Uriah Heep
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
a ja będę bronił High & Mighty 1976 - płyta, która zaskoczyła mnie niesamowicie, jedna z najlepszych, a to dzięki pierwszej stronie. Nikt by nie powiedział, że to gra Uriah Heep. Pierwszy kawałek to rasowy progrock, Wetton na wokalu. Drugi to jedna z najpiękniejszych ballad rockowych wszechczasów, genialne brzmienie gitary, obłędne solo, szczególnie w dłuższej wersji bonusowej, ....zupełnie inne granie niż na klasycznych, wcześniejszych albumach.
http://www.youtube.com/watch?v=iAwIkj9E ... re=related
http://www.youtube.com/watch?v=8GuLDLVV56s
http://www.youtube.com/watch?v=iAwIkj9E ... re=related
http://www.youtube.com/watch?v=8GuLDLVV56s
do Abraxas'a
to pewnie spodobałoby Ci się dvd " Hensley-Wetton live " . na początek idzie "easy livin" , tuż po tym Hensley zapowiada " this is John Wetton !!!" i zaczyna się "one way or another " . dalej to się dzieje...kawałki uriah heep jak i solowe Hensley'a , by zakończyć koncert " heat of the moment" .
Jaki da koncert Hensley w Polsce ? przekonamy się 9 lipca .
pozdr .
Jaki da koncert Hensley w Polsce ? przekonamy się 9 lipca .
pozdr .
Ucieszyła mnie niezmiernie ta wiadomość. UH pozostaje nieodkrytym, koncertowym, lądem.Maciek pisze:Uriah Heep zagra w przyszłym roku w Polsce. Pod koniec maja odwiedzą Katowice (niestety nie Spodek a Mega Club) oraz Wrocław. Koncerty z ostatnich lat pokazują, że zespół jet wciąż w bardzo dobrej formie. Fajnie się będzie o tym przekonać.
Wczoraj nabyłem Live At Sweden z 2009 roku z nowym perkusistą.
Ich brzmienie stało się cięższe o minimum kilkaset kilo. Koleś tak nabija, że niejeden true anal metalowy pałker mógłby nabawić się kompleksów.
Cieszę się, że wreszcie we Wroc zagrają!! Wcześniej grali np. dla obiboków i związkowców z KGHM w Lubinie (wiadomo, niezła kasa).
Pozdrawiam,
Widziałem go przed laty i niestety uważam , że tylko Solmon był gorszym wokalistą jurajii - zgadzam się tu z Hensleyem , który zostałbyłby przed laty w zespole gdyby ci przyjęli wtedy Goalby'ego (ten rasowy rockowy wokalista załapał się dopiero za drugim podejściem w '82, ale morderczy chałturniczy koncertowy młyn Boxa wytrzymał tylko parę lat i przypłacił to niemal utratą głosu ) Bernie niestety nie ma co tracićWOJTEKK pisze:a na wokalu - tak jak od ćwierć wieku Bernie Shaw
Nie wiem też kto przejął ciężar kompozycji - bo w swoim czasie Hensley był mistrzem songwriterstwa , a potem to już zawsze kulało.
Ale jak wielbiciele rekomendują , może trzeba by sięgnąć po tę płytę - choć doświadczenie z Rage in silence przed laty nie nastraja optymistycznie ( najbardziej poodobał mi się tam cover Argenta )
Together we stand - divided we fall
Dorzucę też kilka słów od siebie. Koncert rewelacyjny!Majkel pisze:Przed chwilą wróciłem z Mega Clubu, z koncertu Uriah Heep. Świetna forma weteranów, kto nie był niech żałuje, ale ci, co się zdecydowali w ostatniej chwili chyba zostali przed klubem. Takiej frekwencji w Mega jeszcze nie widziałem, presa jak na Stadionie Śląskim, na meczu Polska - ZSRR w 1957 roku . Było miło, było radośnie wręcz! Mick Box zaskakuje żywotnością i optymizmem, ten nowy wokalista też daje radę! W repertuarze dość szeroki przekrój muzyczny z różnych lat, jak znajdę w necie setlistę, zaraz wkleję.
Przed Jurajką, na rozgrzewkę zagrał zespół Kruk, przypominający trochę Rainbow, trochę Deep Purple MK3 z ulubionym perkusistą Maćka (którego pozdrawiam serdecznie ) - mnie się tam podobało, hard rock z lat siedemdziesiątych to je ono!
Nie wiem ile ludzi wchodzi do Mega, ale było na pewno kilkadziesiąt osób więcej, niż mogło wejść (a ponoć sporo ludzi i tak zostało pod drzwiami)
Pierwsze pozytywne zaskoczenie - support. Obawiałem się nudnego zrzynania z kiepskim brzmieniem, a dane mi było usłyszeć kawał bardzo fajnego rocka, z naprawdę świetnym wokalem (Dio!) i ciekawymi, niesztampowymi kompozycjami, którym momentami udawało się złamać skostniałą niekiedy formułę hard rocka. Covery w wykonaniu Kruka też bardzo solidne, co najważniejsze - nie wywołujące, nawet przez moment zażenowania.
Występ gwiazdy wieczoru wstrząsnął mną nie mniej, niż leczenie kanałowe piątek - tyle, że tym razem wszystkie emocje były bardzo pozytywne. Panowie są tak żywotni i dają na scenie takiego czadu, że Deep Purple po obejrzeniu ich występu powinni się udać na koncertową emeryturę. Przy 4 długowłosych blondynach i łysym perkusiście, z których każdy jest w wybornej formie instrumentalnej i wokalnej (przy chórkach ciarki lały się ciurkiem) koncertowi Purple wypadają co najwyżej jak rzemieślnicy.
Oby Mick ciągnął ten wózek jak najdłużej i to w niezmienionym składzie. Na szczęście widać, że sprawia mu to naprawdę mnóstwo frajdy. Obserwując jego wygłupy na scenie i autentyczną radość i dumę, kiedy wyszła mu jakaś fajna gitarowa sztuczka, nie dało się nie uśmiechnąć
Mój faworyt koncertu - zdecydowanie "The Wizard" - prosto, z gracją i na temat.
A TU, chyba najlepsze podsumowanie genialnej atmosfery koncertu.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.