wrzasku nagle rozbrzmiewa flet prosto z jakiegoś starego lasu... w utworze Wiatr wieje tam gdzie chce

Pierwsza płyta podobno została kompletnie skopana w fazie realizacji. Miejskie legendy o tym, jak to mucha wleciała do magnetofonu brzmią całkiem na miejscu, bo rzeczywiście rzęzi to bardziej, niż powinno. Utwory są jednak jak na punka niezwykłe i to już słychać, tekstowo bardzo, muzycznie trochę też. Jednak utwory-sztanday, takie jak Niewidzialna armia dopiero później zyskają swój pełny wyraz.
Legenda ******

najlepsza piosenka: Legenda
najlepszy tekst: nie mam jednego ulubieńca; to wszystko jest jeden Wielki Tekst
najlepszy moment muzyczny: może spiętrzenie gitar po ostatnim ...w długą zimową noc...? A może kosmiczne pejzaże w instrumentalnej części utworu tytułowego?
To pewnie ta płyta, którą przyparty do muru wziąłbym na bezludną wyspę jako tą jedyną. Nagrywana przez wiele miesięcy wśród lasów i jezior, których oddech naprawdę słychać w brylewskiej ścianie dźwięku... ale ile się w tej ścianie dźwięku dzieje! Są różne miksy tej płyty i nawet na moje ucho się istotnie różnią, jednak zawsze słychać wielkie bogactwo aranżacyjne tej muzyki. Budzy wyśpiewuje swoje teksty nie z tej ziemi, a muzyka jest równie bardzo nie z tej ziemi, bo lasy i jeziora tak, ale tam jest cały KOSMOS.
Nigdy mi ta płyta nawet odrobinkę nie ostygła. Nieraz mam okazję sprawdzić, czy to aby nie "legenda Legendy", ale zawsze ta legenda okazuje się być w pełni żywa.
Exodus ***-

najlepsza piosenka: set To moja zemsta/ Jeżeli/ 3bajki/ Niezwyciężony, głównie za to, że w takiej (pełnej) formie ten set jest tylko na tej płycie
Płyta koncertowa wydana w okresie szczytowej popularności Legendy - niezła niby płyta, ale dla mnie nie oddaje ona atmosfery koncertu. Nie byłem na żadnej Armii z Brylem, ale z tego, co opowiadają, musiało to być niezwykłe, zwłaszcza w tym konkretnie okresie. Na Exodusie natomiast ja nie słyszę tej niezwykłości, jest owszem porządny czad, ale nieco przyziemny, a publiczność w ogóle jakby nieobecna.
Czas i byt **** 1/2?

najlepsza piosenka: Archanioły i ludzie... albo Aguirre... a może wreszcie Niewidzialna armia?
najlepszy tekst: sorry Budzy, ale chyba właśnie Archanioły - lecz to wierz Józefa Czechowicza, znany z Motorka Grechuty, którego Archanioły są niezwykłym kowerem!
najlepszy moment muzyczny: końcowe przełamanie w Aguirre i niespodziewany przeskok w rytm trzy czwarte... coś pięknego.
To jest bardzo ciekawa pozycja dyskograficzna - z jednej strony bez sensu, bo w większości jest to "remake" debiutu, ale z drugiej potrzebny był ten remake, bo w oryginale brzmiało to, jak wiemy, źle i dopiero tutaj ta Niewidzialna armia to jest total! Co jednak ważniejsze, są tu utwory, których na debiucie nie było i one są generalnie najlepsze!
Przy okazji wspomnę, że dwa bardzo znane utwory, czyli Podróż na wschód i Niezwyciężony bywają dodawane do Legendy jako bonusy, ale jest to bardzo zła taktyka wydawnicza - Legenda musi koniecznie kończyć się na Dla każdej samotnej godziny, zaś Podróż i Niezwyciężony właśnie w wersjach z Czasu i bytu brzmią najlepiej.
Generalnie świetna płyta, materiał brzmi tym razem doskonale, Brylewski w szczycie formy...
Ale tak się poukładało między chłopakami, że pewna formuła się wyczerpała i Robert Brylewski (a także Dariusz Malejonek) odeszli ze składu.
I co to dalej będzie z tą Armią?
Triodante ******

najlepsza piosenka: Skończyłem rozpoczynaj
najlepszy tekst: samodzielnie trudno powiedzieć, bo największą siłą jest tu cały (trio)dantejski koncept - wędrówka przez Piekło, Czyściec i Niebo
najlepszy moment muzyczny: ojojoj, jak ciężko powiedzieć...
... bo muzycznie jest to najprawdopodobniej najlepsza płyta zespołu Armia. Odszedł współtwórca, genialny gitarzysta, twórca stylu? Tak, ale ci, co zostali/doszli stworzyli nową jakość! Muzyka Armii stała się zdecydowanie cięższa, strukturalnie bardziej skomplikowana (też bardziej ułożona, bo nikt nie potrafił tak biegać z gitarą po chmurach, jak Bryl) i Państwu Dinozaurom polecam szczególnie, gdyż - niewątpliwie najbliższa modelom progresywnym. Nowy gitarzysta Michał Grymuza był niby rzemieślnikiem, typowym muzykiem sesyjnym, ale przeszedł tu sam siebie, zaś nowy basista Paweł Piotrowski okazał się wybitnym muzykiem, który wraz z Bananem stworzył nową, bogatszą podstawę harmoniczną dla czadowej skorupy, no a Stopa na perkusji grał coraz lepiej i lepiej...
Pod względem wykonawczym, ale przede wszystkim kompozycyjno-aranżacyjnym zespół stworzył tu coś wybitnego, co wykroczyło poza granice muzyki rockowej. Jest to dzieło wielkie, monumentalne i - w wersji kasetowej, dla mnie kanonicznej - po prostu doskonałe. Do CD dołaczono trzy utwory, które trochę rozmywają dynamikę całości, choć strukturalnie wpasowują się znakomicie.
I wreszcie
Duch ****** po raz trzeci

najlepsza piosenka: Piosenka po nic
najlepszy tekst: Bracia bum, Marność - jeden i drugi to piękny kawał poezji
najlepszy moment muzyczny: największy wyraz ma dla mnie pierwsze wejście riffu On jest tu - grzmot rozdzierający delikatny fortepianowy deszczyk...
Michał Grymuza odszedł i zastąpił go Popkorn znany z Acid Drinkers, kolejny wyśmienity gitarzysta, kolejna zmiana stylu - zrobiło się jakby jeszcze bardziej metalowo, trochę bardziej oschle?... Za to sekcja rytmiczna osiągnęła apogeum i wyczynia tu wspaniałe rzeczy. I Budzy też osiągnął apogeum - owszem, swojego neofityzmu, tutaj mamy te zupełnie jednoznaczne deklaracje : Bóg jest miłością, Pieśnią moją jest Pan, ale jak on przełożył swój neofityzm na język sztuki! Nie dziw, że wielu całkiem mało wierzących ludzi mówi, że to jest świetne, bo to po prostu... jest świetne. Dla mnie zaś jest o wiele więcej niż świetne, to trzecia płyta zespołu będąca dla mnie doskonałością, zachwycająca mnie nieodmiennie po dziś dzień.
Po tych trzech przyszły lata dla fana trudniejsze, jakby chude lata - ale tylko pozornie. Będę o nich pisał dalej, kiedy znajdę znowu chwilę więcej czasu. To rzeczy o wiele mniej efektowne, ale z czasem nauczyłem się je bardzo cenić.
Na zakończenie tej odsłony chcę tylko powiedzieć, że nieraz zdawało mi się, że przecież Triodante i Duch są jakby lepsze od Legendy... że może trzeba by zdemitologizować legendę i spojrzeć prawdzie w oczy? Zawsze jednak kończyło się to właśnie spojrzeniem w oczy tej oto prawdzie, że Legenda ponad wszystko. Kiedyś, próbując to nieco nieudolnie wyrazić, napisałem tak:
Jest to coś całkowicie nieuchwytnego w kategoriach muzycznych, tekstowych czy nawet duchowych - coś może pierwotnego, a może sacrum (a może to na jedno wychodzi?), a Legenda jest w samym środku tego czegoś... Triodante opowiada o sacrum jak dzieło sztuki, Duch opowiada o nim z pozycji uczestnika, pozwala też odczuć bliski z tym sacrum kontakt - ale Legenda sama jest sacrum, jest nim przeniknięta w stopniu całkowitym... Inne płyty Armii opowiadają o sacrum z pewnego punktu widzenia, Legenda jest w samym centrum, jest położona w osi świata...; na innych płytach są lepsi muzycy w lepszej formie, lepsze piosenki i teksty, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo płyta Legenda dzieje się między dźwiękami...