Genesis

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=f7Q9UOzRtO4


Plus jeszcze ciut wcześniejszy materiał - znów z metamorfozującym się Magnusem tym razem w wydaniu umundurowanego stróża prawa - mnóstwo smaczków i wtrąceń.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

https://www.youtube.com/watch?v=PRURJOC_SaE


Fragment z Birmingham - jednak jest "taniec z tamburynem" - Phil pokazuje, że może stracił zdrowie i sprawność ale nie dystans i poczucie humoru..... chociaż w komentarzach fanów jednak obok pewnej nutki radości i wzruszenia - dominuje wrażenie - że "to smutny widok" - jak Collins siedzi na stołku i ledwo śpiewa - np I Know What I Like - ma dziwnie zmienioną tonację - początek brzmi kuriozalnie. Środkowa część Fifth - nie rozczarowuje - Bogu dzięki Stuermer nie zapomniał jak się gra i potrafi w solówkach dodać coś od siebie - świetnie "zagina" nuty - jak dawniej. Hackett to jest Hackett - bóstwo, mistrz - ale Daryl to również nie byle kto - niekiedy się zapomina jak cholernie jest dobry.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Cure
japońska edycja z bonusami
Posty: 3139
Rejestracja: 12.07.2008, 13:38
Kontakt:

Post autor: Cure »

Ostatnie koncerty Genesis w UK odwołane/przeniesione.
Oficjalne info - stwierdzony COVID w zespole.
Awatar użytkownika
akukuuu
longplay
Posty: 1339
Rejestracja: 08.02.2009, 13:21
Lokalizacja: Miasto Świętej Wieży

Post autor: akukuuu »

Marzec 2022 trasa po Europie .Niemcy ,Francja ,Holandia, Anglia .
Awatar użytkownika
Gacek
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4454
Rejestracja: 20.03.2010, 10:27
Lokalizacja: Wieliczka

Post autor: Gacek »

Pytanie tylko czy Collins dożyje.
Mam mieszance odczucia co do tego co się dzieje szczególnie z Philem ale i tak nie grają w Polsce więc dylematów nie będzie.
esforty
japońska edycja z bonusami
Posty: 3996
Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
Lokalizacja: Łódź

Post autor: esforty »

Ciekawe kto będzie sponsorem?
Może te, holenderskie kliniki, do których kupuje się bilet w jedną stronę...
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Awatar użytkownika
mahavishnuu
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4476
Rejestracja: 09.09.2011, 12:43
Lokalizacja: Opole

Post autor: mahavishnuu »

HOŁD DLA SOLENIZANTA

TONY BANKS, CZYLI ESENCJA STYLU GENESIS



Ależ ten czas leci. Już za dwa dni Tony Banks świętować będzie swoje 72 urodziny. Kto był najważniejszym muzykiem w historii Genesis? Collins czy Gabriel? Gabriel czy Collins? Gdybym musiał pokusić się o odpowiedź na to pytanie, byłby to... Tony Banks. Dla części osób taka konstatacja może być klasycznym przykładem wkładania kija w mrowisko, z kolei dla innych będzie oczywistą oczywistością. Ciekaw jestem jak to wygląda u Was?

Krótko i konkretnie - dziesięć faktów przemawiających za powyższą tezą:

1. Szczególnie w latach 1972-1975 rola Gabriela była przeceniana, zdecydowanie to nie był Peter Gabriel Band. Z jednej strony, swoje robił specyficzny image, z drugiej, fakt, że był wokalistą. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na fakt, jaki był rzeczywisty wkład kompozytorski Gabriela.

2. Banks był ważnym autorem tekstów (także w okresie gabrielowskim), bynajmniej nie chodzi o utwory, które były wypełniaczami płyt. Przykłady? Watcher Of The Skies oraz Firth Of Fifth to wspólne dzieło Banksa i Rutherforda. Jego samodzielne teksty, tylko z czasów Gabriela: White Mountain, Seven Stones, Time Table. Gabriel nigdy nie miał monopolu na pisanie tekstów w Genesis. Teksty pisali również Anthony Phillips i Mike Rutherford. Dopiero na „Baranku” sytuacja uległa zmianie (nie licząc „The Light Dies Down On Broadway”, autorstwa Banksa). W sferze muzycznej wkład Gabriela był niemal odwrotnie proporcjonalny. Był tylko współautorem muzyki do trzech utworów: The Carpet Crawlers, Counting Out Time i tytułowego (dokładnie chodzi o fragment refrenu). Zważywszy, że na album trafiły ostatecznie 23 kompozycje to mało, bardzo mało. Gdy muzycy pracowali nad The Lamb Lies Down On Broadway Gabriel był często nieobecny. W tym czasie był zaabsorbowany sprawami osobistymi (skomplikowana ciąża jego żony Jill, po urodzeniu córki jej życie długo było zagrożone).

3. Jeden z koronnych dowodów - największy wkład kompozytorski w latach 1970-1980, szczególnie wyraźny w drugiej połowie lat 70. Później proporcje zaczęły się stopniowo wyrównywać. Warto zauważyć, że okres jego kompozytorskiej dominacji przypada na czasy artystycznej świetności orkiestry.

4. Brzmienie zespołu było oparte na jego keyboardach – w grę wchodzą wszystkie etapy działalności.

5. Styl Banksa jest w istocie również esencją stylu Genesis, to niezbywalny element jego tożsamości.

6. Klawiszowiec zawsze w pełni utożsamiał się z zespołem i jego stylem, nierzadko był jego głównym architektem. Najbardziej dobitne przykłady to A Trick Of The Tail i Wind & Wuthering.

7. Dla Banksa zespół był absolutnym priorytetem, Genesis był jego matecznikiem, najistotniejszym punktem odniesienia. Czasami jego dobru potrafił podporządkować nawet życie prywatne (vide historia związana z jego miesiącem miodowym). W przypadku niektórych jego kolegów z zespołu różnie z tym bywało (np. Collins, Hackett, Gabriel). W tym miejscu można by przytoczyć różne historie, które świadczyły o tym, że ich stopień zaangażowania był mniejszy. Podam tylko dwa wymowne przykłady:

- Gdy po odejściu Gabriela (notabene Banks nigdy nie rozważał takiego kroku) ważyły się losy zespołu, potrzebna była pełna mobilizacja sił. Tymczasem Steve Hackett wykorzystał ten czas na nagranie albumu solowego. Muzycy zaczęli sesje nagraniowe A Trick Of The Tail we trójkę. Gdy Hackett pojawił się w studiu nagraniowym okazało się, że nie dysponuje żadnym nowym materiałem, ponieważ wszystkie pomysły trafiły na Voyage Of The Acolyte.

- W 1978 roku Phil Collins był gotów odejść z zespołu, aby zasilić The Who po śmierci Keitha Moona. Na szczęście Townshend i spółka wcześniej znaleźli następcę. W okresie The Lamb Lies Down On Broadway perkusista niejednokrotnie zastanawiał się nas sensem obecności w zespole. W owym czasie bardziej pochłaniał go jazz-rock i fusion (Mahavishnu Orchestra, Weather Report). Swoją drogą, nigdy nie przepadał za rockiem progresywnym. W jednym z wywiadów, bodajże z 1977 roku, przyznał, że podziela opinie punkowów na temat progresywnych dinozaurów, takich jak ELP, Jethro Tull, Pink Floyd i Jethro Tull. Collins przypomniał jeden z dyżurnych epitetów „nudne dupki”). Jednym z jego ulubionych zespołów był wprawdzie Yes, jednak nie w swoim progresywnym wcieleniu. Cenił sobie pierwsze dwa albumy. Po wydaniu Fragile przestał się nim fascynować.

8. Tony Banks i Mike Rutherford nieprzerwanie są członkami Genesis.

9. Rola Collinsa w „okresie collinsowskim” jest często przeceniana. Genesis był zawsze demokratycznym organizmem. Wkład kompozytorski Collinsa do 1985 roku był mniejszy niż Banksa. Mniej więcej równy dopiero od czasu sesji nagraniowych Invisible Touch (1985-1986). Względna równowaga pomysłów dotyczyła również We Can't Dance (1991). Przyznaje to nawet sam perkusista.

10. Tony Banks był depozytariuszem tożsamości zespołu w kolejnych dekadach - np. w latach 80. i 90. nawiązywał do czasów artystycznej świetności, udatnie łącząc elementy progresywne z popowymi. W dużym stopniu to właśnie dzięki niemu Genesis nie rozpłynął się zupełnie w popowej estetyce.

Abstrahując od powyższych argumentów, najważniejsze nigdy nie będą nasze subiektywne zapatrywania, dlatego sprawy trzeba postrzegać w szerszym kontekście. Jak było w przypadku Genesis po odejściu Petera Gabriela? Gdy gruchnęła wiadomość o jego odejściu z Genesis, zaczęły pojawiać się „artykuły pośmiertne”. O zespole pisano w czasie przeszłym. Gdyby rola Gabriela rzeczywiście była taka, jak niejednokrotnie przedstawiali to dziennikarze muzyczni, grupa szybko dokonałaby żywota. Tymczasem było zgoła inaczej. Trudne początki na „nowej drodze życia” miał nie zespół, ale jego były frontman.

Wszystkie powyższe argumenty są związane z kwestiami artystycznymi, ewentualnie w grę wchodzi stopień utożsamienia się z zespołem. Przeciwnicy takiego podejścia do tematu mogą eksponować inne kwestie. Banks był wprawdzie doskonałym kompozytorem i instrumentalistą, jednak nie miał zadatków na gwiazdę rocka. Z natury był introwertykiem, dobrze czuł się na drugim planie, brakowało mu trochę charyzmy. Krótko pisząc, nie był postacią medialną. W tym miejscu trzeba wspomnieć o jednym – niewątpliwie w okresie „gabrielowskim” i „collinsowskim” grupa w niemałym stopniu zyskała rozgłos dzięki frontmanom. W pierwszym okresie najbardziej przyczyniły się do tego słynne kreacje sceniczne Gabriela. To właśnie od tej pory dziennikarze muzyczni zaczęli zwracać na Genesis większą uwagę. Z kolei Phil Collins był komercyjną lokomotywą w latach 80. Jego charyzma, sztuka wokalna i nade wszystko fakt, że odnosił spektakularne sukcesy jako solista, są trudne do przecenienia w kontekście popularności i sprzedaży płyt. Nie można jednak zapominać o tym, że uproszczenie materii muzycznej otwierało nowe perspektywy poszerzenia „bazy społecznej”. Im bardziej grupa zbliżała się do konwencji pop rocka, tym większe odnosiła sukcesy. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego. Trzeba zaznaczyć z całą mocą – grupa odnosiła duże, czasami spektakularne sukcesy komercyjne jeszcze przed rozpoczęciem kariery solowej Collinsa. Aby nie być gołosłownym, tak radziły sobie poszczególne płyty w ojczyźnie muzyków:

A Trick Of The Tail - 3. miejsce
Wind & Wuthering - 7. miejsce
… and then there were three… - 3. miejsce
Duke - 1. miejsce
Awatar użytkownika
Leptir
box
Posty: 9404
Rejestracja: 04.09.2010, 21:27

Post autor: Leptir »

26 marca, w sali O2 w Londynie Genesis zagrał (ponoć) ostatni swój koncert. 26 jest ważną datą w historii zespołu. 26 października 1969 zagrali swój pierwszy koncert. 26 marca 1976 po raz pierwszy Phil Collins zaśpiewał na koncercie jako główny wokalista grupy. No i teraz to pożegnanie... Oczywiście dopóki muzycy żyją wszystko jest możliwe, ale mimo wszystko jakoś smutno...
„You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray)
Awatar użytkownika
Dżejdżej
epka analogowa
Posty: 934
Rejestracja: 17.06.2010, 23:01
Lokalizacja: CHICAGO

Post autor: Dżejdżej »

mahavishnuu pisze:Dla części osób taka konstatacja może być klasycznym przykładem wkładania kija w mrowisko, z kolei dla innych będzie oczywistą oczywistością. Ciekaw jestem jak to wygląda u Was?
Uważam , że masz absolutną rację - Banks jest tak naprawdę "depozytariuszem" pierwiastka progresu w muzyce Genesis a personalnie klamrą spinającą historię zespołu ( tak jak Chris "Ladder" Squire w YES).
Bardzo lubię i cenię solową twórczość Gabriela ale sądzę , że w Genesis wyczerpał swe możliwości ( sceniczne i wokalne ) i dobrze się stało ( dla obu stron) , że się rozstali. Był to idealny moment - u szczytu wspólnej działalności.
Together we stand - divided we fall
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Bez urazy ale raczej nie jest to "wielkie odkrycie" czy "objawienie" - wśród fanów, którzy mocno przeniknęli twórczość Genesis i mają konkretną wiedzę - od lat wskazują, że "Banks zawsze był duszą Genesis" - nieformalnym liderem - może nie kimś jednoznacznie i bez dyskusyjnie kojarzącym się jako "twarz" bandu - jak Anderson dla Jethro czy Mark dla Dire Straits - coś jak "zespół to JA". Banks preferował "soft power" - nie miał nigdy pokus by stać tyranem - despotą, który prędzej doprowadziłby do zniszczenia czy "zamknięcia" zespołu jak w przypadku Floyd i Watersa. Dla wielu - w tym dla mnie - tym jak w daniu kuchni francuskiej czy azjatyckiej " sekretnym składnikiem" był raczej Hackett - po jego odejściu zespół zmienił w coś innego - nie lepszy / gorszy tylko inny - czasy i otoczenie tez się zmieniały - styl musiał ewoluować by przetrwać na rynku muzycznym. Nie chcę być niemiły ale takie "kupczenie absolutami" bywa męczące i stawianie postaci Banksa - w powyższym kontekście - przez pryzmat czego się nie kwestionuje, z czym nie polemizuje, jako rzecz już z góry wiadoma i oczywista..... - a rzeczywistość jest bardziej skomplikowana - jak w przypadku złożonych relacji / interakcji międzyludzkich a tym bardziej niekiedy trudnych "artystycznych" osobowości. Nie chcę też sztucznie dzielić włos na czworo czy doszukiwać z uporem maniaka drugiego / trzeciego / dziesiątego dna.... ale warto odnieść i właśnie "polemizować" z kilkoma w/w "absolutami".

Będzie może chaotycznie ale wiele kwestii się zazębia, przenika i jest czasem konsekwencją a czasem efektem ubocznym ale mającym wpływ na kilka innych czynników / sytuacji. Tony nie był dyktatorem - raczej kojarzył mi się z postawą i postacią McCartneya w Beatles - koledzy czasem żartem, czasem serio ciut zjadliwie ale szczerze potwierdzali, że gdyby nie "lider / dyktator" Paul to być może nagrali by po swoich perturbacjach po śmierci Briana - może jedną płytę czy parę piosenek a nie aż tyle - potrafił ich zmobilizować i zagonić do roboty. Z drugiej strony - George miał jednoznaczny stosunek to jego przywiązania do jego kompozycji - "że zanim Paul nagra jedną moją piosenkę każe mi zagrać sto swoich" - to też daje do myślenia. A wracając do Watersa i jego wyraźnej narastającej wrogości do Ricka - oczekiwał przynajmniej w deklaracjach "jego wkładu" czy podkreślał wkład klawiszowca jako niewystarczający i dalece niezadowalający - ale Wright trafiał w sedno z opisem sytuacji _- "że nie wydaje mi się by Roger mnie do tego tak naprawdę dopuścił" - stąd "pretensje" Banksa i kultowe zdanie w przypadku Hacketta - "że wynika z tego, iż tylko ja piszę dla tego zespołu" - pytanie czy autentycznie był otwarty na pomysły i ile z kompozycji Acolyte znalazłoby się na Trick ? - a to były już pomysły, które nie pasowały np. do Baranka - wtedy zostały "odrzucone" czy wycofane przez samego zainteresowanego - możemy iść dalej - czy na Trick zaistniały np Ace of Wands ? - na pewno przegrał w głosowaniu na utwór instrumentalny - że zamykający Los Endos jest nie do przebicia i jeden instrumentalny na album w zupełności wystarczy, czy Star of Sirius lub Shadow of Hierophant ? - również wątpliwe - nie wspominając o balladzie Hermit czy Hand of Priestes - Tony nie znosił takich quasi klasycystycznych miniatur. A podsuwać materiał tylko po to by być świadkiem jego arbitralnego odrzucenia ?. Poświęcenie bez reszty zespołowi - a tym bardziej "szczęścia / pożycia / sielanki małżeńskiej" też nie do końca jest trafione - wystarczy poczytać wspomnienia Rutherforda czy Collinsa - klawiszowiec stawiał sprawę jasno - Margaret ma być non stop w trasie przy nim, koniec, kropka. Phil tak wspominał - że o ile dla jego wybranki miejsca brakowało i zdarzały bolesne rozłąki - to "ma wrażenie, że partnerki Mike i Tony`ego są z nimi dosłownie wszędzie". Tu zadziałała klasyczna "hierarchia dziobania" i "niektórym wolno więcej". Choćby w kwestii wybierania najlepszych pokoi do pisania materiału na the Lamb - o ile w ogóle takowe były w tej ruderze :wink:


Phil po latach przyznawał, że po kilkunastu latach Mike i Tony mocno się wyluzowali i "otworzyli". W autobiografii Mike czasem w oporami ale jednak przyznaje, że Banks był niekiedy bardzo paskudny dla otoczenia - wyjątkowo uparty i w młodych latach niechętny do jakichkolwiek kompromisów czy uznania cudzego punktu widzenia - np jak wrogo odnosił do prób czy grania Gabriela na klawiszach - głównie na fortepianie - prawie go od niego wyrzucał bo wszelkie klawisze miały być wyłącznie Jego domeną i bez dyskusji - a pozostali niekiedy chwalili styl - bardzo swobodny i naturalny Petera na fortepianie i że mogło to być bardziej i częściej wykorzystywane w studio czy tym bardziej na koncertach. Była też pewna "niechęć" do ustępowania miejsca nadwornego kompozytora i np współpraca z kimś a nie tylko zaszywanie w zaciszu swoich 4 ścian i przynoszenie gotowych - "najlepiej nadających dla Genesis" utworów - Mike to przyznaje z poczuciem winy - że to był jego błąd - że po traumie po odejściu Anta - nie zbliżył kompozytorsko do Steve`a i nie współtworzyli razem a uważa - że tak powinno być. Banks ściśle również raptem raz zbliżył do Hacketta co dało efekt w postaci pięknego Entangled - a takiej kooperacji powinno być więcej - pomijam wkład aranżacyjny już na etapie pracy studyjnej np Earl of Mar czy Rooftops. Na pewno jego talent kompozytorski objawił dużo wcześniej i szybciej niż u pozostałych z Genesis - z pewnością był sprawniejszy w pisaniu, pisał szybciej - u niego wypracowanie koncepcji czy kierunku nie było takie wydłużone czy niepewne jak u Gabriela czy Hacketta - choć ten drugi poczynił niebywałe postępy - początkowo Steve jak i Phil nie widzieli się na tym polu - prędzej jako pełni wyobraźni instrumentaliści czy do pomocy przy aranżach - band na pewno ich ośmielił i dodał pewności siebie - że też potrafią i mają coś do powiedzenia. Mimo, że Banks to też jeden z moich ulubieńców - na pewno bliższy niż wymiatacze jak Wakeman czy Emerson - zachęcałbym by podejść do niego mniej "bezkrytycznie" i wziąć po uwagę inne punkty widzenia - bo sytuacje w Genesis nie zawsze a może nigdy nie były proste czy jednoznaczne. Niekiedy zdarzały mu się dość aroganckie wypowiedzi pokroju - że "zrobiliśmy gwiazdę z Philla, to zrobimy i z Raya" - różnie można do odbierać. O pełnych sprzeczności Gabrieli i Philu można napisać nie jedną książkę - w działaniach i deklaracjach milion razy przeczyli sami sobie. To temat na inną dyskusję. Rola "wujka" Philla była przeceniana głównie dla mniej zorientowanych w strukturze i naturze zespołu - widzieli kogoś kto śpiewa rajcujące hity przed mikrofonem - więc cała uwaga skupia na nim - podobnie jak zachwyty i laury - wypisz wymaluj dekadę wcześniej było z Peterem. Było to zmorą wielu zespołów - np takie frustracje i nieporozumienia doprowadziły do odejścia Paula Jonesa - bo publiczność myślała, że to on jest Manfred Mann bo on śpiewał i był frontmanem. O niechęci do artrocka czy prog-rocka - też można napisać wiele tomów - sam Mike również nie lubił i dystansował się od tego terminu - kojarzył mu się z czymś aroganckim, nadętym, dla wąskiej grupy wtajemniczonych i pogardą dla tych którzy tego "nie czują". Oddanie życia rodzinnego - koledzy z pokorą po latach przyznawali, że wtedy byli za mało życiowo dojrzali - a Peter został ojcem jako pierwszy i w tej materii musiał szybciej dojrzeć - pozostali zostali rodzicami parę lat później już w innej sytuacji i na innym etapie na jakim był zespół. Zgadzam się, że Collins łapaniem stu skok za ogon w latach 70 i 80 nijako sam sobie rozwalił nie jeden związek.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

W biografiach niekiedy pomija się inny aspekt wczesnego będącego efektem "błędów niedojrzałej młodości i braku życiowego doświadczenia" - małżeństwa - Steve`a Hacketta z Ellen Busse - zawarte w 72 - rozwód około 74 ale już po kilku miesiącach w trakcie przygotowań i sesji Selling England pojawił głęboki kryzys - gitarzysta zawsze skryty nigdy nie robił z tego wielkiego "halo" i traktował jako osobista czy intymną sprawę i "porażkę" - nigdy w kategoriach poświęcenia czegoś zespołowi na ołtarzu na drodze do sławy. Źródła podają, że podobno nadal jest w dobrych relacjach z synem Olivierem, który mieszka w Niemczech co jest w takich sytuacjach ogromną rzadkością. Wtedy sytuacja i kierunek "pocieszenia i wsparcia" był odwrotny - to na łonie zespołu czuł najlepiej , zbliżył na moment do kolegów i odnalazł sens w tym co robi. Szkoda, że w późniejszych latach to się skończyło.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
mahavishnuu
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4476
Rejestracja: 09.09.2011, 12:43
Lokalizacja: Opole

Post autor: mahavishnuu »

Inkwizytor pisze: Mimo, że Banks to też jeden z moich ulubieńców - na pewno bliższy niż wymiatacze jak Wakeman czy Emerson - zachęcałbym by podejść do niego mniej "bezkrytycznie" i wziąć po uwagę inne punkty widzenia - bo sytuacje w Genesis nie zawsze a może nigdy nie były proste czy jednoznaczne.
Inkwizytorze, czasami czytanie ze zrozumieniem sprawia, że nie marnujemy czasu na zbędne polemiki. Z okazji zbliżających się urodzin Banksa chciałem napisać krótki tekst, w którym pokrótce wyłożyłem, dlaczego DLA MNIE jest najważniejszym muzykiem grającym w Genesis. Zważywszy na wspomniane okoliczności, skupiłem się tylko na argumentach przemawiających na jego korzyść. Nie było gradacji, dzielenia włosa na czworo, analizy wkładu poszczególnych muzyków. Nie o to chodziło. Inna sprawa, to fakt, że nie wyobrażam sobie, aby w poście na forum odnieść się do tego wnikliwie. Temat jest szeroki, skomplikowany i niejednoznaczny.

Inkwizytor pisze:Bez urazy ale raczej nie jest to "wielkie odkrycie" czy "objawienie" - wśród fanów, którzy mocno przeniknęli twórczość Genesis i mają konkretną wiedzę - od lat wskazują, że "Banks zawsze był duszą Genesis"
Po co te złośliwości z „wielkim odkryciem” i „objawieniem”? Przecież w poniższym zdaniu wyraźnie do tego nawiązałem:
mahavishnuu pisze:Dla części osób taka konstatacja może być klasycznym przykładem wkładania kija w mrowisko, z kolei dla innych będzie oczywistą oczywistością.
Myślałem, że wszystko jest jasne i nie trzeba tego rozwijać. Swoją drogą, wiedza fanów klasycznego rocka na temat zespołu jest różna. Punktem odniesienia na pewno nie może być nasze forum i jego użytkownicy, bo to nie jest średni poziom wiedzy i osłuchania. Na przestrzeni ostatnich 40 lat spotkałem zbyt wiele osób, które czasami nie kojarzyły z nazwiska Banksa lub z rozbrajającą szczerością wyznawały, że nie odróżniają Genesis od Phila Collinsa.

Inkwizytor pisze: Nie chcę być niemiły ale takie "kupczenie absolutami" bywa męczące i stawianie postaci Banksa - w powyższym kontekście - przez pryzmat czego się nie kwestionuje, z czym nie polemizuje, jako rzecz już z góry wiadoma i oczywista..... - a rzeczywistość jest bardziej skomplikowana - jak w przypadku złożonych relacji / interakcji międzyludzkich a tym bardziej niekiedy trudnych "artystycznych" osobowości.
Powyższy fragment świadczy o tym, że chyba jednak nie chodzi tylko o nieumiejętność czytania ze zrozumieniem. Czemu mają służyć te wydumane nadinterpretacje? Nijak ma się to do tego, co napisałem. Przecież wyraźnie zaznaczyłem, że jest to moja prywatna opinia, ponadto zwróciłem się z pytaniem do forumowiczów :„Ciekaw jestem, jak to wygląda u Was”.
Awatar użytkownika
Białystok
box
Posty: 8600
Rejestracja: 03.01.2013, 08:21
Lokalizacja: Białystok

Post autor: Białystok »

Pokazałem małżonce najnowsze zdjęcie Phila Collinsa. Nie wiedziała kto to i nie wynikało to z nieznajomości artysty.
Awatar użytkownika
MichalP
epka analogowa
Posty: 893
Rejestracja: 29.08.2016, 18:47
Lokalizacja: UK

Post autor: MichalP »

A ja z innej beczki. Dlaczego na artrock.pl płyta Calling All Station została nazwana kultową, przy okazji milionowej chyba eksploatacji dorobku zespołu przez typa ze Stillskin? Przecież to najgorszy badziew jaki wyszedł spod tego szyldu zaraz po chyba ...abacab? Poza tym uważam, że ów osobnik jest mistrzem w żerowaniu na tej nazwie, co dziwne nie jest bo jego "macierzysty" zespół raczej kokosów nie przynosił. :lol:
...tany-tany, dyny-dyny...
Awatar użytkownika
WOJTEKK
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 25820
Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
Lokalizacja: Lesko

Post autor: WOJTEKK »

Przynosił i to spore. mieli na sumieniu kilka hitów, plus numer do reklamówki jeansów.

Ale przecież Anorak dał temu 4 gwiazdki na 10 - to jest marnie łamane przez beznadziejnie. To chyba nie tą reckę czytałeś. ale ja osobiście ten krążek bardzo lubię, oprócz Congo, które z premedytecją sobie o(d)puszczam.
Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.

http://artrock.pl/
ODPOWIEDZ