Ta zabawa, opłacona abonamentem, jest po to by poznać!
Poznać na własnych warunkach(czytaj: akceptowalnej jakości ). To trochę jak... przepraszam
, metafora jest seksistowska... jak z kobietą, ładnie zbudowaną intelektualnie ale i jej fizyczność stanowi godną oprawę tej budowy. A to warunek kontaktu z intelektem.
Potrzeba posiadania zaś, mimo iż silna, jak się wydaje, unieważniająca wszelkie zdroworozsądkowe racje, musi ustąpić: zasięg karty płatniczej, pojemność półki (tak! wiem, niektórzy z nas ładują zbiory do kartonów i wynoszą do garaży i komórek. Trzymając się seksistowskiej metafory, nazwałbym ten proceder - porzuceniem
) i co chyba najistotniejsze - dostępności tytułu. Tak nam się gusty wycyzelowały, że zakup wielu tytułów, to wyzwanie.
Serwis streamingowy to, osobliwy sutener, a wszyscy Artyści to prostytutki (za
Kazikiem, choć akurat nie o moralności Tychże, tu tokuję).
Tyle że, ta forma udostępniania siebie jest awersem/rewersem monety, której drugą stroną jest... staropanieństwo (jako instytucja nie semantycznie)
P.S. Doskonałym przykładem powyższej tezy jest:
akond pisze:...
To podpowiem w takim razie jeszcze jedną tegoroczną płytę z jego udziałem - lepszą od tej koncertówki.
Rob Frye - Exoplanet [Astral Spirits, 2021]
Atmosferyczne electro-fusion w kwaskowatym sosie, z ekologicznym przesłaniem pod płaszczykiem sci-fi. Na temat źródeł i inspiracji można poczytać na Bandcampie, ale jeszcze ciekawiej po prostu posłuchać:
https://astralexoplanet.bandcamp.com/album/exoplanet
Nie pamiętam, czy Bandcamp udostępnia wszystkie ścieżki, jeśli nie, to album znajdziecie na Spotify. Szkoda tylko, że nie wyszło na CD.
Słucham, właśnie via
Tidal i mogę mieć pogląd na wydawnictwo (swoją drogą: arcyciekawa propozycja).
A tak
Rob Frye, byłby dla mnie jak...
Claudia Cardinale w filmie
Zawodowcy . Cholera! nie tylko w tym.
Zatem... nie pozostaje nic innego... jak, kolejny już raz, lobbować za umiarkowaną poligamią
.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami