Weather Report

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=nV3fWvdNqmI


Od dawna bezskutecznie tego szukałem - wypłynął w "złotej erze bootlegów w necie" w latach 2006/2010 - gdy dosłownie nie było szans by ogarnąć pasjonujący materiał i wyskakujące jak spod ziemi blogi, fora itd - gdzie wszyscy dzielili się wszystkim - człowiek nie nadążał śledzić, ściągać, nagrywać i przesłuchiwać. O ile mnie pamięć nie myli - być może miałem mocno okrojoną 40 min - czasem na krótko jakiś kolekcjoner wrzucił np tu:

https://www.guitars101.com/threads/weat ... st-1113897


Polecam fanom ale i nie tylko - np poszukującym nieco bardziej surowego, najeżonego niekiedy dysonansami, mniej "ugrzecznionego" fusion - czy spod znaku ówczesnego "dark funku" Davisa czy silnie eksperymentujących z free i brzmieniami naznaczonymi "brzydotą" i przeróżnymi "warkotami".


Jak już wspomniałem wyżej - rzadka okazja by posłuchać bandu w przejściowej, eksperymentalnej układance - szczególnie sekcja - Vitous / Errico - chyba trudno wskazać dwóch innych muzyków - równolatków, których dzieliłoby tak wiele - podobnie jak dosłownie przepaść dzieliła poprzednika za bębnami - Gravatta i Errico - i to doskonale słychać. Zawinul nie miał wątpliwości - wcześniejszy okres nie mógł trwać w tej odsłonie dalej - niekiedy w tej "free" formie gdy pojawiało natchnienie muzycy osiągali fenomenalne efekty - ale na krótko - częściej zgodnie ze słowami Joe - "prowadzili jakby śledztwo - investigation" czy "pływali w tym starając utrzymać na powierzchni. Mieli też rozrastające się rodziny, którym należało utrzymać byt a mocno "impresyjne" wczesne albumy nie sprzedawały w zadowalającej formie. Na fali był funk i mocno "czarne" granie - sukces np Herbie Hancocka podziałał na wyobraźnię wielu wykonawcom i dał do myślenia. Można serwować odjazdy ale kto to będzie słuchał i kupował krążki ?. Zawinul zdecydowanie zwrócił się do myślenia o rzeczach bardziej rytmicznych, by trzymać groove i porwać za sobą publiczność - chciał również by "kompozycja" była bardziej wyczuwalna i konkretna struktura, ramy stylistyczne - co stało kością niezgody w relacjach w Miroslavem - który zaczął czuć się spychany na margines, oczekiwano od niego "repetycji" krótkich motywów i riffów - a on tego nie chciał i mentalnie wracał tęsknie do akustycznego grania z silniejszym intuicyjnym ECM duchem i nieustanną czujną interakcją między instrumentalistami.


Ciekawie słucha się w ujęciu muzyki WR - młodego Errico - chyba najbardziej heavy ze wszystkich z potężnym niczym cios boksera wagi ciężkiej soundem bębna basowego - dla wielu było to "bezmyślne rockowe dudnienie" ale momentami przynosiło zamierzone przez Zawinula rezultaty bujającego groove`u i jakby zwiastowało patenty "hip-hopowe". Joe wiedział co mówi i w jakim kierunku może podążyć jazzowa muzyka i rytmika - obracał w środowisku afro-amerykanów, mieszkał tam i grał przez lata z Cannonballem, któremu soul i w ogóle brzmienia, puls "ulicy", Harlemu nie były obce. Gravatt choć wychwalany pod niebiosa za granie jazzowe - nie miał serca do takiego podejścia - coś musi być na rzeczy bo sam Zappa mawiał, że jeśli chodzi o granie "polirytmiczne" i sadzenie "solidnych groove" to perkusiści stricte jazzowi tego nie potrafią lub mają poważne problemy.


Polecam bo to więcej niż cenny dokument i muzyczna ciekawostka.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.sendspace.com/file/0shhh7


https://www.wolfgangs.com/music/weather ... id=4844397


https://www.youtube.com/watch?v=vA5gImHvid0


Przy odrobinie szczęścia można na chwilę - bo te materiały pojawiają się na oka mgnienie by potem znów się rozpłynąć - liczy się refleks i mnóstwo szczęścia, jakiś instynkt łowcy, szósty zmysł, pasja miłość do tej muzyki i jakieś "tknięcie" wyższej instancji by poszukać by czasem znaleźć .... a czasem nie.


Piękny choć krótki koncert - być może set lista została skrócona na wymogi festiwalu - odbywającej prestiżowej imprezy Newport. Panowie od Pogody zaprezentowali w świeżym działającym od raptem paru miesięcy składzie z nową sekcją - kto wie czy nie najlepszą czy bez wątpienia w absolutnej czołówce - Jaco / Acuna / Badrena. Wedle opisów show pochodził z zapisu z konsolety - choć audiofile mogą nieco kręcić nosem - jednakże band był w o wiele lepszej formie niż w oficjalnym Montreux a brzmienie bardziej soczyste i krystaliczne niż równie fenomenalnym ze szwedzkiego Kristianstad - który ostatnio lokuje się w ścisłej czołówce najwyżej ocenianych materiałów z tej trasy. Set lista nie zaskakuje ale wykonanie, nagromadzenie licznych niespodzianek, smaczków, drobiażdżków, wtrąceń, zabaw brzmieniem, barwą - jak Jaco na każdym kroku nie tylko w Scarlet Woman czy Cannonball czaruje nowymi melodiami, wariacjami, flażoletami - podobnie jak Zawinul walczy i częściej wygrywa niż popada w frustrację wyciągając to co najlepsze z dwóch ARP 2600 - a był to model wyjątkowo kapryśny, nieobliczalny i zawodny.... lecz gdy działał i przy odrobinie szczęścia barwy były czarowne. Warto posłuchać gawędziarza o rozbrajającym akcencie - perkusisty Alexa Acune - gościa Terry Bozzio jak wspomina tamten czas i jak band "pęczniał, rósł z każdą próbą, z każdym koncertem" - że na początku z raptem paręset dolarów do kilku / kilkunastu tysięcy za show - taką zyskiwali lawinowo renomę dosłownie z koncertu na koncert. We wspomnieniach między wierszami - bo gentlemani obok "nie rozmawiania o TYCH sprawach" nie rozmawiają również o pieniądzach - że mimo raptownego i radującego wszystkich sukcesu finansowego - lider Joe - ani myślał płacić muzykom którzy tak wiele wnieśli - nie wspinali na cudzych plecach tylko sami byli ojcami zgoła nieoczekiwanego aplauzu i popularności - frustrowali się tym, że dostawali grosze - Zawinul skądinąd słusznie wolał np pakować przychody w zespół czyli w oświetlenie - nagłośnienie dość drogiej i snobistycznej firmy Bosse - co dawało rezultaty. Nawet dziś bootlegi z tego okresu - nawet jak na "z publiczności" robią wrażenie solidną jakością dźwięku, nie zlewaniem się, dbałością o klarowność detalu, na polu delikatniejszego "akustycznego" grania jak i sprawdzało gdy band dawał czadu i grał niezwykle gęsto, nic nie ginęło. Każdy z muzyków również dokładał swoją cegiełkę - np Jaco swoim nieporęcznym ale dającym niezwykłe i pożądanie brzmienie wśród młodszych adeptów - wystarczy sięgnąć do jego biografii - Acoustic 360 - 361PP Combo - wspominali choćby Neil Stubenhaus, Hiram Bullock czy Will Lee - gdy Jaco na wykładach czy objaśniając młodzikom o co chodzi i jak grać np be-bop na basie, jak osiąga swoje brzmienie - zamiast czczej gadaniny przytachał ciężki Combo - grał bliżej przetwornika wtedy wszystkim się oczy otwierały, robiło jaśniej jakby spływała na nich łaska uświęcająca i wtedy stawało jasne o co chodzi i jak to osiągnąć, nie tylko gry grał wariacje chromatyczne Bacha na tym ekwipunku - co to musiało być za przeżycie uczestniczyć w takich wykładach / warsztatach. :roll:

ps. słuchanie samego Alexa również dla perkusistów jest najlepszą lekcję rytmiki i podejścia do instrumentu - nie wszyscy pamiętają i dziś chcą się przyznać ale w drugiej połowie lat 70 w Acuni widziano "nowego Tony Williamsa" - gdy się rozkręcił i wpadł w szwung zachwycał wszystkich - jego połączenie korzeni - gdyż jak sam przyznaje wychował na jazzie choćby drugiego wielkiego kwintetu Davisa z Shorterem - znał te kawałki na wylot plus jego tradycja również wynikła z pochodzenia i korzeni latin jazzu. Pojawiały się niestety zarzuty w późniejszych latach, że zanadto skupianie na pracy sesyjnej stępiły jego dawny pazur i fantazję i grę uczyniły zbyt przewidywalną i akademicko / schematyczną.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=miWa2xf5P6w


Do tej pory nie doceniałem tego bootlegu - wielokrotnie mi umykał a stanowi znakomity dowód a muzycznie najlepszy przykład stopniowej ewolucji stylistycznej i zdecydowanego obrania nowego - WŁAŚCIWEGO kursu przez band a głównie przez inicjatora całości - lidera Zawinula. Do tej pory wśród fanów było sporo gorących dyskusji i raczej traktowania tych lat jako jeden wielki bałagan, bezustannych roszad personalnych, chaosu, bezproduktywnych poszukiwań i "miotania się" - owszem też ale zaproszenie Errico stanowiło słuszność koncepcji Joe - że liczy się rytm, a idee fixe zespołu to odpowiedni perkusista i trzeba pisać więcej "rytmicznego materiału" - band musi mieć sprecyzowany i wyrazisty profil, żadne free czy "eksperymentowanie dla eksperymentowania" - musi być solidna baza i w kompozycji i wykonawcach tych założeń. Joe i Wayne nie ukrywali, że gdyby nadal trzymali tego impresyjnego free kursu z pierwszych 2 płyt - zespół by nie przetrwał a oni mieli coraz większe rodziny na utrzymaniu, czasy się zmieniały a funk czy opieranie na solidnej "czarnej" rytmicznej bazie modne i takiej muzyki chcieli słuchać ludzie - granie tylko dla siebie czy garstki studenciaków czy pseudo-środowisk-inteligenckich nie miało sensu jeśli chciało się utrzymać dłużej zespół.

Dawniej parokrotnie toczyłem gorące spory i polemiki z innymi znawcami i badaczami ewolucji stylistycznej Weather - że ich drażnili w ich mniemaniu przypadkowi perkusiści - dudniący, grający przypadkowo, bezmyślnie i zbyt heavy. Wystarczy posłuchać fragmentów Honoris Causa, Boogie, Congress, That Time czy otwierającego całość jamu - który nosi ślady zalążków przyszłej kompozycji Freezing Fire - że baza jaką dawał Greg jest daleka od schematów i tępego rockowego łojenia, co zarzucali niektórzy. Przede wszystkim moc jaka biła od pulsu bębna basowego - to jak szarżujący pięściach wagi ciężkiej czy rozpędzony ekspres. A skoro mowa o pociągach - ciekawą rzecz przy okazji składania nowego bandu Lifetime - gdy był już u Williamsa Holdsworth i Pasqua - szukano i przesłuchiwano mnóstwo basistów - pojawił nawet młody Jaco i zrobił jak łatwo domyśleć oszałamiające wrażenie - ale Tony po zastanowieniu stwierdził, że dobry band jest jak pociąg - muszą być położone solidne pewne tory, po których sunie lokomotywa z wagonami a potem gdy to jest zapewnione i ustalone można się bawić w wagonie restauracyjnym, wieszać plakaty, zbierać drukować kolorowe bilety itd - wszyscy nie mogą być torowiskiem czy samą lokomotywą. Zawinul w późniejszych latach do znudzenia powtarzał że Report to "we`re always solo and never solo". Jednakże "radosna twórczość" i rozbrykana wczesna sekcja świadczyła, że jak każdy będzie odjeżdżał i fruwał po swoich obłoczkach to zespół nie będzie stanowił monolitu.


Lider w wydawnictwach archiwalnych wyróżniał dopiero u schyłku jesieni 75 że sekcja Alphonso/ Chester i Alex to był pierwszy "poważny" band - ale w ciągu ostatnich lat gdy wsłuchać się chociażby w w/w bootleg z Errico z Philharmonic Hall - że wtedy powoli wszystko wskakiwało na "właściwe" tory. Pięknie cytował to śp. Lyle Mays - że "... sztuka rodzi się pod presją i jarzmem ale zamiera na wolności...". Coś w tym jest - pewna nowo odkryta dzięki Gregowi zespołowa dyscyplina udzielała też solistom - nie tylko Shorterowi ale Zawinulowi, którego proporcje dobieranych barw, zmysł kolorystyczny na pianie Fendera ale rozkwitającym ARP 2600 można porównać z tym co w malarstwie robili Jackson Pollock, Wassily Kandinski, Mark Rothko, Paul Klee czy Kurt Schwitters.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.guitars101.com/threads/weat ... st-1188414


Szkoda i żal ściska serce, że to "zaledwie audience recording" - bo muzycznie jest... brak mi słów a od lat mam naturalny i wyuczony wstręt by epatować pompatycznymi zwrotami po czasie budzących jedynie uśmiech politowania i zażenowania. Mam ten bootleg od lat ale ostatnio - być może dzięki aurze za oknem - powoli do mnie dochodzi ranga, kaliber i sens tych nagrań. Pisanina to strata czasu - wystarczy posłuchać - chociażby 18 min wersji Gibraltar - gdzie pojawiają np pomysły i riffy Jaco do przyszłych River People czy zamykającej - owszem - czasem urywającej się z taśmy Badii - nie inaczej w bardziej swobodnych, rozimprowizowanych niż zazwyczaj Black Market lub zrelaksowanej i płynącej Rekark You Made. Osobliwie słucha się tych bootlegów - z trasy Heavy Weather - gdy wraca pamięcią i sięga do początków fascynacją i kiedy zaczęła miłość do tej muzyki - gdy w trakcie zimowych ferii pod koniec lat 90 człowiek jako pełny naiwnej pasji do muzyki młodziak - w wolnym czasie latał po jeszcze ledwie zipiących sklepach muzycznych na Śląsku w poszukiwaniu resztek / niedobitków krążków studyjnych WR po promocyjnych cenach i jak te kompozycje wciągały w nowy nieznanych świat i popuszczając wodze wyobraźni się fantazjowało - jak to mogło brzmieć na żywo ?..... ta miłość, pasja, namiętność, fascynacja nigdy całkowicie nie wygasa. Tyle lat minęło a ta muzyka nic się nie starzeje. Obecni, krajowi wydawcy bawią w "Świętych Mikołajów" stosując kroplówkę z "odkrytych nieznanych nagrań" ale to raptem drobna namiastka i kropla w morzu potrzeb - dawkują, zwodzą, dają zwodnicze obietnice.... aż wymrze pokolenie miłośników takiej specyficznej muzyki lub Oni sami, nie tędy droga.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Jeśli ktoś jest gotów dać się ponieść tej muzyce z trasy Heavy Weather a przy okazji zapomnieć o audiofilskich inklinacjach - to przyjemnością wrzucam na serwer dwa inne występu z tego roku z Berklee Boston i z Santa Monica - cenne dokumenty i niezbite dowody fenomenu muzyki, kreatywności wykonawców, ich radości tworzenia - w warstwie rytmicznej jak mawia mój mentor - najwybitniejszy znawca zagadnienia twórczości Weather Report w obszarze byłych "Austro-Węgier" Wireq - pedagog, autor poważnych w środowisku materiałów naukowych z zakresu rytmiki, jazzu, przenikania etnicznych pierwiastków - że swing, jazz, rytm dla wykonawców jest jak oddychanie - grając oddychasz ale musisz pamiętać, że grasz dla widowni, która również musi oddychać .... razem z Tobą - to takie "... son continu..." - brzmienie ciągłe, swing jazz, groove, rytm musisz mieć w sobie - nie potrzebujesz by ktokolwiek cię poganiał lub dyscyplinował - w przeciwnym razie nie masz swingu / jazzu w sobie - to taki persyflaż w stosunku do tego co robili przed Tobą inni - świadomi celu i je osiągający. Nikt poza Wireq`iem nie rozwikłał zawiłości i relacji między wedle Strawińskiego - "czasem psychologicznym" a "czasem antologicznym" - w opozycji do Rudolfa Kassnera - w jazzie "czas przeżywany" a jazzowy "czas mierzony". Ówczesny drummer Report - Alex nie miał z w/w dylematami żadnych problemów ani nie wykazywał poczucia rozpaczliwej tudzież zuchwałej niemocy sprowadzania przezywanego i mierzonego czasu do wspólnego mianownika ale słuchacz skonfundowany wyczuwa ze mianownik jest podejrzanie podwójny wiec wyczuwa swing - tak jak wyczuwa dychotomię między konfliktem etnicznym - czy jazz / jazz-fusion zawdzięcza cokolwiek rytmom afrykańskim/ latynoskim czy nie ma z nimi absolutnie nic wspólnego. Jak dalece byli gotowi posunąć się Rashied Ali i Sunny Murray w opozycji do Alexa Acuny na zgoła odmiennym polirytmicznym nurcie ?. Jeśli ktoś ma problem by cokolwiek z tego zrozumieć i rozwiązać czysto ontologiczne / semantyczne i dialektyczne konflikty - polecam by zwyczajnie posłuchać tych nagrań. Tam jest wszystko wyjaśnione i klarownie zaprezentowane.


https://www.sendspace.com/file/yj5dg8


https://www.sendspace.com/file/460ghx


http://tela.sugarmegs.org/_asxtela/asxc ... tonMA.html



http://tela.sugarmegs.org/_asxtela/asxc ... icaCA.html
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=njclrW_qLi4


Zabawne i wymowne zarazem, że to rockmani z Antypodów dali nijako odpowiedź na rozterki wytrawnych starych jazzmanów - Zawinula i Shortera. No może Zawinula w mniejszym stopniu - gdy przybył do Stanów obracał i mocno wsiąkł w środowisko "afro-amerykanów", kręcił po Harlemie i nie tylko - był otwarty i spotykał, uważnie słuchał młodych czarnych muzyków co mają do powiedzenia, jak pojmują i jak cholernie WAŻNY jest dla nich rytm, puls, jak wręcz do niego chodzą, poruszają się, jakim jest składnikiem ich krwi, jak do niego mówią i jedzą "soul food". Dlatego tak kochał muzykę i przesłanie Dinah Washington, Cannonballa - potem szukał, może nie zawsze w pełni świadomie w perkusistach - stąd fascynacja nie-jazzowym Greggiem Errico - który szedł na swoją duszą, za pulsem ulicy - a nie przeintelektualizowanym free.... groove - u naszych krajowych i nie tylko perkusistów zjawisko niezwykle rzadkie i w języku abstrakcyjne. Zappa to wiedział - dla niego gdy okrutnie przesłuchiwał kolejnych kandydatów do zespołów koncertujących były ważne 4 sprawy - czy sprawnie czyta nuty, czy szybko sie uczy, czy błyskawicznie zmienia style i czy potrafi grać polirytmicznie oraz groove - uważał, że techniczni perkusiści klasyczni czy jazzmani tego z reguły nie potrafią - nie skory do pochwał wymieniał, że słowa uznania należą się Viinie Colaiucie - grał jazzowo, polirytmicznie i z groovem..... To samo surowy, srogi i szorstki Austriak Zawinul - był zachwycony Errico - że miał jak mało który drummer WR - "groove" - tego nie da się nauczyć czy zapisać w nutach. Stąd bootlegi "pogodynek" z Gregiem są tak fascynujące mimo kiepskiej jakości dźwięku. Jego odejście też owiewa mgiełka tajemnicy - sam zainteresowany zdawkowo kluczy bo czas zatarł detale - że nie było mowy o dłuższej współpracy - zagrali umówione koncerty, uścisnęli sobie dłonie, było miło, fajnie a potem każdy udał w swoją stronę, nie było mowy o dłuższej współpracy. Joe po latach miał mieć "złamane serce" bo według niego Errico odszedł a był wielce obiecujący, nie potrafił grać jazzu ale sadził groove`y jak nikt po nim..... jak każdy ostry lider Joe chciał chyba za wiele za szybko - zamiast poczekać na luzie i pozwolić sprawom by rozwijały się w swoim naturalnym tempie. Wybitni muzycy podobnie jak cudowne kobiety nie są jak autobus wedle "życiowej filozofii" Benny Hilla - "... jeśli ci ucieknie nie przejmuj się, poczekaj chwile a przyjedzie kolejny...".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

http://ia801507.us.archive.org/30/items ... .mp3?cnt=0


Niedawno wypłynął bootleg również z Santa Monica - z Civic Auditorium z 5go maja 75. Kolekcjonerzy znają inne nagrania również z maja 75 z Berkeley i San Diego - niby różni je raptem dzień/ dwa dni ale ówczesne występy "pogodynek" diametralnie różniły się od siebie, były niezwykle spontaniczne a set listy prawie za każdym razem stanowiły sprawę otwartą - z tej przyczyny warto do każdego koncertu / bootlegu podejść ze świeżą głową i spodziewać się niespodziewanego. W dalszym ciągu było wiele surowości charakterystycznego do poprzedniego okresu - który powoli odchodził do przeszłości. Zdumiewa niezwykle swobodna gra Chestera Thompsona - nigdy w swojej imponującej karierze perkusisty nie miał tyle wolności - aż trudno go rozpoznać w stosunku do tego co w późniejszych latach przyszło mu w Genesis / u Collinsa czy nawet u niezwykle skomplikowanej ale ułożonej muzyki w głowie lidera - Zappy. Można wnikliwie analizować godzinami jak on i Alphonso się instynktownie rozumieli i byli znakomicie zgrani. Szkoda że trwało to tak krótko, lecz dzięki temu mieli okazję zabłysnąć inni wyśmienici instrumentaliści i nowe sekcje Jaco/Acuna czy Jaco/Erskine. Swobodę cechują improwizacje Zawinula na syntezatorze np w mocno najeżonym dysonansami Freezing Fire.



Weather Report
Joe Zawinul: keyboards
Wayne Shorter: sax
Alphonso Johnson: bass
Chester Thompson: drums
Alyrio Lima: percussion

Santa Monica Civic Auditorium
Santa Monica, Ca. USA
audience recording from the fresh archives
runtime: 65:40 (minutes/ seconds)

tracklist:

1: Directions
2: Scarlet Woman
3: Freezing Fire
4: American Tango
5: Blackthorn Rose
6: Boogie Woogie Waltz


Szkoda, że spadkobiercy Zawinula i Shortera rzadko raczą nas większą ilością doskonale brzmiących koncertowych archiwaliów. Warto by odrobinę uchylić rąbka tajemnicy jak zespół nieustannie ewoluował na żywo i jak nieustannie budował / rozbierał na czynniki pierwsze i znów składał studyjne kompozycje. Była intrygująca ale dopiero rozbudzająca apetyty na więcej Live & Unreleased czy 4 płytowe Legendary Tapes 78/80 - może kiedyś niedoceniony okres 73/75 doczeka obszerniejszej dokumentacji live.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=fwZkvQ7EUGo

Wielki rarytas - przykład jak światy jazzu i rocka się w tamtym czasie coraz odważnej i przekonująco przenikały i na przekór malkontentom i konserwatystom wśród dziennikarzy i teoretyków - dawało to efekty, obie strony miały sobie wiele do zaoferowania i gotowe uczyć się od siebie wzajemnie. Rockmani swoją muzykę mogli uczynić bardziej intrygującą, swobodniejszą, wielowymiarową i mniej "gminną" a jazzmani jak wykorzystywać pozornie uproszczone rytmy, elektryczne instrumentarium, jak grać z goovem i jak porywać większe audytorium. Szkoda, że w późniejszych latach spora część obu stron nijako wstydziła tych "niezdrowych" i młodzieńczych fascynacji. Obie strony również zachęcały swoich fanów by wkroczyli w do tej pory obcy czy "wrogi / pogardzany" świat - warto czasem przyjrzeć się "wrogowi" z bliska. Dobrym na to przykładem były próby np ekip pokroju Corporation z ich mocno odbiegającą od oryginału ale na pewno fascynującą dla rockmanów przeróbką India - Coltrane`a:


https://www.youtube.com/watch?v=NY_orG6MFdM


Co mnie ( i nie tylko ) pasjonowało - że dzięki temu powstawało coś między kategoriami - nie było to już "klasyczny rock" - jazz również "jeszcze nie".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Weather Report

Post autor: Inkwizytor »

Weather Report

1977-08-27, Falkoner Teatret, Copenhagen, Denmark


https://www.sendspace.com/file/4z0u7l


Dorobek koncertowy "pogodynek" chyba nigdy nie zostanie należycie oceniony, doceniony, przesłuchany i przeanalizowany - bez popadania w żałosne bałwochwalstwo i godne neofity zaślepienie - dosłownie każde show to temat do osobnej analizy i dogłębnych studiów. Wcześniej ten bootleg mi "przemknął" - dopiero stosunkowo niedawno gdy w "nabożnym" :wink: skupieniu posłuchałem na słuchawki - naprawdę głośno - wszystkim mającym wstręt do bootlegów ( a feee ) polecam tę metodę w przypadku tego nagrania. Gdy się odpowiednio wsłuchać, wyluzować, pozbyć uprzedzeń i odciąć od rozpraszającej rzeczywistości i wybijających z "rytmu" hałasów - można bardzo szybko zapomnieć że słuchamy nagrania z publiczności - ale za to jakiego - intensywność doznań jest porażająca. Jak w przypadku wcześniejszych bootlegów - wpędza w kompleksy kto wie czy nie najlepsza sekcja - Jaco / Badrena i Acuna - ten niczym bóstwo Inków i Azteków serwuje nam co rusz zanurzony w jazzowych korzeniach "uduchowiony rytuał najprawdziwszej magii" łącząc z innym wymiarem. Brzmienie chociażby werbla niezwykle soczyste i "jędrne". Co mnie zdumiewa i "uderza" to ciągłe przesuwanie akcentów - mieszanie rytmów, wahania nastrojów - niby znajome utwory i aranże - ale za każdym razem odświeżająca aranżacyjna bryza i niespodzianka - np. w Elegant People, Teen Town, Remark, Black Market, Scarlet Woman a co się dzieje w intensywnym i transowym do szaleństwa - piętnastominutowym Gibraltar. Stopień telepatycznego porozumienia Alexa i Manolo - tego należy posłuchać jak ich partie się przeplatają i stapiają - unikając rutyny i sztampy. Opanowanie repertuaru nieustannie wznosi na wyższy poziom - wyciskając wciąż więcej i więcej. Może odrobinę szkoda - że odpadły w set liście Harlequin i Palladium - może będę za ostry ale ekipa od Zawinula ciut za szybko i pochopnie z nich zrezygnowała a i tak kompozycji było tyle, że bez problemu byli w stanie wypełnić 2 godzinny show - pomijam jak zawsze świetne indywidualne popisy - by dać chwilę wytchnienia kolegom po ekstatycznym kolektywnym graniu. Nie chcę nikogo osądzać czy obrażać - owszem - dorośli mężczyźni świadomie podejmują decyzje - ktoś odchodzi - trudno - życie toczy się dalej - ale Zawinul był poniekąd "głupcem" że nie próbował zatrzymać tej sekcji wszelkimi metodami - groźbą, szantażem, przekupstwem - byłoby warto.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Weather Report

Post autor: Inkwizytor »

Weather Report
Fumonkan, Tokyo
Japan
1981-06-07


Przyjęło się uznawać materiał koncertowy z tego okresu jako łabędzi śpiew nie tylko tego składu ale prawie całego dorobku i idei projektu WR. Prawda jest, że w istocie w bandzie nie działo najlepiej i niewiele zostało z "miesiąca" miodowego i wspólnej fascynacji starej gwardii i Jaco - któremu zespół zawdzięczał doprawdy wiele - choćby to, iż przyciągnął na koncerty nowe pokolenie, mocno się z nim utożsamiające, młodszych adeptów gitary basowej zafascynowanych czym ten instrument zadał być w rękach Pastoriusa - czy samych organizatorów - którzy wedle legendy "mieli odkąd pojawił Jaco na scenie swym fantazyjnym sposobem bycia na estradzie i grą - dodać jedno zero do honorarium". Niestety począwszy od roku 80 - co nijako kulminacją był niefortunny 81 - pierwszy, który nie zaowocował żadnym albumem choć materiał mniej więcej był gotowy i ogrywany na koncertach - ujawniał coraz więcej konfliktów, niesnasek - Jaco miał coraz bardziej być zainteresowany karierą solową - choć z drugiej strony czuł nieznośną presję - bo oczekiwano, że stworzy album z genialną przełomową muzyką, której nikt dotąd nie słyszał, rzuci wszystkich na kolana, przy tym album sprzeda w co najmniej 20 mln egzemplarzy i będzie zawierał kilka murowanych hitów - "kolejnych birdlandów". Dawała też o sobie znać niezdiagnozowana choroba - wedle jednych depresja maniakalna - wedle innych afektywna dwubiegunowa - choć objawy były podobne a różnice minimalne. Lider miał być zdumiony licznymi afrontami - niekiedy rzekomo "dla zabawy i zgrywy" ze strony Jaco - do którego miał stosunek jak to "nieustannie błądzącego i nawracającego się i przepraszającego Syna Marnotrawnego" - a cierpliwość musi się kiedyś skończyć. Wedle samych muzyków - Joe poważnie rozważał, czy na czekające koncerty np w Japonii nie ściągnąć mającego znakomitą reputację Tony Levina - ten jak zwykle był nieosiągalny - swoją droga ciekawe jakby to brzmiało. Dziwić może dlaczego nie rozważano np opcji z już wtedy wybornym Marcusem Millerem - Report i Marcus - jaka to byłaby ekipa o ile już nie odbywał prób z powracającym wielkim Milesem. Dochodziło też do wymiany słownej i "dźwiękowej" amunicji - między Joe a Jaco - drugiego irytowało nadmierne "utopienie" aranży i melodii w elektornice, wszędobylskich syntezatorach, bębnach elektronicznych oraz dublowania jego basu również basem syntetycznym co miało Pastoriusa regularnie doprowadzać do szału. Z kolei Zawinul miał dość scenicznych wygłupów i szaleństw coraz bardziej chaotycznych basisty z rozkręcaniem wzmacniaczy na full i produkowanie przesterowanego jazgotu czy skakanie po estradzie i granie Hendrixa - co było stanowiło powiew świeżości w 76 / 77 , intrygowało i stanowiło niespodziankę - irytowało w 81 - "muzyczny miesiąc miodowy" i wzajemne "jedzenie sobie z dziubków" danoio się skończyło. Pianista długo przecierał oczy ze zdumienia i próbował wybaczyć nikczemne zachowanie jak basista kupił mu drogi wypasiony akordeon na urodziny - rzucił go niedbale na łóżko i okrasił paroma niecenzuralnymi komentarzami - potem miał przeprosić ale coś nieodwracalnie zostało zniszczone.


O dziwo muzycznie słuchając koncertu z Tokyo nie odczuwa w/w problemów czy problemów z komunikacją i "walk frakcyjnych" - Pogodynki to wtedy gdy mieli dobry dzień ( bo podobno w ramach tej samej trasy czy gry w tym samym niekiedy mieście dzień po dniu - zdarzały występy, które były katastrofą i jedynie dzięki przychylnym dziennikarzom zespół unikał miażdżących komentarzy i wielkiego wstydu) - nadal byli maszynerią, wewnętrznie zintegrowaną i oferującą muzykę na najwyższym poziomie - wystarczy sięgnąć po 20 minutową wersję Madagascar - nafaszerowaną niuansami, kolejnymi wtrętami solowymi poszczególnych instrumentalistów - śmiem napisać, że to jedna z ciekawszych wersji tej wcale nie łatwej w odbiorze kompozycji. Pewną niespodzianką jest stareńki już wówczas "klasyk" It`s About That Time - okazjonalnie wykonywany tu świetnie rozkręcający dzięki grającej jak w transie sekcji Erskine / Thomas. Lepsze wrażenie niż na albumie Weather Report 1982- robią cztery wtedy "premierowe" kompozycje - dwie balladowe Speechless / Current Affairs oraz żywsze oddające nerwowy puls jazzowej mekki świata - czyli Nowego Yorku - NYC oraz zaczynający jak zaproszenie do rytualnego tańca lub składania ofiar - Volcano For Hire - choć w jego przypadku mam wrażenie, że ten kawałek dopiero właściwie zagrała i rozwinęła następna sekcja - Hakim/ Bailey / Rossy. Na wielki finał - bis - nijako w nagrodę dla cierpliwej publiczności wybrzmiał wzbudzajacy jak zwykle kolosalny entuzjazm publiczności - Birdland. Ciekawym zabiegiem aranżacyjnym jest coraz częstsze sięganie przez Zawinula do elektrycznego piana Yamahy - kosztem niekiedy poczciwego Fendera - który o ile dobrze pamiętam w kolejnych trasach miał całkiem zniknąć - chyba w 83 Joe zrezygnował z niego i pożegnał na dobre.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Weather Report

Post autor: Inkwizytor »

Weather Report Hoffman Estates IL 1981
Poplar Creek , June 28

https://www.youtube.com/watch?v=tYk3Ort5mPA
https://www.youtube.com/watch?v=QEmIZU03HB8

Jeśli komuś przypadł do gustu i jeśli podobnie jak w moim przypadku wielkim pozytywnym zaskoczeniem był w/w koncert z Japonii - nijako "na druga nóżkę" powinien być bootleg z Hoffman Estates - z tego samego miesiąca - tyle że z końcówki czerwca. Okrasą i najlepszym pretekstem by sięgnąć po niego i włączyć do swoich zbiorów jest jedna z dwóch zagranych na finał Medley - niezwykle ciekawie zestawiona i grana rzadko Remark You Made / Dream Clock ( w sumie to intro - przejście ) / Rockin`in`Rhythm / Liberty City / Birdland - gdzie muzycy składają nie tylko hołd gorącym swingującym big bandom złotej ery jazzu ale i erze be-bopu Joe zasiada do piana Yamahy i serwuje solo/ improwizację godną Arta Tatyma i Bud Powellowi. Fascynują również zgodnie z intencją samego muzyka "be-bopowe" partie instrumentów perkusyjnych chyba niedocenianego Bobby Thomasa Jr - słuchając bootlegu w różnych momentach łapałem na tym - co ten facet wyprawiał - o kaskaderskich popisach nie zważając na ręce, zdrowie, serce w finałowym Badia / Boogie Woogie nie ma sensu się rozpisywać. Szkoda, ze Zawinul nie postanowił przynajmniej jego zatrzymać wszelkimi metodami w zespole - na pewno zgrałby się z Hakimem i Victorem bez problemu - skora ta sekcja się rozpadła - z całym szacunkiem dla nie mniej uzdolnionego Jose Rossy. Krążą opinie, że swoim kunsztem, niebanalnym podejściem Bobby nijako "ośmieszył" koncepcję kwartetu "pogodynek" w latach 78/79 - a pojawienie udowodniło jak bardzo zespołowi brakowało kogoś takiego. Otwierająca całość również hołd dla hot ery bopu - niekończących się koncertów i jam sessions u Mintona - zagrany na złamanie kardu Fast City to dobre wprowadzenie w atmosferę całości i dowód, że jeśli były narastające konflikty i antagonizmy - to głęboko ukryte i dobrych koncertów było więcej niż katastrofalnych i zadany kłam malkontentom i niedzielnym krytykom -że "fusion i bandy w rodzaju Report w latach 80 znalazły w impasie, odwrocie i głębokim regresie".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Weather Report

Post autor: Inkwizytor »

http://tela.sugarmegs.org/_asxtela/asxc ... ccaNY.html


http://ia802901.us.archive.org/10/items ... .mp3?cnt=0


Powrócił po kilkunastu zgoła latach przepyszny bootleg "Pogodynek" z dosłownie końcówki 1973. Nie jestem pewien czy przypadkiem to nie ostatni lub jeden z dwóch / trzech ostatnich koncertów w składzie z Errico i Vitousem. Rozmaite źródła wzajemnie się wykluczają i podają, że już od 2 listopada "oficjalnym" nowym perkusistą był Ishmael Wilburn. Miroslav w tej edycji i w tej stylistyce - nieustannie narastającej funkującej - był już ledwie ledwie tolerowany - sam również czuł coraz bardziej obco i sfrustrowany i naturalnie niedoceniany. Jakość jak na bootleg "znakomita" - klarowność poszczególnych tonów i barw instrumentów. Jak pisałem wcześniej - podobnie jak w przypadku nagrań z NYC, klubu Jabberwocky, Bostonu i Lenox Music Inn - niezwykła okazja by podziwiać zespół z rockowym lub raczej rockowo-soulowym heavy perkusistą - najlepszym twórcą groove`a - ok 25 letnim Gregiem Errico - wsłuchując trudno nadziwić jak ten "biały" rockman odnalazł w specyficznej, free-jazzowej momentami formacji. Zadając kłam malkontentom - to żadne "tępe przyciężkawe monotonne łomotanie" - jego zagrywek w zamykającym set jamie - opartym na motywach 125th Street Congress - nieustanne krzyżowanie rytmów, zmyślne zagrywki werbel na przemian z potężnie brzmiącym bębnem basowym - jakiego kopa dawał partnerom i nie tracił pulsu, groove ani na moment. Musiał być w życiowej formie - skoro lider nie szczędził mu słów uznania. Potencjał był ogromny i to w znacznym stopniu definiowało - podobnie jak popisowy numer tamtych gorących jesiennych dni Boogie Woogie Waltz - przyszłe charakterystyczne koncertowe brzmienie. Nie był to żaden "skład przejściowy" czy "tymczasowy" czy "sposób na przetrwanie". Intuicja liderów nie zawiodła. Bootleg wysoko stoi w rankingach fanów i kolekcjonerów - pojawiał a potem znów znikał na długie lata. Band otwierał koncerty Mahavishnu i wysoko zawiesił poprzeczkę - set niekompletny - choć jako support nie wydaje się by grali dłużej niż ok 50 minut - góra godzina. Nie można uwierzyć, że w tym roku mija pół wieku od tych koncertów - gdzie Errico występował z "Pogodynkami" ok pół roku. Są takie momenty aż porażają dynamiką i nie przeszkadza, iż Greg nie grał jazzu sensu stricte. A jego niski i wielki bęben basowy - to już "gotowe WR" - ten sam groove, moc i polirytmię osiągali na żywo z Chesterem czy Acuną.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Weather Report

Post autor: Inkwizytor »

https://www.guitars101.com/threads/weat ... on.794666/

Wspaniały bootleg z europejskiej odnogi trasy "Heavy Weather Tour" - naznaczona i napiętnowana smuteczkiem świadomości dezintegracji tego wyjątkowego składu - ze szczególnym naciskiem na sekcję rytmiczną - Jaco / Acuna / Badrena. Jakość dźwięku mimo, że "audience" to raczej brzmi jak z lekko zamulonej audycji radiowej i kaseciaka - ale co panowie wyczyniają w trakcie i tak uciętego Gibraltar.... Każdy bootleg z tej trasy to niewysłowiona radość i źródło inspiracji - dla tych, którym się wydaje iż mają bogatą biblioteczkę książek o jazzie - tu wystarczy przez ok 70 min zupełnie się zatracić i odpłynąć....
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Weather Report

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=uMjTHA40Wno

Ciekawy bootleg niedawno wypłynął - choć osoby zgłębiające temat spierają czy już w grudniu 1974 nie grał w WR Chester Thompson.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3993
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Weather Report

Post autor: Inkwizytor »

https://www.guitars101.com/threads/weat ... st-3796535

Ciąg dalszy wysypu kapitalnych archiwalnych materiałów z okresu nieustannej przebudowy i ewolucji składu i muzyki "pogodynek". Całkiem fajna jakość dźwięku mimo "audience recording" - już sama zapowiedź elektryzuje - Josef Zawinul, Miroslav Vitous, Wayne Shorter, Dom Um Romao i Gregg Errico. Trudno wprost uwierzyć, iż zgodnie z afiszem - ok 48 minut muzyki - stanowili support ówczesnego Fleetwod Mac - który jesienią 73.... trudno to wyrazić słowami ale nie był w najlepszej formie i u nich dopiero był stylistyczny i personalny bajzel i bynajmniej nie byli w szczytowej formie. Czego nie można powiedzieć o WR z niedocenionym Errico. Co by nie powiedzieć o Ericu Kamau - nie pasował do składu, do koncepcji WR i całej fuzji jazzu i elektroniki ( celowo nie piszę terminów - fusion czy jazz-rocka bo tych Zawinul szczerze nienawidził ) - były mu obce i jak mawiał klasyk Hackett - powstawały jakby obok niego, wbrew niemu - były mu szczerze obce - potrafił technicznie zagrać wszystko ale nie miał serca do tej "harlemowej" soulowej, funky jamowej stylistyki - silnie "czarnej" i "ulicznej" - ten feeling - Gravatt - bardziej pasował do free jazzu czy eksperymentów trzecionurtowych - szkoda, że jego współpraca z Tynerem nie trwała dłużej. Errico - choć "biały" - lepiej czuł potencjalne kierunki i potrzeby liderów - Zawinul kochał "czarne" granie, "czarne" pojmowanie i traktowanie rytmu - ironia, iż chyba po raz pierwszy znalazł je u Grega - który sadził groovy jak nikt i z pasją i niczym bokser wagi ciężkiej w natarciu - używał bębna basowego. W przekroju bootlegu z Bellingham to słychać - zabawne, bo z relacji z festiwali muzycznych, szczególnie tych gdzie silną dominację odcisnęły "czarne" afro-amerykańskie zespoły - to na swój "zabawny" sposób to Errico doświadczał pewnego rodzaju "rasizmu" i ostracyzmu - dziwiono otwarcie - gdy pojawiał na scenie i nieźle wywijał Sly and Family Stone - że ".... dlaczego ten band ma perkusistę białasa ? - co on do cholery u nich robi ? - to już czarnych lepszych nie było ?....". Dowodzi to że miał silny charakter i czuł wsparcie pozostałych muzyków.

Co fascynuje na Bellingham 73 - to że owa "wyklęta przez wielu" FUZJA - tu się w pełni udała - myśląc i traktując obrazowo - każdy z muzyków / instrumentalistów poruszał w swojej płaszczyźnie - tworzył swoją przestrzeń - pozostają sobą - nie wchodząc innym w drogę - pozwalał by pozostali jak u cukiernika - nakładali swoje własne płaszczyzny i przestrzenie - efekt jest słyszalny - grzechotki Romao, z piekielnym wykopem partie nisko nastrojonych bębnów Errico, przesterowane warczące piano Zawinula i swobodne ekspresyjne wysokie partie Shortera na na sopranie - mamy tego kulminację we frenetycznym finale Boogie Woogie Waltz.

Warto posłuchać i mieć w swojej kolekcji - jeżeli ktoś lubi "kopać" i chce poznać "pogodynki" od mniej popularnej strony. Nie wiem jak wypadł show - "gwiazdy wieczoru" - czyli ekipy Fleetwood Mac - ale Reportowcy zawiesili poprzeczkę wysoko i nie będzie przesady że chcieli "zdmuchnąć" ich ze sceny, chyba się udało - łatwo wyobrazić sobie reakcję publiczności - cholera - co to za jedni ? - co oni grają ?.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ