(21 grudnia 1940 - 4 grudnia 1993)
wybitny muzyk, kompozytor i wykonawca

Andrzej Rogowski:
"Frank Zappa w swej karierze na rynku muzycznym, która trwała od chwili wydania Freak Out! w 1966 do roku swej śmierci w 1993 wydał prawie sześćdziesiąt (60) płyt, w tym jedna wydana już w 1994. 60 płyt przez 27 lat. Daje to 2 i 2 dziesiąte płyty na rok, z czego spora część to albumy dwupłytowe zawierające po ponad 120 minut muzyki. Jeśli teraz będziesz na tyle mądry i uparty by kupić choć kilka płyt, to po włożeniu ich do odtwarzacza i wysłuchaniu zauważysz, że jakość muzyczna wszystkich bez żadnego wyjątku jest doskonała, i że nie znajdziesz niczego do czego mógłbyś się przyczepić. Dostrzeżesz też, jeśli udało ci się kupić więcej niż dwie, trzy płyty, że materiał muzyczny na nich zawarty jest różnorodny i miałbyś chyba problemy z jego zaklasyfikowaniem. Te dwa spostrzeżenia dają ci od razu odpowiedź na pytanie dlaczego redaktorzy nie 'puszczają' muzyki Zappy w radiu czy telewizji. Po pierwsze, nie pasuje im ona do żadnego gatunku, a wiemy wszak, że aby redaktor mógł coś zauważyć to musi umieścić to najpierw w jakiejś szufladce, po drugie zaś, i co ważniejsze, redaktorzy nie grają Zappy gdyż gdyby się na to zdecydowali to w sposób nieunikniony ukazałaby się mierność całej reszty muzyki rozrywkowej, którą karmią nasze uszy. Druga rzecz, która narzuca się umysłowi dociekliwemu to porównanie. Jeśli już, w dużym uproszczeniu, uznamy Zappę za muzyka rockowego to nie sposób uniknąć chęci porównania go do innych, których wszak nie brakuje. I tych młodych, których księgowi i wizażyści wytwórni płytowych namaścili na idoli, i tych starszych, siwowłosych, których pieszczotliwie zwie się gigantami, a którym udało się eony temu wydać coś na przyzwoitym poziomie by później powracać przez lata niby czkawka po dobrym już dawno zjedzonym obiedzie. Frank Zappa nigdy nie należał ani do jednych ani do drugich. Jeślibyśmy chcieli nazwać go gigantem, to tak, ale w skali Bacha, Mozarta, Beethovena, Prokofiewa, Szostakowicza, Varese czy Pendereckiego, bo tam jest jego miejsce, tam gdzie żyje muzyka. Kto ma ucho niech słucha."
Powyżej cytowany tekst pochodzi ze znakomitej strony Pana Andrzeja Rogowskiego:
http://frankzappa.republika.pl/index.htm
Moja przygoda z muzyką Franka Zappy zaczęła się w cudownych latach `80 chyba od płyty Chunga`s Revenge (1970), urozmaiconej stylistycznie ale i niezbyt równej, lecz do dziś przeze mnie lubianej, choćby ze wzgledu na niesamowite Transylvania Boogie i śliczną piosenkę Sharleena. Potem przez jakieś dziesięć lat poznałem może z 5 płyt i wszystkie, mimo że bardzo odmienne bardzo do mnie trafiały. Parę lat temu wszedłem mocniej w temat i poznałem jakieś 90% oficjalnej dyskografii Zappy. Nie wszystkie płyty polubiłem, a gdybym miał się pokusić o swoją listę faworytów, byłyby na niej z pewnością:
Cruising With Ruben & The Jets (1968)
Hot Rats (1969)
Waka/Jawaka (1972)
The Grand Wazoo (1972)
One Size Fits All (1975)
Zoot Allures (1976)
Tinsel Town Rebellion (1981)
Ostatnio nabyłam Joe's Garage Acts I, II & III (1979) i po przesłuchaniu myślę, że pozycja ta dołączy do powyższej szortlisty, chocby za sprawą On The Bus czy Watermelon In Easter Hay.