Aaaa, jasna sprawa. To drugi album Seala, nie pierwszyesforty pisze:https://www.discogs.com/master/61206-Seal-SealClive Codringher pisze:Nie bardzo widzę w creditsach Palladino, jest za to Doug Wimbish, basista znany z Living Colour.esforty pisze: Pino Palladino , ten który, świetnie oprawił basową strukturą debiut Seala
Pewnie był jednym z kilku
Płyty roku 2021 - Witajcie w drugim roku zarazy
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Clive Codringher
- epka analogowa
- Posty: 830
- Rejestracja: 20.04.2010, 11:17
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Co posiada Codringher: http://codringher.blogspot.com
Czyżby czas na odkrycie mojej płyty roku?
Shofar - Right Before It Started
Nie bardzo umiem o tym napisać, o muzyce Shofaru zawsze inni pisali lepiej, mnie ona jakoś onieśmielała. Wspaniałe były te dawniejsze harce Raphaela Rogińskiego, Mikołaja Trzaski i Macio Morettiego, szaleństwo i czad niesamowity, gdzieś na horyzoncie majaczył free jazz (ale bez przekraczania granic, bo jednak zawsze bardziej trans, który bez reszty wciągał, niż free, które - przynajmniej mnie - ze skupienia wybija swoim brakiem formy), gdzieś w podszewce zawsze ta orientalna, żydowska nuta.
Ale tutaj, na nowym materiale*, zespół brzmi inaczej, na pewno spokojniej. W tej recenzji pojawiają się sugestie: że bliżej do Kind of Blue, niż Love Supreme - co rozumiem jako skrót myślowy, ale się z nim nie zgadzam; że bliżej do Cukunftu, niż starego Shofaru, co już wziąłbym pod uwagę; najtrafniejsza jednak jest uwaga o odejściu od "poetyki krzyku"; a w recenzji w ogóle dużo ładnych określeń.
Chciałbym jeszcze podzielić się inną recenzją, która wyjątkowo przypadła mi do gustu:
Płyta roku? Heh, płyta, której niemal nie ma, jeżeli się nie jest winylowcem. Kolega pożyczył mi unikalne i limitowane CD, i teraz będę unikał spotkania z nim, żeby nie trzeba było oddać Nie znalazłem nigdzie w sieci nic oprócz tego pięknego utworu:
https://www.youtube.com/watch?v=FmTsalLHQAQ
W ramach substytutu (ale nie do końca) bardzo polecam ten koncert "domowy"
choć wydaje mi się on, o dziwo, jeszcze bardziej skupiony (a mniej czadowy) i nie do końca oddaje to, co słyszę na płycie. Tym niemniej daje smaka i pięknie grają.
* on już nie taki nowy, bo tytuł "Right Before It Started", jeżeli dobrze rozumiem, odnosi się do tego, że zaczęli nagrywać tuż tuż przed pierwszym lockdownem
Shofar - Right Before It Started
Nie bardzo umiem o tym napisać, o muzyce Shofaru zawsze inni pisali lepiej, mnie ona jakoś onieśmielała. Wspaniałe były te dawniejsze harce Raphaela Rogińskiego, Mikołaja Trzaski i Macio Morettiego, szaleństwo i czad niesamowity, gdzieś na horyzoncie majaczył free jazz (ale bez przekraczania granic, bo jednak zawsze bardziej trans, który bez reszty wciągał, niż free, które - przynajmniej mnie - ze skupienia wybija swoim brakiem formy), gdzieś w podszewce zawsze ta orientalna, żydowska nuta.
Ale tutaj, na nowym materiale*, zespół brzmi inaczej, na pewno spokojniej. W tej recenzji pojawiają się sugestie: że bliżej do Kind of Blue, niż Love Supreme - co rozumiem jako skrót myślowy, ale się z nim nie zgadzam; że bliżej do Cukunftu, niż starego Shofaru, co już wziąłbym pod uwagę; najtrafniejsza jednak jest uwaga o odejściu od "poetyki krzyku"; a w recenzji w ogóle dużo ładnych określeń.
Chciałbym jeszcze podzielić się inną recenzją, która wyjątkowo przypadła mi do gustu:
Co ja mogę dodać od siebie? Bastarda dała nigunom nowe życie, grając jednak je i tylko je - można się było magicznie przenieść w czasie i poczuć częścią tamtej społeczności, płakać i modlić się razem z nimi. Silnikiem Shofaru są przede wszystkim improwizacje, a w tym przypadku lepiej by było może powiedzieć: wariacje. Wychodzą od wyraźnych tematów, co nadaje muzyce porządek i dostarcza pięknych melodii, ale potem grają swoje. Tak, z tym rozmarzeniem i nutą niesamowitości, czasem wpadając w totalny szał i trans, kiedy indziej w sposób niezwykle skupiony, prawie minimalistycznie, bardzo szanując dźwięki i czas. Macio bębni hipnotycznie a jednocześnie bardzo bogato. Trzaska gra delikatnie, melodyjnie, bez popisówy, czasem bardziej przypomina mi to Garbarka niż free. Raphael czaruje brzmieniem i zabiera nas do swojego, bez reszty, świata. W każdym bez wyjątku utworze wychodzi to rewelacyjnie.Już pierwsze jazzowo-kojące takty „Mevorah No.24” wprowadzają spokój i ład do codzienności. Niesłychana jest siła tego tria. Znany z mocarnych fraz na saksofonie Trzaska, tu jest skupiony, a miejscami nawet delikatny. Kiedy się wyrywa do przodu jak w „Mi Chomocho (Romancer)” to nie zrywa tynku ze ścian, jak można się by było po nim spodziewać. Głębsze tony gitary ozdabiają balladę „Hoshev Shchinoscho (Bobov)“. Z kolei Morettiego podziwiać można na zakończenie płyty w „Zay Zayer (imperial)“. Czymś wyjątkowym jest słuchanie jak zespół panuje nad muzyczną materią, jak dokładnie nagina ją do własnych potrzeb, nieprzesadnie się przy tym popisując („Baromether Gadol No. 97“).
Rzeczą absolutnie konieczną do usłyszenia jest „Shovel Pigon No. 20“. Każdy z ośmiu utworów zawiera w sobie niespokojnego ducha improwizacji przy zachowaniu oszczędnej formy. Po raz kolejny trio Shofar można nazwać depozytariuszami przedziwnej, zapomnianej wiedzy i tradycji. Górują nad innymi aluzyjnym, pełnym rozmarzenia graniem z nutą niesamowitości. James Baldwin napisał swego czasu, że jedyną rzeczą jaka zajmuje artystę jest „przetwarzanie zamętu życia na porządek, jakim jest sztuka“. I trio Shofar właśnie to czyni.
Płyta roku? Heh, płyta, której niemal nie ma, jeżeli się nie jest winylowcem. Kolega pożyczył mi unikalne i limitowane CD, i teraz będę unikał spotkania z nim, żeby nie trzeba było oddać Nie znalazłem nigdzie w sieci nic oprócz tego pięknego utworu:
https://www.youtube.com/watch?v=FmTsalLHQAQ
W ramach substytutu (ale nie do końca) bardzo polecam ten koncert "domowy"
choć wydaje mi się on, o dziwo, jeszcze bardziej skupiony (a mniej czadowy) i nie do końca oddaje to, co słyszę na płycie. Tym niemniej daje smaka i pięknie grają.
* on już nie taki nowy, bo tytuł "Right Before It Started", jeżeli dobrze rozumiem, odnosi się do tego, że zaczęli nagrywać tuż tuż przed pierwszym lockdownem
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
- Retromaniak
- remaster
- Posty: 2447
- Rejestracja: 13.03.2021, 15:39
- Lokalizacja: Niemcy / Bydgoszcz
Madmess – Rebirth
Data wydania: 10 grudnia 2021
5 / 44:17
Tracklista:
-------------
01. Albatross - 9:50 https://youtu.be/exVrQLc6oFc
02. Mind Collapse - 10:06 https://youtu.be/3PiDvV2m0tU
03. Rebirth - 7:19 https://youtu.be/t84PfeX2u_Q
04. Sape Shifter - 9:48 https://youtu.be/ngJ6JjVPpZQ
05. Stargazer - 7:12 https://youtu.be/2aWEt42TIfw
Skład:
--------
Luis Moura - Drums, Percussion, Backing Vocals
Vasco Vasconcelos - Bass Guitar
Ricardo Sampaio - Gitars, Vocals, Effects
Stoner Rock, Heavy Psych. No nie dla każdego jest takie granie. Ja od czasu do czasu chętnie zmieniam muzyczne style. Ważne, żeby mnie coś do słuchania zachęciło, może jakieś elementy „retro”. W końcu to moja domena...
No właśnie. Bardzo podobną płytę w tym wątku już kiedyś opisywałem: King Buffalo – „The Burden of Restlessness”. Pamiętam, że ten album kupiłem koledze w prezencie na urodziny. I tenże kolega ma jutro imieniny. No to szukam na Spotify czegoś podobnego. I znajduję: portugalskie trio Madmess. Chłopaki grają już jakiś czas, ale dopiero w grudniu ubiegłego roku wydali swój debiutancki album „Rebirth”.
Wiem, że już jakiś czas temu młodzi muzycy wyprowadzili się z rodzinnego Porto do Londynu. Dopiero tu rozwinęli skrzydła.
Po pierwszym przesłuchaniu „Rebirth”zwróciłem uwagę na kilka elementów: jest jakaś bluesowa podstawa, do tego coś z grunge, no ale filarem wszystkiego są soczyste stonerowe riffy.
Głównie mamy utwory instrumentalne. Wokale przemykają niezauważalnie w „Mind Collapse” i „Stargazer”.
Wiodącym instrumentem jest oczywiście gitara Ricardo Sampaio. Nasza wyobraźnia muzyczna od razu doszukuje się podobieństw w grze Portugalczyka. No to tak:
- młody Gilmour z początku lat 70ch
- Iommi, no bo to ciężkie riffy, a on był ich prekursorem
- Mick Bolton, bo pogłosy, bo długie improwizacje, bo jednak płyta „UFO 2: Flying” odcisnęła na niektórych z nas piętno na zawsze
5 utworów i 40 minut grania – to w zupełności wystarczy. Nie pierwszy raz dyskretnie ostrzegam – ta muzyka uzależnia!
Fajnie obejrzeć chłopaków w akcji. Polecam wideoclip do utworu „Stagazer” https://youtu.be/2aWEt42TIfw
No dobra, płyta już zamówiona. Jutro powinna do mnie dotrzeć. Jutro imieniny. Kolega pewnie będzie z prezentu zadowolny...
Data wydania: 10 grudnia 2021
5 / 44:17
Tracklista:
-------------
01. Albatross - 9:50 https://youtu.be/exVrQLc6oFc
02. Mind Collapse - 10:06 https://youtu.be/3PiDvV2m0tU
03. Rebirth - 7:19 https://youtu.be/t84PfeX2u_Q
04. Sape Shifter - 9:48 https://youtu.be/ngJ6JjVPpZQ
05. Stargazer - 7:12 https://youtu.be/2aWEt42TIfw
Skład:
--------
Luis Moura - Drums, Percussion, Backing Vocals
Vasco Vasconcelos - Bass Guitar
Ricardo Sampaio - Gitars, Vocals, Effects
Stoner Rock, Heavy Psych. No nie dla każdego jest takie granie. Ja od czasu do czasu chętnie zmieniam muzyczne style. Ważne, żeby mnie coś do słuchania zachęciło, może jakieś elementy „retro”. W końcu to moja domena...
No właśnie. Bardzo podobną płytę w tym wątku już kiedyś opisywałem: King Buffalo – „The Burden of Restlessness”. Pamiętam, że ten album kupiłem koledze w prezencie na urodziny. I tenże kolega ma jutro imieniny. No to szukam na Spotify czegoś podobnego. I znajduję: portugalskie trio Madmess. Chłopaki grają już jakiś czas, ale dopiero w grudniu ubiegłego roku wydali swój debiutancki album „Rebirth”.
Wiem, że już jakiś czas temu młodzi muzycy wyprowadzili się z rodzinnego Porto do Londynu. Dopiero tu rozwinęli skrzydła.
Po pierwszym przesłuchaniu „Rebirth”zwróciłem uwagę na kilka elementów: jest jakaś bluesowa podstawa, do tego coś z grunge, no ale filarem wszystkiego są soczyste stonerowe riffy.
Głównie mamy utwory instrumentalne. Wokale przemykają niezauważalnie w „Mind Collapse” i „Stargazer”.
Wiodącym instrumentem jest oczywiście gitara Ricardo Sampaio. Nasza wyobraźnia muzyczna od razu doszukuje się podobieństw w grze Portugalczyka. No to tak:
- młody Gilmour z początku lat 70ch
- Iommi, no bo to ciężkie riffy, a on był ich prekursorem
- Mick Bolton, bo pogłosy, bo długie improwizacje, bo jednak płyta „UFO 2: Flying” odcisnęła na niektórych z nas piętno na zawsze
5 utworów i 40 minut grania – to w zupełności wystarczy. Nie pierwszy raz dyskretnie ostrzegam – ta muzyka uzależnia!
Fajnie obejrzeć chłopaków w akcji. Polecam wideoclip do utworu „Stagazer” https://youtu.be/2aWEt42TIfw
No dobra, płyta już zamówiona. Jutro powinna do mnie dotrzeć. Jutro imieniny. Kolega pewnie będzie z prezentu zadowolny...
Największe muzyczne archiwum na Spotify
Re: Płyty roku 2021 - Witajcie w drugim roku zarazy
Melanie Charles - Y'all Don't (Really) Care About Black Women
Dinah Washington, Sarah Vaughan, Ella Fitzgerald, Marlena Shaw - zreinterpretowane i zremiksowane w słusznej sprawie.
Sam pomysł wydaje się bardzo karkołomny i niebezpieczny i początkowo miałem trochę mieszane uczucia, ale jednak od połowy płyty wątpliwości zaczęły ustępować. Ten hołd oddany jest przy użyciu bardzo współczesnych środków wyrazu i na pewno nie jest to rzecz dla purystów, jednak nie zabrakło tu ani na chwilę szacunku do materiału pierwotnego. Album niecodzienny, ale jak już się go posłucha, to chyba nie będzie się go dało nie zapamiętać.
Woman Of The Ghetto
Dinah Washington, Sarah Vaughan, Ella Fitzgerald, Marlena Shaw - zreinterpretowane i zremiksowane w słusznej sprawie.
Sam pomysł wydaje się bardzo karkołomny i niebezpieczny i początkowo miałem trochę mieszane uczucia, ale jednak od połowy płyty wątpliwości zaczęły ustępować. Ten hołd oddany jest przy użyciu bardzo współczesnych środków wyrazu i na pewno nie jest to rzecz dla purystów, jednak nie zabrakło tu ani na chwilę szacunku do materiału pierwotnego. Album niecodzienny, ale jak już się go posłucha, to chyba nie będzie się go dało nie zapamiętać.
Woman Of The Ghetto
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Re: Płyty roku 2021 - Witajcie w drugim roku zarazy
Chcę powiedzieć, że mi się to BARDZO podoba. Takiej nowoczesności w brzmieniu mówię gromkie TAK, a hołd i szacunek dla tradycji wydają się w pełni autentyczne i niczego nie pozwalają zgubić. Słuszną sprawę trochę pozostawiam na boku, ale materiał po prostu mnie zainteresował muzycznie.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr