Steve Hackett - Guitar Noir
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4033
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Steve Hackett - Guitar Noir
https://www.udiscovermusic.com/news/ste ... ifty-tour/
Steve zapowiada szykowaną trasę poświęconą okrągłej 50 rocznicy wydania kultowego i klasycznego Foxtrota - będzie grał cały album ( jakby za przeproszeniem tego nie czynił na ostatnich trasach - sięgał po dosłownie każdy kawałek - no fakt, może nie za jednym podejściem ) plus swoje solowe klasyki. Stwierdziłem, że Steve powinien mieć osobny wątek bo przyklejanie go co i miało swoje niekiedy uzasadnienie wiecznie do Genesis`owego niekiedy bywało przesadne. Ciekawy zbieg okoliczności - zapowiadana trasa z "klasycznym" albumem starego i dla wielu "właściwego" Genesis z niedawno zakończoną "dramatycznie" trasą obecnego i również schyłkowego Genesis z Last Domino - która niezwykle podzieliła fanów nawet tych najbardziej fanatycznych i bez reszty zakochanych w bandzie - sam do teraz mam mnóstwo mieszanych uczuć i nie potrafię tego na zimno ocenić - jakie to było ?, czy potrzebne ?, czy walka do upadłego jak w Rocky czy jednak kompromitacja i żenada ?.
Pewnie snem wariata byłoby reunion - czyli Banks i Rutherford plus Hackett ze swoim bandem z Nadem Sylvanem jako głównym wokalistą - mogli z Collinsem śpiewać na zmianę - czemu nie ?. Znów pytanie czy wielkie osobowości - Tony, Mike, Steve i Phill ( skoro Gabriela to od wieków nie interesuje ) byli w stanie pójść dla fanów i dla zabawy na tak daleko idący kompromis. Taka trasa na 50 lecie z TAAAAKIM składem to byłaby gratka i coś wielkiego i wtedy można mówić o pięknym pożegnaniu. Może wtedy Banks i Rutherford musieli Hacketta potraktować jako równorzędnego partnera z którym trzeba liczyć czy wręcz o zgrozo - jako faktycznego głównodowodzącego ? i "bossa" ?. A tak - ci muszą żyć z zarzutami, że ostatnia trasa to było trochę nieporozumienie z biednym schorowanym ex perkusistą który miał poważne problemy z poruszaniem i śpiewaniem a Steve , że zamiast zamknąć skrzynkę z etykietką z podróży "genesis tours" i grać tylko swój wyborny materiał - to wszedł w dawny repertuar niż dawni koledzy.
Steve zapowiada szykowaną trasę poświęconą okrągłej 50 rocznicy wydania kultowego i klasycznego Foxtrota - będzie grał cały album ( jakby za przeproszeniem tego nie czynił na ostatnich trasach - sięgał po dosłownie każdy kawałek - no fakt, może nie za jednym podejściem ) plus swoje solowe klasyki. Stwierdziłem, że Steve powinien mieć osobny wątek bo przyklejanie go co i miało swoje niekiedy uzasadnienie wiecznie do Genesis`owego niekiedy bywało przesadne. Ciekawy zbieg okoliczności - zapowiadana trasa z "klasycznym" albumem starego i dla wielu "właściwego" Genesis z niedawno zakończoną "dramatycznie" trasą obecnego i również schyłkowego Genesis z Last Domino - która niezwykle podzieliła fanów nawet tych najbardziej fanatycznych i bez reszty zakochanych w bandzie - sam do teraz mam mnóstwo mieszanych uczuć i nie potrafię tego na zimno ocenić - jakie to było ?, czy potrzebne ?, czy walka do upadłego jak w Rocky czy jednak kompromitacja i żenada ?.
Pewnie snem wariata byłoby reunion - czyli Banks i Rutherford plus Hackett ze swoim bandem z Nadem Sylvanem jako głównym wokalistą - mogli z Collinsem śpiewać na zmianę - czemu nie ?. Znów pytanie czy wielkie osobowości - Tony, Mike, Steve i Phill ( skoro Gabriela to od wieków nie interesuje ) byli w stanie pójść dla fanów i dla zabawy na tak daleko idący kompromis. Taka trasa na 50 lecie z TAAAAKIM składem to byłaby gratka i coś wielkiego i wtedy można mówić o pięknym pożegnaniu. Może wtedy Banks i Rutherford musieli Hacketta potraktować jako równorzędnego partnera z którym trzeba liczyć czy wręcz o zgrozo - jako faktycznego głównodowodzącego ? i "bossa" ?. A tak - ci muszą żyć z zarzutami, że ostatnia trasa to było trochę nieporozumienie z biednym schorowanym ex perkusistą który miał poważne problemy z poruszaniem i śpiewaniem a Steve , że zamiast zamknąć skrzynkę z etykietką z podróży "genesis tours" i grać tylko swój wyborny materiał - to wszedł w dawny repertuar niż dawni koledzy.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4033
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.setlist.fm/setlist/steve-ha ... a140e.html
Dla zainteresowanych - przykładowa i reprezentacyjna set lista ostatnich koncertów w ramach przekładanej / odkładanej / odwoływanej / skracanej trasy Seconds Out - cały materiał z tego albumu - a tu całkiem znośny materiał z publiczności - warto obejrzeć i posłuchać - przeraża totalnie zmarginalizowany materiał solowy Steve`a a na kolejny rok zapowiadana trasa 50lecia Foxtrot
https://www.youtube.com/watch?v=Nkgx3k1ZmkQ
Dla zainteresowanych - przykładowa i reprezentacyjna set lista ostatnich koncertów w ramach przekładanej / odkładanej / odwoływanej / skracanej trasy Seconds Out - cały materiał z tego albumu - a tu całkiem znośny materiał z publiczności - warto obejrzeć i posłuchać - przeraża totalnie zmarginalizowany materiał solowy Steve`a a na kolejny rok zapowiadana trasa 50lecia Foxtrot
https://www.youtube.com/watch?v=Nkgx3k1ZmkQ
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4033
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.artrock.pl/zagrali/1368/ste ... _2022.html
Wbrew pozorom bardzo pozytywna wręcz euforyczna recenzja - były nawet akcenty "solidarności z Ukrainą" - koszulki, wstążki itd.
Wbrew pozorom bardzo pozytywna wręcz euforyczna recenzja - były nawet akcenty "solidarności z Ukrainą" - koszulki, wstążki itd.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4033
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
https://www.youtube.com/watch?v=zMVqdLXAs24
Trzeba się śpieszyć zanim to zniknie jak rekomendowane przeze mnie koncerty Pata - w sumie jako wartościowa ale jednak ciekawostka - nijako "na otarcie łez" dla tych, którzy się nie załapali - można idealnie zaspokoić w domowym zaciszu ciekawość, wrzucić do prywatnego archiwum i.... tyle . Liczę, że to będzie ostatnia trasa "Genesis Revisited" bo chyba sam gitarzysta doprawdy wyczerpał temat aż do dna - bardziej się już nie da - bo chyba nie zorganizuje "... and then there were three tour..." lub ".... Duke Tour...." ? . Materiał wypadł bardzo dobrze, profesjonalnie - chyba lepiej i przekonująco się to ogląda i słucha niż konającego na scenie w foteliku Collinsa.
Trzeba się śpieszyć zanim to zniknie jak rekomendowane przeze mnie koncerty Pata - w sumie jako wartościowa ale jednak ciekawostka - nijako "na otarcie łez" dla tych, którzy się nie załapali - można idealnie zaspokoić w domowym zaciszu ciekawość, wrzucić do prywatnego archiwum i.... tyle . Liczę, że to będzie ostatnia trasa "Genesis Revisited" bo chyba sam gitarzysta doprawdy wyczerpał temat aż do dna - bardziej się już nie da - bo chyba nie zorganizuje "... and then there were three tour..." lub ".... Duke Tour...." ? . Materiał wypadł bardzo dobrze, profesjonalnie - chyba lepiej i przekonująco się to ogląda i słucha niż konającego na scenie w foteliku Collinsa.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4033
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Steve Hackett - Guitar Noir
https://www.youtube.com/watch?v=SsfO5ilk7hM
Krótka zajawka - dowód na przeogromne poczucie humoru i dystans Steve`a - plus wymowny "gest"
Krótka zajawka - dowód na przeogromne poczucie humoru i dystans Steve`a - plus wymowny "gest"
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4033
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Steve Hackett - Guitar Noir
https://artrock.pl/zapowiedzi/1306/hack ... whale.html
Od jakiegoś czasu powtarzają się zapowiedzi nowego studyjnego ( i chwała Bogu ) albumu Hacketta - zgodnie z obietnicami - "o charakterze w części autobiograficznym i dość mrocznym" - może doczekamy kolejnego "Darktown" ?. Spoglądając na listę utworów - dość krótki - jak wspaniały wcześniejszy Out of Tunnels Mouth - liczy jakość a nie by napakować na CD 80 min muzyki. Cieszy mnie obecność gościa o atomowym uderzeniu - nieustraszony Hugo Dagenhardt.
Od jakiegoś czasu powtarzają się zapowiedzi nowego studyjnego ( i chwała Bogu ) albumu Hacketta - zgodnie z obietnicami - "o charakterze w części autobiograficznym i dość mrocznym" - może doczekamy kolejnego "Darktown" ?. Spoglądając na listę utworów - dość krótki - jak wspaniały wcześniejszy Out of Tunnels Mouth - liczy jakość a nie by napakować na CD 80 min muzyki. Cieszy mnie obecność gościa o atomowym uderzeniu - nieustraszony Hugo Dagenhardt.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4033
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Steve Hackett - Guitar Noir
https://www.progarchives.com/album.asp?id=75914
Jestem świeżo po zakupie i lekturze w/w wydawnictwa - Hackett Genesis Revisited - Seconds Out. Hasło przewodnie tego zestawu - 2 CD i 2 DVD - "Przeżyjmy to Jeszcze Raz" lub "Zagraj to jeszcze raz Sam" lub "Steve". Okładka wprost nawiązująca do słynnej Genesis Seconds Out z 1977 szczególnie te kurtyny z rzędu świateł wykorzystywanych przez Boeinga. Dawniej taki projekt wobec krytycznej postawy Hacketta wobec dawnych kolegów z Genesis byłby trudny do wyobrażenia...ale od wielu lat pielęgnuje dorobek pod cyklem koncertów i licznych płyt live - "Genesis Revisited". Wrażenia niestety nieco mieszane - próbując jak zgromadzona na widowni liczna publiczność w podeszłym wieku ( co doskonale uchwyciły kamery ) można dać się porwać i odpłynąć w taką sentymentalną podróż ( i to sprawia frajdę, muzyka jest elegancka, kulturalnie zaserwowana, melodyjna ) ....ale gdy opadnie aura nostalgii.... daje się wyłapać pewne niedociągnięcia. Słychać że czas powoli dogania choćby Nada Sylvana - nie wyciąga już wysokich dźwięków i niektóre partie to dla niego problem - nie tylko w wymagającym Supper`s Ready, Lamb Lies lub finale Musical Box ( jego kwiecista koszula też do image pozostałych partnerów niezbyt pasuje - gdzie te jego gustowne cylindry, marynarki, koszule czy surduty, dodatki a la "Piraci z Karaibów" lub "Kuba Rozpruwacz" ? ). Perkusista Blundell nieźle wypada w mocnych rockowych potoczystych fragmentach ale gdy przychodzi zagrać bardziej złożone jazz-rockowe podziały, nie daje rady podążyć za inwencją z inklinacjami do fusion i big bandu Gary O`Toole`a, że o duecie Chester / Phil nawet nie wspominam - np partię pod koniec Afterglow - zainspirowaną nagraniem Zappy - More Trouble Every Day ( z innym duetem Humphrey / Thompson ) - zagrał w sposób skrajnie uproszczony by nie powiedzieć "niechlujny". Nadal imponuje spokój, opanowanie, dyscyplina Rogera Kinga - partie Banksa odtwarza po mistrzowsku ( w odróżnieniu do wersji z Seconds Out w Firth of Fifth - zagrał pełne fortepianowe intro) , żadnych zbędnych "ornamentów" czy zdobników - pięknie dobrane szlachetne barwy organów, syntezatorów analogowych czy melltronu. Jego spokój udziela kolegom. Nie inaczej jest z pełnym inwencji multiinstrumentalistą - Rob Townsend - ma swoje okienko w środku I Know What I Like - gdzie na flecie przemyca cytat Jean-Pierre Milesa Davisa. Zachęca do zabawy widownię np w trakcie Supper`s Ready - by wszyscy ryknęli przed fragmentem Willow`s Farm - ".... a flower ?...." Szkoda, że mało czasu poświęcono na nowy materiał - ale czuć, że najnowsze kompozycje zespół gra z inną energią, nastawieniem, feelingiem - to "ich" muzyka, w której powstaniu uczestniczyli - Held in the Shadows i Devil`s Cathedral robią spore wrażenie i nawet później ciut "ospały" perkusista Blundell gra jakby inny człowiek. Na pewno wielkie słowa uznania dla Steve`a - że zadał sobie i kolegom ( szczególnie im "zadał" ) wiele trudu by przygotować takie dopracowane show dla wiernej publiczności i odegrać kultowy koncertowy z 77 album w całości, taka niespodzianka dla "fanatyków Genesis" z krótkiego okresu gdy grali jako kwartet - już po odejściu Gabriela ale jeszcze ze Hackettem...dla wielu gdy On też odszedł, sporo dawnej magii i aury teatru gdzieś się ulotniło i na dobre rozpoczęła aura "popowego" Collinsa ( którego w sumie też lubię ale to już była inna bajka ).
Jestem świeżo po zakupie i lekturze w/w wydawnictwa - Hackett Genesis Revisited - Seconds Out. Hasło przewodnie tego zestawu - 2 CD i 2 DVD - "Przeżyjmy to Jeszcze Raz" lub "Zagraj to jeszcze raz Sam" lub "Steve". Okładka wprost nawiązująca do słynnej Genesis Seconds Out z 1977 szczególnie te kurtyny z rzędu świateł wykorzystywanych przez Boeinga. Dawniej taki projekt wobec krytycznej postawy Hacketta wobec dawnych kolegów z Genesis byłby trudny do wyobrażenia...ale od wielu lat pielęgnuje dorobek pod cyklem koncertów i licznych płyt live - "Genesis Revisited". Wrażenia niestety nieco mieszane - próbując jak zgromadzona na widowni liczna publiczność w podeszłym wieku ( co doskonale uchwyciły kamery ) można dać się porwać i odpłynąć w taką sentymentalną podróż ( i to sprawia frajdę, muzyka jest elegancka, kulturalnie zaserwowana, melodyjna ) ....ale gdy opadnie aura nostalgii.... daje się wyłapać pewne niedociągnięcia. Słychać że czas powoli dogania choćby Nada Sylvana - nie wyciąga już wysokich dźwięków i niektóre partie to dla niego problem - nie tylko w wymagającym Supper`s Ready, Lamb Lies lub finale Musical Box ( jego kwiecista koszula też do image pozostałych partnerów niezbyt pasuje - gdzie te jego gustowne cylindry, marynarki, koszule czy surduty, dodatki a la "Piraci z Karaibów" lub "Kuba Rozpruwacz" ? ). Perkusista Blundell nieźle wypada w mocnych rockowych potoczystych fragmentach ale gdy przychodzi zagrać bardziej złożone jazz-rockowe podziały, nie daje rady podążyć za inwencją z inklinacjami do fusion i big bandu Gary O`Toole`a, że o duecie Chester / Phil nawet nie wspominam - np partię pod koniec Afterglow - zainspirowaną nagraniem Zappy - More Trouble Every Day ( z innym duetem Humphrey / Thompson ) - zagrał w sposób skrajnie uproszczony by nie powiedzieć "niechlujny". Nadal imponuje spokój, opanowanie, dyscyplina Rogera Kinga - partie Banksa odtwarza po mistrzowsku ( w odróżnieniu do wersji z Seconds Out w Firth of Fifth - zagrał pełne fortepianowe intro) , żadnych zbędnych "ornamentów" czy zdobników - pięknie dobrane szlachetne barwy organów, syntezatorów analogowych czy melltronu. Jego spokój udziela kolegom. Nie inaczej jest z pełnym inwencji multiinstrumentalistą - Rob Townsend - ma swoje okienko w środku I Know What I Like - gdzie na flecie przemyca cytat Jean-Pierre Milesa Davisa. Zachęca do zabawy widownię np w trakcie Supper`s Ready - by wszyscy ryknęli przed fragmentem Willow`s Farm - ".... a flower ?...." Szkoda, że mało czasu poświęcono na nowy materiał - ale czuć, że najnowsze kompozycje zespół gra z inną energią, nastawieniem, feelingiem - to "ich" muzyka, w której powstaniu uczestniczyli - Held in the Shadows i Devil`s Cathedral robią spore wrażenie i nawet później ciut "ospały" perkusista Blundell gra jakby inny człowiek. Na pewno wielkie słowa uznania dla Steve`a - że zadał sobie i kolegom ( szczególnie im "zadał" ) wiele trudu by przygotować takie dopracowane show dla wiernej publiczności i odegrać kultowy koncertowy z 77 album w całości, taka niespodzianka dla "fanatyków Genesis" z krótkiego okresu gdy grali jako kwartet - już po odejściu Gabriela ale jeszcze ze Hackettem...dla wielu gdy On też odszedł, sporo dawnej magii i aury teatru gdzieś się ulotniło i na dobre rozpoczęła aura "popowego" Collinsa ( którego w sumie też lubię ale to już była inna bajka ).
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4033
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Steve Hackett - Guitar Noir
https://www.youtube.com/watch?v=TekPv4C ... TC&index=6
Po kilku wstępnych ( chyba potrzebuje więcej, wiem ) przesłuchaniach najnowszego krążka studyjnego Hacketta.... mam dość mieszane uczucia. Zabrałem się do niego po niesamowitej dawce odkopanych nagrań big bandowych z lat 70 ... może dlatego powrót do rocka symfonicznego nie mógł do końca się udać ...ale od lat to uczucie mi towarzyszy, że z wiekiem dla proga tracę serce - nie inspiruje i nie nakręca mnie już jak dawniej. Steve zgodnie z zapowiedzią nagrał po części zmyślony a po części oparty na swoim życiu album koncepcyjny. Nawiązując do Lamb i surrealistycznych podróży i wizji Gabriela stworzył swoje alter ego - czyli postać "Travla" ( pewnie od Travel lub Traveller czyli Podróżnik ) - coś jakby Rael XXI w. Zamieszczone opisy i zdjęcia potęgują chęć do porównań do "Baranka". Płyta dość krótka - niewiele ponad 40 min ale dzieje się na niej doprawdy wiele. Nie wiem czy to dzieło wybitne czy jednak "wymęczone" i cholernie nierówne. Koniec w postaci akustycznej cody czy "post scriptum" do całej historii dającej wytchnienie słuchaczom - kojarzy się z miniaturami Steve`a z Momentum czy Bay.... a melodia i charakterystyczne arpeggio oparte na motywach intro do Imagining... czyżby Hackett zaczął zjadać własny ogon ?. Na dany moment najlepsze wrażenie robi w/w szósty na płycie - rewelacyjny Enter the Ring - już ( chyba nie na wyrost ) okrzyczany najlepszym kawałkiem gitarzysty od lat - niecałe 4 minuty magii gdzie pierwiastki dawnego Genesis, Yes ( zaskakujące skojarzenia z Fly From Here ), Kansas krzyżują z mocnym wejściem fletu ok 1.50 min i na chwilkę mamy granie jakiego by nie powstydził się Ian Anderson i jego Jethro Tull potem całość zwieńcza solówka Steve`a i mamy mini muzyczną ucztę.
Po kilku wstępnych ( chyba potrzebuje więcej, wiem ) przesłuchaniach najnowszego krążka studyjnego Hacketta.... mam dość mieszane uczucia. Zabrałem się do niego po niesamowitej dawce odkopanych nagrań big bandowych z lat 70 ... może dlatego powrót do rocka symfonicznego nie mógł do końca się udać ...ale od lat to uczucie mi towarzyszy, że z wiekiem dla proga tracę serce - nie inspiruje i nie nakręca mnie już jak dawniej. Steve zgodnie z zapowiedzią nagrał po części zmyślony a po części oparty na swoim życiu album koncepcyjny. Nawiązując do Lamb i surrealistycznych podróży i wizji Gabriela stworzył swoje alter ego - czyli postać "Travla" ( pewnie od Travel lub Traveller czyli Podróżnik ) - coś jakby Rael XXI w. Zamieszczone opisy i zdjęcia potęgują chęć do porównań do "Baranka". Płyta dość krótka - niewiele ponad 40 min ale dzieje się na niej doprawdy wiele. Nie wiem czy to dzieło wybitne czy jednak "wymęczone" i cholernie nierówne. Koniec w postaci akustycznej cody czy "post scriptum" do całej historii dającej wytchnienie słuchaczom - kojarzy się z miniaturami Steve`a z Momentum czy Bay.... a melodia i charakterystyczne arpeggio oparte na motywach intro do Imagining... czyżby Hackett zaczął zjadać własny ogon ?. Na dany moment najlepsze wrażenie robi w/w szósty na płycie - rewelacyjny Enter the Ring - już ( chyba nie na wyrost ) okrzyczany najlepszym kawałkiem gitarzysty od lat - niecałe 4 minuty magii gdzie pierwiastki dawnego Genesis, Yes ( zaskakujące skojarzenia z Fly From Here ), Kansas krzyżują z mocnym wejściem fletu ok 1.50 min i na chwilkę mamy granie jakiego by nie powstydził się Ian Anderson i jego Jethro Tull potem całość zwieńcza solówka Steve`a i mamy mini muzyczną ucztę.
...Nobody expects the Spanish inquisition !