Rush

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Arnold Layne
digipack
Posty: 2638
Rejestracja: 29.04.2007, 18:41

Rush

Post autor: Arnold Layne »

W muzykę Rush zagłębiłem się na dobre jesienią 1981. W listopadzie tego pamiętnego roku, udałem się z zapowiedzianą wizytą do mojego przyjaciela Wojtka W., na składkową (i kartkową) wódkę. Wojtek już w progu machnął mi przed nosem nowym nabytkiem, płytą, na okładce której było jakieś dziwne zdjęcie. Ponure gmaszysko, z którego tragarze wynoszą obrazy, obok kilka osób wyraźnie niezadowolonych z tego co się dzieje. Napis na okładce głosił: Rush. I tytuł: Moving Pictures. Nazwa zespołu była mi znana od lat kilku, niestety muzykę znałem dość wybiórczo, i nie bardzo do mnie trafiała. Wysłuchany na niezłym sprzęcie Moving od razu przypadł mi do serca, wzbudzając żywe zainteresowanie pozostałymi dokonaniami.
Tyle tytułem wstępu. Pora zająć się poszczególnymi płytami. Debiutancki album, zatytułowany po prostu

Rush - *** (1)

ukazał się w 1974 roku. Alex Lifeson (gitara) Geddy Lee (bas, wokal) i John Rutsey (bębny) nie stworzyli niczego wielkiego. Ot, typowy hardrockowy album, jakich w tamtym czasie wiele się ukazywało. Jest jednak na tej płycie kilka fajnych kompozycji. Otwierający ją Finding My Way, końcowy Working Man, a w środku In The Mood, oraz mój ulubiony utwór z tego albumu: piękna ballada Here Again. Widać na tej płycie wpływy wykonawców brytyjskich, jak choćby Led Zeppelin czy wczesny Queen.

Wydany w 1975 roku

Fly By Night - ****

przynosi zmianę personalną (pierwszą i ostatnią w dziejach tria) . Johna Rutseya zastąpił Neil Peart - dla mnie najlepszy rockowy bębniarz. Peart – oprócz gry na perkusji – przejął również obowiązki autora tekstów, które stały się bardziej poetyckie (inspiracją Anthem, było opowiadanie Hymn amerykańskiej pisarki Ayn Rand). Muzycznie "Lot" jest kontynuacją jedynki, ale z ukłonami w stronę rocka progresywnego (By-Tor &The Snow Dog).

Pochodzący również z 1975 roku

Caress Of Steel - ****1/2

to już w pełni ukształtowany Rush, mieszanka żywiołowego hardrocka (otwierający płytę Bastille Day) i progresywnych, rozbudowanych kompozycji (The Necromancer i The Fountain Of Lamneth),choć niektórzy fani Rush twierdzą, że płyta jest po prostu nudna.

Za to wydany w 1976 roku

2112 - *****

to sam miód, esencja Rushowego grania. Tytułowa suita, spięta dynamicznymi Overture i Grand Finale, to symfoniczny rozmach połączony z hardrockową siłą, ale także delikatne i liryczne fragmenty. Przed tekstem 2112 znalazła adnotacja: „Z wyrazami uznania dla geniuszu Ayn Rand”, sam zaś tekst jest wizją totalitarnego społeczeństwa w roku 2112, społeczeństwa w którym jednostka jest niczym, i może tylko tyle, na ile ma pozwolenie – czyli nic nie może. Obrazu płyty - doskonałego zresztą - dopełniają pozostałe kompozycje: A Passage To Bangkok, The Twilight Zone, Lessons, Tears i Something For Nothing.

Zwieńczeniem pierwszego okresu działalności Rush jest koncertowy album

All The World’s A Stage (1976)

Płyta jest dośc kontrowersyjna, jedni mieszają ją z błotem, inni wychwalają. Dla mnie osobiście to bardzo dobry koncert, muzyka nabrała jeszcze mocy i stała się cięższa. Jest tylko jeden mankament, panowie na scenie grają dokładnie tak jak w studio, co jest im często wypominane – nawet przez zaprzysięgłych fanów.

(1) – Skala od jednego do pięciu.

Koniec części pierwszej
Awatar użytkownika
Arnold Layne
digipack
Posty: 2638
Rejestracja: 29.04.2007, 18:41

Post autor: Arnold Layne »

Koncert All The World’s A Stage podsumowuje pierwszy okres działalności zespołu. Drugi etap zaczyna się od mocnego uderzenia w postaci albumu

A Farewell To Kings - ***** (1977)

Jest na tej płycie wszystko, co zdecydowało o doskonałości 2112, przy czym AFTK jest znaczącym krokiem naprzód. W czasie, kiedy najwybitniejsi wykonawcy rocka symfonicznego najlepsze czasy mieli już za sobą, muzycy Rush osiągnęli maksimum swoich możliwości. Album jest równy i doskonały, niczym niemiecka autostrada :wink: . Oprócz krótszych utworów (A Farewell To Kings, Closer To The Heart, Cinderella Man, Madrigal), szczególnie wybijają się – kończący płytę – Cygnus X-1(brzmi jak kontynuacja 2112) oraz Xanadu. Ten drugi, to jeden z moich trzech najbardziej ulubionych utworów wszechczasów (razem z Shine On You Crazy Diamond i Starless).
Xanadu kojarzy mi się z Orawskim Zamkiem (oba są równie wspaniałe i monumentalne).
Delikatny wstęp na klawiszach (niczym skrzyp otwieranej bramy), potem stukot kopyt na zamkowym dziedzińcu (wiem, że to kiczowata wizja, ale nic na to nie poradzę :wink: ), i dalej…Dalej jest kawał znakomitego progresywnego rocka, grany z typową dla Rush siłą i elegancją. Równorzędnym (z muzyką) elementem Xanadu jest tekst inspirowany wierszem „Kubla Khan” Samuela Taylora Coleridge’a opowiadający o pułapce nieśmiertelności. Można to również odczytać nieco inaczej – po osiągnięciu jakiegoś upragnionego celu nic już nie będzie takie jak poprzednio. Dla mnie takim (muzycznym) przeżyciem było usłyszenie na żywo Xanadu we wrześniu 2004. I ten delikatny, zagrany na klawiszach barokowy ornament w końcowej części utworu…
Kontynuacją AFTK

Hemispheres - ***** (1978)

Płytę otwiera osiemnastominutowa suita Cygnus-X1 Book II, będąca kontynuacją (słabszą)utworu z poprzedniego albumu. Oprócz niej są tam jeszcze: żywiołowe Circumstances, piękne The Trees – znakomity wstęp, a ciąg dalszy na tym samym poziomie, plus zabawny i jednocześnie gorzki tekst Pearta; oraz instrumentalna La Villa Strangiato – kwintesencja progresywnego grania, z solówką Lifesona w środku (która przypomina mi klimat solówek Gilmoura). Alex czasem „ozdabia” ten utwór (na koncertach) swoimi wokalnymi „popisami”.
Muzycznie „Mózgi” brzmią niekiedy jak kopia poprzedniego albumu, ponoć nawet sami muzycy nie byli z nich zadowoleni. Ale co oni tam wiedzą – się słucha, się wie :wink: . Nie chcąc przespać nowej dekady, Rush wydali następną płytę dokładnie 1-01-1980. Niemniej,

Permament Waves - ***3/4

mocno tkwi w latach siedemdziesiątych. Pewne zmiany jednak są. Brak tu kilkunastominutowych suit na całą stronę (analoga). Najbardziej lubię Spirit Of Radio(kiedyś mówiło się „spiryt” :wink: ), z reggowatą końcówką. Płyta jest równa (nie przepadam za nią – o czym świadczy ocena), ale brak na niej tak porywających utworów jak 2112, Xanadu czy La Villa. Oprócz bardzo dobrych Spirit, Jacob’s Ladder, Different Strings (spokojny, a nawet liryczny), Natural Science (dobry, choć trochę zbyt długi – ponad dziewięć minut), są też średnie Free Will czy Entre Nous. Nieco słabszy – moim zdaniem – PW jest wstępem do – Panie i Panowie, uwaga –

Moving Pictures - *****(1981)

To jedyna płyta tria, która dotarła do pierwszego miejsca listy Billboardu. Album, który jest pomostem pomiędzy epoką rocka symfonicznego, a trudnymi (dla tego typu wykonawców) latami osiemdziesiątymi. Muzycznie płyta bez słabych punktów, bez żadnej zbędnej nuty. Moje ulubione utwory: Red Barchetta (stare i ciągle niespełnione marzenie: wsiąść do dobrego auta, i jechać tak szybko i daleko jak się da. Na razie wyżywam się na „gierkówce”, co raz skończyło się jak tytuł płyty The Police: „Zapłata Mandata” ), instrumentalny YYZ, minisuita The Camera Eye, czy finałowy Vital Signs. Zwieńczeniem lat siedemdziesiątych w muzyce Rush jest koncertowy

Exit Stage Left (1981)

Nie przepadam za tym albumem, i to ze względów czysto osobistych. Dwadzieścia parę lat temu wydawało mi się, że będę znakomitym bębniarzem. Ale w Hybrydach zobaczyłem (i przeżyłem) video ESL. Neil Peart wyleczył mnie z tych dziecinnych fantazji :D .

Koniec części drugiej . .
Awatar użytkownika
Arnold Layne
digipack
Posty: 2638
Rejestracja: 29.04.2007, 18:41

Post autor: Arnold Layne »

W 1982 roku ukazał się następny album Rush, zatytułowany

Signals - *****

Moja ocena tej płyty zmieniła się na przestrzeni lat o 180 stopni. Po wybitnym MP Sygnały były dla mnie nie do przyjęcia. Nie lubiłem tego albumu, i słuchałem go niezwykle rzadko. Trza mi było dopiero usłyszeć na żywo Subdivisions, aby odkryć siłę i urok tego utworu (a chwilę później i całej płyty). Sygnałami Rush pewnie wkroczył w niełatwe dla dinozaurów lata osiemdziesiąte (choć płyta nie była sukcesem komercyjnym), w o niebo lepszym stylu niż konkurencja z Yes czy Genesis (o pierwszej „supergrupie lat osiemdziesiątych” litościwie nie wspomnę).
Od samego początku zaczyna się ostra jazda: Subdivisions, będący klasą dla siebie Analog Kid, który momentami brzmieniem zapowiadał następną płytę. Ukoronowaniem albumu są Losing It (cudowna ballada, najpiękniejszy utwór Rush), a także Countdown. Zresztą co tu dużo gadać – płyta doskonała. Następna,

Grace Under Pressure - *****

wydana w symbolicznym, „orwellowskim” roku 1984, była podtrzymaniem znakomitej passy. Osiem wspaniałych utworów (najbardziej lubię Red Sector A i The Enemy Within), kilkadziesiąt minut muzyki bez zbędnego dźwięku. Podobnie jak Sygnały, GUP ma dobrze wyważone współbrzmienie klawiszy i gitary, ma jednak dość zimne i posępne brzmienie.
W owym paskudnym roku, płyty takie jak Grace Under Pressure czy Stationary Traveller były mocno dołujące. Takie to były czasy…
Niestety, albumy

Power Windows - ***(1985)

oraz

Hold Your Fire - ***(1987)

to już krok w dół. Dominacja klawiszy (zwłaszcza na HYF), jest trudna do zniesienia. Nie brak na tych płytach dobrych kompozycji (The Big Money, Marathon, Mystic Rhythms, Time Stand Still czy Mission). Płyty mają znakomite, niezwykle przestrzenne brzmienie, niestety treści jakby w nich mniej. Gwoli sprawiedliwości dodam, że utwory z PW i HYF porywająco i soczyście brzmią na żywo. Można się o tym przekonać, słuchając koncertu

A Show Of Hands – 1989

który był pożegnaniem zespołu z wytwórnią Mercury. Zaś dla mnie, to koniec kolejnego odcinka .
_________________
Awatar użytkownika
Jakuz
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 7028
Rejestracja: 11.04.2007, 16:50
Lokalizacja: Częstochowa

Post autor: Jakuz »

Bardzo dobrze, Arnoldzie, że przeklejasz tu te swoje "impresje" na temat płyt Rush. W końcu co to za forum muzyki dinozaurowej, bez Tria z Kanady...
Tym bardziej, że ten Brontozaur z początku lat 70-tych, zamienił się z biegiem lat najpierw w króla Tyranozaura, a potem w całkiem sprytnego Velociraptora ;)
A propos zmian - trzeba by zaktualizować głosowanie w "PN" dotyczącego RUSH, bo Snakes & Arrows mogłoby chyba zastukać do 10-ki ;)
Awatar użytkownika
Al
kaseta "chromówka"
Posty: 152
Rejestracja: 10.07.2007, 18:27
Lokalizacja: Katowice k/Mikołowa

Post autor: Al »

Ach, Rush to kapitalny zespół! Moim ulubionym albumem bezsprzecznie jest Test For Echo. Jak słyszałem go po raz pierwszy to już otwierający akord powiedział mi "Uważaj stary, masz do czynienia z niezwykłym materiałem":) Podoba mi się wszystko - utwory (Driven, Resist, Limbo), brzmienie (mniej słodkie niż wcześniej, lekko "charczące") i okładka. Miodzik.

Nie oznacza to, że nie lubię wcześniejszych ich dokonań - Grace Under Pressure, Moving Pictures, Power Windows, Presto itd. W zasadzie jedynie ciężko mi się słucha płyt z początkowego okresu (tak do MP).

Przyznam się szczerze, że lubię również Vapor Trails. Za to, że jest taki surowy, brudny, a jednocześnie wciąż słychać, że to Rush.

Moim zdaniem jeden z najciekawszych zespołów na tej scenie.
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3641
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Jeśli Rush to tylko La Villa Strangiato. Pamiętam jak nie mogłem pozbierać szczęki gdy usłyszałem ten kawałek po raz pierwszy. Naturalnie również mistrzostwo na koncertach. Był okres gdy słuchałem jak nienormalny Differnt Stages. Końska dawna wyśmienitego grania. Sądzę, że to nawet o wiele większa frajda słuchać Rush z koncertu niż z normalnej płyty studyjnej. Choć te również trzymają ultra-wysoki poziom. Może miejscami wydają mi się zbyt sterylne i wypolerowane.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
WOJTEKK
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 25704
Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
Lokalizacja: Lesko

Post autor: WOJTEKK »

Jak koncert to DVD Rush in Rio - oj, moi sąsiedzi ciężko to przeżyli :D
Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.

http://artrock.pl/
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3641
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

I moja rodzina również jak niemalże nauczyli się na pamięć solówki Neala Pearta , gdy oglądałem to wciąż na nowo. :twisted:
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Jakuz
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 7028
Rejestracja: 11.04.2007, 16:50
Lokalizacja: Częstochowa

Post autor: Jakuz »

WOJTEKK pisze:Jak koncert to DVD Rush in Rio - oj, moi sąsiedzi ciężko to przeżyli :D
Nie do końca, Wojtku, nie do końca... :)
Moim zdaniem o wiele ciekawszy (i lepszy brzmieniowo) jest "R30" - polecam!
A wydane niedawno dvd "Exit...Stage Left", "GUP-Tour" czy też nawet "A Show of Hands" są dla wielu (w tym i dla mnie) sporo ciekawsze - w tym wypadku z różnych, innych względów ;)
Awatar użytkownika
buubi
singel analogowy
Posty: 363
Rejestracja: 12.04.2007, 23:27
Lokalizacja: Rzeszów

Post autor: buubi »

WOJTEKK pisze:Jak koncert to DVD Rush in Rio - oj, moi sąsiedzi ciężko to przeżyli :D
Moi wręcz polubieli wesołą ekipę Geddyego Lee :) Jak zresztą kilka innych kapel. Siła indoktrynacji poprzez-sciennej jest wielka ;) A jeśli słuchać Rush to tylko głośno, jak kiedyś ktoś napisał :)
Awatar użytkownika
buubi
singel analogowy
Posty: 363
Rejestracja: 12.04.2007, 23:27
Lokalizacja: Rzeszów

Post autor: buubi »

AI a co z jeszcze wczesniejszymi dokonaniami Rush, ktorych nie wymieniłeś. Moim zdaniem okres od 2112 do Permanent Waves (no i wymienione przez Ciebie Moving Pictures) to seria ich opus magnumów ;)
Gust to wróg twórczości...
Awatar użytkownika
Jakuz
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 7028
Rejestracja: 11.04.2007, 16:50
Lokalizacja: Częstochowa

Post autor: Jakuz »

AI napisał jasno - ulubiona płyta : Test For Echo - a to chyba wiele wyjaśnia :)
Awatar użytkownika
buubi
singel analogowy
Posty: 363
Rejestracja: 12.04.2007, 23:27
Lokalizacja: Rzeszów

Post autor: buubi »

Może po prostu nie trafił (sięgnął) jeszcze po te najwieksze i stąd w/w opinia ? ;)
Gust to wróg twórczości...
Awatar użytkownika
Jakuz
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 7028
Rejestracja: 11.04.2007, 16:50
Lokalizacja: Częstochowa

Post autor: Jakuz »

Al pisze:...W zasadzie jedynie ciężko mi się słucha płyt z początkowego okresu (tak do MP).

....
;)
Awatar użytkownika
Bart
remaster
Posty: 2075
Rejestracja: 11.04.2007, 05:00
Lokalizacja: East Hampton, CT

Post autor: Bart »

Akurat slucham trzeciej pod rzad plyty Rush, to sie wtrace :)
Porownujac DVD - R30 jest nie do pobicia.

Al, zachecam do polubienia wczesnego Rush, panowie daja rade.
Say you want to know the truth, well you can ask me a question
I'll tell you something that you may want to hear
But I'll lie
ODPOWIEDZ