Frank Zappa
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
http://onlygoodsong.blogspot.com/2020/0 ... -50th.html
Wstyd się przyznać - choć minęło ok 3 lat od wydania tego epokowego wydawnictwa - dopiero teraz powoli się w nie wgryzam, nie wiem czy zabrakło czasu, uwagi, coś mi umknęło lub wcześniej w swojej ignorancji uznałem je za być może mniej ważne i godne uwagi. To nie tylko wyśniona rzecz dla maniaków, niezmordowanych kolekcjonerów dosłownie wszystkiego co pachnie Zappą - ale śmiało może przypaść do gustu również tym, którzy lubią rasowe, solidne granie z przełomu lat 60 i 70. Jest mnóstwo ludzi, dla których podstawowa twórczość Franka jest męcząca i trudna w ogólnym rozrachunku i na dłuższą metę do strawienia - ale Hot Rats traktują zgoła inaczej. Nawet morderczy w sądach krytycy jazzowi jak Joachim Ernst Berendt - wypowiadali o "szczurach na gorąco" z uznaniem - że mistrz wreszcie dojrzał, zrezygnował z bzdurnych i bezproduktywnych wygłupów i wreszcie dzieli się swoim niepospolitym talentem i tworzy piękną, cudownie skonstruowaną muzyką i sztuką. Lider miał sporo szczęścia bo trafił w niezwykle ekscytujący okres w historii muzyki - gdzie w tym szaleńczym tyglu mieszało się non stop wszystko na oczach podnieconej widowni, słuchaczy, krytyków i innych instrumentalistów / kompozytorów - jak mawiali w USA - "pieniądze dosłownie leżą na ulicy wystarczy się schylić" - nie inaczej wtedy było z muzyką gdy twórcy byli i wzajemnie się bombardowali inspiracjami, aspiracjami, pomysłami - nowa, ekscytująca muzyka dosłownie "leżała na każdym kroku na ulicy i wystarczyło się po nią schylić". Wcześniej jazzmani zdawali sobie sprawę że jazz stereotypowo i standardowo pojmowany nudził słuchaczy i nie rozpalał emocji, wyobraźni i namiętności jak dawniej - nie oddawał ducha i świadomości pokoleń - trzeba było coś zmienić i się "otworzyć" - a rockmani zdawali sobie sprawę ze swoich skromnych umiejętności i techniki oraz harmonii i melodyki, struktur rytmicznych i też chcieli "otworzyć" - wystarczyło sięgnąć, ciut się poduczyć, podciągnąć i efekty były co najmniej obiecujące. Niby historię piszą zwycięzcy - ale sporo jest "PIAR-u", lobbystycznych działań, uogólnień, uproszczeń - przypisywania przesadnych zasług - nie brakuje osób, które podobnie jak ja uważają, że Zappa miał równie kolosalne zasługi dla kreowania i powstania nurtu jazz-rock czy fusion podobnie jak Miles Davis. Hot Rats Sessions - to wyborna okazja by zajrzeć od kuchni - a działo się tam wiele, nie ma absolutnie mowy o nudzie. Piękny przykład, że nawet pozornie skromny akompaniament wytrawnych wyśmienitych instrumentalistów może ocierać się o nieosiągalną dla innych wirtuozerię - chociażby w tym co robił bajeczny basista Max Bennett - śledzenie jego pełnych wyobraźni, wrażliwości i smaku partii - to wciągające bez reszty lektura. W ogóle wśród licznych refleksji odnośnie w/w sesji - myślę że to przy okazji doskonałe materiały szkoleniowe, partytury by młodzi adepci uczyli się sztuki akompaniamentu, kontrapunktu, znajdywania swojego miejsca w aranżacji, w budowania struktury ciekawych utworów, zawodowstwa. Te nagrania powinny trafić na zajęcia w naszych akademiach muzycznych. I dochodzimy do kolejnej kluczowej sprawy - zawodowstwo - o czym wielokrotnie pisał i mówił po swoich doświadczeniach Michał Urbaniak - to jest tzw " amerykańskie zawodowstwo" - przychodzi świadomy swoich umiejętności skupiony instrumentalista na sesję - ogarnia z pewnym siebie uśmiechem nawet najbardziej kuriozalne i pokręcone partytury i mówi " if you`re ready - I`m ready" - co zdumiewa - prawie każde podejście, take na Sessions jest niezwykle udane i trafione - u Franka taśma kręciła się non stop i dosłownie wszystko było rejestrowane bo nigdy nie było wiadomo co się wydarzy - Davis żałował, że nie nagrał na video sesji Brew - równie można żałować, że nie było załączonych kamer video na Hot Rats. Lider wiedział, że stara formuła się sprawdzi - zaproś wyśmienitych instrumentalistów - daj im pewne nawet luźne szkice - pozwól im się rozkręcić, rozhulać, złapać szwung, groove - i na milion procent stworzą coś epokowego - naturalnie pod warunkiem obecności wybitnego reżysera całości, dyrygenta, producenta w jednym - jakim był bez wątpienia gitarzysta. Szkoda, że Frank nie sformalizował na stałe składu i nie zabrał na dłuższą trasę - fakt - były ale sporadyczne, nieliczne, czasem pojedyncze, czasem zbitki kilku koncertów . Polecam wszystkim - bez końca można się wsłuchiwać, wgryzać w partie na fortepianie Underwooda, jak łapią w/w szwung, groove, feeling perkusiści - Guerin, Selico, Humphrey, genialny chyba do dziś niedoceniony Sugarcane, już wspomniany basista Bennett który jako najstarszy - wówczas ok 41 letni mógł uchodzić za staroświeckiego weterana z innej zgoła muzycznej epoki a gra że wielu jego kolegów po fachu mogło czuć totalnymi amatorami czy niedouczonymi. Od lat mam taką prywatną kategorię i pieczątkę najwyższej muzycznej jakości - po czym można poznać, że muzyka się "żre", że wciąga i że to jest "to" ? - że słuchając człowiek się non stop uśmiecha, kręci z niedowierzaniem głową i przede wszystkim chce wszystko rzucić - złapać za jakikolwiek instrument i dołączyć do tych muzyków - starych wyjadaczy. Trudno cokolwiek wyróżnić - są kapitalne jamy z Peaches czy Pimp - nie znoszę tego frazesu "odkryć na nowo" - ale słuchając tych sesji - można spojrzeć na znane od lat kompozycje nowymi oczyma, wniknąć w nie i dogłębniej zrozumieć o co w nich naprawdę chodzi i być może poszerzyć horyzonty. Wielka muzyka grana przez muzyków najwyższej próby. Sessions też dają okazję by rozważyć i uświadomić sobie - jakie były relacje, proporcje i równowaga między ściśle rozpisanymi partiami, partyturami a zespołową improwizacją, wspólnym jamem i świeżym intuicyjnym podejściem - warto posłuchać zespołowych jamów wokoło znanych tematów by zrozumieć istotę kompozycji na Hot Rats - jak lider raz ściśle kontrolował surowym okiem ( słuchem ) proces powstawania muzyki i realizowania jego koncepcji a z drugiej czekał aż złapią ten szwung i się odpowiednio rozbuchają. Trzeba przyznać, że Zappa postawił jazz-rock / fusion na najwyższym poziomie - z perspektywy czasu można odnieść wrażenie, że Rats śmiało mogło być albumem dwupłytowym i z pełnym powodzeniem - owszem, odrzuty z tych sesji pojawiały na późniejszych albumach gitarzysty. Jeśli komuś się wydaje, że Rats zna na wylot i nic go już nie zaskoczy - z serca polecam te 6 CD - lekcja pokory i świadomość, że lider uchylał na oficjalnych krążkach studyjnych zaledwie rąbek tajemnicy a Sessions to nie żadne nudy czy zbiór "śmieci czy spadów" ale ciąg dalszy fascynującej podróży. Fripp mawiał - że bycie instrumentalistą to nic "wielkiego" ( skrót myślowy ) ale bycie muzykiem to naprawdę coś wielkiego - sesje z Rats udowadniają że nawet bycie "instrumentalistą" i to wytrawnym, wybornym, który opanował swój instrument w stopniu absolutnym - to również wielka rzecz.
Wstyd się przyznać - choć minęło ok 3 lat od wydania tego epokowego wydawnictwa - dopiero teraz powoli się w nie wgryzam, nie wiem czy zabrakło czasu, uwagi, coś mi umknęło lub wcześniej w swojej ignorancji uznałem je za być może mniej ważne i godne uwagi. To nie tylko wyśniona rzecz dla maniaków, niezmordowanych kolekcjonerów dosłownie wszystkiego co pachnie Zappą - ale śmiało może przypaść do gustu również tym, którzy lubią rasowe, solidne granie z przełomu lat 60 i 70. Jest mnóstwo ludzi, dla których podstawowa twórczość Franka jest męcząca i trudna w ogólnym rozrachunku i na dłuższą metę do strawienia - ale Hot Rats traktują zgoła inaczej. Nawet morderczy w sądach krytycy jazzowi jak Joachim Ernst Berendt - wypowiadali o "szczurach na gorąco" z uznaniem - że mistrz wreszcie dojrzał, zrezygnował z bzdurnych i bezproduktywnych wygłupów i wreszcie dzieli się swoim niepospolitym talentem i tworzy piękną, cudownie skonstruowaną muzyką i sztuką. Lider miał sporo szczęścia bo trafił w niezwykle ekscytujący okres w historii muzyki - gdzie w tym szaleńczym tyglu mieszało się non stop wszystko na oczach podnieconej widowni, słuchaczy, krytyków i innych instrumentalistów / kompozytorów - jak mawiali w USA - "pieniądze dosłownie leżą na ulicy wystarczy się schylić" - nie inaczej wtedy było z muzyką gdy twórcy byli i wzajemnie się bombardowali inspiracjami, aspiracjami, pomysłami - nowa, ekscytująca muzyka dosłownie "leżała na każdym kroku na ulicy i wystarczyło się po nią schylić". Wcześniej jazzmani zdawali sobie sprawę że jazz stereotypowo i standardowo pojmowany nudził słuchaczy i nie rozpalał emocji, wyobraźni i namiętności jak dawniej - nie oddawał ducha i świadomości pokoleń - trzeba było coś zmienić i się "otworzyć" - a rockmani zdawali sobie sprawę ze swoich skromnych umiejętności i techniki oraz harmonii i melodyki, struktur rytmicznych i też chcieli "otworzyć" - wystarczyło sięgnąć, ciut się poduczyć, podciągnąć i efekty były co najmniej obiecujące. Niby historię piszą zwycięzcy - ale sporo jest "PIAR-u", lobbystycznych działań, uogólnień, uproszczeń - przypisywania przesadnych zasług - nie brakuje osób, które podobnie jak ja uważają, że Zappa miał równie kolosalne zasługi dla kreowania i powstania nurtu jazz-rock czy fusion podobnie jak Miles Davis. Hot Rats Sessions - to wyborna okazja by zajrzeć od kuchni - a działo się tam wiele, nie ma absolutnie mowy o nudzie. Piękny przykład, że nawet pozornie skromny akompaniament wytrawnych wyśmienitych instrumentalistów może ocierać się o nieosiągalną dla innych wirtuozerię - chociażby w tym co robił bajeczny basista Max Bennett - śledzenie jego pełnych wyobraźni, wrażliwości i smaku partii - to wciągające bez reszty lektura. W ogóle wśród licznych refleksji odnośnie w/w sesji - myślę że to przy okazji doskonałe materiały szkoleniowe, partytury by młodzi adepci uczyli się sztuki akompaniamentu, kontrapunktu, znajdywania swojego miejsca w aranżacji, w budowania struktury ciekawych utworów, zawodowstwa. Te nagrania powinny trafić na zajęcia w naszych akademiach muzycznych. I dochodzimy do kolejnej kluczowej sprawy - zawodowstwo - o czym wielokrotnie pisał i mówił po swoich doświadczeniach Michał Urbaniak - to jest tzw " amerykańskie zawodowstwo" - przychodzi świadomy swoich umiejętności skupiony instrumentalista na sesję - ogarnia z pewnym siebie uśmiechem nawet najbardziej kuriozalne i pokręcone partytury i mówi " if you`re ready - I`m ready" - co zdumiewa - prawie każde podejście, take na Sessions jest niezwykle udane i trafione - u Franka taśma kręciła się non stop i dosłownie wszystko było rejestrowane bo nigdy nie było wiadomo co się wydarzy - Davis żałował, że nie nagrał na video sesji Brew - równie można żałować, że nie było załączonych kamer video na Hot Rats. Lider wiedział, że stara formuła się sprawdzi - zaproś wyśmienitych instrumentalistów - daj im pewne nawet luźne szkice - pozwól im się rozkręcić, rozhulać, złapać szwung, groove - i na milion procent stworzą coś epokowego - naturalnie pod warunkiem obecności wybitnego reżysera całości, dyrygenta, producenta w jednym - jakim był bez wątpienia gitarzysta. Szkoda, że Frank nie sformalizował na stałe składu i nie zabrał na dłuższą trasę - fakt - były ale sporadyczne, nieliczne, czasem pojedyncze, czasem zbitki kilku koncertów . Polecam wszystkim - bez końca można się wsłuchiwać, wgryzać w partie na fortepianie Underwooda, jak łapią w/w szwung, groove, feeling perkusiści - Guerin, Selico, Humphrey, genialny chyba do dziś niedoceniony Sugarcane, już wspomniany basista Bennett który jako najstarszy - wówczas ok 41 letni mógł uchodzić za staroświeckiego weterana z innej zgoła muzycznej epoki a gra że wielu jego kolegów po fachu mogło czuć totalnymi amatorami czy niedouczonymi. Od lat mam taką prywatną kategorię i pieczątkę najwyższej muzycznej jakości - po czym można poznać, że muzyka się "żre", że wciąga i że to jest "to" ? - że słuchając człowiek się non stop uśmiecha, kręci z niedowierzaniem głową i przede wszystkim chce wszystko rzucić - złapać za jakikolwiek instrument i dołączyć do tych muzyków - starych wyjadaczy. Trudno cokolwiek wyróżnić - są kapitalne jamy z Peaches czy Pimp - nie znoszę tego frazesu "odkryć na nowo" - ale słuchając tych sesji - można spojrzeć na znane od lat kompozycje nowymi oczyma, wniknąć w nie i dogłębniej zrozumieć o co w nich naprawdę chodzi i być może poszerzyć horyzonty. Wielka muzyka grana przez muzyków najwyższej próby. Sessions też dają okazję by rozważyć i uświadomić sobie - jakie były relacje, proporcje i równowaga między ściśle rozpisanymi partiami, partyturami a zespołową improwizacją, wspólnym jamem i świeżym intuicyjnym podejściem - warto posłuchać zespołowych jamów wokoło znanych tematów by zrozumieć istotę kompozycji na Hot Rats - jak lider raz ściśle kontrolował surowym okiem ( słuchem ) proces powstawania muzyki i realizowania jego koncepcji a z drugiej czekał aż złapią ten szwung i się odpowiednio rozbuchają. Trzeba przyznać, że Zappa postawił jazz-rock / fusion na najwyższym poziomie - z perspektywy czasu można odnieść wrażenie, że Rats śmiało mogło być albumem dwupłytowym i z pełnym powodzeniem - owszem, odrzuty z tych sesji pojawiały na późniejszych albumach gitarzysty. Jeśli komuś się wydaje, że Rats zna na wylot i nic go już nie zaskoczy - z serca polecam te 6 CD - lekcja pokory i świadomość, że lider uchylał na oficjalnych krążkach studyjnych zaledwie rąbek tajemnicy a Sessions to nie żadne nudy czy zbiór "śmieci czy spadów" ale ciąg dalszy fascynującej podróży. Fripp mawiał - że bycie instrumentalistą to nic "wielkiego" ( skrót myślowy ) ale bycie muzykiem to naprawdę coś wielkiego - sesje z Rats udowadniają że nawet bycie "instrumentalistą" i to wytrawnym, wybornym, który opanował swój instrument w stopniu absolutnym - to również wielka rzecz.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
https://www.youtube.com/watch?v=yF6-tgLFRrc
Ciekawy materiał video wypłynął - z domowych prywatnych archiwów wedle opisu Malcolma McNaba - z projektu bez absolutnego precedensu - wielkiej - Grand - a z czasem z racji prozy życia i okrutnego i nie znającego litości bilansu rachunkowego - redukowanego do Petit Wazoo - mające niestety malejące nieustannie rzesze wtajemniczonych fanów - zachwyconych ''DOJRZAŁYM" Frankiem - potężnie brzmiący imponującą sekcją blach Big Band Zappy - prowadzący pewną ręką fusion w XXI wiek, choć sam lider unikał tego sformułowania jak mógł i zastępował typowym "jazz". Widać jaką wesołą eskapadą był wielki projekt gitarzysty, który po licznych zdrowotnych zawirowaniach i przymusowej kwarantannie - oswobodziwszy się z gipsu czy niezbyt fortunnego coraz bardziej męczącego i toksycznego towarzystwa m.in panów Volmana i Kaylana - zaczął grać solidną "muzykę totalną" w bogatej obsadzie personalnej. Może i odrobinę szkoda, że na trasie zabrakło współtworzących pierwotnie całość np boskiego George`a Duke`a czy Aynsleya Dunbara - niczego przy tym nie ujmując zmiennikom. Nadal liczę , że niebawem pojawi więcej materiału i to najwyższej jakości z konsolety - a jak wiadomo perfekcjonista Frank - pracoholik i pedant w każdym calu i detalu - nagrywał dosłownie KAŻDY swój show. Pojawiają od lat głosy - że w przypadku Wazoo Orchestra - lider postawił sobie, wykonawcom i publiczności za wysoko poprzeczkę i lwia część wolała jednak rock`n`rollowy przesycony lubieżnością i świntuszeniem dawny show - a nie big bandy i fusion - powoli odchodzące do zatęchłego lamusa. To mogli dostać w trakcie nudnego wieczoru nadal wtedy na chodzie Jazz Messengersów, Fergusona czy Hermana. Nie da się zaprzeczyć, że Grand Wazoo Orchestra była czymś zdumiewającym - czyżby bliska niedoścignionego ideały - wyśnionego przez Zappę - że jedynym jego marzeniem na świecie był jedynie band, który wykonałby jego kompozycje "naprawdę cholernie dobrze" ?. Sam nadal czekam na ciąg dalszy lub może jakieś mamucie wydawnictwo z tej trasy.... może dożyjemy - bo np w tym roku mija równo "Abrahama" i równo 50 lat od tej bajecznej trasy.
Ciekawy materiał video wypłynął - z domowych prywatnych archiwów wedle opisu Malcolma McNaba - z projektu bez absolutnego precedensu - wielkiej - Grand - a z czasem z racji prozy życia i okrutnego i nie znającego litości bilansu rachunkowego - redukowanego do Petit Wazoo - mające niestety malejące nieustannie rzesze wtajemniczonych fanów - zachwyconych ''DOJRZAŁYM" Frankiem - potężnie brzmiący imponującą sekcją blach Big Band Zappy - prowadzący pewną ręką fusion w XXI wiek, choć sam lider unikał tego sformułowania jak mógł i zastępował typowym "jazz". Widać jaką wesołą eskapadą był wielki projekt gitarzysty, który po licznych zdrowotnych zawirowaniach i przymusowej kwarantannie - oswobodziwszy się z gipsu czy niezbyt fortunnego coraz bardziej męczącego i toksycznego towarzystwa m.in panów Volmana i Kaylana - zaczął grać solidną "muzykę totalną" w bogatej obsadzie personalnej. Może i odrobinę szkoda, że na trasie zabrakło współtworzących pierwotnie całość np boskiego George`a Duke`a czy Aynsleya Dunbara - niczego przy tym nie ujmując zmiennikom. Nadal liczę , że niebawem pojawi więcej materiału i to najwyższej jakości z konsolety - a jak wiadomo perfekcjonista Frank - pracoholik i pedant w każdym calu i detalu - nagrywał dosłownie KAŻDY swój show. Pojawiają od lat głosy - że w przypadku Wazoo Orchestra - lider postawił sobie, wykonawcom i publiczności za wysoko poprzeczkę i lwia część wolała jednak rock`n`rollowy przesycony lubieżnością i świntuszeniem dawny show - a nie big bandy i fusion - powoli odchodzące do zatęchłego lamusa. To mogli dostać w trakcie nudnego wieczoru nadal wtedy na chodzie Jazz Messengersów, Fergusona czy Hermana. Nie da się zaprzeczyć, że Grand Wazoo Orchestra była czymś zdumiewającym - czyżby bliska niedoścignionego ideały - wyśnionego przez Zappę - że jedynym jego marzeniem na świecie był jedynie band, który wykonałby jego kompozycje "naprawdę cholernie dobrze" ?. Sam nadal czekam na ciąg dalszy lub może jakieś mamucie wydawnictwo z tej trasy.... może dożyjemy - bo np w tym roku mija równo "Abrahama" i równo 50 lat od tej bajecznej trasy.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
https://www.youtube.com/watch?v=NDBhfHq ... lsMUnQVLbp
Przy tej okazji warto przypomnieć wydany bez mała 15 lat temu koncert z Bostonu w ramach Grand Wazoo Tour z 72 - wtedy np. na łamach śp. pamięci forum SBB - udzielający się fani nie mieli słów uznania i dzieli fachowymi, nacechowanymi skromnością, znawstwem i wnikliwą analizą partytur - doprawdy nie wiem skąd oni je wzięli - koneksji i swobodną gawędą na temat skąd pochodzi poszczególni uzdolnieni muzycy, jaki mieli wiarygodny wkład w całość tkanki big bandu i dokąd być może zmierzali - na czele z niedoścignionym Wireq`iem - człowiekiem, który niczym brytyjski Ian Carr - zgłębił jak nikt tajniki biografii, dorobku, zawiłych krzyżujących się rytmicznych i pełzających skal późnego Shorterowskiego Davisa - począwszy od Water Babies na czele - jak również lub przede wszystkim "great lost third kwintet" - czyli z sekcją - Corea, Holland i DeJohnette - zagraniczne wydawnictwa i periodyki dosłownie biją o Jego zdanie, kilka felietonów, które użycza raczej skąpo i oszczędnie, nieliczne esejów, wciąż i wciąż na nowo przerabianych, bezcenne materiały z okresu oscylującego między 67 a 69 - nie widzę w byłych terenach Austro-Węgier drugiego równie niezrównanego i unikającego mediów i blasku fleszy eksperta - dopiero ON otworzył oczy na subtelne i wielowarstwowe nuty i transkrypcje sesji Water Babies - na których bazował Zappa.
Przy tej okazji warto przypomnieć wydany bez mała 15 lat temu koncert z Bostonu w ramach Grand Wazoo Tour z 72 - wtedy np. na łamach śp. pamięci forum SBB - udzielający się fani nie mieli słów uznania i dzieli fachowymi, nacechowanymi skromnością, znawstwem i wnikliwą analizą partytur - doprawdy nie wiem skąd oni je wzięli - koneksji i swobodną gawędą na temat skąd pochodzi poszczególni uzdolnieni muzycy, jaki mieli wiarygodny wkład w całość tkanki big bandu i dokąd być może zmierzali - na czele z niedoścignionym Wireq`iem - człowiekiem, który niczym brytyjski Ian Carr - zgłębił jak nikt tajniki biografii, dorobku, zawiłych krzyżujących się rytmicznych i pełzających skal późnego Shorterowskiego Davisa - począwszy od Water Babies na czele - jak również lub przede wszystkim "great lost third kwintet" - czyli z sekcją - Corea, Holland i DeJohnette - zagraniczne wydawnictwa i periodyki dosłownie biją o Jego zdanie, kilka felietonów, które użycza raczej skąpo i oszczędnie, nieliczne esejów, wciąż i wciąż na nowo przerabianych, bezcenne materiały z okresu oscylującego między 67 a 69 - nie widzę w byłych terenach Austro-Węgier drugiego równie niezrównanego i unikającego mediów i blasku fleszy eksperta - dopiero ON otworzył oczy na subtelne i wielowarstwowe nuty i transkrypcje sesji Water Babies - na których bazował Zappa.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
https://store.zappa.com/products/the-mo ... cd-box-set
W ubiegłym roku ukazał rocznicowy 8 płytowy box - Mothers 71 - 50th anniversary. Zawierający kompletne koncerty m.in z Fillmore East czy Rainbow Theatre. Wyprodukowane przez Eddie Kramera, Ahmeta Zappę i Joe Traversa. W książeczce gruby esej wzbogacony i wspomnienia m.in Jima Ponsa i Iana Underwooda. Pięknie wydany i jak na nasze krajowe surowe realia w dość sensownej cenie - nie jest tani ale to przynajmniej nie 1500 zł
. Jednakże zważywszy na wysoce kontrowersyjny okres, skład, repertuar i aurę tamtych gorących czasów - mam wiele wątpliwości ile znajdzie nabywców, a ja z pewnością nie znajdę się wśród nich. Pamiętam jak ponad 20 lat temu wypożyczyłem Another Band From the LA z Billy the Mointain na czele.... mijały lata, człowiek rozbudowywał nieustannie płytotekę i kolekcję koncertów, bootlegów Zappy - robiło się następne podejścia do tego materiału i w dalszym ciągu rozkładam podobnie jak wielu bezradnie ręce - że jestem chyba na to za głupi. Frank zwykle podobnie jak Miles - tworzył utwory i następne koncepcje w silnej opozycji i jako "próba odreagowania" na wcześniejszy okres - tak było w tym przypadku. Uwielbiam kolejny Waka / Wazoo z Big Bandem czy ekipę z Roxy 73, wcześniejszy z Pontym i Dukiem, dalsze z młodziutkimi czarodziejami jak Bozzio, O`Hearn i Jobson itd itd. Do projektu z Volmanem i Kaylanem chyba nigdy nie przekonam, mam ileś tam koncertów i bootlegów z nimi ale nigdy po nie nie sięgam. Uważam, że wtedy Zappa się pogubił, zawsze uwielbiał prowokować, wkręcać publiczność - lecz tym razem posuwał regularnie za daleko i.... się doigrał - gdy został zaatakowany na scenie, wylądował pod sceną z pogruchotaną krtanią i na wiele tygodni czy miesięcy w gipsie. Można w nieskończoność kompozycje w rodzaju Billy - składać na karb - że to testowanie granic tolerancji publiczności, że to żonglerka, zabawa konwencją, konfekcją, pastisz - parodia - a może "pastisz pastiszu" i "parodia parodii" ? - czyżby jedyny raz Zappa parodiował samego siebie ?, robił wała z publiczności, fanów - którzy mieli wedle jego założeń jak pelikany łyknąć dosłownie wszystko co im podsunie ?, a może też chciał zelżyć i wyśmiać samego siebie ?. Dziś chyba wyrzucono by Franka ze sceny gdyby zaserwował Billy the Mountain z tym niedorzecznym tekstem - o co niby chodziło ?. Mark lub Howard - przy okazji prób do wystawiania i filmowania 200 Motels mieli wygłosić z przekąsem i bezczelnością - że i owszem - świetnie zdają sobie sprawę - że nie zostaną zrozumienia, że ludzie poczują zbici z tropu - " o co chodzi ?, czego oni chcą ?, what is all about ?, it`s so bizzarre, what`s the point..." ? - i właśnie O TO CHODZI - "that`s the point" - że " o to chodzi by nikt nie wiedział o co chodzi i w co się gra...". Pięknie powiedziane ale czy to cokolwiek wyjaśnia ?. Nie brakowało wśród analityków i komentatorów twórczości Franka opinii - że wtedy Flo & Eddie przejeli władzę nad zespołem. Niby Frank ich tolerował chwaląc ich talent i smykałkę, zacięcie do "pastiszu" i "wodewilu" - ale pewna równowaga została zachwiana i w pewnym momencie było ICH więcej niż samego lidera i to musiało skończyć katastrofą. Trudno mi uwierzyć, iż taki perfekcjonista, pracoholik, człowiek nastawiony konceptualnie do życia jak Zappa dopuścił, że stracił kontrolę nad sytuacją i ktoś inny dyktował warunki. Mnie te wszystko rzekomo "wesołkowate" dialogi ze sceny np jak uatrakcyjnić życie seksualne za pomocą żywej ryby czy do jakich innych niecodziennych czynności i zadań może służyć penis - wcale nie śmieszą. Smutne jest to, że bodajże od lat 90 - wizerunek Zappy tworzą nasi "dziennikarze" muzyczni niestety o silnie prawicowym by nie powiedzieć katolicko-konserwatywnym i republikańskim, konfederackim zacięciu. Jakie bzdury wypisywano w Tylko Rock z "redaktorem" Weisem na czele. Późniejszy - silnie nastawiony anty republikańsko, przeciw zwariowanej fundamentalistycznej prawicy - przeciw np kościołowi czy kaznodziejom - repertuar i kierunek próbowano z uporem maniaka marginalizować - że to "słabe, nieważne, nudne, mniej śmieszne, że nie wiadomo o co gitarzyście chodzi", że są ciekawsze rzeczy i w ogóle lepiej nie poświęcać temu czasu i uwagi. Mnie z kolei śmieszą do łez z The Best Band - wstawki i przeróbki tekstów - pod ekscesy seksualne stróża moralności Jimmy Swaggarta a naszym świetoszkowatym redaktorom naczelnym było to wybitnie nie wsmak. To samo działo się na licznych forach w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Co gorsza ci ludzie sądzili że jako jedyni "mają klucz do duszy Franka", że to oni go najlepiej rozumieją i mogą być jako wybrana "elita" - pośrednikiem by pozostałym wykładać do "artysta miał na myśli". To absolutne kuriozum - muzyk nienawidził prawicowców, tych konfederatów, republikanów, gardził jak się tylko da związkami zawodowymi i działaczami - bez ogródek podobnie jak kościół porównywał ich do mafii - że jest tak samo skorumpowana, chodzi o kontrolę, wpływy, kasę, panienki, najlepiej nieletnie. Pamiętam jak długi szczękę zbierała z podłogi żelazna dama Margaret pogromczyni u siebie związków zawodowych - gdy u nas odbierała nagrody, hołdy od byłych związkowców z "Lechem" na czele - takie idiotyzmy to tylko u nas. Na zaproszenie nowych władz Czech z Havlem na czele - na początku lat 90 jak na niego Zappa ze sceny wygłosił emocjonalne i sentymentalne przemówienie - że obok jego słów uznania - że taki malutki i niepozorny kraj wywalczył coś wielkiego - PRAWDZIWĄ WOLNOŚĆ - ale dalszy ciąg umknął komentatorem spod znaku Weisa - przestrzegł, by jedną niewolę nie zamienić na kolejną - co niestety u nas się nie udało. Nie wiem na ile nowy imponujący box - ok 600 min muzyki pomoże w zrozumieniu czegokolwiek z tych czasów - może zadziała zasada - że ci którzy uwielbiają i cenią - pozostaną w swojej "bańce" - a nastawieni anty - też nie zmienią zdania. Dla mnie genialni muzycy jak Underwood, Duke, Dunbar - marnowali się - dopiero przy okazji następnych tras i albumów - Jawaka, Wazoo czy trasa 73 - co udokumentował koncert z Helsinek 73 - pokazali na co ich stać. Okres 71 to było poniekąd ostateczne rozliczenie z dawną hippisowską erą. Nie chcę pogrążać się i grzęznąć w zbyt dalekich teoriach spiskowych - może Frank wydając takie dziwaczne albumy jak Fillmore i Band from LA - chciał "zemścić" na ex kolegach udowadniając im jak bardzo błądzili i że zmierzali donikąd - podobnie jak Fripp wydając Earthbound.
W ubiegłym roku ukazał rocznicowy 8 płytowy box - Mothers 71 - 50th anniversary. Zawierający kompletne koncerty m.in z Fillmore East czy Rainbow Theatre. Wyprodukowane przez Eddie Kramera, Ahmeta Zappę i Joe Traversa. W książeczce gruby esej wzbogacony i wspomnienia m.in Jima Ponsa i Iana Underwooda. Pięknie wydany i jak na nasze krajowe surowe realia w dość sensownej cenie - nie jest tani ale to przynajmniej nie 1500 zł

...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
https://store.zappa.com/products/waka-w ... -ray-audio
Spadkobiercy Franka rozpieszczają i nie rezygnują w wysiłkach by wprawić fanów w ekstazę - tym razem zapowiedź kilkupłytowego boxu z najwyżej cenionego przez fanów materiału - po 9 miesięcznej rekonwalescencji - Waka Jawaka i Grand Wazoo - gdy "par excellence" - "kopnął w tyłek" zgrywusów Flo & Eddiego - i zaczął grać z jazzmanami - według opisów i obietnic - szykuje kapitalny materiał - m.in niewykorzystany materiał z w/w sesji, plus koncert z San Francisco i osobne tzw. "George Duke Sessions".
Spadkobiercy Franka rozpieszczają i nie rezygnują w wysiłkach by wprawić fanów w ekstazę - tym razem zapowiedź kilkupłytowego boxu z najwyżej cenionego przez fanów materiału - po 9 miesięcznej rekonwalescencji - Waka Jawaka i Grand Wazoo - gdy "par excellence" - "kopnął w tyłek" zgrywusów Flo & Eddiego - i zaczął grać z jazzmanami - według opisów i obietnic - szykuje kapitalny materiał - m.in niewykorzystany materiał z w/w sesji, plus koncert z San Francisco i osobne tzw. "George Duke Sessions".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
https://store.zappa.com/products/zappa- ... munich-3cd
https://www.youtube.com/watch?v=lpM_2YN ... bcKvUMFGe8
Dosłownie parę tygodni temu świeżutko ukazało się nowe wydawnictwo z przepastnych archiwów Franka. Podobnie jak w/w z Jugosławii "kontrowersyjnego" okresu i składu koncertowego wiosna / lato 80. Nie wydaje mi się, by wywołało podobny ogień i mieszane odczucia jak show z 75. Nie brak opinii, że skład z 80 był " przejściowym" i klasycznym składem na przetrwanie - jeśli wierzyć intuicji Zappy - w tym szaleństwie musiała być metoda - nie dopuszczał do składu pasażerów na gapę czy zwyczajnych leszczy. Na pewno wielkim szczęściem i radością był powrót po 5 latach Raya White`a - idealnie się dopełniali ze swoimi silnymi "czarnymi" soulowymi głosami z Ike`m - może taki był pierwotny zamysł szefa - zmniejszyć skład i położyć większy nacisk na stricte rockowe / funky / soulowe / rhythm / bluesowe - granie - żadnego fusion czy innych space big bandowych odjazdów. Efekt został osiągnięty - inna sprawa czy owoce tego składu wszystkim smakowały. Ta konstelacja bywa obok składu z Vai - 81/82 uznawany jako jeden z najsłabszych - chyba na wyrost obciążano winą perkusistę Davida Logemana - na pewno kompetentnego - ale wypadającego nieco blado gdy zestawi się go z poprzednikami i następcami - można docenić jego rasowe uderzenie, soczysty feeling ale niestety ograniczoną inwencję i popadanie w schematyzm gdy możemy porównać co wyczyniali Colaiuta / Wackerman lub Bozzio - z tym nie można konkurować. A może znów taki był zmysł lidera ?. To znajduje odzwierciedlenie w set liście - gdzie dominują piosenki - mało jest improwizacji, szaleństwa, zabrakło drugiego klawiszowca - niezrównanego jazzmana z Austrii Petera Wolfa - został inny szaleniec i dziki klawiatur - Tommy Mars - jedynie w Pound for a Brown ma swoje okienko i przestrzeń do szaleństw -
https://www.youtube.com/watch?v=vYGUNOS ... 8&index=21
Znów można mu zarzucić ( słusznie lub nie ? ) - że nadużywa ogranych i wyczerpanych do przesady barw, rozwiązań - co podobno również miało irytować samego Franka - do obłędu wyeksploatowanych kolorów i chwytów - na co sam zainteresowany miał być niby głuchy. Nie mniej jednak w swobodnych - puszczonych na żywioł partiach fusion całego zespołu - Zappa - dostrzegał nic innego jak tylko powielanie czy pastisz / parodię modnego jazz-rocka, sobie pozwalał na parodię partytur licznych klasyków muzyki filmowej czy ilustracyjnej jak ubóstwiany Miklos Rozsa. Nie spotkałem doprawdy wielu miłośników muzyki, którzy byliby w stanie wskazać - gdzie Zappa dowcipnie sparodiowałby Mikrosa i osiągnął zamierzony efekt.
https://www.youtube.com/watch?v=lpM_2YN ... bcKvUMFGe8
Dosłownie parę tygodni temu świeżutko ukazało się nowe wydawnictwo z przepastnych archiwów Franka. Podobnie jak w/w z Jugosławii "kontrowersyjnego" okresu i składu koncertowego wiosna / lato 80. Nie wydaje mi się, by wywołało podobny ogień i mieszane odczucia jak show z 75. Nie brak opinii, że skład z 80 był " przejściowym" i klasycznym składem na przetrwanie - jeśli wierzyć intuicji Zappy - w tym szaleństwie musiała być metoda - nie dopuszczał do składu pasażerów na gapę czy zwyczajnych leszczy. Na pewno wielkim szczęściem i radością był powrót po 5 latach Raya White`a - idealnie się dopełniali ze swoimi silnymi "czarnymi" soulowymi głosami z Ike`m - może taki był pierwotny zamysł szefa - zmniejszyć skład i położyć większy nacisk na stricte rockowe / funky / soulowe / rhythm / bluesowe - granie - żadnego fusion czy innych space big bandowych odjazdów. Efekt został osiągnięty - inna sprawa czy owoce tego składu wszystkim smakowały. Ta konstelacja bywa obok składu z Vai - 81/82 uznawany jako jeden z najsłabszych - chyba na wyrost obciążano winą perkusistę Davida Logemana - na pewno kompetentnego - ale wypadającego nieco blado gdy zestawi się go z poprzednikami i następcami - można docenić jego rasowe uderzenie, soczysty feeling ale niestety ograniczoną inwencję i popadanie w schematyzm gdy możemy porównać co wyczyniali Colaiuta / Wackerman lub Bozzio - z tym nie można konkurować. A może znów taki był zmysł lidera ?. To znajduje odzwierciedlenie w set liście - gdzie dominują piosenki - mało jest improwizacji, szaleństwa, zabrakło drugiego klawiszowca - niezrównanego jazzmana z Austrii Petera Wolfa - został inny szaleniec i dziki klawiatur - Tommy Mars - jedynie w Pound for a Brown ma swoje okienko i przestrzeń do szaleństw -
https://www.youtube.com/watch?v=vYGUNOS ... 8&index=21
Znów można mu zarzucić ( słusznie lub nie ? ) - że nadużywa ogranych i wyczerpanych do przesady barw, rozwiązań - co podobno również miało irytować samego Franka - do obłędu wyeksploatowanych kolorów i chwytów - na co sam zainteresowany miał być niby głuchy. Nie mniej jednak w swobodnych - puszczonych na żywioł partiach fusion całego zespołu - Zappa - dostrzegał nic innego jak tylko powielanie czy pastisz / parodię modnego jazz-rocka, sobie pozwalał na parodię partytur licznych klasyków muzyki filmowej czy ilustracyjnej jak ubóstwiany Miklos Rozsa. Nie spotkałem doprawdy wielu miłośników muzyki, którzy byliby w stanie wskazać - gdzie Zappa dowcipnie sparodiowałby Mikrosa i osiągnął zamierzony efekt.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
https://store.zappa.com/products/funky-nothingness-3cd
Zapowiedź kolejnego wielopłytowego wydawnictwa dla najbardziej zajadłych fanów Franka - już wedle portali muzycznych ruszyła przedsprzedaż - ma się również ukazać na kolorowych winylach ( trudno, takie czasy ) z dołączoną kostką do gitary z wizerunkiem lidera. Wedle opisu materiał pochodzi z niewydanej / zarzuconej poniekąd sesji - "sequel" Hot Rats z imponującym składem wytrawnych instrumentalistów - Underwood, Bennett, Dunbar i Sugarcane. Strzępy pojawiły na albumie Chunga`a Revenge - parę alternatywnych wersji będzie na w/w boxie.
Forpocztą i zapowiedzią jest kawałek Work With Me Annie / Annie Had a Baby:
https://www.youtube.com/watch?v=Hu1SUgXrX3o
Skład na początku lat 70 miał dać kilka sporadycznych koncertów. Najbardziej wnikliwi i maniakalni znawcy oraz badacze twórczości / stylistycznej ewolucji czy zmian - upatrywali w tym mini powrót do dawnych soulowych / rhythm bluesowych młodzieńczych fascynacji i korzeni - w czym miał pomóc m.in Sugarcane - Frank go bardzo lubił i cenił. Nie wiem na ile ten skład / projekt miał być jak u jazzmanów - jednorazową przygodą czy Zappa liczył na coś więcej. Można również poddać pod wątpliwość jego zaufanie do fanów i mniemanie dotyczące ich gustu - może stwierdził, iż ok - jedna płyta w duchu Hot Rats - całkowicie wystarczy, kolejne w tym duchu - to już będzie za dużo ?. Nie miał złudzeń odnośnie publiczności amerykańskiej bywającej na koncertach - wyjącej, świrującej, nie dbającej o niuanse wysublimowanej muzyki - ma być show, rock`n`roll i dawka świństw w tekstach. Byli ci , którzy zakochali się w Hot Rats i z rozkoszą podążyliby dalej tym tropem....ale z grania "jazzu" Frank wiedział, iż nie wyżywiłby rodziny ?. Jak u wielu poszukujących - tak samo o Franka - każdy kolejny projekt / etap miał stać w silnej opozycji i miał stanowić "odtrutkę" na wcześniejszą ?. Nie inaczej - bo jak potraktować wciągnięcie do współpracy po Hot Rats - Howarda i Marka ?. Tak czy siak 3płytowy Funky zapowiada pasjonująco - nie tylko dla tych, którzy nadal katują zestaw Hot Rats Sessions. Wymienieni panowie to absolutna czołówka i śledzenie ich partii i kolejnych podejść to super lektura.
Zapowiedź kolejnego wielopłytowego wydawnictwa dla najbardziej zajadłych fanów Franka - już wedle portali muzycznych ruszyła przedsprzedaż - ma się również ukazać na kolorowych winylach ( trudno, takie czasy ) z dołączoną kostką do gitary z wizerunkiem lidera. Wedle opisu materiał pochodzi z niewydanej / zarzuconej poniekąd sesji - "sequel" Hot Rats z imponującym składem wytrawnych instrumentalistów - Underwood, Bennett, Dunbar i Sugarcane. Strzępy pojawiły na albumie Chunga`a Revenge - parę alternatywnych wersji będzie na w/w boxie.
Forpocztą i zapowiedzią jest kawałek Work With Me Annie / Annie Had a Baby:
https://www.youtube.com/watch?v=Hu1SUgXrX3o
Skład na początku lat 70 miał dać kilka sporadycznych koncertów. Najbardziej wnikliwi i maniakalni znawcy oraz badacze twórczości / stylistycznej ewolucji czy zmian - upatrywali w tym mini powrót do dawnych soulowych / rhythm bluesowych młodzieńczych fascynacji i korzeni - w czym miał pomóc m.in Sugarcane - Frank go bardzo lubił i cenił. Nie wiem na ile ten skład / projekt miał być jak u jazzmanów - jednorazową przygodą czy Zappa liczył na coś więcej. Można również poddać pod wątpliwość jego zaufanie do fanów i mniemanie dotyczące ich gustu - może stwierdził, iż ok - jedna płyta w duchu Hot Rats - całkowicie wystarczy, kolejne w tym duchu - to już będzie za dużo ?. Nie miał złudzeń odnośnie publiczności amerykańskiej bywającej na koncertach - wyjącej, świrującej, nie dbającej o niuanse wysublimowanej muzyki - ma być show, rock`n`roll i dawka świństw w tekstach. Byli ci , którzy zakochali się w Hot Rats i z rozkoszą podążyliby dalej tym tropem....ale z grania "jazzu" Frank wiedział, iż nie wyżywiłby rodziny ?. Jak u wielu poszukujących - tak samo o Franka - każdy kolejny projekt / etap miał stać w silnej opozycji i miał stanowić "odtrutkę" na wcześniejszą ?. Nie inaczej - bo jak potraktować wciągnięcie do współpracy po Hot Rats - Howarda i Marka ?. Tak czy siak 3płytowy Funky zapowiada pasjonująco - nie tylko dla tych, którzy nadal katują zestaw Hot Rats Sessions. Wymienieni panowie to absolutna czołówka i śledzenie ich partii i kolejnych podejść to super lektura.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
Od paru dni dzięki sprzyjającemu zbiegowi okoliczności jestem szczęśliwym posiadaczem i ostro katuje najnowszy zestaw Franka Zappy - Funky Nothingness - zgodnie z zapowiedzią sprzed kilku tygodni. Swoją drogą - to całkiem znośny artykuł i komentarz:
https://muzyka.interia.pl/artykuly/news ... Id,6871362
Na dobrą sprawę trudno dodać coś więcej. Zabawne, że na gorąco recenzje i opinie oscylują między pianiem z zachwytu, peanami i szokiem "jak można było taki genialny materiał odłożyć na półkę na ponad 50 lat ?" - a z drugiej - że to kolejne "czyszczenie archiwów", próba zarobienia na starej muzyce i legendzie nazwiska i jak sam autor sugeruje by "ochłonąć" i odpowiedzieć na proste pytanie - "gdyby lider chciał i cenił sesje to by je wydał za życia, niemalże od razu". Zappa był wielce specyficznym człowiekiem - jak sam z dumą deklarował - że nie odczuwał jakiejkolwiek choćby minimalnej nostalgii za dawnymi czasami, składami, muzykami, którzy odeszli itd itd ( czyżby ? ) - a jego rąbka tajemnicy odsłaniał sam boski śp. George Duke jak wspominał - że wielokrotnie On i reszta byli "wściekli" na lidera - że grali piękny kawałek muzyki a nagle Frank wszystko przykrywał atakiem klasterów, dodekafonii, aleatoryki i hałasami jakby budynek miał się zawalić na głosy Bogu ducha winnych muzyków - błagali go "... cholera Frank - to za piękne by to tak niszczyć i mieszać - a on zbywał to swoim niezawodnym machnięciem ręką i eeeee tam..... to trzeba tak potraktować....". Przyjaciel Pastoriusa miał również podsumować jego "idee fixe" - szczególnie jak zaczął coraz bardziej szaleć i się staczać w latach 80 - "... że Jaco coraz bardziej czuł się w obowiązku odgrywać rolę Jaco Pastoriusa....". Czy z Frankiem było podobnie ? - czuł "presję przed samym sobą" że to co "powszechne", tradycyjne, konwencjonalne choćby w stopniu mikro - to było nie dość dobre dla niego i zdecydowanie za mało ? ( musi być szaleństwo, freak, crazy, awangarda, kolaż, odjazd, eksperyment ). Nie brakowało fanów Zappy - którzy mimo uwielbienia i szacunku dla niego - zaczęli mu powoli zarzucać - że żył obsesją sztuki dla sztuki i nawet On sam nie był w stanie sprostać swoim wysokim standardom i zrealizować muzykę którą miał w głowie - a co dopiero by mogli temu szalonemu marzeniu sprostać inni instrumentaliści.
By zostawić niekończące się dywagacje i spekulacje - wracając do zestawu - owszem - nie brakuje utworów mających charakter - niezobowiązujących jamów, prób by sprawdzić jak ta konstelacja zabrzmi, badania gruntu, testowania pomysłów, szkiców itd - a i je słucha się z zainteresowaniem i niekłamaną przyjemnością - na szczęście lwia część to świetne w sumie gotowe kompozycje - rozwijające idee i kierunek zapoczątkowany na Hot Rats - zdyscyplinowane ale i przepełnione atmosferą luzu, mimo skromnej obsady podobnie jak poprzednio - osiągające pełne rozmachu big bandowe brzmienie - które porywa i zapiera dech w piersiach - napiszę banał - ale najprawdziwszym "cichym bohaterem" jest debiutujący wtedy u Franka młody raptem 24 letni perkusista Aynsley Dunbar - niby "młody" ale już na swój sposób "weteran" - mający sporo lat grania w zespołach bluesowych - u Mayala, liderując swojemu Retaliation, a potem w kaskaderskim ale pechowym pod względem personalnym i organizacyjnym Blue Whale - a jeszcze wcześniej w zespołach rock`n`rollowych i stricte jazzowych - co u Franka mu się przydało - jego popisy dosłownie urywają głowę ( gra prawdziwie polirytmicznie, miesza rytmy, pasjonujące przekładańce stopy z werblem ) - momentów jest mnóstwo - choćby w Tommy / Vincent Duo II , Basement Jam, Khaki Sack, Twinkle Tits i środkowej sekcji Charleeny ( co tam się w ogóle w środku wyprawia - choćby dzięki kolejnemu bohaterowi sesji - Don Sugarcane Harrisowi - nie ma słów, które by to opisały - tego trzeba posłuchać ). Możemy WRESZCIE posłuchać organowego popisu bez "wykoślawiania", zniekształcania i udziwnień - Iana Underwooda w Khaki Sack - jak ten kawałek buja. Podsumowując - to czysta rozkosz słuchać wybornych i wytrawnych instrumentalistów - przede wszystkim żadnych wygłupów - tylko solidne i rasowe granie, aż instrumenty się topią pod palcami. Feeling i groove są nieprawdopodobne i cholernie zaraźliwe. Nie wiem czy jest na tej planecie osobnik - który słuchając tego materiału nie zada sobie pytanie - "dlaczego to odłożono na półkę ?, kurde balans to genialne". Jaki ci panowie łapią szwung i jak to się wszystko mocno "żre". Trudno zrozumieć wielkich artystów - to cały mistrz przewrotności Frank - odstawić taaaaki materiał na półkę i zatrudnić dwóch "dennych kawalarzy" Volmana i Kaylana plus stworzyć dzieło w duchu 200 Motels plus film podsumowując go słowami " ... wszyscy którzy mają Mothers za bandę świrów po obejrzeniu tego utwierdzą się w przekonaniu...". Polecam wszystkim Funky Nothingness - to żadne czyszczenie archiwów czy wydawanie czegokolwiek byle zarobić parę groszy - nawet tym, którym z podejściem Zappy nie było po drodze - te wymiatanie może przypaść do gustu. Kto wie czy to nie najlepsze rzeczy wydane przez rodzinę gitarzysty od 20 lat ?.
https://muzyka.interia.pl/artykuly/news ... Id,6871362
Na dobrą sprawę trudno dodać coś więcej. Zabawne, że na gorąco recenzje i opinie oscylują między pianiem z zachwytu, peanami i szokiem "jak można było taki genialny materiał odłożyć na półkę na ponad 50 lat ?" - a z drugiej - że to kolejne "czyszczenie archiwów", próba zarobienia na starej muzyce i legendzie nazwiska i jak sam autor sugeruje by "ochłonąć" i odpowiedzieć na proste pytanie - "gdyby lider chciał i cenił sesje to by je wydał za życia, niemalże od razu". Zappa był wielce specyficznym człowiekiem - jak sam z dumą deklarował - że nie odczuwał jakiejkolwiek choćby minimalnej nostalgii za dawnymi czasami, składami, muzykami, którzy odeszli itd itd ( czyżby ? ) - a jego rąbka tajemnicy odsłaniał sam boski śp. George Duke jak wspominał - że wielokrotnie On i reszta byli "wściekli" na lidera - że grali piękny kawałek muzyki a nagle Frank wszystko przykrywał atakiem klasterów, dodekafonii, aleatoryki i hałasami jakby budynek miał się zawalić na głosy Bogu ducha winnych muzyków - błagali go "... cholera Frank - to za piękne by to tak niszczyć i mieszać - a on zbywał to swoim niezawodnym machnięciem ręką i eeeee tam..... to trzeba tak potraktować....". Przyjaciel Pastoriusa miał również podsumować jego "idee fixe" - szczególnie jak zaczął coraz bardziej szaleć i się staczać w latach 80 - "... że Jaco coraz bardziej czuł się w obowiązku odgrywać rolę Jaco Pastoriusa....". Czy z Frankiem było podobnie ? - czuł "presję przed samym sobą" że to co "powszechne", tradycyjne, konwencjonalne choćby w stopniu mikro - to było nie dość dobre dla niego i zdecydowanie za mało ? ( musi być szaleństwo, freak, crazy, awangarda, kolaż, odjazd, eksperyment ). Nie brakowało fanów Zappy - którzy mimo uwielbienia i szacunku dla niego - zaczęli mu powoli zarzucać - że żył obsesją sztuki dla sztuki i nawet On sam nie był w stanie sprostać swoim wysokim standardom i zrealizować muzykę którą miał w głowie - a co dopiero by mogli temu szalonemu marzeniu sprostać inni instrumentaliści.
By zostawić niekończące się dywagacje i spekulacje - wracając do zestawu - owszem - nie brakuje utworów mających charakter - niezobowiązujących jamów, prób by sprawdzić jak ta konstelacja zabrzmi, badania gruntu, testowania pomysłów, szkiców itd - a i je słucha się z zainteresowaniem i niekłamaną przyjemnością - na szczęście lwia część to świetne w sumie gotowe kompozycje - rozwijające idee i kierunek zapoczątkowany na Hot Rats - zdyscyplinowane ale i przepełnione atmosferą luzu, mimo skromnej obsady podobnie jak poprzednio - osiągające pełne rozmachu big bandowe brzmienie - które porywa i zapiera dech w piersiach - napiszę banał - ale najprawdziwszym "cichym bohaterem" jest debiutujący wtedy u Franka młody raptem 24 letni perkusista Aynsley Dunbar - niby "młody" ale już na swój sposób "weteran" - mający sporo lat grania w zespołach bluesowych - u Mayala, liderując swojemu Retaliation, a potem w kaskaderskim ale pechowym pod względem personalnym i organizacyjnym Blue Whale - a jeszcze wcześniej w zespołach rock`n`rollowych i stricte jazzowych - co u Franka mu się przydało - jego popisy dosłownie urywają głowę ( gra prawdziwie polirytmicznie, miesza rytmy, pasjonujące przekładańce stopy z werblem ) - momentów jest mnóstwo - choćby w Tommy / Vincent Duo II , Basement Jam, Khaki Sack, Twinkle Tits i środkowej sekcji Charleeny ( co tam się w ogóle w środku wyprawia - choćby dzięki kolejnemu bohaterowi sesji - Don Sugarcane Harrisowi - nie ma słów, które by to opisały - tego trzeba posłuchać ). Możemy WRESZCIE posłuchać organowego popisu bez "wykoślawiania", zniekształcania i udziwnień - Iana Underwooda w Khaki Sack - jak ten kawałek buja. Podsumowując - to czysta rozkosz słuchać wybornych i wytrawnych instrumentalistów - przede wszystkim żadnych wygłupów - tylko solidne i rasowe granie, aż instrumenty się topią pod palcami. Feeling i groove są nieprawdopodobne i cholernie zaraźliwe. Nie wiem czy jest na tej planecie osobnik - który słuchając tego materiału nie zada sobie pytanie - "dlaczego to odłożono na półkę ?, kurde balans to genialne". Jaki ci panowie łapią szwung i jak to się wszystko mocno "żre". Trudno zrozumieć wielkich artystów - to cały mistrz przewrotności Frank - odstawić taaaaki materiał na półkę i zatrudnić dwóch "dennych kawalarzy" Volmana i Kaylana plus stworzyć dzieło w duchu 200 Motels plus film podsumowując go słowami " ... wszyscy którzy mają Mothers za bandę świrów po obejrzeniu tego utwierdzą się w przekonaniu...". Polecam wszystkim Funky Nothingness - to żadne czyszczenie archiwów czy wydawanie czegokolwiek byle zarobić parę groszy - nawet tym, którym z podejściem Zappy nie było po drodze - te wymiatanie może przypaść do gustu. Kto wie czy to nie najlepsze rzeczy wydane przez rodzinę gitarzysty od 20 lat ?.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Re: Frank Zappa
Ja także polecam, ale czy wszystkim

(1970), którego tematy stały się osnową wielu zamieszczonych tu jamów. Transylvania Boogie, Chunga's Revenge czy urocza Sharleena to numery, w których jest na czym ucho zawiesić. Jeśli jednak ktoś preferuje zwartość kompozycji, przesłanie, linię melodyczną i kompaktowość formy to Funky Nothingness może być dla niego nie lada wyzwaniem.
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
https://consequence.net/2023/08/frank-z ... n-reissue/
Najbliższa rodzina - spadkobiercy - m.in Ahmet Zappa i Joe Travers - zapowiadają nowy box - z racji 50 rocznicy przełomowego i dla wielu zwiastujący bardziej "przyjazny i strawniejszy" przystępniejszy ale w dalszym ciągu jazzujący i zawierający mnóstwo karkołomnych pomysłów okres twórczości Franka - Over Nite Sensation - obok zremasterowanej płyty studyjnej uzupełnionej o cenne bonusy chociażby pierwotną wersję Inca Roads - plus koncerty z tego okresu z Hollywood Palladium 23 marca 73 i Detroit Cobo Hall 12 maja 73. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że wówczas absolutnie KAŻDY występ był pasjonującą nieprzewidywalną podróżą - Zappa towarzyszył dream team w postaci boskiego śp. George`a Duke`a, Ponty`iego, Sala Marqueza, braci Fowler, małżeństwo Uderwoodów, Ralph. Piękne czasy i piękna muzyka. Warto zbierać i wsłuchiwać się w bootlegi z tej niekończącej się trasy. Potem dołączył wybitnie męski i naładowany testosteronem niezwykle utalentowany showman Murphy Brock - zrobiło jeszcze ciekawiej... choć niestety kosztem Iana, Sala i Jeana.
Najbliższa rodzina - spadkobiercy - m.in Ahmet Zappa i Joe Travers - zapowiadają nowy box - z racji 50 rocznicy przełomowego i dla wielu zwiastujący bardziej "przyjazny i strawniejszy" przystępniejszy ale w dalszym ciągu jazzujący i zawierający mnóstwo karkołomnych pomysłów okres twórczości Franka - Over Nite Sensation - obok zremasterowanej płyty studyjnej uzupełnionej o cenne bonusy chociażby pierwotną wersję Inca Roads - plus koncerty z tego okresu z Hollywood Palladium 23 marca 73 i Detroit Cobo Hall 12 maja 73. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że wówczas absolutnie KAŻDY występ był pasjonującą nieprzewidywalną podróżą - Zappa towarzyszył dream team w postaci boskiego śp. George`a Duke`a, Ponty`iego, Sala Marqueza, braci Fowler, małżeństwo Uderwoodów, Ralph. Piękne czasy i piękna muzyka. Warto zbierać i wsłuchiwać się w bootlegi z tej niekończącej się trasy. Potem dołączył wybitnie męski i naładowany testosteronem niezwykle utalentowany showman Murphy Brock - zrobiło jeszcze ciekawiej... choć niestety kosztem Iana, Sala i Jeana.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Re: Frank Zappa
Na marginesie plebiscytu 1979 chcę się przyznać, że po raz kolejny poległem w konfrontacji z Frankiem Zappą. Ja teoretycznie jest bardzo pro-zappiany. Jak ktoś w towarzystwie wspomni jego nazwisko, to od razu lepiej się czuję i z delikwentem mam mentalne spasowanie
A w Wilnie biegłem oglądać pomnik Franka. Kumaci muzycznie znajomi, którzy wiedzą, jakiego miszmaszu lubię słuchać, przyjmują z góry, że pewnie jestem fanem Zappy. I są blisko. Tylko cholera, co nie chce zaklikać?
Próbując się po raz kolejny za bary z Szejkiem Yerbutnym, stwierdziłem, że w pewnym uproszczeniu da się to sprowadzić do wokalu. Bo nie da się ukryć, że fragmenty instrumentalne - a jak już zacznie wyczyniać te swoje cuda na gitarze, to ho ho - zwykle bardzo mi się podobają. Eklektyczno-eksperymentalne podejście do kwestii aranżacji również mi pasuje. Natomiast prawda jest taka, że ja bardzo nie lubię kabaretu, a to jego dziwaczne śpiewanie zautokarykaturowanym głosem niestety odbieram kabaretowo. Pewnie że czasem coś tam trafi i mi się podoba. Kabarety też czasami mi się podobają. Ale nie jest to moja forma wyrazu. I gdzieś tu upatruję powodu, dla którego słuchanie Franka Zappy niestety wbrew temu, co bym chciał, bardziej mnie irytuje, niż inspiruje.

Próbując się po raz kolejny za bary z Szejkiem Yerbutnym, stwierdziłem, że w pewnym uproszczeniu da się to sprowadzić do wokalu. Bo nie da się ukryć, że fragmenty instrumentalne - a jak już zacznie wyczyniać te swoje cuda na gitarze, to ho ho - zwykle bardzo mi się podobają. Eklektyczno-eksperymentalne podejście do kwestii aranżacji również mi pasuje. Natomiast prawda jest taka, że ja bardzo nie lubię kabaretu, a to jego dziwaczne śpiewanie zautokarykaturowanym głosem niestety odbieram kabaretowo. Pewnie że czasem coś tam trafi i mi się podoba. Kabarety też czasami mi się podobają. Ale nie jest to moja forma wyrazu. I gdzieś tu upatruję powodu, dla którego słuchanie Franka Zappy niestety wbrew temu, co bym chciał, bardziej mnie irytuje, niż inspiruje.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
- alternativepop
- remaster
- Posty: 2150
- Rejestracja: 29.11.2021, 19:00
- Lokalizacja: Łódź
- Kontakt:
Re: Frank Zappa
Mam to samo. Dziwne, bo generalnie innych rzeczy szukamy w muzyce, ale czasami występują nietypowe zgodności między nami. W przypadku Zappy jakby wyraziłeś moje zdanie na temat. Z wyjątkiem tego, że pewnie raczej niewielu podejrzewa, że powinienem słuchać ZappyCrazy pisze: ↑24.09.2023, 23:32 Na marginesie plebiscytu 1979 chcę się przyznać, że po raz kolejny poległem w konfrontacji z Frankiem Zappą. Ja teoretycznie jest bardzo pro-zappiany. Jak ktoś w towarzystwie wspomni jego nazwisko, to od razu lepiej się czuję i z delikwentem mam mentalne spasowanieA w Wilnie biegłem oglądać pomnik Franka. Kumaci muzycznie znajomi, którzy wiedzą, jakiego miszmaszu lubię słuchać, przyjmują z góry, że pewnie jestem fanem Zappy. I są blisko. Tylko cholera, co nie chce zaklikać?
Próbując się po raz kolejny za bary z Szejkiem Yerbutnym, stwierdziłem, że w pewnym uproszczeniu da się to sprowadzić do wokalu. Bo nie da się ukryć, że fragmenty instrumentalne - a jak już zacznie wyczyniać te swoje cuda na gitarze, to ho ho - zwykle bardzo mi się podobają. Eklektyczno-eksperymentalne podejście do kwestii aranżacji również mi pasuje. Natomiast prawda jest taka, że ja bardzo nie lubię kabaretu, a to jego dziwaczne śpiewanie zautokarykaturowanym głosem niestety odbieram kabaretowo. Pewnie że czasem coś tam trafi i mi się podoba. Kabarety też czasami mi się podobają. Ale nie jest to moja forma wyrazu. I gdzieś tu upatruję powodu, dla którego słuchanie Franka Zappy niestety wbrew temu, co bym chciał, bardziej mnie irytuje, niż inspiruje.

Z powyższego powodu również nigdy nie byłem w stanie strawić "słynnej" grupy Kury i rzekomo kultowej płyty "P.O.L.O.V.I.R.U.S.". A Ty jak ją znajdujesz?
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6624
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Re: Frank Zappa
A mnie akurat słuchanie Szejka Yerbouti zawsze sprawiało ogromną przyjemność. Odbieram tę płytę jako jedną z lżejszych, rozrywkowych, łatwych w odbiorze z dorobku Franka - i przez to mogę jej słuchać niemal zawsze. Podobnie mam z Zoot Allures, no i oczywiście też z jazz-rockową trylogią (Hot Rats, Waka/Jawaka, The Grand Wazoo).
PS. Crazy i alternativepop - Panowie jak rozumiem lepiej odbierają te jazz-rockowe Zappy, bo tam jest mniej wokalu, a więcej partii instrumentalnych?
Ja mam problemy z Zappową awangardą z przełomu lat 60-70 typu Burnt Weeny Sandwich czy Weasels Ripped My Flesh. albo z pełnym różnego rodzaju efektów w rodzaju wokali a'la Chip i Dale We're Only In It For The Money. Mnóstwo wariactwa, ale średnio to do mnie trafia.
PS. Crazy i alternativepop - Panowie jak rozumiem lepiej odbierają te jazz-rockowe Zappy, bo tam jest mniej wokalu, a więcej partii instrumentalnych?
Ja mam problemy z Zappową awangardą z przełomu lat 60-70 typu Burnt Weeny Sandwich czy Weasels Ripped My Flesh. albo z pełnym różnego rodzaju efektów w rodzaju wokali a'la Chip i Dale We're Only In It For The Money. Mnóstwo wariactwa, ale średnio to do mnie trafia.
Ostatnio zmieniony 25.09.2023, 09:06 przez Bednaar, łącznie zmieniany 2 razy.
Vertical_Invader
- Monstrualny Talerz
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3916
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Re: Frank Zappa
Też zgadzam się, że przeszkadzają mi mocno kabaretowe wtręty. Do tego jeszcze dodałbym skrajną nierówność, czyli obok siebie są momenty absolutnie wybitne, by po sekundzie przechodzić w jakiś absolutny banał. I jeszcze wykorzystanie totalnie topowych muzyków, żeby właśnie odgrywać kabaret. Kompletnie zmarnowany ogromny potencjał, tak jakby Zappa bał się wielkości, obawa przed dorośnięciem.
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3641
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Frank Zappa
Poczucie humoru, pastisz, parodia i zgrywa ( podobnie jak nieustanna prowokacja w sferze obyczajowej - chodzi o ostre teksty ) to nieodłączne elementy świata muzycznego i "przesłania" Zappy - kto tego nie rozumie lub unika - może lepiej dać sobie z nim spokój i posłuchać czegoś innego. W końcu nikt niczego "nie musi" ( słuchać). Frank miał cały wszechświat do zaoferowania - jeśli kogoś rażą te "wydurniania się" - może sięgnąć po Hot Rats, Waka / Wazzoo - są bardzo dobre koncerty z tego okresu czy legendarne z Roxy 73 czy Road Tapes z Helsinek 73 i Helsinki 74. Wybór bez końca. Jak mawiał Wielki Szu " każda gra ( każdy koncert ) to osobne przedstawienie". Franka to również dotyczy. Pewnych artystów trzeba brać z całym dobrodziejstwem inwentarza - mam wiele zrozumienia - poczucie humoru każdy ma inne. Ja jak ognia unikam okresu z Volmanem i Kaylanem - drażnią mnie ci dwaj - jeśli oni są cicho i zamykają paszczę a band gra - to wypada świetnie - wtedy był i Dunbar, Underwood, Duke czasem Preston. Ta dwójka zaczynała piać lub opowiadać i rozmiarach penisów - chciałem to wyłączyć.
Inną Zappowską zgrywę uwielbiam np. Titties and Beer ( tekstu sam nauczyłem się rekordowo szybko - chyba już w trakcie drugiego przesłuchania) :
https://www.youtube.com/watch?v=WzzWEeiUf3Y
Za każdym razem gdy to słyszę sporą część muszę śpiewać razem z liderem - tak mi się to podoba i takie to wszystko absurdalne
Czy z jednego z ulubionych stanowiących 2 tomowe dzieło trasy z 88 - The Best Band You Never Heard in Your Life i Make a Jazz Noise - szczyt szczytów ewolucji Franka - podsumowanie wtedy ponad 20 letniego dorobku - tam nawet kawałki instrumentalne brzmią zabawnie - są ludzie na zachodzie wielbiących pod niebiosa przemycony dowcip. U nas niby dziennikarze porkoju Weisa nie kumali tego ni w ząb i próbowali to określić i sprzedać mniej świadomym - że to "słabe", "niezrozumiałe", "schyłkowe", "marginalne" - że "lider się pogubił a jego dowcipasy nieśmieszne". Ja mimo upływu lat nadal ryczę ze śmiechu gdy puszczam najlepszy lek na doły, smuteczki czyli po kolei The Best Band i Make a Jazz Noise - ile tam jest odjechanego grania - począwszy od Ring of Fire te wstawki Franka " Yes, it`s the same verse again, It`s one way of learning English".... czy na koniec ".... Johny would never know what he`ve missed...."
https://www.youtube.com/watch?v=X5OJOKpBtfg
Cały skład gra w konwencji najgorszej knajpiarnej grupy czy niczym na stypie gdzie wszyscy się totalnie zaprawili - tym młodszym uświadamiam - to żaden BANAŁ tylko celowy zabieg - oni tak właśnie chcieli zabrzmieć i by to brzmiało tak okropnie a przez to zabawnie
https://www.youtube.com/watch?v=X5OJOKpBtfg
Czy moja ukochana wersja Lonesome Cowboy Burt - jazda po bandzie i dobra zabawa ( też lek na wszelkie depresje - najlepiej dać się porwać i śpiewać razem z zespołem) :
https://www.youtube.com/watch?v=FVtm_HCxdXY
No chyba, że kogoś rażą kpiny ze świętoszkowatego zakłamanego porno-kaznodziei Jima Swaggarta - owszem, można w duchu naszego krajowego Ryśka Makowskiego:
https://www.youtube.com/watch?v=3xr1T3SXvqY
https://www.youtube.com/watch?v=KKR5XAm1CdE
Inną Zappowską zgrywę uwielbiam np. Titties and Beer ( tekstu sam nauczyłem się rekordowo szybko - chyba już w trakcie drugiego przesłuchania) :
https://www.youtube.com/watch?v=WzzWEeiUf3Y
Za każdym razem gdy to słyszę sporą część muszę śpiewać razem z liderem - tak mi się to podoba i takie to wszystko absurdalne

Czy z jednego z ulubionych stanowiących 2 tomowe dzieło trasy z 88 - The Best Band You Never Heard in Your Life i Make a Jazz Noise - szczyt szczytów ewolucji Franka - podsumowanie wtedy ponad 20 letniego dorobku - tam nawet kawałki instrumentalne brzmią zabawnie - są ludzie na zachodzie wielbiących pod niebiosa przemycony dowcip. U nas niby dziennikarze porkoju Weisa nie kumali tego ni w ząb i próbowali to określić i sprzedać mniej świadomym - że to "słabe", "niezrozumiałe", "schyłkowe", "marginalne" - że "lider się pogubił a jego dowcipasy nieśmieszne". Ja mimo upływu lat nadal ryczę ze śmiechu gdy puszczam najlepszy lek na doły, smuteczki czyli po kolei The Best Band i Make a Jazz Noise - ile tam jest odjechanego grania - począwszy od Ring of Fire te wstawki Franka " Yes, it`s the same verse again, It`s one way of learning English".... czy na koniec ".... Johny would never know what he`ve missed...."
https://www.youtube.com/watch?v=X5OJOKpBtfg
Cały skład gra w konwencji najgorszej knajpiarnej grupy czy niczym na stypie gdzie wszyscy się totalnie zaprawili - tym młodszym uświadamiam - to żaden BANAŁ tylko celowy zabieg - oni tak właśnie chcieli zabrzmieć i by to brzmiało tak okropnie a przez to zabawnie

https://www.youtube.com/watch?v=X5OJOKpBtfg
Czy moja ukochana wersja Lonesome Cowboy Burt - jazda po bandzie i dobra zabawa ( też lek na wszelkie depresje - najlepiej dać się porwać i śpiewać razem z zespołem) :
https://www.youtube.com/watch?v=FVtm_HCxdXY
No chyba, że kogoś rażą kpiny ze świętoszkowatego zakłamanego porno-kaznodziei Jima Swaggarta - owszem, można w duchu naszego krajowego Ryśka Makowskiego:
https://www.youtube.com/watch?v=3xr1T3SXvqY
https://www.youtube.com/watch?v=KKR5XAm1CdE
...Nobody expects the Spanish inquisition !