Weather Report
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- sequencer
- kaseta "metalówka"
- Posty: 289
- Rejestracja: 09.11.2016, 18:57
- Lokalizacja: Jaworzno
- Kontakt:
Re: Weather Report
Niepublikowany koncert Pogodynek w GAD Records:
https://kultowenagrania.pl/blog/niepubl ... d-records/
https://kultowenagrania.pl/blog/niepubl ... d-records/
lanie betonu
- Monstrualny Talerz
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3816
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Re: Weather Report
Wspaniała sprawa, tym bardziej, że to "nasze" GADy tak wysoko mierzą. Ale jeśli już tu jesteśmy to ja bym poprosił o coś live z rocznika 74, 75, 76....To co jest na YT robi ogromne wrażenie, aż dziw, że nigdy nie było wydane.sequencer pisze: ↑01.09.2023, 13:03 Niepublikowany koncert Pogodynek w GAD Records:
https://kultowenagrania.pl/blog/niepubl ... d-records/
Re: Weather Report
"Niepublikowany koncert Weather Report w katalogu GAD Records!"
Brawa i gratulacje!
Brawa i gratulacje!
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6533
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Re: Weather Report
Dostępne w przedsprzedaży, trzy możliwości (ja będę brać oczywiście CD):sequencer pisze: ↑01.09.2023, 13:03 Niepublikowany koncert Pogodynek w GAD Records:
https://kultowenagrania.pl/blog/niepubl ... d-records/
https://kultowenagrania.pl/product/weat ... -1971-2cd/
https://kultowenagrania.pl/product/weat ... -1971-2lp/
https://kultowenagrania.pl/product/weat ... 2lp-kolor/
<><
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3607
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Weather Report
Cała sytuacja skojarzyła mi się z kultową sceną Świata Według Kiepskich - gdy zamyślonego Ferdka zagaduje Halinka - "... a ty o czym tak dumasz bo na pewno nie o nowej robocie ? - a o niczym, o Kamasutrze.....aaaa...... Kamasutra - no to wysoko mierzysz ...."
. Fajnie, że pewne wydawnictwa wysoko mierzą - z pewnością to dobry kierunek o niebo lepszy niż klimaty i zainteresowania - "ornitologiczne"
. A na poważnie - nie jestem entuzjastą czy pasjonatem baaaaardzo wczesnego Weather Report. Dziwiły mnie wstawki, niby kpiny czy "żarciki" - że zanim zespół pojawił w Midnight Special ( jakby było w tym coś złego lub nagannego - nie jeden i nie jedna by chciała ), zanim pojawiło latino. Birdland ( w domyśle ), era gwiazdora "Dżako", zespół eksperymentował, uprawiał "sztukę" lub "męskie granie" - więcej free, pierwiastki trzeciego nurtu no i byli goście i to nie byle jacy. Właśnie - to był jeszcze nie zespół ale pewien "projekt" w embrionalnej fazie, poszukujący, głównie jeden wielki "EKSPERYMENT". Nawet lider Zawinul nie specjalnie go cenił - wystarczy sobie poczytać źródła. Nie było kierunku i wizji kompozytorskiej, jakiejś busoli czy profilu artystycznego - był tygiel, magma, za dużo free czy najeżenia dysonansami. Joe wspominał, że na początku czy z Gravattem grając i próbując - jedynie czasami wychodziła magiczna muzyka - częściej błądzili po omacku i się rozłaziło, brzmiało okropnie. Czyżby jego syn lepiej obecnie wiedział jak było i czy dokonał odpowiednich przewartościowań i zapoczątkował nową i stosowną erę na Sweet Nighter z Boogie Woogie Waltz ?. Za chaos i konfuzję "obwiniano" Vitousa - że on nie pasował do zespołu i on generalnie nie chciał muzyki rytmicznej, opartej na funkowej bazie i powtarzalnych riffach - znów - jakby było w tym coś złego. Jako pierwszy został w mało eleganckich okolicznościach usunięty - czyli jako w pewnym sensie "hamulcowy" zmian, które były konieczne. Pojawił kapitalny Gregg Errico, Boogie Woogie Waltz - potem boski Alphonso. Stylistyka pos-bitches brew poszła w zapomnienie a zespół nadal pozostał wielkim eksperymentatorem. Nawet "popularny" , "ludyczny" Heavy Weather wbrew pozorem jest na to dowodem. Wcześniej Zawinul i Shorter nie potrafili nawet wykorzystać tak świetnego grającego z szaleńczym drivem bębniarza jakim był Mouzon - sam o sobie z dumą mawiał, że grał rock z jazzowym zacięciem - stąd dla rockmanów bywał zbyt jazzowy a dla jazzmanów nazbyt rockowy, ale czyniło go unikatowym. Może był zbyt młody lub trafił pechowo na "zły" okres WR - gdyby pojawił na Black Market historia mogła potoczyć inaczej.
Na szczęście szybko znalazł uznanie i "pocieszenie" w dziś lekko zapomnianym Eleventh House Larry Coryella - jako założyciel, jeden z co-liderów i kompozytor - choćby będącego odpowiedzią na Boogie Woogie Waltz - Funky Waltz:
https://www.youtube.com/watch?v=EayXixpOHEc
Na warsztat wziął go nawet nasz krajowy Krzak z fajnym rezultatem. Wczesny Eleventh House miał nawet aspiracje być "super grupą". Obok Mouzona, Coryella, Mike Mandell ( nie wiedziałem przez lata że był niewidomy ), Danny Trifan i Randy Brecker - szkoda, że ci ostatni szybko odeszli.
No i sama ozdoba albumu otwierający zagrany więcej niż kaskadersko - Birfingers - panowie na chwilę zdeklasowali Weather Report a Alphonse Mouzen udowodnił, że Joe & Wayne nie wiedzieli co stracili w jego skromnej osobie ( lub w embrionalnym WR niewiele sensownego miał do zagrania czy udowodnienia swojego kunsztu). Jego partie rozwalają słuchacza na kawałki.
https://www.youtube.com/watch?v=KmCsvQdKxNM


Na szczęście szybko znalazł uznanie i "pocieszenie" w dziś lekko zapomnianym Eleventh House Larry Coryella - jako założyciel, jeden z co-liderów i kompozytor - choćby będącego odpowiedzią na Boogie Woogie Waltz - Funky Waltz:
https://www.youtube.com/watch?v=EayXixpOHEc
Na warsztat wziął go nawet nasz krajowy Krzak z fajnym rezultatem. Wczesny Eleventh House miał nawet aspiracje być "super grupą". Obok Mouzona, Coryella, Mike Mandell ( nie wiedziałem przez lata że był niewidomy ), Danny Trifan i Randy Brecker - szkoda, że ci ostatni szybko odeszli.
No i sama ozdoba albumu otwierający zagrany więcej niż kaskadersko - Birfingers - panowie na chwilę zdeklasowali Weather Report a Alphonse Mouzen udowodnił, że Joe & Wayne nie wiedzieli co stracili w jego skromnej osobie ( lub w embrionalnym WR niewiele sensownego miał do zagrania czy udowodnienia swojego kunsztu). Jego partie rozwalają słuchacza na kawałki.
https://www.youtube.com/watch?v=KmCsvQdKxNM
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6533
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Re: Weather Report
Jestem fanem Weather Report zarówno bardzo wczesnego, jak i późniejszego - choć Heavy Weather była ostatnią bardzo dobrą płytą studyjną w ich repertuarze. Za dużo free we wczesnym WR? Free nigdy nie jest za dużo - cenię wczesny WR właśnie za te eksperymenty, zaś późniejszy - za melodie i rytmy rodem z muzyki etnicznej. Równą przyjemność sprawia mi słuchanie Live In Tokyo, jak i Heavy Weather. To prywatnie moja kapela nurtu fusion numer 1, bo Mahavishnu Orchestra zbyt szybko rozpłynęli się w uduchowionym world music, a latynoskie klimaty RTF jednak nigdy tak do końca nie przemawiały do mnie (wolę ich późniejsze płyty w rodzaju Romantic Warrior, ale to jednak przejęcie pałeczki od wczesnego Mahavishnu).
<><
Re: Weather Report
Na pewno jest tak, że WR, jest też moim pierwszym wyborem w estetyce. Zespół poznawałem, niejako, od środka. Tale Spinin a zaraz potem Sweetnighter. Lubię i cenię i wczesny okres i ten definiowany Black Market oraz Heavy Weather.
Potem był Mr. Gone i było to jak
skrót, dwóch ostatnich meczów polskiej reprezentacji piłki nożnej, ot.
Mahavishnu Orchestra , to raczej, tylko debiut. Już Birds of Fire nie pokazywał niczego nowego. Dla mnie, podkreślam.
Lepiej się mam, słuchając płyt Return To Forever, które w latach 70' (gdy je poznawałem), lżejszym soundem, korespondowały silniej z komercyjnym graniem Big Bandów, od których zaczęły się moje, poważne, fascynacje.
Potem był Mr. Gone i było to jak

Mahavishnu Orchestra , to raczej, tylko debiut. Już Birds of Fire nie pokazywał niczego nowego. Dla mnie, podkreślam.
Lepiej się mam, słuchając płyt Return To Forever, które w latach 70' (gdy je poznawałem), lżejszym soundem, korespondowały silniej z komercyjnym graniem Big Bandów, od których zaczęły się moje, poważne, fascynacje.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3607
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Weather Report
Może lepiej skupić na Weather Report i nie rozmywać dyskusji na inne wybitne zespoły fusion bo dojdzie do "pomieszania z poplątaniem". Niech każdy zespół odpowiada za siebie i swoje "grzechy"
Jedynie skoro wspomniano Mahavishnu - to im na debiucie udało się osiągnąć dokładnie to o co im chodziło - był wykrystalizowany, wcale nie przypadkowy skład, uznawany za najlepszy i "kanoniczny", był gotowy doskonały repertuar, styl, kierunek artystyczny, wypracowany dzięki ciężkiej ponad rocznej pracy materiał - kryształ, diament, ideał - nadal "poszukiwali" i eksperymentowali ale doskonale byli ŚWIADOMI dokąd zmierzają , jak to osiągnąć i jakimi środkami. Krytykom i fanom szczęki opadły i wielu pospadało z krzeseł. Czego mimo szacunku o debiucie Weather Report powiedzieć nie można. Błądzili, szukali ale raczej nie-znajdywali, działali nieco po omacku, dużo chaosu, a na koncertach jeszcze więcej bałaganiarstwa. Gravatt uznawany za wielki niewykorzystany i zaprzepaszczony na dobrą sprawę talent - niestety tylko jeszcze zagmatwał sytuację. O ile są obiecujące momenty na debiucie - to na Body Electric panuje już totalna "radosna twórczość" i wielokierunkowość, zagubienie i złe emocje, warczące najeżone dysonansami i abstrakcją brzmienia.... Tak dalej się nie dało. Zawinul po latach tak oceniał swoją pozycję i podejście jako lidera - "... Wayne (Shorter ) pozwala by rzeczy działy się w zespole same - ja nie pozwalam, gdy to jest dobre - pozwalam... a gdy to jest nie dobre - nie pozwalam....". Na początku kariery "Pogodynek" rzeczy za nadto "działy się same" i nie było to dobre. To słychać. Owszem - to kwestia subiektywna i wysoce indywidualna. Dla niektórych, dla ich wrażliwości artystycznej - brzmiało to OK, i to należy uszanować. Nijak ma się to do najlepszych dokonań zespołu - lub chociażby tych świetnych kompozycji jak Nubian Sundance czy Man in the Green Shirt - ja również poznawałem nijako WR "od środka" - Traveller czy Tale Spinnin mnie zachwyciły. Ostatnie kilka lat zbierania i katowania bootlegów też zrobiły swoje. WR z 71/72 - to raczej ciekawostka, próby i chęć przeczołgania się w poszukiwaniu tego co być może Joe i Wayne mieli w głowie - niektórym udawało się to osiągnąć za pierwszym albumem - im zajęło to conajmniej 3 i na Travellerze wskoczyli na właściwe tory. O Boogie Woogie Waltz już pisałem

Jedynie skoro wspomniano Mahavishnu - to im na debiucie udało się osiągnąć dokładnie to o co im chodziło - był wykrystalizowany, wcale nie przypadkowy skład, uznawany za najlepszy i "kanoniczny", był gotowy doskonały repertuar, styl, kierunek artystyczny, wypracowany dzięki ciężkiej ponad rocznej pracy materiał - kryształ, diament, ideał - nadal "poszukiwali" i eksperymentowali ale doskonale byli ŚWIADOMI dokąd zmierzają , jak to osiągnąć i jakimi środkami. Krytykom i fanom szczęki opadły i wielu pospadało z krzeseł. Czego mimo szacunku o debiucie Weather Report powiedzieć nie można. Błądzili, szukali ale raczej nie-znajdywali, działali nieco po omacku, dużo chaosu, a na koncertach jeszcze więcej bałaganiarstwa. Gravatt uznawany za wielki niewykorzystany i zaprzepaszczony na dobrą sprawę talent - niestety tylko jeszcze zagmatwał sytuację. O ile są obiecujące momenty na debiucie - to na Body Electric panuje już totalna "radosna twórczość" i wielokierunkowość, zagubienie i złe emocje, warczące najeżone dysonansami i abstrakcją brzmienia.... Tak dalej się nie dało. Zawinul po latach tak oceniał swoją pozycję i podejście jako lidera - "... Wayne (Shorter ) pozwala by rzeczy działy się w zespole same - ja nie pozwalam, gdy to jest dobre - pozwalam... a gdy to jest nie dobre - nie pozwalam....". Na początku kariery "Pogodynek" rzeczy za nadto "działy się same" i nie było to dobre. To słychać. Owszem - to kwestia subiektywna i wysoce indywidualna. Dla niektórych, dla ich wrażliwości artystycznej - brzmiało to OK, i to należy uszanować. Nijak ma się to do najlepszych dokonań zespołu - lub chociażby tych świetnych kompozycji jak Nubian Sundance czy Man in the Green Shirt - ja również poznawałem nijako WR "od środka" - Traveller czy Tale Spinnin mnie zachwyciły. Ostatnie kilka lat zbierania i katowania bootlegów też zrobiły swoje. WR z 71/72 - to raczej ciekawostka, próby i chęć przeczołgania się w poszukiwaniu tego co być może Joe i Wayne mieli w głowie - niektórym udawało się to osiągnąć za pierwszym albumem - im zajęło to conajmniej 3 i na Travellerze wskoczyli na właściwe tory. O Boogie Woogie Waltz już pisałem

...Nobody expects the Spanish inquisition !
Re: Weather Report
Uwielbiam to ich wczesne "błądzenie, działanie po omacku, chaos, bałaganiarstwo, zagubienie, złe emocje, dysonanse, abstrakcje brzmieniowe".
To była naturalna kontynuacja sesyjnych doświadczeń i pomysłów jakie współtworzyli w zespole Davisa. Będąc już na swoim, wpuścili w te duszne klimaty więcej "powietrza". Poszukiwania z pierwszych płyt (debiut, I Sing The Body Electric, Tokyo Live) są jak najbardziej interesujące i godne polecenia. Krytycy nazywają ten okres post-davisowskim, poniekąd słusznie, ale nie do końca. Era elektrycznego Milesa była współtworzona również przez nich, tyle, że w końcu zrezygnowali z szyldu Davisa i nazwali się Weather Report.
Tożsamość osiągnęli na Sweetnighter, Mysterious Traveller - to był, w mojej opinii, ich szczyt. Odejście "szarej eminencji"- Vitousa (szacun!) i jeszcze trzy udane, bogate w bardzo dobre kompozycje albumy studyjne, a potem już niestety wygaszanie owego fenomenu i stopniowe rozmienianie się na drobne.
Jaco - wiadomo - żywioł, showman, sceniczny pozytywnie nakręcony "wariat". Co do samych umiejętności w operowaniu gitarą basową, myślę, że Alphonso Johnson mu nie ustępował.
Kochać ich wczesnej twórczości musu nie ma, ale jeśli kogoś zafascynował elektryczny Miles, to warto pamiętać, że te najważniejsze, legendarne sesje, to żywy współudział Zawinula, Shortera, Aliasa, Moreiry, a utworzony przez nich Weather Report to równie fascynująca kontynuacja rozwijającego się nurtu fusion.
To była naturalna kontynuacja sesyjnych doświadczeń i pomysłów jakie współtworzyli w zespole Davisa. Będąc już na swoim, wpuścili w te duszne klimaty więcej "powietrza". Poszukiwania z pierwszych płyt (debiut, I Sing The Body Electric, Tokyo Live) są jak najbardziej interesujące i godne polecenia. Krytycy nazywają ten okres post-davisowskim, poniekąd słusznie, ale nie do końca. Era elektrycznego Milesa była współtworzona również przez nich, tyle, że w końcu zrezygnowali z szyldu Davisa i nazwali się Weather Report.
Tożsamość osiągnęli na Sweetnighter, Mysterious Traveller - to był, w mojej opinii, ich szczyt. Odejście "szarej eminencji"- Vitousa (szacun!) i jeszcze trzy udane, bogate w bardzo dobre kompozycje albumy studyjne, a potem już niestety wygaszanie owego fenomenu i stopniowe rozmienianie się na drobne.
Jaco - wiadomo - żywioł, showman, sceniczny pozytywnie nakręcony "wariat". Co do samych umiejętności w operowaniu gitarą basową, myślę, że Alphonso Johnson mu nie ustępował.
Kochać ich wczesnej twórczości musu nie ma, ale jeśli kogoś zafascynował elektryczny Miles, to warto pamiętać, że te najważniejsze, legendarne sesje, to żywy współudział Zawinula, Shortera, Aliasa, Moreiry, a utworzony przez nich Weather Report to równie fascynująca kontynuacja rozwijającego się nurtu fusion.