Sens kolekcjonowania muzyki
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
Fizyczna możliwość jest i to bez specjalnego wysiłku.Tarkus pisze:Przy zbiorach kilkudziesięciotysięcznych nie ma takiej fizycznej możliwości, bo ludzie tak długo nie żyją.
Symulacja dla umiarkowanego fana muzyki:
Średnio 5 płyt dziennie x 365 dni daje ~1800 płyt rocznie. x 20, 30, 40 lat słuchania?
Symulacja dla kogoś z branży - np. właściciela komisu z płytami:
10-12 płyt w czasie dniówki x 200 dni roboczych daje ~2000 płyt rocznie w samej pracy.
Taki komis w Katowicach istnieje naście lat, właściciel słucha też sporo w czasie wolnym od pracy (wnioskuję po jego aktywności w sieci), a jest to jeszcze przecież stosunkowo młody człowiek.
I to są szacunki zaniżane. Na świecie oprócz umiarkowanych fanów istnieją jeszcze fanatycy i chociażby Japończycy.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Taka średnia jest karkołomna, raczej.Maciek pisze:Średnio 5 płyt dziennie x 365 dni daje ~1800 płyt rocznie. x 20, 30, 40 lat słuchania?
Trochę jak ci utrzymujący,że przejadą Niemcy autostradą w 6- 6,5 godz opierając się na danych z nawigacji.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
- Duch 1532
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3292
- Rejestracja: 18.05.2008, 15:39
- Lokalizacja: Breslau, Schmiedefeld
Tak — istnienie Japończyków od lat mnie zasmuca — już podczas drugiej wojny dr Mengele był przy nich jak Dalajlama.Maciek pisze:Fizyczna możliwość jest i to bez specjalnego wysiłku.Tarkus pisze:Przy zbiorach kilkudziesięciotysięcznych nie ma takiej fizycznej możliwości, bo ludzie tak długo nie żyją.
Symulacja dla umiarkowanego fana muzyki:
Średnio 5 płyt dziennie x 365 dni daje ~1800 płyt rocznie. x 20, 30, 40 lat słuchania?
Symulacja dla kogoś z branży - np. właściciela komisu z płytami:
10-12 płyt w czasie dniówki x 200 dni roboczych daje ~2000 płyt rocznie w samej pracy.
Taki komis w Katowicach istnieje naście lat, właściciel słucha też sporo w czasie wolnym od pracy (wnioskuję po jego aktywności w sieci), a jest to jeszcze przecież stosunkowo młody człowiek.
I to są szacunki zaniżane. Na świecie oprócz umiarkowanych fanów istnieją jeszcze fanatycy i chociażby Japończycy.
A w przedstawionych przez Cię sytuacjach do tych płyt się raczej nie wraca — czy takie odklepywanie podobna nazwać fanatyzmem?
Najbardziej szalałem za płytami, dysponując też największą ilością czasu, jako późny nastolatek; przyjmijmy, że je wtedy zbierałem, bo potem, gdy było więcej możliwości, dokupywałem te, które miały wcześniej dla mnie znaczenie, nawet jeśli nie chciałem już do nich wracać. Te, gdy założyć bezpiecznie, dziesięć lat — do dzisiaj — dało mi płyt niespełna, powiedzmy, pięćset. Jeśli wziąć pod uwagę, że będę żył nieszczęśliwie długo, a tempo będzie momentami, choć przecież nie zawsze, wracać, dojdę może do trzech tysięcy. Tylko po co, skoro już teraz jest ich raczej za dużo? Po co mieć płytę, nie wiedząc, że się ją ma? Czasem którejś nie pamiętam i to już traktuję jako ostrzeżenie.
„Po co podnosiłem cały ten rwetes — pomyślałem sobie — ten człowiek jest istotą ludzką jak i ja; ma akurat tyle samo powodów, by lękać się mnie, co ja, by lękać się jego. Lepiej spać z trzeźwym kanibalem niż z pijanym chrześcijaninem”.
Ja dodaję do tej nawigacji 20-30%.esforty pisze:Taka średnia jest karkołomna, raczej.
Trochę jak ci utrzymujący,że przejadą Niemcy autostradą w 6- 6,5 godz opierając się na danych z nawigacji.
Przez 10 lat tylko w drodze do i z pracy miałem średnią 3 płyt dziennie, a poważne słuchanie zaczynało się przecież dopiero do pracy
Przez ostatni rok średnia jeszcze poszła w górę, bo mam to szczęście/nieszczęście pracować w domu. Wprawdzie weekendy staram się spędzać w górach/na łonie przyrody, ale w dalszym ciągu te 5 szt./dzień to zaniżone szacunki A gdzie mi tam do fanatyków - bo mówimy przecież o ludziach, którzy są uzależnieni od płyt.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Jak w każdej dziedzinie - jest to kwestia bardzo indywidualna.Duch 1532 pisze:Tylko po co (...)
Ktoś, kogo w ogóle nie interesuje muzyka czy literatura, może się zastanawiać po co ktoś w ogóle kupuje jakąkolwiek płytę lub książkę.
Na przestrzeni wieków nie udało się uzyskać jednoznacznych odpowiedzi na dużo prostsze, przynajmniej pozornie, pytania egzystencjalne.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
- gharvelt
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 5748
- Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
- Lokalizacja: Kraków
5 płyt dziennie to realne, choć jednak optymistyczne założenie, tym bardziej jeśli byłyby same pierwsze przesłuchania. Lubię poznawać nowe albumy, lecz nie tak jak robot, po kolei i bez jakiegokolwiek wracania do tych, które już znam i cenię. Dlatego, uwzględniając własne doświadczenia z ostatnich kilku lat, średnią "nowopoznawanych" albumów szacuję na około 3 dziennie, więc circa 1000 rocznie - czyli tak, zachowując zbliżone tempo w wieku około 50 lat będę mógł stwierdzić, że poznałem "kilkadziesiąt tysięcy płyt", choć wątpię, aby to było jakiekolwiek osiągnięcie Nieustająca ciekawość sprawia, że ciągle pragnę poszerzać swoje horyzonty muzyczne. Zresztą, podobnie i w innych dziedzinach. Gdyby nie czas poświęcony na czytanie książek, oglądanie filmów i seriali czy aktywności wymagające ruszania się poza mieszkanie, to mógłbym słuchać znacznie więcej, jednak takiego przesunięcia priorytetów nie planuję. Podobnie odpada słuchanie (w sensie poznawanie nowych płyt) w drodze do/z pracy - to jak dla mnie zbyt niewygodne warunki, w hałasie ciężko się skupić (chyba, że na jakimś ostrym metalu, zagłuszającym wszystkie dźwięki z otoczenia).
Bardzo dobre podsumowanie.
A przy okazji jesto to także przykład wprowadzający zamęt do szacunków i statystyk kolekcjonerskich. Słuchałem tego albumu wiele razy, nie mam go w swoich zbiorach, choć bardzo bym chciał. Ja znam, chociaż nie mam, a ktoś inny może mieć i nie znać.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
gharvelt pisze:5 płyt dziennie to realne, choć jednak optymistyczne
Przypomnę jeszcze tylko tło całej naszej dyskusji - mowa o kolekcjonerach, którzy stanowią promil populacji. Istnienie podobnej liczby herosów, którzy są w stanie w ciągu swojego życia przesłuchać kilkadziesiąt tysięcy, a nawet grubo ponad 100 tysięcy płyt, jest więcej niż prawdopodobne.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Nie bardzo rozumiem, co ma na celu takie beznamiętne "chłonięcie" płyt. Szerokie horyzonty muzyczne to oczywiście piękna sprawa, ale jak ktoś się zapędzi, to w końcu straci z oczu podstawowy fakt - że słuchanie muzyki to powinna być przede wszystkim czysta przyjemność, a nie jakaś norma do wyrobienia. Ktoś takiego kolekcjonera zapyta później, co sądzi o jakimś albumie na swojej półce, a ten powie, że ostatni raz słuchał go 20 lat temu, ale ma "original dżapan pressing" razem z całą dyskografią. O której pewnie też nie umiałby sklecić merytorycznego zdania.
Odkąd kupuję na Ebayu ze zdumieniem dostrzegam, że wiele atrakcyjnych CD (od lat niewznawiane, jedyne wydania itp.) potrafi tam wisieć miesiącami. Kiedyś bez trudu wygrałem licytację Bacamarte.Maciek pisze: mowa o kolekcjonerach, którzy stanowią promil populacji.
Owszem czasami cena nie jest niska powiedzmy około 50$, ale kolekcjonerzy głównie pochodzą z Zachodu plus bogate miasta Rosji, azjatyckie tygrysy, Rio, Buenos itp., gdzie taka kwota nie powinna stanowić żadnego problemu.
Tak więc te liczby mogą być znacznie przeszacowane.