Journey
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Clive Codringher
- epka analogowa
- Posty: 863
- Rejestracja: 20.04.2010, 11:17
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Dodam jako ciekawostkę, że skład z pierwszej płyty już się nigdy nie powtórzył. Po debiucie odszedł bowiem współtwórca zespołu i jego repertuaru, gitarzysta George Tickner (wcześniej grający w psychodelicznych grupach Faun i Frumious Bandersnatch), który dostał stypendium w szkole medycznej. Jeszcze na Look into the Future są 2 kawałki, które współkomponował. Trochę szkoda, że na tym poprzestał, bo śmiem twierdzić, że brzmienie pierwszej płyty to po części jego zasługa.Quasarsphere pisze:Journey - Journey (1975)
Płyta o której mało się mówi. Podejrzewam że w momencie debiutu utonęła w morzu podobnego grania. I to pomimo tak znanych nazwisk, jak Rollie czy Schon. A jest to dobry przykład klasycznego rockowego grania z lekko progresywnymi naleciełościami. Do tego utwór nr 1 'Of A Lifetime', który z powodzeniem mógłby być przebojem radiowym, gdyby zespół się lepiej odnalazł na rynku w tamtym czasie.
Płyta, za wyjątkiem odstającego od reszty, zapychającego utworu nr 4 'To Play Some Music', jak najbardziej na równym, wysokim muzycznie poziomie. Apogeum nastaje przy utworze nr 6 'In My Lonely Feeling/Conversations' który swoim rozmachem wgniata po prostu w fotel.
Dopiero po wydaniu Infinity zespół zaczął odnosić sukcesy komercyjne. Owszem, mieli wtedy już świetnego wokalistę, ale muzycznie to nie ta klasa, co na poprzednich albumach.
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4110
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Journey
https://www.youtube.com/watch?v=RgVTIyoe264
Niezbadanymi ścieżkami i kapryśną koleją losu debiutancki album losu odcisnął swoje niepowtarzalne piętno na mojej rzeczywistości. Akurat parę dni temu gdy sprawdzałem kolumny i sprzęt w mieszkaniu - wybrałem obok recitalu w duecie Petrucci / Rudess - również jedynkę Journey - dawno już tego nie słuchałem, przyznaję - a przy okazji kable dla pewności sprawdzał mój ojciec - a gdy popłynęło Lifetime zwyczajnie zaniemówił - a we mnie odżyły dawne wspomnie z wizyt w salonie muzycznym w Chorzowie Hobo - nieodżałowanego p. Wojtka - gdy grzebałem wracając z zajęć na studiach w koszyczku przy oknie płyt przecenionych, zapomnianych, zgoła "nikomu-nie-potrzebnych" i przeznaczonych na zielony recycling - pojawił "zielony" krążek Journey - jako tako kojarzyłem band wśród mocnych rockowych stadionowych przebojowych ekip jak Boston, TOTO, REO Speedwagon itd itd - lubiłem szlagiery od Steve`a Perry jak Wheels in the Sky i Don`t Stop Belevieng - a tu postanowiłem skosztować, cena była okazyjna - już teraz z perspektywy lat nie pamiętam czy 20 czy 15 zł - zapytałem surowego "mistrza" jak to się je - a on w swoim niepodrabianym stylu - "... brać i posłuchać..." - ".... takie dziobanie...." - w domu nie wiedząc czego mogę się spodziewać - dosłownie szczęka mi opadła - podobnie jak ojcu kilka dni temu - jak śpiewał pewien psychopata - "... tak mu dała do wiwatu, że pogubił referaty...". Odczuwałem sporą frajdę i satysfakcję - bo od lat Ojciec był sensei w relacji "mistrz- uczeń" - a tu nagle nie wiedział co się dzieje - pytał kto , co, jak, kto gra i jak mógł tego nie znać ? - a gdy później poleciał Topaz - wszyscy polegli. Debiut Journey to nie taka zgoła byle jaka płyta - panowie dają z siebie wszystko - czarują - zwodzą - nokautują - szczególnie naładowani gniewem i rozgoryczeniem "zwolnieni" i nie pasujący ( czyżby ? ) do jazzującego oblicza Santany Rolie i Schon oraz szalejący a przy tym niczym nasi kryptolodzy w Anglii - matematycznie precyzyjny Aynsley Dunbar - podobno jego zmyślne i intelektualistyczne perkusyjne zagrywki i nie takie zgoła oczywiste zagrywki są dla większości perkusistów nie do powtórzenia. I ta artykulacja - jak on osiągał to brzmienie ? - miał to w palcach ? - czyż aż tak przydały się dawne doświadczenia grania jazzu, w big bandach jako młodziak ?. Gdyby ktoś chciał zaszpanować jako ponoć wybitny bębniarz - dałbym mu test - niech powtórzy lub o zgrozo - rozwinie zagrywki Dunbara w Lifetime i Topaz..... słuchając tego od razu "gęba się śmieje".
https://www.youtube.com/watch?v=4xGRVRS_bFI
Niezbadanymi ścieżkami i kapryśną koleją losu debiutancki album losu odcisnął swoje niepowtarzalne piętno na mojej rzeczywistości. Akurat parę dni temu gdy sprawdzałem kolumny i sprzęt w mieszkaniu - wybrałem obok recitalu w duecie Petrucci / Rudess - również jedynkę Journey - dawno już tego nie słuchałem, przyznaję - a przy okazji kable dla pewności sprawdzał mój ojciec - a gdy popłynęło Lifetime zwyczajnie zaniemówił - a we mnie odżyły dawne wspomnie z wizyt w salonie muzycznym w Chorzowie Hobo - nieodżałowanego p. Wojtka - gdy grzebałem wracając z zajęć na studiach w koszyczku przy oknie płyt przecenionych, zapomnianych, zgoła "nikomu-nie-potrzebnych" i przeznaczonych na zielony recycling - pojawił "zielony" krążek Journey - jako tako kojarzyłem band wśród mocnych rockowych stadionowych przebojowych ekip jak Boston, TOTO, REO Speedwagon itd itd - lubiłem szlagiery od Steve`a Perry jak Wheels in the Sky i Don`t Stop Belevieng - a tu postanowiłem skosztować, cena była okazyjna - już teraz z perspektywy lat nie pamiętam czy 20 czy 15 zł - zapytałem surowego "mistrza" jak to się je - a on w swoim niepodrabianym stylu - "... brać i posłuchać..." - ".... takie dziobanie...." - w domu nie wiedząc czego mogę się spodziewać - dosłownie szczęka mi opadła - podobnie jak ojcu kilka dni temu - jak śpiewał pewien psychopata - "... tak mu dała do wiwatu, że pogubił referaty...". Odczuwałem sporą frajdę i satysfakcję - bo od lat Ojciec był sensei w relacji "mistrz- uczeń" - a tu nagle nie wiedział co się dzieje - pytał kto , co, jak, kto gra i jak mógł tego nie znać ? - a gdy później poleciał Topaz - wszyscy polegli. Debiut Journey to nie taka zgoła byle jaka płyta - panowie dają z siebie wszystko - czarują - zwodzą - nokautują - szczególnie naładowani gniewem i rozgoryczeniem "zwolnieni" i nie pasujący ( czyżby ? ) do jazzującego oblicza Santany Rolie i Schon oraz szalejący a przy tym niczym nasi kryptolodzy w Anglii - matematycznie precyzyjny Aynsley Dunbar - podobno jego zmyślne i intelektualistyczne perkusyjne zagrywki i nie takie zgoła oczywiste zagrywki są dla większości perkusistów nie do powtórzenia. I ta artykulacja - jak on osiągał to brzmienie ? - miał to w palcach ? - czyż aż tak przydały się dawne doświadczenia grania jazzu, w big bandach jako młodziak ?. Gdyby ktoś chciał zaszpanować jako ponoć wybitny bębniarz - dałbym mu test - niech powtórzy lub o zgrozo - rozwinie zagrywki Dunbara w Lifetime i Topaz..... słuchając tego od razu "gęba się śmieje".
https://www.youtube.com/watch?v=4xGRVRS_bFI
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4110
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Journey
https://www.youtube.com/watch?v=iynrgtkQkPA
Rolie znów po latach połączył siły z dawnymi kolegami - a ściśle to z oryginalnym jednym Schonem i w Austin w Texasie przypomnieli pierwszy klasyk Of a Lifetime z 22.02.2023 - może wokal już nie taki jak w 75 - ale zagrali naprawdę przyzwoicie.
Rolie znów po latach połączył siły z dawnymi kolegami - a ściśle to z oryginalnym jednym Schonem i w Austin w Texasie przypomnieli pierwszy klasyk Of a Lifetime z 22.02.2023 - może wokal już nie taki jak w 75 - ale zagrali naprawdę przyzwoicie.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Re: Journey
Ale fajnie. Dzięki za info.
Dobrze, że się takie rzeczy dzieją. Szkoda, że tak rzadko, ale tak być musi. Może ktoś kiedyś przejmie pałeczkę i pogra takie perełki na żywo nawet w formule coverbandu.
Proponuję też posłuchać, jak panowie grali to za młodu.
Dobrze, że się takie rzeczy dzieją. Szkoda, że tak rzadko, ale tak być musi. Może ktoś kiedyś przejmie pałeczkę i pogra takie perełki na żywo nawet w formule coverbandu.
Proponuję też posłuchać, jak panowie grali to za młodu.
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4110
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Journey
O taaaak - trudno uwierzyć, że show z Winterland to już prawie 50 lat temu - jeszcze z Ticknerem na drugiej gitarze "rytmicznej" (może nie wymiatacz ale kompozytor ciekawych motywów ) - bo niekiedy jest słabo słyszalny - lub w wielu momentach ich gitary się dublują stąd całość brzmi potężniej - jeszcze z szalejącym Dunbarem wrzucającym big bandowe zagrywki - jak choćby w genialnym i najlepszym Topaz ( Schon - wtedy chyba ledwie 20 latek - wygląda jak Santana i jeszcze te afro to były czasy )
https://www.youtube.com/watch?v=mcO30DWzxF8
Z Winterland było kilka sfilmowanych może i niedoskonale kilka cholernie fajnych koncertów - w podobnej konwencji np Trower z najlepszego okresu:
https://www.youtube.com/watch?v=sTpvd3UAXP4
https://www.youtube.com/watch?v=mcO30DWzxF8
Z Winterland było kilka sfilmowanych może i niedoskonale kilka cholernie fajnych koncertów - w podobnej konwencji np Trower z najlepszego okresu:
https://www.youtube.com/watch?v=sTpvd3UAXP4
...Nobody expects the Spanish inquisition !