Gentle Giant

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Peter Hammill
album CD
Posty: 1636
Rejestracja: 13.11.2007, 06:39

Post autor: Peter Hammill »

O nie! Nie uda Ci się mnie wciągnąć w takie dyskusje!

A tak poważnie - nie ma chyba większego sensu się zastanawiać dlaczego akurat Gentle Giant nie cieszył się uznaniem w UK. Bo w UK mnóstwo innych grup nie cieszyło się uznaniem. Brytyjczycy, wnioskując z wypowiedzi różnych wykonawców, to bardzo dziwni odbiorcy. Ale może to jest też kwestia samej muzyki, zbyt wydumanej dla przeciętnego słuchacza. A może promocja zawiodła? A może zespół nie był zbyt medialny? Może gdyby GG zaproponowali jakiś świetlny show, tak jak Genesis to też by przyciągnęli uwagę? Nie wiem. W każdym razie taki Zappa mimo, że komercyjnych sukcesów nie odnosił, to przecież zawsze miał swoją publiczność i był ceniony, grał do końca życia.
Można się tak zastanawiać, a i tak nie wiadomo czy w najmniejszym stopniu przybliży się człowiek do odpowiedzi.
Zima czy jesień?
Awatar użytkownika
zinger menu
cylinder Edisona
Posty: 18
Rejestracja: 14.09.2011, 21:36
Lokalizacja: Wołomin albo Warszawa, bywa różnie

Post autor: zinger menu »

Bo my tu szukamy jakiegoś zrozumiałego, uzasadnionego powodu, podczas gdy zapominamy, że sukces komercyjny zależy w dużej mierze od szeroko pojętego przypadku i farta. Poza tym, myślę, że lata '70 mimo wszystko są fascynujące pod tym względem, że popularność osiągało jednak mnóstwo dość niesztandarowych wykonawców - dzisiaj wielu z nich miałoby nikłe szanse, gdy zasady rynku muzycznego bardzo się przesunęły w kierunku prostoty i maksymalnej przystępności.
Później coś wymyślę.
Awatar użytkownika
MirekK
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 6320
Rejestracja: 02.03.2008, 22:10
Lokalizacja: Nowy Jork

Post autor: MirekK »

mahavishnuu pisze:Jezeli chodzi o ,,Giant for a day’’to jest to dla mnie swiadectwo zarówno komercjalizacji jak i kryzysu twórczego , innym swietnym przykladem mogloby tu byc takze ,,Electric cafe’’.. Ja bym tej komercjalizacji i przystepnosci tak wyraznie nie oddzielal , jak czyni to Wojtek , gdyz czestokroc ta przystepnosc byla wlasnie poklosiem komercjalizacji.
WOJTEKK pisze:A braliscie pod uwage, ze nie jest to ukierunkowanie na rynek, tylko koncepcja artystyczna?
We wkladce do kompaktu GG "Giant for a Day" jest taki oto tekst:
"The commercial pressures on the band to broaden its audience, and a desire from within to harness some of the energy of the New Wave, led to an increasingly direct musical style, the first effects of which can be heard on 'The Missing Piece', the album which preceded this one. By the time 'giant for a Day' was released in 1978, the transition was complete, bit it had been a difficult process. Bassist Ray Shulman remembers it as an uncertain period: 'There was pressure to make a commercial album, certainly some of it from outside the band, but it had a lot to do with us wanting to capture a bigger audience... It was probably a folly, in retrospect, but at the time it seemed the thing to do. there was a sense of searching for a new identity, doubts about where we should go next...'
"Życie bez muzyki jest błędem." - F. Nietzsche
Awatar użytkownika
MirekK
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 6320
Rejestracja: 02.03.2008, 22:10
Lokalizacja: Nowy Jork

Post autor: MirekK »

WOJTEKK pisze:MirekK napisal:
Poza tym GG zeszmacil sie pod koniec kariery, wiec trudno mówic w ich przypadku o bezkompromisowej postawie artystycznej.

Zeszmacil - to bardzo duze slowo. Nie zaczeli grac disco-polo, ani na weselach wiejskich, po prostu zaczeli grac muzyke nieco prostsza, jak 90% podobnych wykonawców w tym czasie
Tekst przeniesiony z WG.

Oh przepraszam. Zapomnialem otoczyc "zeszmacil" cudzyslowiem i umiescic winka. 8)
Jesli probujesz czegos nowego, zrob to z klasa jak to np. zrobil Genesis. Oni przynajmniej "zeszmacili sie" (skomercjalizowali sie) piszac doskonala muzyka pop-rockowa, a na "Giant for a Day" nie ma nic wartosciowego. Jak to wczesniej zauwazyl mahavisnhuu, album ten nie tylko byl swiadectwem komercjalizacji, ale rowniez kryzysu twórczego. IMO, kompletny gniot!
"Życie bez muzyki jest błędem." - F. Nietzsche
Awatar użytkownika
mahavishnuu
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4477
Rejestracja: 09.09.2011, 12:43
Lokalizacja: Opole

Post autor: mahavishnuu »

Kryzys twórczy, który dopadł zespół w latach 1977-1980 był ewidentny. Pierwsze symptomy były już zauważalne na „Interview”. W przypadku Gentle Giant (i wielu innych twórców z kręgu rocka progresywnego) widziałbym jeszcze inny dość istotny problem. Punk-rockowa rewolta, fala disco i generalnie postępująca komercjalizacja rynku muzycznego wymusiły na wykonawcach zmiany. Problem w tym, że nie każdy był zdolny dokonać takiej transformacji, aby jakoś poradzić sobie w nowych czasach, gdy rock progresywny stał się nagle passé. Ostatnie trzy płyty studyjne Gentle Giant są dla mnie przykładem zagubienia w nowej rzeczywistości muzycznej. Obok weny twórczej zabrakło także pomysłu na „nową muzykę”. Panowie z Genesis i Yes okazali się artystami na tyle uniwersalnymi, że potrafili odnaleźć się w różnych sytuacjach. „Tormato” i „…and then there were three…” to dobre przykłady jeszcze z lat 70-tych, natomiast różne ejtisowe albumy Genesis i choćby takie „90125” Yes pokazywały, że nawet w zgoła odmiennych czasach potrafią, po odpowiednim liftingu, nadal świetnie sobie radzić. Z jednej strony był to oczywiście przykład komercjalizacji, jednakże z drugiej także pewnej elastyczności i uniwersalizmu.

Olbrzym niby próbował jakoś zredefiniować swoją muzykę, ale wypadło to bardzo blado. Jego bardziej mainstreamowa odmiana rocka okazała się jałowa i mało atrakcyjna. Zabrakło kilku niezbędnych atutów, które mogły zapewnić przetrwanie w nowych czasach. Które były decydujące? Wena twórcza, charyzmatyczny frontman, umiejętność pisania bardziej chwytliwych piosenek , nowy pomysł na image… długo można by spekulować. Do myślenia daje także fakt, iż żaden z kluczowych muzyków bandu (bracia Shulmanowie, Kerry Minnear) nie zdecydował się później poważniej zaistnieć na rynku muzycznym.

Nieco innym przypadkiem jest Magma. Band Vandera poczyna sobie nieomal znakomicie pod względem artystycznym, nagrywając w ciągu ostatnich kilkunastu lat albumy, które niejednokrotnie potrafią być nawet lepsze od niektórych krążków z lat 70-tych. To rzecz wręcz niespotykana w dzisiejszym progresywnym światku. Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć daleko posuniętego skostnienia, galerii autocytatów, nieustannego powielania tych samych schematów. Słowem, zamknięcia się w kręgu ustalonej już wiele lat temu konwencji. Jeden jedyny raz, gdy zespół postanowił gruntownie odświeżyć swoje oblicze („Merci”) zapachniało nieco „kaszanką po francusku”. Słuchając ostatnich płyt Magmy ma się wrażenia, jakby dźwiękowy wehikuł czasu przeniósł nas do lat 70-tych. Tak, jakby w ciągu ostatnich 40 lat nic się w muzycznym świecie nie wydarzyło. Taką postawę trudno uznać za progresywną. To jednak szerszy problem, związany z postępującą atrofią kreatywności w muzyce rockowej.
Awatar użytkownika
MirekK
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 6320
Rejestracja: 02.03.2008, 22:10
Lokalizacja: Nowy Jork

Post autor: MirekK »

No proszę, moja niewinna i z premedytacją przesadzona wypowiedź "wyciągnęła wilka z lasu". Jak widać na załączonym obrazu warto od czasu do czasu zamącić na forum, aby sprowokować innych do pisania. :) :wink:

Mahavishnuu - świetny tekst, piszesz ciekawie i z sensem. Chylę przed Tobą czoła i to nie po raz pierwszy.

Co do Genesis to nie da sie ukryć, że przetrwali tylko i wyłącznie dzieki niebywałemu talentowi Collinsa w pisaniu ladniutkich piosenek.
Jeśli chodzi o Yes, to raczej mam wątpliwości czy daliby sobie radę bez pomocy z zewnątrz. Zarówno Trevor Horn, Geoff Downes jak i Trevor Rabin zanim trafili do Yes obracali sie ogólnie mówiąc w kregach pop-rockowych. Ich doświadczenie w komponowaniu, aranżacji i produkcji popularnych piosenek znacznie pomogła muzykom z Yes.
W poczynaniach Gentle Giant wyczuwam desperację w odniesieniu jakiegokolwiek sukcesu komercyjnego. W ich rodzimym kraju żadna z ich płyt nie znalazła sie nawet w Top 100. Zawsze mnie to dziwiło, ze przy tak niskiej sprzedawalności płyt, źle nastawionej do nich krytyki prasowej, przetrwali tyle lat i wydali tyle płyt.
Nie wiem dlaczego ale zawsze miałem słabość do ich ostatniej płyty studyjnej - "Civilian", odmiennej od pozostałych płyt. Panowie grają tu bardziej na rockowo, z wysuniętą na pierwszy plan gitarą elektryczną. Dobrze, że zakończyli swoja kariere tą płytą, a nie "Giant for a day".
"Życie bez muzyki jest błędem." - F. Nietzsche
Awatar użytkownika
Clive Codringher
epka analogowa
Posty: 830
Rejestracja: 20.04.2010, 11:17
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Clive Codringher »

mahavishnuu pisze:To jednak szerszy problem, związany z postępującą atrofią kreatywności w muzyce rockowej.
Moim zdaniem problem ten dotyczy całej współczesnej kultury, nie tylko muzyki rockowej. Wszystko już było.
Co posiada Codringher: http://codringher.blogspot.com
Awatar użytkownika
Leptir
box
Posty: 9404
Rejestracja: 04.09.2010, 21:27

Post autor: Leptir »

Myślę, że problem jest szerszy niż tylko postmodernistyczna dekadencja, która zakłada zjadanie przez kulturę własnego ogona. Od lat mam wrażenie, że to tylko próba usprawiedliwiania braków odwagi twórczej, prób przełamywania kanonu. Wystarczy powiedzieć: "Wszystko już było. Nie da się nic nowego zrobić, można tylko powielać stare wzorce."

Kiedy nastąpiła ta chwila, gdy wyczerpały się możliwości? W którym momencie przekroczyliśmy tę granicę? Czy wtedy, gdy wychodził debiut KC, czy po DSOTM Floydów? Czy może już A Love Supreme Coltrane'a załatwił sprawę? Albo Święto Wiosny Strawińskiego?

A może tamci twórcy po prostu jeszcze nie znali postmodernistycznego credo i nie wiedzieli, że już się nie da nic nowego stworzyć?

Wracając do meritum - wydaje mi się, że GG po prostu próbowali zrobić coś, co im ewidentnie nie leżało, trudno tworzyć dobrą muzykę, gdy nie jest się do niej na 100 % przekonanym. Np. w przypadku Genesis uważam, że potencjał popowo-komercyjny w tej grupie był właściwie od samego początku. Na ich płytach nigdy nie brakowało chwytliwych tematów, które - odpowiednio opracowane - mogły spokojnie funkcjonować jako przebojowe piosenki.Nie bez znaczenia był też potencjał kompozytorski wszystkich członków zespołu, co udowodnili później karierami solowymi - w większości popowymi.

Zgadzam się natomiast co do tego, że istotną rolę w transformacji Yes z prog-rocka do pop-rocka odegrali "muzycy z zewnątrz".
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
Awatar użytkownika
kośmin
epka analogowa
Posty: 945
Rejestracja: 07.06.2007, 12:22

Post autor: kośmin »

mahavishnuu pisze:charyzmatyczny frontman
no właśnie - o ile lubiłem ich wokalizy (w zasadzie wszystkich czterech), o tyle żaden z nich nie miał jakiegoś wyróżniającego się głosu ani właśnie charyzmy - to mogła być jedna z przyczyn tego, że nie zaistnieli później
mahavishnuu pisze: Nieco innym przypadkiem jest Magma. Band Vandera poczyna sobie nieomal znakomicie pod względem artystycznym, nagrywając w ciągu ostatnich kilkunastu lat albumy, które niejednokrotnie potrafią być nawet lepsze od niektórych krążków z lat 70-tych. To rzecz wręcz niespotykana w dzisiejszym progresywnym światku. Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć daleko posuniętego skostnienia, galerii autocytatów, nieustannego powielania tych samych schematów. Słowem, zamknięcia się w kręgu ustalonej już wiele lat temu konwencji. Jeden jedyny raz, gdy zespół postanowił gruntownie odświeżyć swoje oblicze („Merci”) zapachniało nieco „kaszanką po francusku”. Słuchając ostatnich płyt Magmy ma się wrażenia, jakby dźwiękowy wehikuł czasu przeniósł nas do lat 70-tych. Tak, jakby w ciągu ostatnich 40 lat nic się w muzycznym świecie nie wydarzyło. Taką postawę trudno uznać za progresywną. To jednak szerszy problem, związany z postępującą atrofią kreatywności w muzyce rockowej.
nie wiem czy lepsze - bo potem się okazuje, że wyciągnęli coś z szuflady - inna sprawa, że jak pisałeś, to jest granie ciągle w swej wypracowanej konwencji :)
ja nie oczekuję generalnie po starych dziadkach nigdy tego, że wciaż będą coś nowego tworzyć - z Magmą jest tak, że lubię pooglądać jak dziś grają
Awatar użytkownika
crescent
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5193
Rejestracja: 21.06.2009, 16:53

Post autor: crescent »

Leptir pisze:Kiedy nastąpiła ta chwila, gdy wyczerpały się możliwości? W którym momencie przekroczyliśmy tę granicę? Czy wtedy, gdy wychodził debiut KC, czy po DSOTM Floydów? Czy może już A Love Supreme Coltrane'a załatwił sprawę? Albo Święto Wiosny Strawińskiego?
Ok. roku 1750, kiedy J.S.Bach napisał Die Kunst der Fuge, którego to dzieła nie dokończył i zmarł. To był symboliczny koniec baroku w muzyce. Potem już tylko miałkość i malizna ;)
Awatar użytkownika
mahavishnuu
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4477
Rejestracja: 09.09.2011, 12:43
Lokalizacja: Opole

Post autor: mahavishnuu »

MirekK pisze: Jeśli chodzi o Yes, to raczej mam wątpliwości czy daliby sobie radę bez pomocy z zewnątrz. Zarówno Trevor Horn, Geoff Downes jak i Trevor Rabin zanim trafili do Yes obracali sie ogólnie mówiąc w kregach pop-rockowych. Ich doświadczenie w komponowaniu, aranżacji i produkcji popularnych piosenek znacznie pomogła muzykom z Yes.
Rola Horna i Rabina była z pewnością znacząca. Wprawdzie Yes miał w latach 70-tych kilka przebojów (np. „Roundabout”, „Wonderous stories”), jednak to nie były hiciory tej miary, co osławiony „Owner of a lonely heart”. Ten ostatni to zresztą w dużej mierze dzieło Rabina. Muzyczne zmiany, jakie dokonały się w ich twórczości w latach 80-tych, poprzedzone przegrupowaniem szyków, pokazały, że potrafili dobrze odczytywać „znaki czasu” i umiejętnie wtopić się w obowiązujące wówczas trendy. Wielu innych wykonawców połamało sobie na tym zęby, nie potrafiąc odnaleźć się w nowych czasach.

Panowie z Yes nie osiągnęli tego może z taką naturalnością, jak Genesis, jednak sukces cyferek był oszałamiający. Swoją drogą, ciekawe jakie byłyby losy tej płyty, gdyby zabrakło na niej lokomotywy w postaci „Owner of a lonely heart”. Z pewnością sukces komercyjny byłby mniej spektakularny. W przypadku Genesis było to o tyle proste, że sam Phil Collins nigdy nie przepadał specjalnie za rockiem progresywnym. Znacznie lepiej i naturalniej czuł się w prostej i bezpretensjonalnej konwencji muzyki rozrywkowej. Owszem, był wielkim fanem Yes, ale tylko do momentu, gdy wstąpił on zdecydowanie na progresywną ścieżkę.


Leptir pisze: Myślę, że problem jest szerszy niż tylko postmodernistyczna dekadencja, która zakłada zjadanie przez kulturę własnego ogona. Od lat mam wrażenie, że to tylko próba usprawiedliwiania braków odwagi twórczej, prób przełamywania kanonu. Wystarczy powiedzieć: "Wszystko już było. Nie da się nic nowego zrobić, można tylko powielać stare wzorce."
W historii muzyki niejednokrotnie bywały już takie sytuacje, że perspektywy rozwoju wydawały się zagrożone. Twórcy stawali przez problemami nie mniejszymi niż obecnie. Pod koniec XIX wieku pojawiały się głosy o wyczerpaniu możliwości rozwojowych języka harmonicznego. System funkcyjny dur-moll został „wyeksploatowany”. Słynna maksyma „Wszystko już było” zdawała się wtedy być czymś oczywistym. Tymczasem okazało się, że jest przynajmniej kilka możliwości wyjścia z impasu. Na różne sposoby pokazali je impresjoniści, ekspresjoniści, Strawiński, Bartok, Varèse, Ives i inni innowatorzy.

W dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami dynamicznego rozwoju wszelakich technologii. Stwarza to multum możliwości wyzyskania ich w procesie twórczym. Pojawią się nowe instrumenty, nowe sposoby generowania dźwięku i czort wie co jeszcze. Jednostki wybitne, obdarzone kreatywnością z pewnością będą potrafiły to wyzyskać na różnych obszarach muzycznego przekazu, uruchamiając dynamikę nowego rozwoju.
Awatar użytkownika
Leptir
box
Posty: 9404
Rejestracja: 04.09.2010, 21:27

Post autor: Leptir »

=> Crescent
Ach, nie pomyślałem o tym - a powinienem...

Chociaż, zaraz, zaraz, a czy przypadkiem po "Vespro Della Beata Vergine" Monteverdiego to już nic nowego, tylko zrzynanie na chama i ogólna degrengolada... :)
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
Awatar użytkownika
crescent
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5193
Rejestracja: 21.06.2009, 16:53

Post autor: crescent »

Nie no, gdzie tam Monteverdiemu do Bacha. Nie ten geniusz, nie ta wszechstronność :)
Awatar użytkownika
Leptir
box
Posty: 9404
Rejestracja: 04.09.2010, 21:27

Post autor: Leptir »

mahavishnuu pisze: W dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami dynamicznego rozwoju wszelakich technologii. Stwarza to multum możliwości wyzyskania ich w procesie twórczym. Pojawią się nowe instrumenty, nowe sposoby generowania dźwięku i czort wie co jeszcze. Jednostki wybitne, obdarzone kreatywnością z pewnością będą potrafiły to wyzyskać na różnych obszarach muzycznego przekazu, uruchamiając dynamikę nowego rozwoju.
Też tak uważam. Poza tym dziś mamy dużo większą, ogólną wiedzę o muzyce wielu, często bardzo od siebie różnych, kultur. Pozwala to na kreowanie muzyki łączącej różne wpływy na dużo większą skalę niż kiedyś. Tylko trzeba zapomnieć o tym, że wszystko już było i nic już się nie da zrobić. :)
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
Awatar użytkownika
Tarkus
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 11427
Rejestracja: 11.04.2007, 18:15
Lokalizacja: Wa-wa
Kontakt:

Post autor: Tarkus »

Właśnie to ogłosili:

https://burningshed.com/store/gentlegia ... tr_5FyQpn4

Łkam, bo chciałbym to cudo mieć, ale 250 funtów plus 46 za wysyłkę daje kwotę, która mocno przekracza granicę "chyba cię poj*bało" :(
If you don’t love RoboCop, then you are a Nazi and support terrorism.
Na Discogsach
ODPOWIEDZ