Jazz i okolice
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6741
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Leptirze, właśnie to miałem na myśli - że akurat na Rejoicing jest Samotna Kobieta Silvera, nie Colemana. Jakkolwiek utwór Silvera jest piękny, to akurat kompozycję Colemana uważam za arcydzieło absolutne - moim zdaniem jeden z najpiękniejszych utworów w historii muzyki w ogóle. No i w sumie trochę paradoksalne jest, że Metheny nagrał płytę w znacznej mierze poświęconą muzyce Colemana, a zamiast jego Samotnej Kobiety, wybrał tę Silvera. Przyznam, że jak tę płytę ściągnąłem dawno temu z torrentów, to patrząc na tytuły utworów spodziewałem się interpretacji ballady Colemana - i w sumie się wtedy zawiodłem
vertical_invader
Zgadzam się z tym w pełni. To jedna z najpiękniejszych ballad w historii jazzu - ewentualną konkurencję ma w moim przypadku w 'Round Midnight Monka.Bednaar pisze: właśnie to miałem na myśli - że akurat na Rejoicing jest Samotna Kobieta Silvera, nie Colemana. Jakkolwiek utwór Silvera jest piękny, to akurat kompozycję Colemana uważam za arcydzieło absolutne...
Myślę, że to było celowe zagranie Pata - taki mały psikus dla słuchacza, który zna głównie Lonely Woman z repertuaru Colemana, a dostaje Lonely Woman, ale... Silvera.Bednaar pisze: No i w sumie trochę paradoksalne jest, że Metheny nagrał płytę w znacznej mierze poświęconą muzyce Colemana, a zamiast jego Samotnej Kobiety, wybrał tę Silvera.
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6741
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Archie Shepp - On This Night (1965)
Pierwszy utwór na pograniczu współczesnej muzyki "poważnej" (poruszający sopran Christiny Spencer) i free jazzu. Później jest świetna interpretacja In A Sentimental Mood Ellingtona (moim zdaniem ciekawsza od oryginału)... no i typowe free w stylu Sheppa. Hutcherson na wibrafonie - wyborny! 1/5 boxu, który zakupiłem jakiś czas temu. Oby więcej takich okazji.
Pierwszy utwór na pograniczu współczesnej muzyki "poważnej" (poruszający sopran Christiny Spencer) i free jazzu. Później jest świetna interpretacja In A Sentimental Mood Ellingtona (moim zdaniem ciekawsza od oryginału)... no i typowe free w stylu Sheppa. Hutcherson na wibrafonie - wyborny! 1/5 boxu, który zakupiłem jakiś czas temu. Oby więcej takich okazji.
vertical_invader
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6741
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Chick Corea / David Holland / Barry Altschul - A.R.C. [ECM, 1971]
W latach 1970-71 istniał kwartet Circle grający jazz awangardowy. Liderem był Anthony Braxton. Jedną płytę nagrano bez lidera, jako trio - był to właśnie album A.R.C. Jazz awangardowy, ale nie ma tu otwartej formy i swobodnych improwizacji, nie jest to granie free. Jak dla mnie świetna płyta, którą można spokojnie postawić obok Conference Of The Birds Hollanda (zresztą sekcja rytmiczna identyczna na obu płytach).
Chick Corea – acoustic piano
David Holland – bass
Barry Altschul – drums, percussions
https://open.spotify.com/album/3As0pVP3 ... r3J6ZKj4kA
W latach 1970-71 istniał kwartet Circle grający jazz awangardowy. Liderem był Anthony Braxton. Jedną płytę nagrano bez lidera, jako trio - był to właśnie album A.R.C. Jazz awangardowy, ale nie ma tu otwartej formy i swobodnych improwizacji, nie jest to granie free. Jak dla mnie świetna płyta, którą można spokojnie postawić obok Conference Of The Birds Hollanda (zresztą sekcja rytmiczna identyczna na obu płytach).
Chick Corea – acoustic piano
David Holland – bass
Barry Altschul – drums, percussions
https://open.spotify.com/album/3As0pVP3 ... r3J6ZKj4kA
vertical_invader
Liderem Circle był Corea. Zresztą zespół powstał po "dezercji" jego i Dave'a Hollanda z grupy Milesa Davisa. Początkowo grali w trio z Altschulem na perkusji - później doszlusował Braxton. Z kolei jeszcze później Circle stało się fundamentem grupy Hollanda, która nagrała "Conference Of The Birds" - ale to już inna historia...
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6741
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Fakt, że Braxton dołączył później - wyczytałem zresztą, że trio spotkało się z Braxtonem przy okazji jakiegoś koncertu. Corea i Braxton grali partyjkę szachów, podczas której Chick namówił Braxtona, by ten dołączył do ich - no i w ten sposób powstało Circle. Corea wspominał później, że Braxton wniósł "czwarty wymiar" w ich muzykę. Wyczytałem gdzieś, że Braxton pełnił "leading role, playing some reeds" - dlatego zasugerowałem się, że on był liderem, mimo, że dołączył później. Tak czy inaczej, płyty kwartetu wydano z pośllizgiem i z nazwiskiem Corea na okładce - co sugeruje jednak jego jako lidera.
Tutaj można poczytać o całej tej historii z powstaniem Circle:
https://bobgluck.com/2012/06/09/forming-circle/
Tutaj można poczytać o całej tej historii z powstaniem Circle:
https://bobgluck.com/2012/06/09/forming-circle/
vertical_invader
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6741
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Chick Corea - Tones for Joan's Bones (nagranie: 1966, wydanie: 1968)
Debiut Chicka jako lidera. Tutaj mamy hard/post-bop w stylu Drugiego Kwintetu Davisa, w składzie Joe Farrell (saksofon, flet), który później grał w RTF, oraz Steve Swallow na basie - grywał z Gary Burtonem i Patem Metheny. Plus Woody Shaw na trąbce i Joe Chambers na perkusji. Tak sobie słucham tych wczesnych płyt Chicka i jakoś bardziej do mnie przemawiają, niż Return To Forever. A jeszcze dwa lata temu było odwrotnie, choć Now He Sings, Now He Sobs zawsze uwielbiałem - chyba najlepsza płyta Corei, nagrana w trio z Miroslavem Vitousem i Royem Haynesem.
https://open.spotify.com/album/6YsQhArv ... 7eu6sxtiyA
Debiut Chicka jako lidera. Tutaj mamy hard/post-bop w stylu Drugiego Kwintetu Davisa, w składzie Joe Farrell (saksofon, flet), który później grał w RTF, oraz Steve Swallow na basie - grywał z Gary Burtonem i Patem Metheny. Plus Woody Shaw na trąbce i Joe Chambers na perkusji. Tak sobie słucham tych wczesnych płyt Chicka i jakoś bardziej do mnie przemawiają, niż Return To Forever. A jeszcze dwa lata temu było odwrotnie, choć Now He Sings, Now He Sobs zawsze uwielbiałem - chyba najlepsza płyta Corei, nagrana w trio z Miroslavem Vitousem i Royem Haynesem.
https://open.spotify.com/album/6YsQhArv ... 7eu6sxtiyA
vertical_invader
Czy najlepsza? Nie wiem. Na pewno jedna z najlepszych. Bardzo też lubię duety z Gary'm Burtonem i solowe "Piano Improvisations Vol. 1 i Vol. 2". Jeśli chodzi o Return to Forever - bardzo mi się podobają dwie pierwsze płyty, później to już różnie...Bednaar pisze:Now He Sings, Now He Sobs zawsze uwielbiałem - chyba najlepsza płyta Corei, nagrana w trio z Miroslavem Vitousem i Royem Haynesem.
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
Bednaar, który wzgardził Return to ForeverBednaar pisze:Chick Corea - Tones for Joan's Bones (nagranie: 1966, wydanie: 1968)
...
To nadmiar obowiązków czy upały?
Na tej płycie Woody Shaw, chwilami próbuje <przetrącić kark> mainstreamowej strukturze całości, ale nie do końca się to udaje. Odnoszę wrażenie, że takich płyt w owym czasie było multum.
Jednak Return to Forever i też tylko pierwsze dwie .
W innej łódzkiej lokacji ... rozpoczyna się , nieśmiało tak, przegląd wybranych Muzyków z katalogu oficyny Savant:
Jerry Bergonzi - Shifting Gears 2012
Jest nieźle, choć dwa zdania wyżej, prychałem na mainstream .
Ale też Bergonzi (dla mnie nowe nazwisko) to nie Corea. Jakoś tak.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6741
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Nie to, że wzgardził. Teraz lepiej mi wchodzi post-bop, free, avant, spiritual - niż fusion. OK, słuchałem wczoraj Live In Tokyo Pogodynek - ale to takie zakręcone fusion, podobnie jak Davis (Bitches Brew itp).esforty pisze:
Bednaar, który wzgardził Return to Forever
To nadmiar obowiązków czy upały?
Nie pamiętam, kiedy ostatnio słuchałem Mahavishnu, RTF, czy Soft Machine. Nie mam fazy na takie granie.
Teraz przygotwuję sie na jutrzejsze spotkanie z Prorektorem w sprawie habilitacji, a w tle wciaż gra Chick, ta płyta jest przepiękna (nagranie: 1969, wydanie: 1972):
vertical_invader
Steve Coleman, Kokayi i koledzy bawią się muzyką na występie w Paryżu. To ten sam skład, który dopiero co widziałem na żywo, z dodatkowym udziałem pana na elektrycznym pianinku, które wnosi fusionowy powiew do całości, nawet nie przeszkadza Zawsze jak słucham takich niby improwizacji, zastanawiam się, ile w tym rzeczywiście impro, a ile jednak zaplanowanego materiału. Mi się w każdym razie podoba!
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
U Eichera, jest to wskazanie:Bednaar pisze:Szefowie dwóch najpopularniejszych wytwórni (głównie) jazzowych wybrali po 5 ulubionych płyt konkurencji:
https://www.zoneout.com/don-was-preside ... cm-albums/
https://www.zoneout.com/manfred-eicher- ... te-albums/
Pete La Roca - Basra 1965
To moje pierwsze spotkanie z tym wydawnictwem, świetnym.
W wątku filmowym trwa, wymiana myśli o sensie powracania do tego co już poznane, a ta <znajomość> nie może skończyć się bezkarnie. To by było tak, jakby poprzestać na jednym seansie Przygody czy Zaćmienia. Jakże tak???
Gdzie wszystko, od końcówek sznurowadeł muzyków po zapach espresso experience, wygląda i pachnie... które tak łatwo sobie wyobrazić, przy tej muzyce. To taki powrót jest koniecznością, aczkolwiek z definicji pozostanie powrotem z własnej woli. Jakoś tak.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Talerzu, żeby Cię udobruchać, wobec faktu nieobecności BJH w Wielkiej Grze podrzucę:
Idris Muhammad – Peace And Rhythm 1971
Ukazało się wznowienie drugiej ( a wedle discogs, pierwszej) płyty Idry(i)sa, pierwszy raz od 71 czyli first press.
Świetna robota remasteringu, co słychać nawet via streaming. Ale gustowny vinyl (złoto nakrapiane) i nawet CD jest pożądany, znacznie bardziej.
Pierwsza strona (dwa pierwsze) to rodzaj suity, mocno osadzonej w etnicznym anturażu ( takie wygładzone Pyramids -niedawno sprawdzałem debiut, stąd skojarzenie).
Druga strona, ewidentnie, skrojona pod Twój gust. Groove, zamaszyste sola saxu i gitar, do tego vocal (żona Lidera), może nie tak zjawiskowy, ale tez niczego nie psujący.
No, już się nie <rzucaj> .
Idris Muhammad – Peace And Rhythm 1971
Ukazało się wznowienie drugiej ( a wedle discogs, pierwszej) płyty Idry(i)sa, pierwszy raz od 71 czyli first press.
Świetna robota remasteringu, co słychać nawet via streaming. Ale gustowny vinyl (złoto nakrapiane) i nawet CD jest pożądany, znacznie bardziej.
Pierwsza strona (dwa pierwsze) to rodzaj suity, mocno osadzonej w etnicznym anturażu ( takie wygładzone Pyramids -niedawno sprawdzałem debiut, stąd skojarzenie).
Druga strona, ewidentnie, skrojona pod Twój gust. Groove, zamaszyste sola saxu i gitar, do tego vocal (żona Lidera), może nie tak zjawiskowy, ale tez niczego nie psujący.
No, już się nie <rzucaj> .
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
- Monstrualny Talerz
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3997
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Ha, tegoż Idrisa dwoma pierwszymi płytami zachwycałem się jak sądzę w okresie zimowym i chyba miałem coś więcej o obu napisać, ale chyba nie napisałem. W plebiscytach pokpiliśmy sprawę, zupełnie o nich zapominając/nie wiedząc. O nie, to nie tylko kawałki z drugiej strony są skrojone pod mój gust, ale wszystkie cztery połówki obu pierwszych płyt mają 100% zgodności z moim DNA. Pomijając niebagatelną wartość zawartych tu utworów to pamiętam, że byłem zaszokowany tą perkusją: na obu płytach znajduje się jedna z najlepszych robótek perkusyjnych ever, która jest dokładnie rozsiana w każdym miejscu płyty, słowo właściwe: utkana. Rewelacja.
Taki np. Wander miażdży system:
https://www.youtube.com/watch?v=8uuIiKVwd-8
Taki np. Wander miażdży system:
https://www.youtube.com/watch?v=8uuIiKVwd-8
Ponieważ Bednaar, na trip-hopowym froncie, można pohasać w wątku z lżejszymi formami:
Robin Kenyatta - Stompin' At The Savoy 1974
Dużo luzu i swobody, zapuszczamy się nawet w reggae. W tej odsłonie jest, myślę, fajniejszy niż na poprzedniej, też kierowanej do odbiorcy nieradykalnego.
Michael Cuscuna jako producent wywiązał się bez zarzutu. Ale zagwozdką, dla basistów, jest jak Ron Carter, oprawił akustycznym kontrabasem, te rozhuśtane motywy .
Zapraszamy, zwolenników dancingu...
Robin Kenyatta - Stompin' At The Savoy 1974
Dużo luzu i swobody, zapuszczamy się nawet w reggae. W tej odsłonie jest, myślę, fajniejszy niż na poprzedniej, też kierowanej do odbiorcy nieradykalnego.
Michael Cuscuna jako producent wywiązał się bez zarzutu. Ale zagwozdką, dla basistów, jest jak Ron Carter, oprawił akustycznym kontrabasem, te rozhuśtane motywy .
Zapraszamy, zwolenników dancingu...
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami