Walk Away

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Walk Away

Post autor: Inkwizytor »

https://www.discogs.com/release/2192249 ... -Walk-Away

Wielkimi krokami zbliża się 40 rocznica założenia jednego z najlepszych albumów krajowego jazzu-elektrycznego. To dobra okazja by przypomnieć ich drugi album - zwany po prostu Walk Away - wśród fanów figuruje jako "dwójka". Niestety od wielu lat niedostępny na CD - była co prawda wersja na srebrnym dysku w 2000 ale nakład dawno się wyczerpał, już wtedy nie był zbyt wysoki, a obecnie o niebo łatwiej jest kupić za niewielkie pieniądze używany winyl lub upolować dość przyzwoicie brzmiącą kopię zgraną z czarnego krążka w necie - do czego gorąco zachęcam - tak przynajmniej na początek.

Przyznam, że z biegiem lat coraz chętniej do niego sięgam i mam z tego coraz większą satysfakcję - w pierwszym zetknięciu płyta może powodować uczucie - że "jednym uchem wpada a drugim wypada" - jak wiele z połowy lat 80 obecnie nieuchronnie nabiera patyny - wciąga i powoduje, że chce się po niego sięgać wciąż i wciąż na nowo i świeci pełnym blaskiem - co może początkowo nie było wcale takie oczywiste. Wydaje się dziś, że to album prawie "doskonały" - bardzo dobrze pomyślany, skonstruowany i wykonany, prawie bez słabych punktów czy wypełniaczy. Jeśli uprzeć na stylistyczne porównania - to "dwójka" skupia przecięcie trzech linii / punktów czy by dać wyobrażenie graficzne - ramiona trójkąta równoramiennego pochodzącego z trzech źródeł inspiracji - Steps Ahead z 83 z Eliane Elias, Spyro Gyra i Yellowjackets. W tym trójkącie rozgrywa główna muzyczna narracja i przestrzeń - co prawda pojawiają niuanse i inne najlepsze wzorce chociażby w zamykającym Mr. A`Rector - w transowych nieco atonalnych opartych na transowym narkotycznym rytmie basu - Weather Report - z Mr. Gone ( tytułowy ), Madagascar, Procession czy Domino Theory oraz samego mrocznego Milesa z kultowego technologicznie zaprojektowanego przez Marcusa Millera - Tutu. Fani PMG również przy wnikliwym słuchaniu dopatrzą inspiracji i inklinacji w utworach - My Danish Friends i Nenon - wypis wymaluj te najbardziej "ludyczne-popularne" albumy Pata z końcówki lat 80 - Still Life ( Talking) i jeszcze mocniej Letter From Home - wystarczy przeanalizować struktury rytmiczne i smaczki syntezatorowe a la śp. Lyle Mays.

"Dwójka" to ciekawe zagadnienie do sprawdzenia podejścia fanów muzyki - z jednej strony jak zwykłem pisać - "happy-summer-fusion" - amalgamat i przegląd pomysłów, patentów i charakterystycznych zwrotów melodyczno-harmonicznych najlepszych amerykańskich grup fusion-jazzowych - to znów jak z anegdotą o szklance - dla jednych do połowy pełna, dla innych do połowy pusta. Osoby potrafiące docenić - że niekiedy solidne uczciwe rzemiosło - rzadko-bo-rzadko - ale potrafi czasem osiągnąć status prawdziwej SZTUKI - można poświęcić sporo czasu - jeśli jest się osłuchanym i ma pokaźną ( jak ja ) płytotekę amerykańskiego pop-jazzu - by wyłapywać podobieństwa, jaki riff czy motyw został zapożyczony od sławniejszych bandów, lub może jak w literaturze czy filozofii - gdy twórcy osobno / niezależnie dochodzili sobie tylko wiadomymi ścieżkami do podobnych wniosków, a malkontenci mogą z perwersyjną satysfakcją wskazywać gdzie nasi w którym momencie bezwstydnie "zżynali" gotowe rozwiązania , odrobinę je modyfikując i tworząc niby swoje rzeczy. Taka generalnie jest ta płyta - pełna pozytywnej energii, dynamiczna, skoczna, ekspresyjna, w porównaniu do debiutanckiej Penelopy bardziej "elektryczna". Już otwierający No Elze Thank You determinuje i definiuje feeling całości - prezentuje zespół u szczytu możliwości, znakomicie zgrany, wybornie zintegrowany i w pełni artystycznego ataku - kłania Homecoming Yellowjackets z Samurai Samba oraz Cayo Hueso - wspomnianej Spyro Gyra. Co ciekawe wibrafonista - wówczas wielka gwiazda i bajeczne odkrycie - Bernard Maseli - był ciut na wyrost przez gnuśną prasę okrzyknięty nowym polskim Makiem Mainierim - ale ja dostrzegam w jego frazowaniu nie mniej a może i o niebo więcej inklinacji innego giganta - śp. Dave`a Samuelsa - szczególnie w akustycznych silnie nacechowanych krajobrazami karaibskimi odcinkach. Potem Maseli zafascynował się i z inwencją wykorzystywał KAT - wibrafon Midi - ale to była pieśń przyszłości.

Dawniej wydawało mi się, że jedynym "zgrzytem" czy słabszym momentem był jedyny utwór instrumentalny - Complaint - autorstwa klawiszowca Jakubka - z duetem wokalnym Lora Szafran / Mietek Szcześniak - wtedy owszem - może i przesłodzony, łzawy, mazgajowaty i przesadnie kojarzący i stworzony na modłę "poważnych" i "nie-dziecięcych" utworów Majki Jeżowskiej - po latach lubię go coraz bardziej i mnie już zupełnie nie irytuje. Idealnie oddaje klimat końcówki pełnej rozterek i "nijako-na-rozdrożu" - lat 80. Dobre wrażenie robi solówka na saxie Wendta a i całkiem przyzwoity angielski dwójki wokalistów ( podejrzewanych nawet o romans - o tym dla zgrywy się rozpisywano i robiono aluzje - bo pojawiali z zadziwiającą regularnością w rozmaitych konstelacjach ) - buduje klimat kompozycji. Słabość do ambitniejszych - szczególnie w warstwie harmonicznej - zdradza kompozycja Bernarda - Walc ( bluesujący ) dla Matki - chętnie i często grany i doskonale sprawdzający się na koncertach - znów ekspresyjny i dominujący nad całością Wendt.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Re: Walk Away

Post autor: Inkwizytor »

Po dwóch znakomitych - aczkolwiek odmiennych stylistycznie albumach studyjnych przyszedł czas na krążek będący zapisem koncertu z Jazz Jamboree 89 - wydany rok później. Płyta od lat niedostępna na CD - podobnie jak "dwójka" - ukazała małym nakładem około roku 2000 by potem zniknąć - dziś o niebo łatwiej dorwać winyl za całkiem sensowne pieniądze w pięknej lakierowanej okładce oraz o znakomitej soczystej jakości dźwięku. Nie trzeba powielać banałów, że ekipa Zawadzkiego czuła znakomicie na scenie i była wybitnie koncertowym zespołem, co potwierdziła sama Urszula Dudziak - nie miała słów uznania dla nich, podkreślała, że z żadnym bandem nie występowało jej się równie dobrze, naturalnie i swobodnie, chwaliła ich za profesjonalizm i odnajdywanie się w rozmaitych muzycznych przestrzeniach, pejzażach i stylistykach.


Otwiera legendarna zapowiedź ( nieco skrócona na potrzeby wydawnictwa ) Ptaszyna - niekiedy jego specyficzne poczucie humoru mogło powodować mieszane uczucia - za dużo tzw. "private jokes" czyli przemyconych aluzji wiadomych tylko jemu i wąskiej grupce zainteresowanych - oni się bawili znakomicie - inni nie zawsze - lecz tu przeszedł sam siebie choćby z wersją "radziecką" nazwy bandu jako "Paszoł-Won" czy że ".... grali za dolary, za marki, Zawadzki jest liderem zespołu....". Potem rusza z kopyta znakomicie naoliwiona i zaprawiona w bojach maszyna. Leśne Małpice to jeden z koncertowych asów - z charakterystycznymi fanfarami z Rolanda D-50 - który również z powodzeniem był wykorzystywany przez Young Power z Krzysiem Głuchem czy Grzywacza z Laboratorium. W porównaniu do innych ówczesnych zespołów ogrywających standardy na dobrą sprawę niewiele do nich wnosząc - Walk Away zręcznie uniknął tej pułapki i zamiast kolejnej nikomu nie potrzebnej nie różniącej się od miliona innych wersji Body and Soul / Stella / Autumn Leaves czy My Favourite Things - zaserwowali standard Sonny Rolinsa Oleo - totalnie wywracając go do góry nogami, niekiedy balansując na granicy żartu muzycznego i zgrywy - tu świetne solo ma Wendt grając nad wyraz swobodnie w karkołomnych przedziałach rytmicznych - prawie jak Brecker / Berg / Beckenstein / Garrett czy Mintzer. Brzmienie jest bardziej heavy i "rockowe" dzięki obecności młodego niespełna 23 letniego basisty Pawła "strasznego"-Mąciwody, dla przyjaciół jako "bejbi". Ich muzyczny romans trwał krótko - już w 1990 wyemigrował jakiś czas do Stanów gdzie grał z najlepszymi m.in. z Adamem Holzmanem. Od prawie 20 lat błyszczy i ogrywa "szlagiery" na kolejnych "pożegnalnych trasach" w Scorpionsach. Jego popisy i opanowanie najbardziej karkołomnych tricków i technik na basie możemy podziwiać na sam koniec w Donna Lee Charlie Parkera - swego czasu, który przyniósł sławę i był wizytówką Jaco Pastoriusa. Album pokazuje w sumie mniej przebojowe i melodyjne oblicze - bardziej "eksperymentalne" i trudniejsze w odbiorze jak na tą formację - są dwie dłuższe, pełne zawiłych linii melodycznych, wątków i harmonicznych łamańców kompozycje - Go-Go Town Bernarda i Highway do GDR Adama, podobnie jak niewiele krótszy Stolen Moments ( ale to nie ten słynny standard ) - mamy kompleksowe zespołowe granie, mistrzowskie operowanie nastrojem, świetne improwizacje poszczególnych muzyków - np. Jakubka na syntezatorze - kojarzące się z tymi co robili np. Holzman czy Kei Akagi u Davisa czy Zawinul z końcówki Weather Report czy bardziej nafaszerowaną elektroniką Weather Update. Zespół zdradza fascynacje rozbudowanymi składami Milesa z drugiej połowy lat 80, tymi niekiedy pędzącymi na złamanie karku na basie abstrakcyjnych motywów a kiedy indziej snującymi po mrocznych zakamarkach miasta i ani na chwilę nie gubiąc napięcia.


Live to nie tylko jeden z najlepszych krążków koncertowych krajowej jazzowej sceny ale wyborne zamknięcie niełatwej dekady 80 i powolne wejście w niepewną kolejną. Trudno oprzeć się wrażeniu, że po szaleństwie wokół String Connection, Pick-Up / Young Power - przełom lat 80 i 90 należał do Walk Away. Niestety lata 90 już nie były tak przychylne dla elektrycznego pop-jazzu. Pojawiło silne lobby i parcie by wrócić "do korzeni" i wykwit grup określanych jako "pol-bop / bop-pol", a połowa lat 90 to szturm i niesamowity ferment jaki wywołali ( znów na krótko - fakt ) Yassowcy, był odosobniony sukces Jagodzińskiego i mini-moda na Chopina na jazzowo, mariaże jazzu z muzyką ludową / góralską, nawet próby stworzenia nurtu "jazzu-chrześcijańskiego" - np. Baron i jego Bogurodzica.... Walk Away powoli sami zaczęli być kojarzeni jako "stara gwardia", wydawali co jakiś czas kolejne płyty niejednokrotnie z gwiazdami światowego jazzu - Breckerem, Evansem - odchodzili główni muzycy z wyjątkiem niestrudzonego Zawadzkiego ( obok Urbaniaka, Lewandowskiego i Śmietany jeden z najlepszych i najzdolniejszych organizatorów i managerów jazzu) - np. "dusza zespołu" Maseli - niekiedy na krótko wracali - jednakże tamta niezwykła konstelacja przeszła do historii. Dlatego jak ktoś "aspirujący" do roli eksperta, redaktora muzycznego, krytyka jazzowego czy zwyczajnie chce jako "muzyczny bloger" zaistnieć - piszę idiotyzmy w duchu - że Walk Away to "paździerz" wychodzi na zwykłego ignoranta i wała.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
ODPOWIEDZ