Stan d`Art - Harmolodics ?

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Stan d`Art - Harmolodics ?

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=voDVsC3SdO4


Jest taka scena w filmie "Wielki Szu" - gdy główny bohater tak wypowiada o książce Kanta - ".... ach, tak Kant, trudne, ale gdy się przebrnie....". Nie inaczej jest w przypadku tej lektury.



Niedawno minęło ponad 35 lat od wydania jedynego albumu kieleckiej formacji Stan d`Art z 87. Zespół dziś kompletnie zapomniany nagrał jedną z najbardziej bezkompromisowych i trudnych w odbiorze płyta krajowego ... no właśnie.... jazzu ? - to powszechna ale błędna opinia - to o wiele więcej niż jazz. Nieliczni entuzjaści odjechanych kompozycji i wywrotowego, anarchistycznego podejścia do muzykowania próbują obok Pickup Formation Popka - zaanektować band do polskiego nurtu "harmolodics" - czy free-funk-punk-jazzu ( o ile coś takiego w ogóle istnieje czy istniało ). Krąży oklepana recenzja - by lepiej nie słuchać albumu Crimson Starless and Bibble Black w stanie depresji - ale przy "Undergrajdoł" - muzyka Crimson brzmi jasno, pogodnie, skocznie, słonecznie i filuternie. Tak mrocznej, klaustrofobicznej, depresyjnej, przyprawiającej o myśli samobójcze, katastroficznej muzyki ( może obok w/w Pickupa - "Zakaz Fotografowania" ) trudno szukać na naszej krajowej szeroko rozumianej scenie. Panowie wyprzedzali koncepcje yassowców o dobrą dekadę. O ile Mazzol, Trzaska i zgrywus Tymon z dumą i z buńczuczną zaczepką deklarowali - że "grają nową muzykę" - to panowie ze Stan d`Art robili to bez żadnych deklaracji. Album - niestety koszmarnie brzmiący - surowość bywa zaletą - na pewno zawiniła słaba jakość surowca i nośnika - np. ja trafiłem na egzemplarz z antykwariatu - który im dalej - tym brzmi coraz ciszej, mniej klarownie i zamulony, jego zgranie graniczyło dosłownie z cudem a i tak brzmi koszmarnie ale muzyka jest na tyle intrygująca, że warto się poświęcić i pomęczyć. Ekipa zapomniana - ale złożona z wybornych i znanych muzyków z Janiną Iwańskim z Tie Break na czele. saksofonistą Kiniorskim czy gościnnym udziałem Henia Gembalskiego na skrzypcach. Płyta nagrana jako nagroda za grand prix Jazzu Nad Odrą w 86. Coś w ich muzyce musiało być skoro zachwycili wymagające jury. Podobno na żywo wypadali jeszcze bardziej dziko i zadziornie - co aż trudno sobie wyobrazić. Nazwa nie miała nic wspólnego z wykonywaniem czy hołdem dla "jazzowych standardów" - raczej - skrót określenia i podejścia - "sztuka jako stan ducha". Muzycy wiele wymagali od publiczności - choć wtedy fani przychodzący na koncerty byli inni - spragnieni oryginalności i anarchii, przekraczania granic, bardziej otwarci i przyjmujący niekiedy dosłownie wszystko co im oferują. Były w tym też pewne aluzje polityczne - jak w tytule płyty "undergrajdoł" - chęć wyrwania się z tamtej niekiedy trudnej, dołującej i szarej rzeczywistości, bunt przeciw stagnacji, również wobec ówczesnego kostycznego środowiska jazzowego decydentów, bardzo zachowawczych i patrzących wstecz zamiast do przodu. Muzycy - wcale nie młodzi - będący około lub jak w przypadku Kiniorskiego - dobrze po trzydziestce - spoglądali w stronę zachodu. Szczególnie rozkwitającej scenie amerykańskiej - projektów solowych muzyków - dawnych podopiecznych Prime Time Ornette Colemana, Ronalda Shannona Jacksona, Tacumy Jamaladeena, Jamesa Blooda Ulmera. Przeczuwali też kiełkujący ruch M-Base Steve`a Colemana. Nie przesadzę gdy wśród inspiracji wskażę projekty ludzi pokroju Freda Fritha, Billa Laswella, Johna Zorna, Stockhausena, Frippa ( zamykające "Antypody" z charakterystycznym riffem - to forpoczta i zapowiedź Vroom i Thrak King Crimson lub projektu z Sylvianem ), sporo zakręconych i schizofrenicznych rozwiązań najbardziej nieznośnego Zappy, tego co robił od On the Corner poprzez Dark Magus a skończywszy na Pangea i Agharta - Miles Davis z Petem Cosyem - co z kolei zachęciło do swoich eksperymentów - Living Colour z wizjonerem gitary Vernonem Reidem - jego pionierskie i obłąkańcze granie daje się wyczuć w partiach gitarzystów na Stan d`Art ). Ktokolwiek spodziewa radosnego funkowego grania i chwytliwych motywów - lepiej niech omija czarny krążek z daleka. To nie muzyka dla każdego - wielu może przytłoczyć - wiele fragmentów śmiało mogła zostać wykorzystana w horrorach - to świat wędrowania po rodem z koszmarów opuszczonych hitlerowskich bunkrach, fabrykach, szpitalach psychiatrycznych, hangarach, piwnicach ( pamięta ktoś teledysk, który kiedyś mnie jako dziecko śmiertelnie przeraził - "Poranna Wiadomość" Republiki ? - to te klimaty, silnie rodem z Kafki i Orwella ), duszność, narastająca paranoja, zaciskające się ściany i jakby te wszystkie w/w gmachy miały nam runąć na głowę. Kompozycje.... o nich też niekiedy trudno mówić - to zlepek riffów, odcinków, fragmentów - bez początku i końca. Entuzjaści Brotzmanna - czyli "Rzeźnika z Wuppertalu" również nie powinni być zawiedzeni.



Kiedyś około 85/84 śp. Jarek Śmietana miał powiedzieć - że kilka już wtedy grup, z którymi się zetknął - wedle jego odczucia - próbowały eksperymentować i grać "harmolodics" - i .... nie potrafił tego adekwatnie opisać, odebrać i ocenić - nie wiedział czy to muzyka, czy to jazz, czy to dobre czy może zbiór idiotyzmów. Kpił, że można równie dobrze zebrać kilku nieudaczników, amatorów, dać im instrumenty, zebrać publikę, krytyków, dziennikarzy, odpowiednio ich ustylizować, umalować, oświetlenie - wepchnąć na scenę i bez względu co zagrają to i tak znajdzie się parę osób i to z nazwiskami i dorobkiem, prestiżem - którzy powiedzą, iż "w tej muzyce to jednak coś jest".



Tak czy inaczej - jeśli ktoś uważa się za konesera i znawcę, kolekcjonera polskiej ambitniejszej muzyki - powinien znać Undergrajdoł. To też kawał polskiego "jazzu" - że mimo trudnych warunków - byli przedstawiciele i nieśmiała, niepozorna ale buńczuczna i zbuntowana scena kojarząca i mierząca ze zjawiskiem "harmolodisc" - następny album, który aż wstyd - ze nie doczekał się reedycji na CD. Wielu współczesnym niby kapelom awangardowym czy eksperymentującym opadłyby szczęki - że w połowie lat 80 był ktoś taki jak Stan d`Art. A że to wręcz idealna muzyka by ze sobą skończyć .... to inna historia. Jestem prawie pewien, że gdyby skończyć się "wygłupiać" i zająć kapelami grającymi jak Stan czy Pickup - lub próbującymi prezentować własną wersję "harmolodics" - znalazłoby się wielu nabywców, zainteresowanych i dzięki temu lepiej zrozumieć jak kształtowała polska scena muzyczna, jazzowa w latach 80. A to może się doczekamy po przygodach "Zaczarowanego Ołówka", "Pomysłowego Dobromiła", "Kapitana Klipera", "Pingwina Pik-Poka", "Maurycego i Hawranka", "Sąsiadów", "Krecika", "Kulfona i Moniki" oraz "Matki, Żony i Kochanki" :D
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Monstrualny Talerz
japońska edycja z bonusami
Posty: 3997
Rejestracja: 24.05.2017, 10:29

Re: Stan d`Art - Harmolodics ?

Post autor: Monstrualny Talerz »

Ej, Inkwizytor, ale to jest rewelka!!! I wcale nie mroczne, dość właśnie funkowe i melodyjne, jednocześnie odjechane. Z czymś mi się kojarzy mocno, ale nie pamiętam teraz z czym.
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Stan d`Art - Harmolodics ?

Post autor: Inkwizytor »

Hej, dzięki - można wymieniać i wymieniać kapele - miło, że Ci się podoba - są też pierwiastki Joy Division, Dead Kennedys czy Residents.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ