Świętując wczorajszą rocznicę odpaliłem sobie:
- wydanie na CD przez Rykodisc, to zmienione przez Zappę w 1987 r.
- potem na LP wydanie biedronkowe, prawdopodobnie jest to wydanie pierwotne z 1969
i kurczę potwierdziły się moje odczucia z poprzednich odsłuchów. To pierwotne wydanie wydaje mi się dużo lepsze, bardziej dynamiczne, zwariowane, jeszcze bardziej odjechane. To nie jest tak, że Rykodisc 1987 jest złe, ono dalej jest genialne. Mam w głowie szczegółowo wryty każdy fragment tamtej wersji, ale gdy teraz słucham sobie tego LP i wiem, ze powinien być "jakiś gigantyczny fragment" ale w sposób zaskakujący wskakuje "jeszcze bardziej gigantyczny fragment" i szczena opada. Jednocześnie nie potrafię wskazać jakichś szczegółowych znaczących różnic, w stylu tu jest brak solówki, a tam refrenu. Po prostu przesunięte są niektóre akcenty, drobne niuanse, które powodują, że całość jest jeszcze wyrombiściejsza.
Szukając jakiegoś sensownego porównania odniósłbym się do sytuacji, gdy poznajemy dziewczynę cudowną, piękną, mądrą, zmysłową, no wręcz ideał, zakochujemy się, a potem odwiedzamy ją w domu, a tam spotykamy siostrę bliźniaczkę, ale jeszcze piękniejszą - jakoś tak
