W pierwszej chwili pomyślałem, że o! zrobię też taką listę, bo fajowa. Ale im dłużej patrzę na nią - a także czytam tutejsze komentarze - tym bardziej nie mam zielonego pojęcia, na jakiej zasadzie stwierdza się, co jest s-f, a co nie, tym bardziej jeżeli ma być nie fantasy.
Gwiezdne wojny są dla mnie czymś na pograniczu s-f i fantasy, nie będąc jednocześnie ani jednym, ani drugim.
Mechaniczna pomarańcza jest oczywiście wizją przyszłości, nawet ma pewne elementy science, ale czy to wystarcza do włączenia jej w obręb nurtu?
Truman Show w ogóle odbieram jako film o współczesności, lekki przyszłościowy fiction owszem, ale mocno oparty o tu i teraz, a elementu science w nim w ogóle nie widzę. W
Fahrenheicie też nie, mimo że Bradbury. Rozumiem, że możemy nie szukać science, ale po prostu wizji przyszłości, to byłoby dość klasyczne podejście; ale wtedy odpadają Gwiezdne wojny, gdyż dzieją się "long time ago"
Zatem ja też odpadam - chyba że bym zrobił takie jednoznaczne science-fiction, co do którego nie ma wątpliwości: jest przyszłość, jest nauka, w optymalnym wariancie jest kosmos, ale ewentualnie możemy go nie mieć w sytuacji tak jednoznacznie science fictionowskiej, jak Incepcja - to mogę zrobić liste, dać Odyseję 2001 na pierwsze i pomyśleć, co dalej