No chyba, że znowu poleci z taśmy.Tarkus pisze:Aristillusa". W 1976 był w roli puszczanego z taśmy intro, na żywo Camel nie grał go nigdy.
Camel
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3993
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Złamał mi się charakter, nie wytrzymałem i zerknąłem na set listę ostatnich występów Camel m.in w Japonii, Turcji czy Izraelu :
https://www.setlist.fm/setlist/camel/20 ... d3851.html
Są dwie premierowe kompozycje : Mystic Dreams i Dingley Dell - czyżby zapowiedź nowego krążka ?. W sumie to bez wielkich niespodzianek - zestaw the best off - w ciągu ostatnich lat Camel i tak niekiedy wykonywali 3/4 kawałków z Moonmadness. Miłym akcentem jest moja ulubiona Sahara czy Coming of Age. Ciekawe czy u nas zagrają to samo czy jednak specjalnie dla nas wyciągną jakiegoś asa z rękawa. Na pewno nas fani by zbzikowali gdyby np zabrzmiała Selva, Traveller czy mój ukochany After all these years.
https://www.setlist.fm/setlist/camel/20 ... d3851.html
Są dwie premierowe kompozycje : Mystic Dreams i Dingley Dell - czyżby zapowiedź nowego krążka ?. W sumie to bez wielkich niespodzianek - zestaw the best off - w ciągu ostatnich lat Camel i tak niekiedy wykonywali 3/4 kawałków z Moonmadness. Miłym akcentem jest moja ulubiona Sahara czy Coming of Age. Ciekawe czy u nas zagrają to samo czy jednak specjalnie dla nas wyciągną jakiegoś asa z rękawa. Na pewno nas fani by zbzikowali gdyby np zabrzmiała Selva, Traveller czy mój ukochany After all these years.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Jak dla mnie na poprzedniej trasie mieli dużo lepszy set. A z tym odgrywaniem "Moonmadness" to nie rozumiem ich polityki, bo przecież okrągła rocznica była 2 lata temu, a te 3 lata temu też ją grali prawie w całości (wówczas na 39-lecie - też dziwnie ), za wyjątkiem "Chord Change". Gdyby wrócili do grania "Snow Goose" albo zagrali chociaż więcej utworów z pierwszych dwóch płyt to warto byłoby ich zobaczyć kolejny raz.
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3993
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Mam od dawna bilety na koncert w Zabrzu - ode mnie to raptem ok 20 min . Szkoda, że Sahara wyleciała z setlisty, w sumie to pożyjemy - zobaczymy. Moim innym wielkim marzeniem byłoby znów usłyszeć iście natchniony Pressure Points z tą bajeczną partią basu Colina w środku albo np Landscapes , niekiedy dla relaksu lubię to grać na swoich klawiszach - w środku w koncertowej wersji też jest intrygująca partia basu i piękne molowe akordy.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3993
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
http://camelproductions.com/
Na oficjalnej stronce Camel jest notka, iż ze zdrowiem Latimera znów nie jest najlepiej , wczytując się w oficjalny komunikat o mało sam nie padłem na zawał - bo wydawało się, iż zbliżające się koncerty wiszą na włosku - oby było z Andym lepiej - to chyba w istocie może być ostatnia trasa..... Wielka szkoda, tyle lat zabrało liderowi by po poprzednich perturbacjach zdrowotnych wrócić na scenę, potem śmierć genialnego Guy LeBlanca, przeciwności zdają się nieustannie nękać poczciwego Wielbłąda.
Na oficjalnej stronce Camel jest notka, iż ze zdrowiem Latimera znów nie jest najlepiej , wczytując się w oficjalny komunikat o mało sam nie padłem na zawał - bo wydawało się, iż zbliżające się koncerty wiszą na włosku - oby było z Andym lepiej - to chyba w istocie może być ostatnia trasa..... Wielka szkoda, tyle lat zabrało liderowi by po poprzednich perturbacjach zdrowotnych wrócić na scenę, potem śmierć genialnego Guy LeBlanca, przeciwności zdają się nieustannie nękać poczciwego Wielbłąda.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Tarkus
- box z pełną dyskografią i gadżetami
- Posty: 11427
- Rejestracja: 11.04.2007, 18:15
- Lokalizacja: Wa-wa
- Kontakt:
Latimer ma przepuklinę, w związku z tym koncerty odbywa na siedząco (jak sam mówi, pierwszy raz od półwiecza w ten sposób). Jestem po koncercie w Warszawie i było niesamowicie gorąco i kapitalnie. Klub napchany do oporu, publiczność głośna i entuzjastyczna i na tych skrzydłach zespół dał się ładnie ponieść. "Moonmadness" wykonane bez zastrzeżeń, ale prawdziwy ogień to drugi set, ze starymi i nowymi klasykami. Kapitalnie wykonane fragmenty "Dust and dreams", zwłaszcza "Mother Road" wbija w ziemię. I świetne, długie solo saksofonowe teo nowego, niewidomego klawiszowca w "Rajaz". Opuścili "Rhayadera", ale zagrana na finał "Lady Fantasy" po prostu powalała. Znakomity występ i fajnie było ich znów zobaczyć po 21 latach przerwy. Są w formie i publiczność ich kocha
- Tarkus
- box z pełną dyskografią i gadżetami
- Posty: 11427
- Rejestracja: 11.04.2007, 18:15
- Lokalizacja: Wa-wa
- Kontakt:
Jak ktoś ma Facebooka, tutaj są moje zdjęcia z koncertu: https://www.facebook.com/media/set/?set ... 767d35498d
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3993
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Jestem świeżo po wczorajszym występie Camel w Zabrzu. Wymowne, że wracając do domu z bliskimi nikt z nas nie odezwał się ani słowem w samochodzie , w takim byliśmy szoku i nadal w stanie totalnej hipnozy, poczuciu spełnienia . Jak mawiał bramkarz Schumacher - "w takich momentach cała gadanina to czysta małostkowość". A poważnie - kto nie był, nigdy nie zrozumie jak ważne to było wydarzenie - uwielbienie, miłość do muzyki Camel ze strony zgromadzonej publiczności - owacjom na stojąco nie było końca - pierwsza już pod koniec odegrania Moonmandness a w trakcie drugiego setu prawie co utwór. Muzycy byli zachwyceni takim przyjęciem. Latimer tradycyjnie z trudem ukrywał silne wzruszenie - dał z siebie wszystko. Ci co wiedzieli o jego obecnych problemach ze zdrowiem musieli docenić , że na przekór wszystkiemu wszystkie solówki w klasykach odegrał z jeszcze większą determinacją niż zazwyczaj, tyle przekazanych emocji, niekiedy dość na dziko np w Unevensong ( w przeszłości ten kawałek zawsze wydawał mi się zbyt "zagoniony" - ale tu końcówka lśniła pełnym blaskiem. Ba.... pozwolił sobie nawet na żartobliwe komentarze odnośnie swojej sytuacji i tego, że podobnie jak publiczność - też sobie siedzi w trakcie show. W ogóle rodzinny ton, jak ze zlotu dawno nie widzianych przyjaciół był od razu przez cały występ odczuwalny. Gdy po w/w kawałku zespół dopadły małe problemy techniczne i pojawiała wymuszona mała przerwa - panowie wykorzystali to by podejść na skraj sceny, przyjrzeć , pobyć z oddaną publicznością, Andy i Colin okazali nawet talent zaimprowizowaną żartobliwą konferansjerką - wszyscy się śmiali z autoironii - Latimer mówił że "nigdy nie rozumiał o co chodzi z powiedzeniem, że złe wieści to dobre wieści" a Bass że on z kolei nigdy nie skapował tekstu "No woman no cry" . Lider obiecał, że będzie opowiadał tak długo aż technicznie wszystko będzie OK. To również paradoksalnie zbliżyło band i fanów i uczyniło show unikatowym. Andy od dawna nic nie musi udowadniać ale tu po raz kolejny pokazał, że nie ma sobie równych i to absolutna czołówka jak Gilmour czy Hackett. Zgodnie z obietnicą na stronce odnośnie jak sam zapowiedział w trakcie show - że miał wypadek w Japonii a potem drugi w Turcji wszystkie emocje i walka z przeciwnościami, zdrowiem znajdzie wyraz w jego solówkach. Owację na stojąco dostał Pete Jones za swoje kapitalne solo na saksofonie altowym w Rajaz - jak ten instrument zdawał się tu pasować. Zresztą przez cały koncert brylował - czy jako klawiszowiec czy wokalista, w rzeczy samej - istne "Wunderkind" jak przedstawiał go Bass. Może ociupinę szkoda, że panowie skrócili set listę o Saharę czy dwa nowe kawałki, które wybrzmiały chociażby w Japonii ale to co zagrali i sposób wykonania - rekompensowało wszystko. Nie brakowało wzruszeń z którymi nie można było walczyć - już sam początek przy dzwiękach z taśmy Aristillusa w rytm rytmicznego klaskania publiczności i wejście muzyków - ulga, że są, że koncert się odbędzie, czy pierwsze dzwięki fletu w Song within a song, Colin w pięknym akompaniamencie Pete`a w Spirit of the Water - znów jaki wymowny do obecnej chwili tekst o przemijaniu, piski fanów gdy padła zapowiedz że na koniec II setu będzie Long Goodbyes, można by tak długo wymieniać. Piękny koncert, tu słowo "magiczny", "niezapomniany" i tak nie oddaje wszystkiego.
...Nobody expects the Spanish inquisition !