(1975 Columbia Records)

Utwory:
1..Of a Lifetime (Tickner, Rolie, Schon) 6:50
2. In the Morning Day (Valory, Rolie) 4:22
3. Kohoutek [Instrumental] (Schon, Rolie) 6:43
4. To Play Some Music (Rolie, Schon) 5:16
5. Topaz [Instrumental] (Tickner) 6:11
6. In My Lonely Feeling/Conversations (Valory, Rolie) 4:55
7. Mystery Mountain (Tickner, Rolie, Valory) 4:23
Swego czasu Włodek pozwolił sobie w Wielkiej Grze na krótka dygresję nt. zespołu Journey i jego dwóch pierwszych, udanych płyt. Zachęcony tą wypowiedzią, mimo, że postrzegałem Journey przez pryzmat jednego przeboju z lat `80 (a te lata to wiadomo nic dobrego ;) , sięgnąłem po debiutancki album grupy. Dzięki, Włodku :)
Zespół założyli w 1973 roku byli członkowie bandu Santana (tak, ci od Carlosa): gitarzysta Neal Schon oraz klawiszowiec i wokalista Gregg Rolie. Kolejną znaną postacią był Aynsley Dunbar - perkusista, mający już za sobą doświadczenia z liderowania własnemu bandowi Aynsley Dunbar Retaliation i ze współpracy z Frankiem Zappą, Johnem Mayallem, Jeffem Beckiem, Bonzo Dog Band, Mothers of Invention, Lou Reedem i Davidem Bowie. Skład uzupełniali gitarzysta George Tickner i basista Ross Valory. I ta piątka właśnie nagrała debiutancki album grupy, który ukazał sie w 1975 roku.
Jaka to muzyka? Dobra, bardzo dobra. Kiedy wrzuciłem utwór pt. Topaz w Wielkiej Grze z pytaniem kto gra?, odpowiedzi były następujące: Colosseum, Al di Meola, Bill Connors, East Of Eden, Spyro Gyra. Niezłe rekomendacje i w pełni zasłużone. Mamy tu do czynienia z porządnym jazz-rockiem z naciskiem na rock i to progresywny (patrząc przez pryzmat złożoności utworów i technik wykonania). Cały zespół robi świetną robotę i słychać, że panowie mają pojęcie o grze na instrumentach - zresztą połowa nagrań jest instrumentalnych, żeby mogli się "wyhasać". I bardzo dobrze! Już otwierająca płytę melodyjna gitarowa zagrywka brzmi bardzo obiecująco i obietnica ta zostaje w trakcie słuchania całości spełniona. Pojawiają się na płycie spokojne pieśni (In The Morning Day, która z rzewnej ballady zamienia się w rozpędzona lokomotywę, czy In My Lonely Feeling przechodzące w jazzujące Conversations), jest nawet przebojowa piosenka To Play Some Music z zadziorną gitarową solówką. Zresztą gitara Schona i jeszcze organy Roliego to główne filary brzmienia zespołu i chyba dlatego najbardziej podobają mi długie, instrumentalne Kohoutek i Topaz. Płytę zamyka rockowa, utrzymana w średnim tempie piosenka Mystery Mountain, po której wybrzmieniu ciekaw jestem, co było dalej na wydanej rok później płycie Look Into the Future.
Tymczasem gorąco zachęcam wszystkich forumowiczów do odsłuchania debiutanckiej płyty Journey. Bo to jest rockjazz po prostu :)
P.S.
Tutaj znajdziecie ciekawą, anglojęzyczną notkę o tej płycie z odwołaniami do wczesnego Rush i Nektar.
P.S. 2
Świadom jestem, że później, w latach `80 zespół ułagodził brzmienie i grał poprocka, ale myślę, że mozna tu pisać o tym co dobre, w tym np. o projektach gitarzysty Neala Schona.
