Brzmienia Czarnego Lądu

Forum podstawowe.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
akond
longplay
Posty: 1282
Rejestracja: 04.09.2020, 13:09
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: akond »

docent_chleb pisze:dong, czyli także audiofreakowo, no no ;-)
Jeśli tam bywasz (?) lub bywałeś (??), to już dawno powinieneś był rozszyfrować ;-).
.
Awatar użytkownika
docent_chleb
maxi-singel kompaktowy
Posty: 774
Rejestracja: 12.09.2020, 20:40
Lokalizacja: Stąd

Post autor: docent_chleb »

;-)

czytałem Twój nick od tyłu i wyszło mi "dno oka".
Crazy
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5038
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

Post autor: Crazy »

akond pisze:Ale też jestem ciekaw Twoich wrażeń.
Porównawczo posłuchałem tych trzech, które podsunąłeś jako charakterystyczne dla fazy "przejściowej", "zaadaptowanej" i "współczesno-koncertowej".

Ogólnie jestem skłonny się z Tobą zgodzić - coś po drodze jakby ginie. Ta najstarsza płyta, Agadez z 2011 jest dla mnie świetna. Estetyką, duchem, ale i poziomem mogę to postawić obok Tinariwen, którzy wszak są jednym z moich istotniejszych odkryć roku. W tej muzyce w pełni słyszę autentyczność, głębię i oddech pustyni, a do tego - świetną, bardzo indywidualnie pachnącą gitarę elektryczną, która dziwnym trafem do korzennych rytmów idealnie pasuje.

Z kolei płyta Azel z 2016 znudziła mnie i wydała mi się jałową próbą asymilacji właśnie. To już właściwie taki pop... z elementami etnicznymi. Oczywiście gdybym usłyszał te piosenki w radio, to bym się ucieszył, że wreszcie coś fajnego grają. Nadal jest tam ta świetna gitara, a afrykańskie bębenki też nie od parady. Ale w wątku niniejszym szukam istotniejszych wrażeń, tutaj zaś zupełnie brakuje głębi a może nawet ikry.

Lepsze wrażenie wywarła na mnie koncertówka z Amsterdamu z 2020. Tu muzyka o wiele lepiej płynie, słychać klasę muzyków i ten rodzaj drajwu, który udaje się czasem uzyskać na żywo. Z tym, że nadal muzyka ta wydaje mi się być bez drugiego dna. Estetycznie super, ale w muzyce poszukuję jakiejś wewnętrznej prawdy albo nieskrępowanej fantazji... a tutaj po prostu fajnie grają i tyle.

Wracam do Agadezu i to jest to... Monotonne zaśpiewy przenoszą mnie do dalekiej krainy, a świdrujące dźwięki gitary wkręcają się głęboko.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
Crazy
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5038
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

Post autor: Crazy »

Miałem się zająć tym:
akond pisze:Mandekalou – The Art and Soul of the Mande Griots [Syllart Records, 2004]

ale zamiast tego pod rękę nawinęła mi się solowa płyta Mamadou Diabate - Griot Classique z roku 2014. To album na korę solo, co do pewnego stopnia ciągnie za sobą ryzyko jednostajności. Dźwięki są piękne, pełne wrażliwości, skrzące się barwami, ale utwory mocno do siebie podobne. Być może więcej przesłuchań pozwoliłoby na wychwycenie bardziej indywidualnych kompozycji, a póki co pozostaje mi po prostu się zasłuchać. No i przypomniałem sobie o nabytku z jedynego koncertu, na którym byłem zeszłej zimy, czyli Buba Badjie Kuyateh - Kora Talking, z którego miałem bardzo podobne odczucia, co z przesłuchiwanego obecnie Mamadou. I w sumie też bardzo mi się podobało.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
Awatar użytkownika
akond
longplay
Posty: 1282
Rejestracja: 04.09.2020, 13:09
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: akond »

Crazy pisze:ale zamiast tego pod rękę nawinęła mi się solowa płyta Mamadou Diabate - Griot Classique z roku 2014.
Mamadou już niejedną solową nagrał, najbardziej znana jest Douga Mansa z 2007 roku (nawet chyba jakąś Grammę dostała). Dobra płyta, choć są na niej momenty, w których wirtuozeria zaczyna dominować nad muzyką.

Griot Classique nie słyszałem, ponoć w zamierzeniu nawiązuje do arcydzieła kuzyna, czyli The Mandé Variations Toumaniego Diabaté (wspaniała rzecz, polecam). Dziękuję za przypomnienie, sprawdzę przy okazji.

Ciekawostka - jest jeszcze jeden znany afrykański muzyk o tym samym imieniu i nazwisku (tzn. Mamadou Diabaté). Ale pochodzi z Burkina Faso i gra na balafonie, nie na korze:
https://www.discogs.com/artist/2671258- ... sion-Mania
.
Awatar użytkownika
Bednaar
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 6741
Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Bednaar »

Crazy pisze: No i przypomniałem sobie o nabytku z jedynego koncertu, na którym byłem zeszłej zimy, czyli Buba Badjie Kuyateh - Kora Talking, z którego miałem bardzo podobne odczucia, co z przesłuchiwanego obecnie Mamadou.
Buba Badjie Kuyateh nagrał płytę ze Stanisławem Soyką - Action Direct Tales (2017).
Mam ją w domu i przyznam, że do tej pory tylko raz słuchałem, ale mam zamiar ją sobie niebawem przypomnieć - jest u mnie obecnie na czele kolejki do odsłuchu.

Obrazek
vertical_invader
Crazy
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5038
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

Post autor: Crazy »

Jakoś mnie nie ciągnie do tej płyty, nie wiem czemu. Na czym Sojka tam gra?
Ja byłem na koncercie, gdzie Buba grał z Michałem Górczyńskim i ten klarnet basowy do kory mi zdecydowanie pasuje! Tylko może koncepcja całości (pt. Cut The Air) nieco przekonceptualizowana, przynajmniej na koncercie tak to odebrałem.
akond pisze:Ciekawostka - jest jeszcze jeden znany afrykański muzyk o tym samym imieniu i nazwisku (tzn. Mamadou Diabaté). Ale pochodzi z Burkina Faso i gra na balafonie, nie na korze
Ano przeczytałem o nich. Biorąc pod uwagę ilość muzyków z tamtych stron o nazwisku Diabate, jeszcze tego brakowało...

Tymczasem:

Obrazek

Przepiękne to jest. Kora na pierwszym planie a wiolonczela delikatnie wszystko podkreśla i bierze w ramy, zaś na okrasę różne inne dźwięki, a to wokal znienacka wytrąca z zamyślenia, a to balafon zadudni...

I kto w tym NoFormacie! rysuje im te wszystkie super okładki?! :D
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
Awatar użytkownika
Bednaar
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 6741
Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Bednaar »

Crazy pisze:Jakoś mnie nie ciągnie do tej płyty, nie wiem czemu. Na czym Sojka tam gra?
Przede wszystkim na skrzypcach. No i śpiewa.
Kuyateh - oczywiście na korze.
Wychodzi im taki etno-jazz - o ile dobrze pamiętam. Muszę to sobie odświeżyć.
vertical_invader
Awatar użytkownika
gharvelt
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5748
Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
Lokalizacja: Kraków

Post autor: gharvelt »

Mulatu Astatke & The Heliocentrics - Inspiration Information (2009)

Obrazek

Ponieważ do wspomnianego koncertu już blisko, dlatego wracam do Mulatu Astatke (i wykonawców z nim współpracujących), przypominając sobie te wydawnictwa, które znam, a także dosłuchując tych dotychczas jeszcze nie słuchanych. Nazwa współtworzącej ten album formacji przywodzi na myśl Sun Ra i jest to słuszny trop, bo zawartość muzyczna może się kojarzyć z twórczością przybysza z Saturna - przy czym najbardziej z psychodeliczno-kosmicznym "Lanquidity", a nie wcześniejszymi free eksperymentami. The Heliocentrics grają tutaj funky/space jazz z afrykańskimi wpływami. Brzmienie nowoczesne, pewnie nie dla każdego, ponadto grupa z Europy, ale to przecież nie jest przeszkodą. Astatke wprawdzie wziął udział w nagraniu tylko kilku utworów, ale i tak warto sięgnąć, choćby dla wspaniałych partii wibrafonu. Na zachetę Cha Cha.


Mulatu Astatke - Timeless (2010)

Obrazek

Nagrany i wydany w zbliżonym okresie album koncertowy. Występ wykonany wspólnie z wieloma amerykańskimi muzykami, z których zapewne najbardziej rozpoznawalnym jest Bennie Maupin. Tutaj wyłącznie kompozycje samego Mulatu Astatke. Pełne życia połączenie tradycji latynoskiej, amerykańskiej oraz afrykańskiej, w bogatych aranżacjach. Jeśli podobnie wyglądają najnowsze koncerty Astatke i grających z nim muzyków/grup, to zdecydowanie warto zobaczyć na żywo. Do posłuchania kawałek otwierający pt. Yèkèrmo Sèw.
Awatar użytkownika
akond
longplay
Posty: 1282
Rejestracja: 04.09.2020, 13:09
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: akond »

Mulatu grał we Wrocławiu w 2016 roku, ze swoim ówczesnym zespołem Steps Ahead Band, złożonym głównie z brytyjskich jazzmenów. Koncert przyjemny i bardzo "profesjonalny", ale niekoniecznie z tych do wspominania przez lata. Mulatu trzymał się generalnie trochę w cieniu, i głównie dawał pograć innym.

Ciekaw jestem Waszych wrażeń z tegorocznych występów - informacje są skąpe, nie doszukałem się, w jakim składzie podróżuje.
.
Awatar użytkownika
Bednaar
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 6741
Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Bednaar »

Bednaar pisze:
Buba Badjie Kuyateh nagrał płytę ze Stanisławem Soyką - Action Direct Tales (2017).
Mam ją w domu i przyznam, że do tej pory tylko raz słuchałem, ale mam zamiar ją sobie niebawem przypomnieć - jest u mnie obecnie na czele kolejki do odsłuchu.

Obrazek
No i przypomniałem sobie. To jest tak: kora pięknie brzmi i robi taki bajkowy klimat, razem ze skrzypcami budują bardzo relaksującą atmosferę... aż usnąłem w trakcie odsłuchu. A to dlatego, że w rezultacie to dość monotonna płyta, choć muzyka miła dla ucha - ale raczej jako tło, nie wymaga zbytniej koncentracji od słuchacza.
vertical_invader
Awatar użytkownika
akond
longplay
Posty: 1282
Rejestracja: 04.09.2020, 13:09
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: akond »

Bitori - Legend of Funaná [Analog Africa, 2016]

Dziś w roli głównej instrument rzadko kojarzony z Czarnym Lądem - akordeon. I kraj, który w wątku chyba jeszcze nie wystąpił* (Wyspy Zielonego Przylądka).

Legend to w praktyce wytwórni Samy Rejeba, specjalizującej się w kompilacjach, album nietypowy - bo stanowiący niemal wierną reedycję płyty nagranej w Rotterdamie i wydanej w roku 1998 przez holenderskie CDS Music Center.

Funaná to styl rozwinięty na początku XX wieku na wyspie Santiago. Muzyka społecznych nizin, w czasach kolonialnych tępiona przez Portugalczyków, przez dziesięciolecia funkcjonowała w undergroundzie. Bitori (czyli Victor Tavares) jest jednym z najznamienitszych reprezentantów gatunku.

Dołączona do płyty książeczka, jak to zwykle w AA bywa, zawiera rozbudowane story z wypowiedziami specjalistów i protagonistów, opowieścią o Bitorim i opisem samych nagrań.

Funaná was a very raw, rustic and folkloric music of celebration, mainly and exclusively played by people from the interior of Santiago. (...) Funaná expresses joy, nostalgia, rage, rebellion, passion (...). It is the outflowing, powerful celebration of a poor but happy life.

Funaná represents the citizens of Cabo Verde, who are defined not by what they own but by what keep them going: hope. Morna** is about emigration, diaspora, loneliness, saudade, desperation, whereas funaná celebrates hope and is an ode to life and give strength to whoever is singing or listening. Funaná is Cabo Verde in its deepest sense, funaná is Santiago, funaná is life.

https://analogafrica.bandcamp.com/album ... de-islands

Dla dociekliwych, tu interesujący wywiad z Bitorim:
https://pan-african-music.com/en/bitori ... ana-rebel/

*) na Cesarię Évorę też pewnie przyjdzie kiedyś czas.
**) morna = najbardziej znany styl muzyczny z Wysp; rozsławiony właśnie przez Évorę.


Obrazek
.
Awatar użytkownika
akond
longplay
Posty: 1282
Rejestracja: 04.09.2020, 13:09
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: akond »

Bednaar pisze:To jest tak: kora pięknie brzmi i robi taki bajkowy klimat, razem ze skrzypcami budują bardzo relaksującą atmosferę... aż usnąłem w trakcie odsłuchu. A to dlatego, że w rezultacie to dość monotonna płyta, choć muzyka miła dla ucha - ale raczej jako tło, nie wymaga zbytniej koncentracji od słuchacza.
Posłuchajcie przy okazji polecanej przeze mnie niedawno Tamali. Też kora i skrzypce (choć nie tylko), i też zaczyna się jak snuj - ale z czasem nabiera wyrazu, i to jak!
.
bananamoon
maxi-singel analogowy
Posty: 548
Rejestracja: 20.09.2017, 19:21

Post autor: bananamoon »

Getachew Mekuria / The Ex / Friends "Y'Anbessaw Tezet"

To bodajże druga, oficjalna płyta, zapomnianego, etiopskiego dżezmena-saksofonisty-klarnecisty, nagrana z grupą The Ex, oraz z gośćmi.
Pierwszy dysk wypełniają głównie utwory nieznane wcześniej - nieznane przeciętnemu jak i zaawansowanemu słuchaczowi - a także kilka znajomych melodii z pierwszej płyty cede (obie pozycje dostępne od ręki w ARS2).
To schludne, przejrzyste, w dużej mierze dżezowate tematy, oparte na kołyszących rytmach i etiopskich melodiach shellèla.
Drugi dysk wypełniają mniej lub bardziej wartościowe dodatki, a przede wszystkim fragmenty dwóch koncertów.
Pierwszy występ, opisany jako wynik muzykowania Getachewa z kolektywem ICP, jest po prostu niesamowity!
Klubowe opary dymu, okopcające resztki rzeczywistych wyobrażeń i kształtów - chwilami ma się wrażenie, że na scenie pojawił się Wiaczesław Ganelin!
Druga próba koncertowa, nagrana z The Ex i gośćmi, to wesoły, jarmarczny cyrk (zadziorny, momentami punkowo-rockowy) - dużo melodii, taniec, po prostu świetna zabawa.

Płytę w pierwszej kolejności powinni obadać forumowi dżezmeni, choć osoby zatracone w afrykańskich rytmach, znajdą także sporo dla siebie (szczególnie na pierwszym dysku).

Waleczny Afro-Dżez.

Getachew Mekuria - sax, clarinet
Ken Vandermark - clarinet, sax
Xavier Charles - clarinet
Brodie West - sax
Joost Buis - trombone
Wolter Wierbos - trombone
Arnold de Boer - trumpet
Colin McLean - bass
Katherina Bornefeld - drums
Andy Moo - guitar
Terrie Hessels - guitar

https://www.discogs.com/release/3752820 ... saw-Tezeta

Obrazek
bananamoon
maxi-singel analogowy
Posty: 548
Rejestracja: 20.09.2017, 19:21

Post autor: bananamoon »

Fred Frith "Middle Of The Moment"

To nie jest typowa / standardowa płyta, jaką zwykliśmy raczyć się, kierowani przyzwyczajeniami.
Forma!
Forma / budowa albumu, nie przystaje do zwyczajowo przyjętych oczywistości: piosenka, cykl kompozycji, ścieżki utworów...
To pozyskane (nagrane), a dalej, skonstruowane (dograne i zmiksowane w wielu miejscach w Europie), przez Freda Fritha, dźwięki z podróży po Afryce Północnej (posłuchamy także, krótkiej, filmowej ścieżki Gnawa Express Tanger udokumentowanej przez Romana Bunke) .
To dźwięki przyrody, otoczenia, to pieśni, to rytualne tańce...to odgłosy życia, uchwycone tu i teraz - korespondujące z tytułem krążka.
Te wszystkie muzyczne i "pozamuzyczne" zdarzenia, grają swoją kolej (dosłownie i w przenośni) / mają ciąg zdarzeń, i przedzielone są muzykowaniem (instrumentarium) białego człowieka; niczym narracje do scen dokumentalnego obrazu, nieprzypisane do nich czasowo (a opowiadające o tychże).

Fabularyzowana muzyka dokumentalna.

https://www.discogs.com/release/829314- ... The-Moment

Obrazek

Omar Metioui "La Fuente Del Amor Secreto"

Marokański wirtuoz oud, w czternastu pra-melodiach oraz samotnych improwizacjach.
Większość materiału nagrana sote - ależ przekonująca realizacja dźwięku!
Nagrania, pokazują ponadprzeciętne zgłębienie materii instrumentu.
Na szczęście nie tylko.
Pozwalają obcować z materią duchowego, a zarazem fizycznego przekazu muzyki (na nieczęsto spotykanym poziomie).
Prócz solowych opowieści na oud, niekiedy do głosu dochodzi śpiew (dosłownie), niegorszy od dźwięków arabskiej lutni, niekiedy rytm nabijają bębny stamtąd, zaś dwunastominutowy utwór tytułowy, to hipnotyczna wariacja na temat fizyczności pomieszanej z duchowością.

Ascetyczne zauroczenie.

https://www.discogs.com/release/3329726 ... or-Secreto

Obrazek
ODPOWIEDZ