Włodek Gulgowski

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Włodek Gulgowski

Post autor: Inkwizytor »

https://www.discogs.com/release/1769793 ... owski-Home



W przyszłym roku okrągłą i imponującą rocznicę 80 urodzin będzie obchodził jeden z krajowych najwspanialszych i najbardziej oryginalnych pianistów - Włodek Gulgowski - dla przyjaciół ( i niestety również wrogów ) "Golem". Od wielu lat bardziej związany i kojarzony ze Szwecją i tamtejszą sceną muzyczną - w latach 70 na krótko współpracował jako instrumentalista i aranżer z ABBA - trudno o lepszą rekomendację. W połowie lat 70 ściągnięty przez Urbaniaka zrobił imponujące wrażenie na tamtejszych muzykach - do tego stopnia, że w 78 odbywał trasy z bandem Al Di Meoli - sam gitarzysta przedstawiał go że "jest ze Szwecji". Niestety wedle wspomnień Urbaniaka - człowiek mimo wielu talentów - świetnie grał w tenisa, biegły angielski, biegle czytał nuty i słuch absolutny - miał mieć trudny charakter i zbyt łatwo popadał w konflikty z innymi plus "lubił siać ferment i intrygować". To opinia skrzypka - jak było naprawdę - trzeba było uczestniczyć w tamtych wydarzeniach.



Mimo bajecznej techniki i umiejętności kompozytorskich - jego własna dyskografia jest niezwykle skromna. Obok projektu i albumu z bandem Made in Sweeden, był silnie funkowy i z wykopem dzięki najlepszej sekcji tamtej epoki Gadd / Jackson - Soundcheck - jest jeszcze z zupełnie innej beczki w zgoła odmiennej stylistyce - Home. Niedawno minęło 35 lat od jego premiery. Nadal wyłącznie dostępny na winylu - chyba przez samego autora zapomniany. Wydany zarówno w Szwecji w innej okładce - z "zdezelowanym" fortepianem przy kominku - u nas w dość intrygującej mistrza Lecha Majewskiego - mogąca kojarzyć z serią "Poczytaj mi Mamo".


Jak wspomniałem wielokrotnie - lubię i cenię płyty - które są niepodobne do niczego, ponad kategoriami, wymykające zaszuflakowaniu - tak jest w przypadku Home. Opisywana na serwisach i portalach - jako "fusion" lub "jazz-rock" - a krążek naprawdę niewiele ma wspólnego z jazzem czy jazz-rockiem tamtych czasów. Gdybym miał z uporem maniaka pokusić na porównania - to o ironio bliżej do świecącej triumfy w drugiej połowie lat 80 - twórczości z kręgu "new-age", czy "romantycznej natchnionej elektroniki". Bo taki zgodnie z krótką notką z tyłu okładki jest ten album - z intencją kompozytora - "romantyczny". Włodek był już wtedy lekko po czterdziestce ale doświadczenie i bagaż miał przeogromny. Powstał zbiór kompozycji - które może nie zachwycają od razu, wymagają wiele przesłuchań, pierwotnie przy pierwszym zetknięciu sam byłem zbity z tropu i nie wiedziałem co o tym myśleć i z jakiej strony "wgryźć" się w album. Doceniłem go po latach - tak samo jak twórczość, której echa nieświadomie można tu odnaleźć - projekt The Enid Roberta Johna Godfreya. Przemyka twórczość "poważnych" pianistów jak Rubinstein, Mahler czy solowy recitalowy Jarrett. Wnikliwe ucho wyłapie subtelne i luźne podobieństwa - np w ładnym Letter From Home jest coś z No Zone z "jedynki" Elektric Bandu Chicka Corei , w tytułowym Home melodia krąży i stanowi jakby wariację tematu Maria od Leonarda Bernsteina. Najbliżej ówczesnemu "fusion" gdyby ktoś szukał na siłę analogii - był Latin Dance Nr.1 - znów pewne dalekie, ale naprawdę dalekie echa Corei czy filmowego silnie podlanego elektroniką Dave`a Grusina - najbardziej przebojowy fragment - noszący potencjał "przeboju".



Podejrzewam, że nie wszystkim przypadłby do gustu. Krążek może się narazić na poniekąd słuszne zarzuty - dzieła - zbyt ufnemu w nieograniczone możliwości nowoczesnej technologii i nowych instrumentów. Gulgowski w komentarzu - żartobliwie pisze, że cały projekt był niezwykle czasochłonny, że "ludzie epoki analogowej" spotykają się wreszcie z "ludźmi ery cyfrowej" - i trzeba się uczyć nowych instrumentów - nie ma innej drogi - bo one mogą być współczesnymi "Stradivariusami" - pod warunkiem, że wyciśnie się z nich wszelkie niuanse. Płyta dla poszukujących nowych dźwięków - z czasem człowiek się przekonuje jak te melodie, głównie szlachetnie brzmiący patetyczny fortepian wsparty w dużej mierze na barwach hitu - Yamahy DX7, nawet do elektronicznie zaprogramowanej perkusji można się przekonać - choć dla sporej części zanadto dziś trąci to myszką - z drugiej strony podobno obecnie mamy "renesans" synth-popu i tych wszystkich brzmień z przełomu lat 80 i 90. Lubiący przeróbki utworów muzyki klasycznej na syntezatory - powinni być również zadowoleni - przynajmniej połowa kompozycji nosi znamiona "muzyki programowej" czy mini symfonii - szczególnie najdłuższy zgodnie z tytułem Concerto in E-Dur. Wiele motywów i pomysłów śmiało mogło zostać wykorzystane w muzyce filmowej, ich ilustracyjność, "obrazowość" i działanie na wyobraźnię odbiorcy to niezwykle silny trop i mocna strona wysiłków Gulgowskiego.



Można żałować, że pianista nie poszedł dalej za ciosem i nie stworzył kontynuacji Home. Jak już napisałem wyżej - próżno szukać go na CD - to nietypowa pozycja w katalogu rzeczy wydanych w ramach Poljazz. Home ma może niewielkie ale oddane grono "wyznawców" i entuzjastów. To propozycja z dawnych czasów - gdy zanim czarny krążek trafił na tarczę to słuchacz długo się zastanawiał i dumał co warto posłuchać i czemu WARTO poświęcić w skupieniu te 40 minut a nie jak obecnie gdy skacze się non stop po plikach, po folderach. W obecnych czasach okrutnie brakuje czasu i cierpliwości, skupienia by się wyłączyć i zatracić w samej muzyce. Home daje taką możliwość - bo zgodnie z sugestią okładki - warto zanurkować w kanapę i dać oczarować "przytulnej" - właśnie takiej domowej, wieczornej, późno popołudniowej atmosferze całości. Oby przed śmiercią Włodka - wydawcy zdążyli w końcu wydać to na CD.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Włodek Gulgowski

Post autor: Inkwizytor »

https://www.discogs.com/release/1162907 ... Soundcheck


https://www.youtube.com/watch?v=sAh9ehuvHYU

Więcej szczęścia nie miał o dekadę wcześniejszy Soundcheck - jak wspomniałem nagrany w ramach "power-trio" czyli obok lidera mistrzowska sekcja rytmiczna - Steve Gadd / Anthony Jackson. Album na potęgę kopiowany, "piracony", zgrywany z winylu - próżno szukać na CD. Intrygujące granie - aczkolwiek momentami nierówne - odnosi się wrażenie, im krążek bardziej zbliża ku końcowi - jakby "ulatywało" z kompozytora powietrze i ciutkę brakuję pomysłów - może stąd sugerujący odbiór całości tytuł ? - "Soundcheck ?" - próba dźwięku ?. Niekiedy to jakby bardziej luźne szkice, próba ubrania w formę, wzięcia w ramy walających się pomysłów na granie - które dopiero w dalszej perspektywie może być rozwijane. Mocnym początkiem jest otwierający całość - zagrany z szaleńczym drive`m, szwungiem i ciosem - tytułowy naszpikowany świetnymi funky riffami. Drugim "asem" na winylowym krążku jest Manhattan Vibes. Dla mnie jako "niespełnionego" perkusisty - album ma dodatkowy walor - może obok dzieł Corei z drugiej połowy lat 70 - trudno znaleźć bardziej soczyste, reprezentacyjne i charakterystyczne grania, sound i feeling będącego wówczas w życiowej formie Steve`a Gadda - jego partie z tego dzieła powinny być puszczane, prezentowane i traktowane jako materiał szkoleniowy dla przyszłych adeptów perkusji - chociaż może lepiej nie bo niektórzy z marszu się zniechęcą ? - że nigdy nie osiągną poziomu mistrza i lepiej od razu połamać pałeczki i dać sobie spokój ? :D Wlodek znakomicie opanował "to najbardziej rasowe i szlachetne" instrumentarium jazz-rocka i funky - czyli Mini Mooga, Piano Fendera / Clavinet z efektami i String Maszynę Logana. Gra jak stary wyjadacz i niejednego Amerykanina mógł wprawić w kompleksy. Już wcześniej w grupie Urbaniaka przy "trójce" i projekcie Funk Factory - udowodnił, że stać go na wiele i jako jeden z nielicznych opanował grę "po amerykańsku".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ