Tak się jakoś składa... czyli kompilacje
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
Tak się jakoś składa... czyli kompilacje
Kompilacje. Niby prosta sprawa, a wcale nie. Można z pewnością opracować ją naukowo. Może ten naukowiec kiedyś się tu dostanie i będzie miał materiał jak znalazł? Zapraszam do dyskusji i uzasadnienia swej postawy wobec składanek. Badanie potrwa miesiąc, ale na tym się nie skończy.
- Crowley
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3256
- Rejestracja: 13.05.2008, 23:03
- Lokalizacja: Wyszków/Gdańsk
Moje świadome słuchanie muzyki zaczęło się od składanek, które tata kupował na stadionie X-lecia od przyjaciół zza wschodniej granicy. Wcześniej były co prawda kasety z płytami nagranymi z Wieczorów Płytowych, ale szczylnikutnikiem byłem jeszcze, więc się nie liczy. I przez długi czas nie uznawałem w ogóle albumów. No bo po co mi płyta, gdzie jest jeden przebój, który znam i reszta jakichś nieznanych piosenek? Przecież lepiej mieć "The Best Of", najlepiej jakiś dwu- lub trzypłytowy zestaw.
Potem, już w epoce internetu, zacząłem samemu szperać i nieśmiało poznawać wykonawców albumami. I to było jak olśnienie, kompletnie nowa optyka, odkrywanie nieodkrytego. Przez długi czas na wszelkiej maści składanki patrzyłem jak na trędowatego. Nawet jeśli na płycie jest jeden dobry kawałek, to warto tę płytę mieć (kupiłem sobie debiut Bon Jovi, bo tam jest Runaway, reszty tego albumu nie da się słuchać ). Przeszedłem od skrajności w skrajność, składanki przestały dla mnie istnieć.
A potem przyszła epoka Spotify, przed którym długo się bez żadnego powodu broniłem i gdzie dłuższy czas słuchałem "albumami". Następnie odkryłem funkcję "radia" na podstawie utworu czy wykonawcy i od tamtego momentu mam manię tworzenia sobie na własny użytek składanek z różnych nowoodkrywanych utworów. Matko, jakie te algorytmy są świetne! Podpowiadają takie perełki, że głowa mała i nigdy bym tego sam nie odnalazł. Zaczynam robić składaka, a Spotify podpowiada coraz więcej ciekawostek. Dobiję do +/-3 godzin i tworzę coś nowego. To taki mój nowy nałóg. Potem słucham tego w samochodzie albo przy robocie i bawię się znakomicie. Jak dla mnie to jest nowa jakość w słuchaniu muzyki. Odkrywam w sobie radiowego DJ-a, którym zawsze chciałem być.
Oczywiście lubię sobie nadal odpalić jakiś album, zwłaszcza z tych, co to je już znam, ale robię to zdecydowanie rzadziej. Na ogół kiedy jestem w domu i mogę odpalić z płyty, a nie ze streamingu.
Inną sprawą są składanki z jakimś niespotykanym materiałem, w rodzaju Helikoptera Budki Suflera, albo kolorowych składaków Perfectu, na których jest kupa wartościowych rzeczy. Takie inicjatywy popierałem zawsze.
Potem, już w epoce internetu, zacząłem samemu szperać i nieśmiało poznawać wykonawców albumami. I to było jak olśnienie, kompletnie nowa optyka, odkrywanie nieodkrytego. Przez długi czas na wszelkiej maści składanki patrzyłem jak na trędowatego. Nawet jeśli na płycie jest jeden dobry kawałek, to warto tę płytę mieć (kupiłem sobie debiut Bon Jovi, bo tam jest Runaway, reszty tego albumu nie da się słuchać ). Przeszedłem od skrajności w skrajność, składanki przestały dla mnie istnieć.
A potem przyszła epoka Spotify, przed którym długo się bez żadnego powodu broniłem i gdzie dłuższy czas słuchałem "albumami". Następnie odkryłem funkcję "radia" na podstawie utworu czy wykonawcy i od tamtego momentu mam manię tworzenia sobie na własny użytek składanek z różnych nowoodkrywanych utworów. Matko, jakie te algorytmy są świetne! Podpowiadają takie perełki, że głowa mała i nigdy bym tego sam nie odnalazł. Zaczynam robić składaka, a Spotify podpowiada coraz więcej ciekawostek. Dobiję do +/-3 godzin i tworzę coś nowego. To taki mój nowy nałóg. Potem słucham tego w samochodzie albo przy robocie i bawię się znakomicie. Jak dla mnie to jest nowa jakość w słuchaniu muzyki. Odkrywam w sobie radiowego DJ-a, którym zawsze chciałem być.
Oczywiście lubię sobie nadal odpalić jakiś album, zwłaszcza z tych, co to je już znam, ale robię to zdecydowanie rzadziej. Na ogół kiedy jestem w domu i mogę odpalić z płyty, a nie ze streamingu.
Inną sprawą są składanki z jakimś niespotykanym materiałem, w rodzaju Helikoptera Budki Suflera, albo kolorowych składaków Perfectu, na których jest kupa wartościowych rzeczy. Takie inicjatywy popierałem zawsze.
Futbolozaurus Rex a.d. 2020(1)
Też, podobnie jak Wojtek, robię składanki. Głownie jednak w celach użytkowych - czyli na imprezy wszelkiego rodzaju i, nie chwaląc się, zazwyczaj towarzystwo się dobrze przy nich bawi. Ponieważ jednak w dużym procencie wplatam w nie klasyki popu lat 80. - to można tego nawet na trzeźwo słuchać.
A poza tym uważam, że są zespoły i wykonawcy, którzy najlepiej sprawdzają się w kompilacjach. Np. ABBA, Lionel Richie czy Serge Gainsbourg. Ten ostatni wprawdzie miał świetną "Histoire de Melody Nelson", którą można (a nawet trzeba) słuchać w całości - ale na pozostałych płytach miał mnóstwo bardzo dobrych kawałków, które moim zdaniem najlepiej zgromadzić właśnie na składaku.
A poza tym uważam, że są zespoły i wykonawcy, którzy najlepiej sprawdzają się w kompilacjach. Np. ABBA, Lionel Richie czy Serge Gainsbourg. Ten ostatni wprawdzie miał świetną "Histoire de Melody Nelson", którą można (a nawet trzeba) słuchać w całości - ale na pozostałych płytach miał mnóstwo bardzo dobrych kawałków, które moim zdaniem najlepiej zgromadzić właśnie na składaku.
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
- alternativepop
- remaster
- Posty: 2206
- Rejestracja: 29.11.2021, 19:00
- Lokalizacja: Łódź
- Kontakt:
Jeśli chodzi o zespoły grające pop, to składanki dla mnie są nieodzowne. Najlepsza płyta Abby czy Boney M. to według mnie składanki (choć np. bardzo lubię "Oceans of Fantasy" Boney M. to i tak składanki słucham najczęściej, gdy chodzi o ten zespół). Często korzystam ze składanek np. Madonny, M.Jacksona, Wham! czy innych zespołów z lat 80. Nawet tych, których lubię niezależnie od ich hitów - Ultravox, Duran Duran.
Od składaka "Singles 81-85" zaczęło się moje uwielbienie dla DM. Dlatego składanki odgrywały i odgrywają sporą rolę u mnie.
Z drugiej strony jeśli chodzi o muzykę rockową czy jazz, to składanki są już mniej sensowne według mnie. Choć i tutaj lubię do samochodu składanki. Ale najczęściej według własnej kompozycji - Deep Purple, Black Sabbath, Led Zeppelin - największe hity. Kto nie lubi takiego zestawienia?
A Queen? Kto nie wałkował swego czasu "Greatest Hits" w wydaniu Balkanton niech pierwszy rzuci kamieniem.
Są też składanki, wspomniane przez moich przedmówców, składające się z unikatów, których nie wydano na regularnych płytach. Czasami są to zagubione białe kruki, albo mniej wartościowe utwory z sesji o walorach raczej kolekcjonerskich. A czasami jest to zbiór hitów, które nie ukazały się na regularnych płytach jak było w przypadku płyty Republiki "82-85".
A czasami jest też miks takiego podejścia (najlepsze hity i utwory unikatowe). Tak jest np. w przypadku zbioru największych przebojów U2 z lat 80. i lat 90. Na pierwszej płycie są największe przeboje pochodzące z regularnych płyt, a na drugiej płycie jest zbiór drugich stron singli, czasami też popularnych.
No i dla kolekcjonerów składanki też bywają ważne, bo częstą praktyką wydawania składanek jest umieszczanie na nich nowych kompozycji specjalnie z okazji wydania takiej składanki. Tu również można przytoczyć przykład składanki U2 "U218 Singles", czy składanek Depeche Mode.
No i podobnie jak moi przedmówcy sam robiłem i robię składanki od czasów kasetowych, z których chętnie korzystam. Obecnie również służy mi do tego spotify.
Od składaka "Singles 81-85" zaczęło się moje uwielbienie dla DM. Dlatego składanki odgrywały i odgrywają sporą rolę u mnie.
Z drugiej strony jeśli chodzi o muzykę rockową czy jazz, to składanki są już mniej sensowne według mnie. Choć i tutaj lubię do samochodu składanki. Ale najczęściej według własnej kompozycji - Deep Purple, Black Sabbath, Led Zeppelin - największe hity. Kto nie lubi takiego zestawienia?
A Queen? Kto nie wałkował swego czasu "Greatest Hits" w wydaniu Balkanton niech pierwszy rzuci kamieniem.
Są też składanki, wspomniane przez moich przedmówców, składające się z unikatów, których nie wydano na regularnych płytach. Czasami są to zagubione białe kruki, albo mniej wartościowe utwory z sesji o walorach raczej kolekcjonerskich. A czasami jest to zbiór hitów, które nie ukazały się na regularnych płytach jak było w przypadku płyty Republiki "82-85".
A czasami jest też miks takiego podejścia (najlepsze hity i utwory unikatowe). Tak jest np. w przypadku zbioru największych przebojów U2 z lat 80. i lat 90. Na pierwszej płycie są największe przeboje pochodzące z regularnych płyt, a na drugiej płycie jest zbiór drugich stron singli, czasami też popularnych.
No i dla kolekcjonerów składanki też bywają ważne, bo częstą praktyką wydawania składanek jest umieszczanie na nich nowych kompozycji specjalnie z okazji wydania takiej składanki. Tu również można przytoczyć przykład składanki U2 "U218 Singles", czy składanek Depeche Mode.
No i podobnie jak moi przedmówcy sam robiłem i robię składanki od czasów kasetowych, z których chętnie korzystam. Obecnie również służy mi do tego spotify.
Ostatnio zmieniony 24.09.2022, 00:02 przez alternativepop, łącznie zmieniany 1 raz.
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6741
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Pardon, spoza jazzu mam składanki grup z klasyki rocka, które miały sporo popularnych przebojów: Queen, Genesis, The Police. Zresztą dwóch z nich słucha mój syn - Genesis jakoś nie bardzo mu podchodzi, a Queen to jego ulubiona kapela.
No i jest też ważna składanka R.E.M. z utworami z okresu I.R.S Records, których nie ma na regularnych płytach: "Dead Letter Office", plus EP-ka "Chronic Town" na wersji CD tej składanki.
No i jest też ważna składanka R.E.M. z utworami z okresu I.R.S Records, których nie ma na regularnych płytach: "Dead Letter Office", plus EP-ka "Chronic Town" na wersji CD tej składanki.
vertical_invader
- MirekK
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6320
- Rejestracja: 02.03.2008, 22:10
- Lokalizacja: Nowy Jork
Kompilacje robię i lubię podczas dłuższych podróży samochodowych. Zawartość kompilacji oczywiście zależy z kim jadę. Jest wielu uznanych artystów, których albumy studyjne nie przemawiają do mnie w całości. Tacy tzw. "niealbumowi" artyści. Kompilacja moich ulubionych utworów z kilku albumów jest doskonałym wyjściem w takich przypadkach.
"Życie bez muzyki jest błędem." - F. Nietzsche
- gharvelt
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 5748
- Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
- Lokalizacja: Kraków
Pytanie nie takie oczywiste, jak mogłoby się zdawać, stąd moja odpowiedź również niejednoznaczna. Kompilacje to przecież mogą być:
1. pozycje typu Greatest Hits danego artysty - ble, nie lubię, nie zbieram, nie słucham;
2. wydawnictwa zawierające utwory niepublikowane, w innych wersjach, wcześniej wydane tylko na singlach etc. - takie kompilacje mają dla mnie najwięcej sensu i najchętniej po nie sięgam. Znakomite przykłady to chociażby
a) New Order - Substance 1987, pełno singlowych rewelacji, w tym m.in. Blue Monday, Bizarre Love Triangle, True Faith i mnóstwo innych - znakomita rzecz, jeden z najczęściej słuchanych przeze mnie albumów w ostatnich kilkunastu miesiącach,
b) complete sessions, na czele z ulubionym Miles Davis - The Complete On the Corner Sessions - niemal 7 godzin doskonałej muzyki elektryczno-funkowego Davisa z alternatywnymi wersjami nagrań,
c) nieoficjalna kompilacja utworów niepublikowanych oraz alternatywnych wersji Elliott Smith - Grand Mal: Studio Rarities (Expanded) (zawiera m.in. jeden z jego najlepszych wg mnie utworów, instrumentalny kawałek See You in Heaven),
3. kompilacje Various Artists. Cóż, znowu trzeba doprecyzować - składanki z hitami słynnych wykonawców: nie, odpada, natomiast coraz bardziej przekonuję się do wydawnictw z utworami artystów mniej popularnych, niszowych, takich którym nie poszczęściło się na rynku wydawniczym i ich dorobek ogranicza się np. do paru singli, lub nawet i bez tego. Dobrymi przykładami są:
a) Various Artists - Acid Drops, Spacedust & Flying Saucers (Psychedelic Confectionery From the UK Underground 1965-1969), album o którym kiedyś już tutaj wspominałem, zawiera utwory wielu takich mniej popularnych twórców, jak choćby The Aquarian Age i ich 10,000 Words in a Cardboard Box,
b) płyty z muzyką gamelan, takie jak Various Artists - Golden Rain (1969) z labeli Explorer / Nonesuch,
Mam na oku trochę tego rodzaju składanek i prędzej czy później z pewnością po nie sięgnę, właśnie w celu poszerzania horyzontów o znajomość muzyki, na którą nie miałbym szansy trafić słuchając wyłącznie regularnych albumów;
4. nagrywane samodzielnie składanki. Jak chcę sobie posłuchać tylko niektórych kawałków z różnych płyt, to owszem, puszczam sobie takie utwory na telefonie albo wrzucam na playlistę na foobarze czy Spotify, natomiast żeby nagrywać playlistę na płycie? Z mojej perspektywy nonsens, profanacja i apage satana!
1. pozycje typu Greatest Hits danego artysty - ble, nie lubię, nie zbieram, nie słucham;
2. wydawnictwa zawierające utwory niepublikowane, w innych wersjach, wcześniej wydane tylko na singlach etc. - takie kompilacje mają dla mnie najwięcej sensu i najchętniej po nie sięgam. Znakomite przykłady to chociażby
a) New Order - Substance 1987, pełno singlowych rewelacji, w tym m.in. Blue Monday, Bizarre Love Triangle, True Faith i mnóstwo innych - znakomita rzecz, jeden z najczęściej słuchanych przeze mnie albumów w ostatnich kilkunastu miesiącach,
b) complete sessions, na czele z ulubionym Miles Davis - The Complete On the Corner Sessions - niemal 7 godzin doskonałej muzyki elektryczno-funkowego Davisa z alternatywnymi wersjami nagrań,
c) nieoficjalna kompilacja utworów niepublikowanych oraz alternatywnych wersji Elliott Smith - Grand Mal: Studio Rarities (Expanded) (zawiera m.in. jeden z jego najlepszych wg mnie utworów, instrumentalny kawałek See You in Heaven),
3. kompilacje Various Artists. Cóż, znowu trzeba doprecyzować - składanki z hitami słynnych wykonawców: nie, odpada, natomiast coraz bardziej przekonuję się do wydawnictw z utworami artystów mniej popularnych, niszowych, takich którym nie poszczęściło się na rynku wydawniczym i ich dorobek ogranicza się np. do paru singli, lub nawet i bez tego. Dobrymi przykładami są:
a) Various Artists - Acid Drops, Spacedust & Flying Saucers (Psychedelic Confectionery From the UK Underground 1965-1969), album o którym kiedyś już tutaj wspominałem, zawiera utwory wielu takich mniej popularnych twórców, jak choćby The Aquarian Age i ich 10,000 Words in a Cardboard Box,
b) płyty z muzyką gamelan, takie jak Various Artists - Golden Rain (1969) z labeli Explorer / Nonesuch,
Mam na oku trochę tego rodzaju składanek i prędzej czy później z pewnością po nie sięgnę, właśnie w celu poszerzania horyzontów o znajomość muzyki, na którą nie miałbym szansy trafić słuchając wyłącznie regularnych albumów;
4. nagrywane samodzielnie składanki. Jak chcę sobie posłuchać tylko niektórych kawałków z różnych płyt, to owszem, puszczam sobie takie utwory na telefonie albo wrzucam na playlistę na foobarze czy Spotify, natomiast żeby nagrywać playlistę na płycie? Z mojej perspektywy nonsens, profanacja i apage satana!
Tak jak wcześniej wspomniano, lubię kompilacje, na których są zebrane wszystkie lub prawie wszystkie niealbumowe single. Świetnym przykładem jest Louder Than Bombs od The Smiths.
I czasem kompilacje mogą pomóc wejść w muzykę kogoś, kto w sumie nie miał takich albumów sensu stricte. Szczególnie mam na myśli wykonawców z lat 40' czy nawet wcześniejszych, jak jakiś Charlie Parker, którego dwupłytową kompilację niedawno se sprawiłem za taniochę na cd
Kompilacje typu Greatest Hits są fajne, jak zbierają naprawdę godne uwagi momenty z płyt, które całościowo nie są szczególnie interesujące. Uwielbiam taką kompilację od Sly and the Family Stone z 1970 roku, która zbiera najfajniejsze utwory z dotychczasowych płyt tej grupy, bodajże poza debiutem - swoją drogą moim zdaniem lepszym niż Life czy Dance to the Music. Tak, Stand! to świetny album od początku do końca, utwory z niego również tam są, ale ta kompilacja ma świetne flow, a kawałki ze Stand! dodają jakiegoś dodatkowego kolorytu tej składance.
I czasem kompilacje mogą pomóc wejść w muzykę kogoś, kto w sumie nie miał takich albumów sensu stricte. Szczególnie mam na myśli wykonawców z lat 40' czy nawet wcześniejszych, jak jakiś Charlie Parker, którego dwupłytową kompilację niedawno se sprawiłem za taniochę na cd
Kompilacje typu Greatest Hits są fajne, jak zbierają naprawdę godne uwagi momenty z płyt, które całościowo nie są szczególnie interesujące. Uwielbiam taką kompilację od Sly and the Family Stone z 1970 roku, która zbiera najfajniejsze utwory z dotychczasowych płyt tej grupy, bodajże poza debiutem - swoją drogą moim zdaniem lepszym niż Life czy Dance to the Music. Tak, Stand! to świetny album od początku do końca, utwory z niego również tam są, ale ta kompilacja ma świetne flow, a kawałki ze Stand! dodają jakiegoś dodatkowego kolorytu tej składance.
Ha! Od dwóch dni zbierałem się, żeby napisać w tym temacie, ale gharvelt mnie ubiegł, pisząc niemal dokładnie to, co chciałem napisać. Myślałem o takiej samej rozpisce (z innymi przykładami, aczkolwiek New Order też miałem wymienić), a moje poglądy są bardzo podobne. Pozwolę sobie jednak doprecyzować swoje stanowisko.
Tutaj muszę jednak dodać, że po wydawnictwa typu complete sessions raczej nie sięgam, bo są... za długie.
Amerykański label Light in the Attic wydał kilka interesujących kompilacji z muzyką japońską: dwuczęściowe Pacific Breeze: Japanese City Pop, AOR and Boogie 1976–1986 czy (Kankyō ongaku): Japanese Ambient, Environmental & New Age Music 1980–1990. Słucha się tego znakomicie!
A ponadto... O jednym tego typu wydawnictwie napiszę wkrótce w wątku o płytach z 2022 roku...
Reasumując: palę, ale się nie zaciągam.
Nie przepadam za takimi wydawnictwami, ale mogą się one sprawdzić jako muzyka tła: podróż, impreza, jakieś domowe prace. Sam jednak baaardzo rzadko słucham grejtestów. Kilka osób słusznie zauważyło, że niektórzy wykonawcy najlepiej sprawdzają się w takim wydaniu, ale ja nawet w takiej sytuacji przeważnie wolę sięgnąć po jakiś regularny album danego artysty niż po składaka. Choć są wyjątki: na przykład bardzo lubię płytę Simply Red – Greatest Hits i stosunkowo często jej słucham. Bardzo mnie to relaksuje.gharvelt pisze:1. pozycje typu Greatest Hits danego artysty - ble, nie lubię, nie zbieram, nie słucham
Pełna zgoda. PumaGuma wymienił The Smiths – i to jest świetny przykład. Znając jedynie cztery regularne albumy Morrissey'a i spółki, zna się – bo ja wiem – pewnie tylko jakieś 2/3 utworów, które napisali. I nie zna się wówczas wielu kapitalnych numerów!gharvelt pisze:2. wydawnictwa zawierające utwory niepublikowane, w innych wersjach, wcześniej wydane tylko na singlach etc. - takie kompilacje mają dla mnie najwięcej sensu i najchętniej po nie sięgam.
Tutaj muszę jednak dodać, że po wydawnictwa typu complete sessions raczej nie sięgam, bo są... za długie.
Ponownie: pełna zgoda. Wprawdzie nie jestem w tej kwestii szczególnie obeznany, ale sama idea zdecydowanie do mnie przemawia.gharvelt pisze:3. kompilacje Various Artists. Cóż, znowu trzeba doprecyzować - składanki z hitami słynnych wykonawców: nie, odpada, natomiast coraz bardziej przekonuję się do wydawnictw z utworami artystów mniej popularnych, niszowych, takich którym nie poszczęściło się na rynku wydawniczym i ich dorobek ogranicza się np. do paru singli, lub nawet i bez tego.
Amerykański label Light in the Attic wydał kilka interesujących kompilacji z muzyką japońską: dwuczęściowe Pacific Breeze: Japanese City Pop, AOR and Boogie 1976–1986 czy (Kankyō ongaku): Japanese Ambient, Environmental & New Age Music 1980–1990. Słucha się tego znakomicie!
A ponadto... O jednym tego typu wydawnictwie napiszę wkrótce w wątku o płytach z 2022 roku...
Sam nie kompiluję, ale szanuję kompilujących. A włączanie sobie kilku (a w porywach nawet kilkunastu) kawałków jakiegoś wykonawcy, na które akurat naszła mnie ochota, praktykuję.gharvelt pisze:4. nagrywane samodzielnie składanki
Reasumując: palę, ale się nie zaciągam.
Ostatnio zmieniony 25.09.2022, 13:52 przez Paweł, łącznie zmieniany 1 raz.
Planuję przesłuchać wszystkie płyty, jakie kiedykolwiek nagrano. Niemożliwe? Cóż, przynajmniej będę próbował.
Świetny temat. Ja składanki od zawsze lubię bardzo, włącznie z inkryminowanymi tu Greatest Hitsami - na wielu się wychowałem i wcale nie zgadzam się z:
Wiele Greatest Hitsów do dziś darzę sentymentem, choć obecnie w zasadzie zupełnie ich nie słucham. Kiedyś zawsze wymieniałem trzy żelazne składaki, które były moim topem:
Smash Hits - Jimi Hendrix Experience
ABBA - Gold
Bob Marley - Legend
Zresztą - wszystkich tych troje wykonawców poznałem właśnie z tych tytułów i na ich podstawie pokochałem, a poznanie później ich twórczości bardziej dogłębnie potwierdziło moje intuicje, podczas gdy uznanie dla owych składanek ani trochę nie zmalało.
Jak mówię, teraz nie słucham tego typu wydawnictw, ponieważ słucham innych. Natomiast nadal bardzo lubię składanki improwizowane na bieżaco.
Na przykład wczoraj między 1 a 2 w nocy siedziałem przed stosem płyt u kolegi, wyciągałem, co przyciągnęło mój wzrok i posłuchałem co następuje:
Chopin - 2. część koncertu fortepianowego f-moll (Blechacz)
Chopin - preludium 24 (M.Argerich)
King Crimson - Islands
Jacaszek/Budzyński - Legenda
Jacaszek/Budzyński - Opowieść zimowa
Klaus Mittfoch - Tutaj wesoło
Klaus Mittfoch - Strzeż się tych miejsc
Songs: Ohia - Cross That Road, Molina
Songs: Ohia - Blue Factory Flame
Dla mnie takie słuchanie to jest w ogóle sól słuchania!
- tzn. jeżeli ktoś po zapoznaniu się z w/wym wydawnictwem przedstawia się jako ekspert w sprawie, to jasne. Ale takowy Greatest Hits wystarcza na ogół, żeby stwierdzić, czy temat kogoś w ogóle interesuje i nie widzę nic złego w stwierdzeniu, że "bardzo lubię X-a", nawet jeżeli moja znajomość ogranicza się do dwóch składanek. Z nielubieniem bym bardziej uważał, ale też da się stwierdzić po kilku nawet utworach, że to nie moja bajka (a w każdym razie, że miłości z tego nie będzie).esforty pisze:koszmary pod tytułem: Neil Young, Greatest Hits, dla mnie pozostaną synonimem instytucji:
nie znam się, więc się wypowiem!
Wiele Greatest Hitsów do dziś darzę sentymentem, choć obecnie w zasadzie zupełnie ich nie słucham. Kiedyś zawsze wymieniałem trzy żelazne składaki, które były moim topem:
Smash Hits - Jimi Hendrix Experience
ABBA - Gold
Bob Marley - Legend
Zresztą - wszystkich tych troje wykonawców poznałem właśnie z tych tytułów i na ich podstawie pokochałem, a poznanie później ich twórczości bardziej dogłębnie potwierdziło moje intuicje, podczas gdy uznanie dla owych składanek ani trochę nie zmalało.
Jak mówię, teraz nie słucham tego typu wydawnictw, ponieważ słucham innych. Natomiast nadal bardzo lubię składanki improwizowane na bieżaco.
Na przykład wczoraj między 1 a 2 w nocy siedziałem przed stosem płyt u kolegi, wyciągałem, co przyciągnęło mój wzrok i posłuchałem co następuje:
Chopin - 2. część koncertu fortepianowego f-moll (Blechacz)
Chopin - preludium 24 (M.Argerich)
King Crimson - Islands
Jacaszek/Budzyński - Legenda
Jacaszek/Budzyński - Opowieść zimowa
Klaus Mittfoch - Tutaj wesoło
Klaus Mittfoch - Strzeż się tych miejsc
Songs: Ohia - Cross That Road, Molina
Songs: Ohia - Blue Factory Flame
Dla mnie takie słuchanie to jest w ogóle sól słuchania!
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
- WOJTEKK
- box z pełną dyskografią i gadżetami
- Posty: 25820
- Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
- Lokalizacja: Lesko
Są tak zwane zespoły singlowe, ktore sporo swoich największych hitów wydało tylko na singlach. Zresztą sporo poważnych zespołów ma też ważne utwory wydane tylko na małych płytkach i bez składaków - to tak średnio, np. The Beatles - zanim Magical Mystery Tour w 1973 na całym świecie przyjęło postać normalnego longa, to np. Strawberry Fields było tylko dostępne na Niebieskim Albumie, czyli składaku 1967-1970. Albo taki składak The Shadows 20 Greatest z 1979 roku - wreszcie w jednym miejscu mozna było znaleźć wszystkie co ważniejsze numery tej kapeli, do tej pory rozsiane po EPkach i singlach. T.Rex, Slade, Sweet - to są singlowe zespoły, tu trzeba składaki mieć. Masa zespołów z lat 80-tych, nowofalowych głównie - Sisters of Mercy na początku wydawali tylko single i EPki. Jeszcze inna sprawa - utwory specjalnie przygotowane na takie wydawnictwa - znaczy The Best of i ze dwa nagrania premierowe, nierzadko bardzo dobre. Na przykład Sting i Fields of Gold - tam jest When We Dance.