Frank Sinatra - In The Wee Small Hours 1955
Jedna z ważniejszych płyt
Sinatry. Dzisiaj pan listonosz przyniósł 24bitowy remaster z 2015 od
Cracker Jack Records, który zostanie wymieniony za pospolitą edycję, za to z oryginalną okładką. Okładka tej z 2015, wygląda tak:
Umówmy się, ta wymiana to nie jakiś wysiłek finansowy i rzecz jest do zdobycia bez tropiących psów
. Owszem, brzmi klarowniej, ale też przekazując prawdę o nagraniu, przekazuje też, tę niewygodną
.
Wiadomo,
Frank Sinatra z drugiej połowy lat 50-tych, to tylko LP, monofoniczne remastery z adnotacją
Scranton Pressing ( w mieście Scranton, wytwórnia Capitol, miała tłocznie, jakie to ma znaczenie to proszę odpytać kolekcjonerów wszystkiego fonograficznego od
The Beatles)
.
Ale, jak już płytę rozpakowałem, to chciałem zobaczyć ilu ma <Ojców Chrzestnych> w prowadzonym plebiscycie i wypadło na mnie
.
To zbiór, raczej, smutnych piosenek opartych o pogląd, że kochamy tych, którzy na to nie zasługują... Za stary jestem, by ów dementować, lub potwierdzać. Nie ufam swojej pamięci na takich dystansach.
Capitol nie specjalnie się palił do wydania tego(smutneee!), tym bardziej, że całość miała zapach, nowego i nieznanego, o czym za kilka lat, będzie się mówiło <album koncepcyjny>. Cichym... a może nie takim cichym, bohaterem wydawnictwa jest
Nelson Riddle, który większość zaaranżował a co ważniejsze poprowadził tak Orkiestrę, że rozpacz i żałość Franka, po utracie Avy (Gardner)*, była słyszalna nawet w tych słabszych urządzeniach reprodukujących dźwięk
.
*- Ava Gardner to Ta, co o Presleyu, mówiła:
burak! (serio!)
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami