Zbigniew Lewandowski - Levandek

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Zbigniew Lewandowski - Levandek

Post autor: Inkwizytor »

https://scontent.fktw1-1.fna.fbcdn.net/ ... e=639350AB


https://scontent.fktw1-1.fna.fbcdn.net/ ... e=63928832


Trzeci solowy krążek niezmordowanego leadera - inicjatora - popularyzatora - człowieka mającego wrodzoną niczym Urbaniak / Śmietana i Zawadzki - żyłkę organizatora - managera eventów, koncertów, wydarzeń jazzowych - jak wielu naszych krajowych jazzmanów po przełomowych wydarzeniach po 89 r. bezradnie rozkładało ręce w geście rozpaczy - ten człowiek śmiało regularnie koncertował, pomagał w dopinaniu projektów innym i nie dołączał do chóru malkontentów sarkających na nową kapitalistyczną rzeczywistość - ba... wyciągał pomocną dłoń do pozostałych kolegów np. pomagając im i współtworząc inne projekty - vide Wojciecha Karolaka w trio bądź kwartecie Le Boheme / Dżem Jam Co Dzień / High Bred Jazz Trio.
Levandek dla przyjaciół - zaczynał od gatunków silnie kojarzących z korzeniami jazzu - z dixie, potem swingiem by przejść do modern aż do fusion / jazz-rocka. Sami Swoi / następnie wrocławska przełomowa grupa Crash, wczesny String Connection. Dość szybko - aczkolwiek wedle amerykańskiej tradycji w okolicy 30-stki liderował już własnym zespołom - czego owocem był debiut - niezwykle udany, korespondujący z powrotem wielkiego Milesa Davisa i jego konceptu jazz-funku - na albumach The Man With The Horn a jeszcze bardziej koncertowego We Want Miles.
Levandek - nigdy nie dystansował się - podkreślał atencję, szacunek, uznanie i fascynację amerykańskim rozumieniem nowoczesnego jazzu - w wykonaniu uwielbianego przez siebie Yellowjackets i Spyro Gyra, później naturalnie doszedł do tego nowy rewolucyjny Elektrik Band Chicka Corei, zespoły ze stajni Dave`a Grusina - Lee Ritenour, David Benoit. Czy się komuś podoba czy nie - to ONI decydowali o kształtowaniu wrażliwości, poczucia estetyki kolejnych pokoleń.
Niewiele jest albumów utrzymujących wysoki poziom z naszego krajowego "fusion-jazzu" - czy jakkolwiek puryści zgodni go określić - który tak mocno utrzymywałby ICH poziom - nie zalatując "jazzowym-skansenem" czy "jazz-muzeum". W dalszym ciągu nie mogę wyjść ze zdumienia, że Golden Lady nie zostało wydane na CD - a brzmienie krążka jest znakomite, soczyste, przestrzenne, choć momentami mam wrażenie - że w miksie - momentami - nie jest to co prawda zbyt nachalne - ale partie perkusji - grającego dość ekspresyjnie lidera - zostały nagrane i wysunięte zbyt do przodu - nie traktuję tego jako naganny błąd ale to daje o sobie znać. Naturalnie jako człowiek gruntownie i subtelnie wykształcony - na swoją zgubę - nie przypomnę jak zostało to nikczemnie pominięte milczeniem i obojętnością przez "decydentów" - niewinna prośba - "... że być może warto wznowić / odświeżyć ten krążek bo zawiera śliczną i wartościową muzykę...". Nadal dusimy się we własnym sosie etyki "plemiennej", zawiści i bycia "wieczną panną młodą na własnym weselu".
Lewandowski zebrał najprawdziwszy ówczesny "dream team" - gdyby muzycy sformalizowali skład i projekt - mogli zrobić furorę - to czuć w każdej kompozycji - tu nie ma miejsca dla "wypełniaczy" - na basie Jan Cichy, saksofon Główczewskiego, na klawiszach Skowron, na gitarze Krzysztof Puma Piasecki, Torress na perkusjonaliach, Piotr Baron na saxie, niedoceniony Jerzy Mucha na saksofonach.
Kompozycje, aranże są subtelnie i ekspresyjnie wymieszanym koktajlem najlepszych ówczesnych amerykańskich wzorców - świeżych składników, owoców, przyprawa i domieszek - mało w tym czasie było na naszej skromnej krajowej scenie projektów - które brzmiałyby tak odświeżająco, aromatycznie, soczyście jak Golden Lady - bez kompleksów. Błyszczy bezdyskusyjnie jak diament - Of a Nice Day- Muchy - przywołujący najlepsze motywy muzyki filmowej np. Alana Silvestri z Romancing Stone - główna melodia podawana przez czuły saksofon Główczewskiego jest tak silnie romantyczny - a Puma Piasecki okrasza rozgrzaną jak lawa solówką. Jest wariacja na temat Morning Dance - zapraszająca do tańca calypso - Dżinsy z Importu - Jana Cichego - wypisz wymaluj największy szlagier Spyro Gyra - Jaya Beckensteina, jak u wytrawnych modelarzy - każdy detal został odtworzony i nie pominięty. Powtarzałem przy rozmaitych okazjach - że band Gyra - miał przeogromny wpływ na europejską scenę funky-jazz-pop-fusion - jak mawiał w jednym z odcinków Borewicz "... każdy prawdziwy mężczyzna kocha słodycze ale jedynie prawdziwy mężczyzna potrafi się do tego przyznać... ." Tytułowy blues / walz - Golden Lady Skowrona przywołuje inklinacje Niemena i fascynacje - Motown / Stax - "Czy Mnie Jeszcze Pamiętasz" - co podłapie np. nasze Walk Away.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Zbigniew Lewandowski - Levandek

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=bVDZ5UY_oDw

By nie być gołosłownym - zachęcam by posłuchać ponownie mastersztyku, piosenki pełnej wdzięku, swobodnej, wyluzowanej, będącej dawną dewizą jazzu - afirmacją życia i zachęcającą do relaksu, tańca, zabawy - czyli Morning Dance mistrzów z USA - Spyro Gyra - i by skonfrontować ze wspomnianą kompozycją Cichego - Dżinsy z Importu. Ktokolwiek kwestionuje przeogromny wpływ kolesi z Gyra na gust, smak, wrażliwość, kompozycję, aranżację nowoczesnego jazzu czy pop-modern-funk-latin-jazzu - jest albo kłamcą albo zakompleksionym ignorantem.

Przy okazji by nie być gołosłownym - zamieszczam dla zainteresowanych moją wersję - zgraną z prywatnego o dziwo i szczęśliwym zbiegiem okoliczności w doskonałym stanie zakupionym egzemplarzu winylu - by przekonać się jak doskonałą, świeżą, dynamiczną, orzeźwiającą muzykę oferował band Lewandowskiego - Levandka na Golden Lady - skoro ostatnio "w modzie jest zachwycanie" Koman Bandem - również pełnymi garściami czerpiącego ze wczesnych 3/4 płyt Spyro - może warto upomnieć o wydanie na CD Golden Lady. Swoją drogą ciekawe czy lider koncertował w tym okresie z tym repertuarem. Levandek udowodnił - że są w naszym kraju muzycy potrafiący grać z pasją, nowocześnie, "z zębem", po amerykańsku bez bałwochwalczego kompleksu. Polecam wszystkim kolekcjonerom czarnych krążków - warto mieć Golden Lady w kolekcji i regularnie do niego wracać.

https://www.sendspace.com/file/z8zluu
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Zbigniew Lewandowski - Levandek

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=IUP0fR3XRdM

https://www.youtube.com/watch?v=y6UDCKLEXPk



Kolejny wspaniały przykład ówczesnego nowoczesnego spojrzenia na jazz przez czołowych naszych muzyków - przy całym szacunku dla tradycji i korzeni. W dalszym ciągu stanowi łakomy kąsek i pozycję obowiązkową dla kolekcjonerów czarnych płyt - stosunkowo łatwo dostępny ale niejednokrotnie pomijany i niekiedy jakby "przegrywa" rywalizację z debiutem Lewandowskiego z 1983 - a niesłusznie. Gain - czyli z luźnego tłumaczenia z angielskiego - "osiągać", "dążyć" - panowie bez wątpienia osiągnęli wszystko co sobie pierwotnie założyli - album absolutnie nie jest żadnym rozczarowaniem. To jeden z najwybitniejszych albumów nowocześniejszego polskiego jazzu lat 80 - znów album ponad sztywnymi kategoriami, pomiędzy stylistykami i przełamujący wiele konwencji. Nie będzie nadużyciem gdy stosując skrót myślowy ochrzczę projekt mianem "akustycznego fusion jazzu". Na zagranicznych serwerach i na stronach poświęconych kolekcjonerom czarnych płyt - widnieje niekiedy "contemporary jazz" czy "post-bop", zdarza również fusion ale to nie wyczerpuje zagadnienia a muzyka jest fascynująca od samego początku, każda kompozycja nad wyraz udana i zero wypełniaczy. Panowie mniej więcej rok po nagraniu debiutanckiego albumu Lewandowski znów zawitali do studia. Z silnych inklinacji i aspiracji elektrycznym ekscytującym Milesem z funkowego "We Want Miles" - pozostało niewiele. Jak wspomniałem - w większości ten sam skład - obok lidera jest niespełna 24 letni Piotr Baron, będący w życiowej formie Mietek "Mechanik" Jurecki i wspaniały wysoce ekspresyjny pianista - będący pod wpływem Hancocka z czasów V.S.O.P , Jarretta z "europejskiego kwartetu", Corei z szalonych czasów Mad Hatter - Jerzy Kaczmarek. To on jest głównym kompozytorem pięciu ze sześciu kompozycji. O ile wierzyć źródłom - Kaczmarek już wtedy opromieniony legendą i obsypywany licznymi nagrodami i wyróżnieniami z najlepszym pianistą festiwalu w Kaliszu na czele - był "gwiazdą" i stałym rezydentem klubów we Wrocławiu z kultową i oryginalną "Rurą" na czele - jego projektem były m.in "Wilcze Sidła". W przekroju całego Gain pokazuje jak głównie przy pomocy akustycznego fortepianu grać z niebywałą werwą, swingiem, czadem, groovem, pasją, bez przynudzania - wspomagając w nielicznych momentach poczciwym Rolandem JX3P. Kwartet osiągnął prawie jak Weather Report w 78/79 - mimo niepozornego składu iście potężne, huraganowe big bandowe brzmienie, czy w otwierającym Mgły wachlarzem nie rozwiejesz czy będącym gwoździem programu - opartym na nerwowym pulsującym basowym motywie Jureckiego - rodem z Tap Step Corei - Wesoły Traktor. Może gdyby się bardzo uprzeć - ciut słabszym momentem jest jedyna kompozycja Barona - Continuois Fiesta - jakby errata, aneks do wcześniejszego albumu - luźna impresja - dowód może na biegłość techniczną saksofonisty ale jego talenty kompozytorskie nadal były na etapie kiełkowania. Innym obok pianisty bohaterem Gain jest wspomniany basista Jurecki - udowodnił, że w tamtym czasie bez wątpienia należał do krajowej i europejskiej czołówki tego instrumentu. Pasjonujący funkowi timing w otwierającym Wachlarzu - by potem zagrać czarującą solówkę na bezprogowym basie z efektami. Jest balladowy Leży Wojtek Leży. Zamykający Green Barman może nasuwać karkołomnymi przejściami i kadencjami z inną ówczesną gwiazdą elektrycznego jazzu - String Connection. Swoją drogą - gdyby kwartet Lewandowskiego w tej konstelacji regularnie działa, koncertował, wydawał kolejne płyty - zrobiłby furorę i stanowił poważne zagrożenie dla ekipy od Dębskiego. Może zadecydowały ówczesne realia, trudna rzeczywistość - basista Jurecki - który w tamtym czasie pożegnał się z Budką Suflera - wypowiedział słynne i nadal aktualne słowa "że z grania jazzu w Polsce nie wyżyjesz i nie wykarmisz rodziny" - to na pewno ciekawsze i bardziej ekscytujące niż granie rocka ( jako główny powód wskazywał odejście z Budki - że "... to wszystko stawało się za proste i nudziło go śmiertelnie..." ) ale pieniędzy z tego nie ma żadnych. Podsumowując - znów żal i gorzki zawód, że nie ma tego w dalszym ciągu na CD a powinno - plus może jakieś odrzuty z sesji ?. Brzmienie jest soczyste a muzycy grają jakby współpracowali od lat i palili do dalszych projektów do czego niestety nie doszło. Kłaniają ówczesne amerykańskie tuzy jak Yellowjackets i Spyro Gyra - by przytoczyć drugi kawałek "Kosidło" - lider gra niekiedy ciężej niczym Gadd za najlepszych płyt z Coreą, Elvin Jones czy nasz mistrz Kaziu Jonkisz. Prawie w każdym utworze jest środkowa sekwencja - gdzie panowie grają jak starzy wyjadacze z ery hard-bopu z Jazz Messengers na czele - by zadać kłam ewentualnej niczym nieuzasadnionej krytyce - że niby "byli koniunkturalistami" i wspomagali "elektronicznym frajerstwem". Gain to jedna z pereł polskiego jazzu, bez ślepego naśladownictwa zachodnich wzorców i kompleksów. Czarny krążek to smutny przykład na słowa starszego Marsalisa - Branforda - że "... począwszy od drugiej lat połowy 60 nagrywano wspaniałe albumy z Milesem na czele... ale już nikt nie chciał tego słuchać..." - jazz stał się "passe", czymś z muzeum co można pooglądać pod lupą czy zza szklaną gablotką. Nawet wśród krajowych "koneserów" - gdy wspomni się o Gain Lewandowskiego - zwykle mało kto kojarzy lub ceni ten album - jeśli nawet ktoś cudem ma na półce wśród zbiorów to prawie nigdy nie sięga. Znów dobra okazja by przestać się wygłupiać i by wydawcy mieniący spadkobiercami najlepszych dawnych tradycji Polish Jazz czy Klubu Płytowego - wzięli do roboty i odświeżyli ten kapitalny materiał.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ