Genesis

Biografie, dyskografie, opinie.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Jos

Genesis

Post autor: Jos »

Obrazek

Genesis - ...And Then There Were Three...

Tytuł nie pozostawia żadnych wątpliwości, to pierwsza płyta nagrana przez
Genesis funkcjonujące jako trio. Po nagraniu świetnej płyty Wind & Wuthering i odbyciu trasy, grupę opuścił Steve Hackett. Który nie zgadzał się z kierunkiem w jakim zdążał zespół, nie podobało mu się zbytnie wygładzenie kompozycji, i coraz rzadsze wykorzystywanie jego pomysłów. Genesis w składzie: Collins, Banks, Rutherford (który oprócz gry na basie, od tego momentu miał także na głowie wszystkie partie gitar) szybko zabrało się za nagrywanie kolejnej płyty. Panowie odejściem Steve`a zbytnio się nie przejmowali. I w 1978 roku pojawiła się płyta „...And Then There Were Three...”. Ten kto sądzi, że już na tej płycie może sobie posłuchać popowych hitów, do jakich nas przyzwyczaiło Genesis w latach 80, jest w grubym błędzie. Pierwszy na płycie „Down And Out”, doskonale się sprawdza w roli utworu rozpoczynającego album. Pierwsze, lekko niepokojące dźwięki syntezatorów Banksa, tworzą piękny, łagodny klimat, który za chwilę zostanie zmieszany i zniszczony (to wcale nie są ubolewania:) przez kawalkadę dźwięków perkusyjnych. Phil gra wspaniale, zresztą jest to jeden z moich ulubionych perkusistów, niesamowicie intensywnie, w kilku momentach perkusja jest nawet zdublowana. Co już było wykorzystane np. na zamykającym poprzednią płytę „Afterglow”. Pierwszy kawałek jest chyba zrobiony na złość Hackett`owi.
Skomplikowany, bogate aranżacje, Phil śpiewający bardzo siłowo, wspaniałepopisy Banksa. No tak, jednak gitara została zepchnięta gdzieś w cień, Mike nie jest tak dobrym gitarzystą jak Steve, nie dziwne więc, że rola gitary od tego momentu w Genesis odrobinę się zmniejszyła. Kolejny na płycie ‘Undertow’ i już lżejsze oblicze nowego Genesis. Co w żadnym wypadku nie oznacza, że gorsze. Jest to bardzo urocza ballada, w której Collins popisuje się niesamowicie delikatnym i pięknym wokalem. A utwór jednocześnie bardzo daleki od późniejszych dokonań Genesis. Zresztą cała płyta jest na naprawdę wysokim poziomie, i nie ośmielam się jej postawić obok takich przeciętnych płyt jak „Genesis”, „Abacab” itp. Najbardziej zatwardziali fani ery Gabrielowskiej uważają, że od tej płyty Genesis z artystycznego punktu widzenia przestało istnieć. Ja się z tym nie mogę zgodzić. Dla mnie ten moment (artystyczne zbłądzenie) to płyta „Abacab”(wydana kilka lat później), do dobrych osiągnięć grupy zaliczam też album „Duke”. Ale wracajmy do płyty ATTWT. Pamiętam jak
długo musiałem się do tej płyty przekonywać. I nie wiem gdzie leżała tego
przyczyna. Być może w tym, że utwory na początku wydawały mi się bardzo podobne do siebie, odrobinę na jedno kopyto. Z czasem jednak zmieniłem zdanie. „Ballad Of Big” kolejny bardzo ładny utwór, wreszcie możemy usłyszeć jakieś małe partie gitary. Mike robi co może by brzmieć jak Hackett, i co najdziwniejsze czasami mu się to udaje. ”Snowbound” to jeden z moich ulubionych utworów Genesis w ogóle. Piękny jest, i tyle;). Szkoda, że tak krótki. No ale po jego wysłuchaniu mamy wrażenie niedosytu, a to jak wiadomo, tylko budzi chęć ponownego słuchania tej płyty. „Burning Rope”, najdłuższy na płycie, najbardziej kombinatorski. Kilka zmian tempa, ciekawe pomysły. Chyba najwięcej gitary Rutherforda. Kawałek bez wątpienia bardzo dobry, przypominający najlepsze czasy Genesis. W tle nawet gdzieś pojawia się wibrafon. Kolejny utwór „Deep In The Motherlode” zaczyna się od niezliczonej ilości uderzeń Collinsa w talerze (co bardzo lubię) i agresywnej gry Banksa. Może już macie dosyć czytania, że każdy kolejny utwór jest dobry, ale nie inaczej jest tym razem. Porządne Rockowe granie lat 70. Bardzo w tym utworze
lubię to jego środkowe uspokojenie i lekkie wyhamowanie. Za takie właśnie momenty kocham Genesis. „Many Too Many” utwór może niczym nie zachwyca, ale słucha się go przyjemnie. „Scenes From a Night`s Dream” też nie wybija się ponad przeciętną, choć lekko chórkowe przyśpiewy Collinsa (zdublowane) zapadają w pamięci. Następny „Say It`s Alright Joe” tu już niewątpliwie należą się pierwsze mocniejsze słowa krytyki. Początek utworu jest stanowczo za nudny, ciągnie się niemiłosiernie. I mimo, że dalsza jego część (jakże krótka) jest bardzo dobra, to nie mogę do końca się przekonać do tego utworu, szczególnie, że takich nudnawych momentów jest tu jeszcze kilka. Utwór ten np. na płycie „Genesis” z pewnością należałby do najlepszych, ale tu wypada
przeciętnie bardzo. Za to kolejny kawałek „The Lady Lies” jest wspaniały. Wg mnie, utwór ten bez problemu by mógł się znaleźć na którejś z klasycznych płyt zespołu, z początku lat 70. Duży rozmach, wspaniałe klawiszowe przestrzenie. Jak zapuściłem ten utwór koledze, który znał tylko dokonania z Gabrielem, nie mógł uwierzyć, że tak wspaniałą kompozycję może nagrać Genesis, po pierwsze w 3 osobowym składzie, po drugie, z Collinsem na wokalu.
Ci ortodoksyjni fani Genesis sporo tracą nie znając 4 pierwszych płyt po
odejściu Gabriela, a kojarzący późniejszy Genesis tylko z plastikowymi
hitami. Teraz tak się nachwaliłem tę płytę, a tu proszę, na deser zespół
zostawił nam niestety najsłabszy utwór „Follow You Follow Me”. Pierwszy
bardzo znany hit zespołu, który mi w ogóle nie przypadł do gustu. Szkoda, że takie jest to zakończenie tej płyty. Gdyby zakończyli ją „Lady Lies”, lub
jakimś instrumentalnym utworem wykorzystującym pomysły ze wcześniejszych utworów (jak to miało miejsce np. na „Trick Of The Tail”, czy „Duke”) ,ach można sobie pomarzyć.

pzdr
Jos
Jos

Post autor: Jos »

Wczroaj i dziś wysłuchałem bonusowy dysk z nowego boxy Genesis. Zawiera on utwory singlowe z EPek itp. Co ciekawe jest tu dużo utworów, które się nie zmieściły na Genesis Archive 2. I powiem Wam, że ten bonusowy dysk wymiata, że hej. Wspaniale dobrana kolejność utworów, ma się wrażenie, że słucha się regularnej płyty zespołu.
Jest wreszcie cała kultowa EPka Spot The Pigeon (z okresu W&W) - Pigeons, Match Of The Day, Inside And Out. Jest Me And Virgil, którego to utworu nigdy wcześniej nie słyszałem. Niby zestaw podobny do tego z Archive 2, ale zdecydowannie lepiej ułożony i znajduje się na jednej płycie (co ważne) a nie jest rozpieprzony na 3 w dodatku przetasowany remixami i utworami koncertowymi :)

Pzdr
Jos
Awatar użytkownika
Windmill
japońska edycja z bonusami
Posty: 3927
Rejestracja: 11.04.2007, 08:07
Lokalizacja: Świętochłowice
Kontakt:

Post autor: Windmill »

W wątku o Genesis należy wspomnieć, iż Collins jest współautorem muzyki i kompozytorem oraz wykonawcą piosenek do filmów animowanych dla dzieci. Osobiście bardzo często musze w domu ogladac dwa z nich:

"Tarzan"
http://www.filmweb.pl/Tarzan+1999+o+filmie,Film,id=779

oraz "Mój brat niedźwiedź"
http://moj.brat.niedzwiedz.filmweb.pl/
W tym drugim filmie jako odpowiedzialny za aranżację chóru pojawia się nie kto inny, jak tylko niejaki Eddie Jobson
http://shopping.yahoo.com/p:Eddie%20Job ... soundtrack
Natomiast w "Tarzanie" jedną z piosenek śpiewa inny dinozaur, Tina Turner.
"Z układnością mi nie do twarzy. (...) Zresztą nie lubię zachowywać się układnie; nudzi mnie to."
Robert Walser "Małe poematy" [1914]

http://riversidebluesnr2.blogspot.com/
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Ja również darzę wielkim sentymentem i szacunkiem And Then, jednak przychylam się do opinii, że od tego momentu Genesis zaczął się mocno zmieniać. Można spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że rozpoczął się zdecydowany proces łagodzenia brzmienia oraz starania by uczynić - jak to ujął Collins - z Genesis "łagodniejsze zwierzę". Sam album to swoista cezura. Pół albumu to Genesis jeszcze mający wiele wspólnego z przeszłością, jest pewna kontynuacja dwóch genialnych albumów Trick i Wind. Lecz druga połówka to zapowiedź tego co Genesis zrobi w następnej dekadzie. Sami muzycy nie pozostawiali cienia wątpliwości, że nie chcą stać się jakimiś dinozaurami, grać w kółko Supper`s ready, być kojarzeni z rockiem progresywnym. Sam Collins odcinał się od innych grup z tego nurtu, ba, mocno je krytykował oraz wyrażał się z uznaniem o wykonawcach punku.
Zespół chciał też zebrać w końcu owoce prawie 10 ciężkiej pracy, licznych koncertów, nagrań, co odbywało się pewnym kosztem - choćby walącym się małżeństwem Phila w tym czasie. Muzykom miło było, że zaczęła zmieniać się publiczność na koncertach - pojawiło się wiele kobiet - a nie pryszczatych studentów - jak niby za czasów Gabriela :wink:
Down and out jest znakomity. Aż dziw bierze, że nie wszedł w późniejszych latach na stałe do repertuaru zespołu - tak jak Duke Travels później !. Rutherford w wywiadach mocno podkreślał, iż ma jasno sprecyzowaną wizję siebie jako muzyka i nie chciał się stać bladą imitacją Hacketta. Niestety partiom gitary brakowało tego polotu, magii i pewnością jaką wnosił ze sobą Steve. Spotkałem się i z takimi opiniami, że generalnie Mike próbował jakoś naśladować Hacketta, czy wręcz cierpiał na jego kompleks. Dawniej był gitarzystą rytmicznym i po odejściu Steve`a nim w jakiś sposób pozostał. W późniejszym czasie rozwijał się, lecz nadal jego styl pozostał dość "oszczędny". Tym bardziej nie dziwi, że na koncertach sporo partii oddawał Darrylowi, a nawet z najnowszych albumów !. Jest kilka kompozycji, gdzie jego gra robi wrażenie - np świetny Do the neurotic czy Dreaming while you sleep.

Ja naprawdę lubię Genesis z lat 80, nie uważam wcale, że się sprzedali, czy zdradzili fanów. Po prostu stali sie zupełnie innym zespołem - tak jak np Yes dzięki 90125.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
buubi
singel analogowy
Posty: 363
Rejestracja: 12.04.2007, 23:27
Lokalizacja: Rzeszów

Post autor: buubi »

Inkwizytor pisze:się sprzedali, czy zdradzili fanów. Po prostu stali sie zupełnie innym zespołem - tak jak np Yes dzięki 90125.
Starych fanów zdradzili, jakkolwiek by nie owijali w bawełnę zmiany wizerunku na bardziej przystępny, tak po prostu to odczuwam - fani Genesisu gabrielowskiego czy pierwszych 2 (czy jak kto woli 4) płyt po jego odejściu póxniejsze plyty traktują w najlepszym wypadku jako ciekawostkę lub po prostu dobry pop - zachwytu nie uświadczy.

A co do Yes - to owszem, były Cyferki, był Generator, ale później były też ABWH, Kluczyki czy Magnification, więc wciąż próbują i to bardzo udanie. Do tego na koncertach grają stare utwory, w przeciwieństwie do Genesis (dlatego nie jade na koncert, bo po co mam słuchać Mama, Cant Dance itp). Dlatego z całym szacunkeim ale porównanie do Yes jest nietrafione ;)
Awatar użytkownika
Tarkus
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 11427
Rejestracja: 11.04.2007, 18:15
Lokalizacja: Wa-wa
Kontakt:

Post autor: Tarkus »

Bardzo trafione. Yesom w latach 80 nie przytrafił się dobry album (nie, Cyferki to też nie jest nawet średnia płyta, tylko zwyczajne badziewie). ABWH to tylko ciekawostka potwierdzająca regułę, poza tym to nie jest Yes. "Talk" to rozpaczliwa próba zrobienia czegoś ambitnego, od biedy można powiedziec, że im wyszło. Jedynie "Magnification" można uznać za płytę dobrą. Ewentualnie.
Genesis w latach 80 zaczęli świetnie ("Duke"), potem zaliczyli glebę mocno ("Abacab") i powoli, mozolnie dotarli do "We Can't Dance" czyli doskonałego wyważenia elementów popwych i ambitniejszych.
Bajdełej - "Mama" stawiana w rzędzie z popowymi kawałkami...noż miej litość dla mojej przepony.
If you don’t love RoboCop, then you are a Nazi and support terrorism.
Na Discogsach
Awatar użytkownika
Windmill
japońska edycja z bonusami
Posty: 3927
Rejestracja: 11.04.2007, 08:07
Lokalizacja: Świętochłowice
Kontakt:

Post autor: Windmill »

Sorry, ale ja też uważam, że "Mama" jest bardzo popowa. "Duke" to też for me niski poziom (zresztą wiecie, co ja sądzę o Genesis) - no ale ja jestem w tym temacie trochę radykałem, tak więc moje zdanie jest tylko (i aż) moje... ;)
"Z układnością mi nie do twarzy. (...) Zresztą nie lubię zachowywać się układnie; nudzi mnie to."
Robert Walser "Małe poematy" [1914]

http://riversidebluesnr2.blogspot.com/
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Znów panowie ten sam problem - gusta !. Można niby na tym skończyć, ale sam coś dorzucę od siebie. Wiele osób było tak zachwyconych i oczarowanych tym co Genesis tworzyli z Gabrielem, że jego odejście spowodowało, iż dla nich stracili jako zespół rację bytu. Faktycznie, na albumach studyjnych po Wind and Wuthering mocno spuścili z tonu. Więcej miejsca znalazło się dla piosenek - chociaż nadal na wysokim poziomie. Kawałków instrumentalnych było o wiele mniej. Warto po raz chyba milionowy jako argument przytoczyć niesamowitą siłę tych kompozycji na żywo. Jeśli kogoś nie przekonuję pełne wykopu materiały wideo - Duke Revisited 1980, Three sides live, Mama tour, Live at Wembley czy naprawdę fantastyczne The way wee walk - to wszelkie dalsze dyskusje można sobie darować.
Chciałbym by w latach 80 królowały na listach same takie "szlagiery" jak Mama, Home by the sea, Domino, That`s all, czy invisible touch. Mnie podobał się sposób w jakim Collins nawiązywał dialog z publicznością. Może w pewnym momencie nadużywał pewnych grepsów, lecz jego luźna, wesołkowata i otwarta postawa była i miliony lat świetlnych oddalona od pełnych dystansu, rezerwy czy wrogości postaw innych "artystów", którzy słowem się nie odezwali, mieli gdzieś fanów lub w najlepszym razem na nich splunęli :wink: - choć na pewno same żarty i gagi na koncertach to nie wszystko. Jak wybornie Zappa wciągał publikę do zabawy na koncertach ?. Jeśli się nie dawało - to jak sam Frank opowiadał - następny kawałek proszę !
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
Tarkus
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 11427
Rejestracja: 11.04.2007, 18:15
Lokalizacja: Wa-wa
Kontakt:

Post autor: Tarkus »

Windmill pisze:Sorry, ale ja też uważam, że "Mama" jest bardzo popowa.
OK. Posłuchaj sobie "Mamę" po : "Turn It On Again", "We Can't Dance", "Invisible Touch", "Jesus He Knows Me". Dalej ci brzmi popowo? :)
If you don’t love RoboCop, then you are a Nazi and support terrorism.
Na Discogsach
Awatar użytkownika
Windmill
japońska edycja z bonusami
Posty: 3927
Rejestracja: 11.04.2007, 08:07
Lokalizacja: Świętochłowice
Kontakt:

Post autor: Windmill »

A co sądzicie o solowej twórczości Collinsa?
"Z układnością mi nie do twarzy. (...) Zresztą nie lubię zachowywać się układnie; nudzi mnie to."
Robert Walser "Małe poematy" [1914]

http://riversidebluesnr2.blogspot.com/
Awatar użytkownika
Windmill
japońska edycja z bonusami
Posty: 3927
Rejestracja: 11.04.2007, 08:07
Lokalizacja: Świętochłowice
Kontakt:

Post autor: Windmill »

Tarkus pisze:
Windmill pisze:Sorry, ale ja też uważam, że "Mama" jest bardzo popowa.
OK. Posłuchaj sobie "Mamę" po : "Turn It On Again", "We Can't Dance", "Invisible Touch", "Jesus He Knows Me". Dalej ci brzmi popowo? :)
Niestety, ale tak :( A szczególnie drazni mnie pochrząkiwanie, czy jak to tam nazwać. Zresztą ja nie porównuję do podobnych sobie, bo to tylko umożliwi mi stwierdzenie, która z tych piosenek jest bardziej popowa, a która mniej - ja porównuję do tego, co uważam, za świetną muzykę; każdy z nas ma przeciez takie wzorce.
"Z układnością mi nie do twarzy. (...) Zresztą nie lubię zachowywać się układnie; nudzi mnie to."
Robert Walser "Małe poematy" [1914]

http://riversidebluesnr2.blogspot.com/
Awatar użytkownika
Tarkus
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 11427
Rejestracja: 11.04.2007, 18:15
Lokalizacja: Wa-wa
Kontakt:

Post autor: Tarkus »

"Ha ha HA"? :) No tak - to fajnie wygląda w teledysku i dobrze wychodziło na koncertach. Ale to i tak klimatyczny numer, mimo że "popowy". Więcej takiego popu! :)
If you don’t love RoboCop, then you are a Nazi and support terrorism.
Na Discogsach
Awatar użytkownika
rockowy
japońska edycja z bonusami
Posty: 3158
Rejestracja: 11.04.2007, 21:26
Kontakt:

Post autor: rockowy »

http://www.inrock.pl/ksiazka.php?tryb=2&id_ksiazka=150

Male foto tylko, ale wiadomo juz ze ma to to kolo 500 stron, przygotowane we wspolpracy z muzykami (biezace wywiady), a okladke namalowal niejaki Paul Whitehead specjalnie na potrzeby tej ksiazki.

Zapowiada sie smakowicie
Awatar użytkownika
Inkwizytor
japońska edycja z bonusami
Posty: 3782
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Na pewno również wzbogaci moją kolekcję. Jej poprzedniczka wydana dawno temu przez rock-serwis w bodajże 1995 autorstwa Dave`a Bowlera i Bryana Dray`a jest naprawdę bardzo dobra, jednak miejscami za dużo tam zachwytów, ochów i achów cokolwiek zespół by nie zrobił. Choć swego czasu znałem ją niemalże na pamięć. :wink:
Mnie ciekawi kiedy ukaże się zapowiadana nowa biografia King Crimson. Wiem, że jest już wydanie angielskie, z samym "błogosławieństwem" wielebnego Roberta . A kiedy ukaże się u nas w tłumaczeniu ?
...Nobody expects the Spanish inquisition !
tryton65
longplay
Posty: 1434
Rejestracja: 15.04.2007, 19:25

Post autor: tryton65 »

:twisted:
Hallo takie utwory cwiczyli Genesis wielokrotnie przed najnowszym turne.
Nie wiadomo czy Behind bedzie instrumentalny na poczatek.
Ale taki set bedzie na koncertach.Ripples bedzie mocno zmieniony(?).


Behind The Lines (?) / Duke’s End (?) / Turn It On Again
Land Of Confusion
No Son Of Mine
In The Cage / The Cinema Show / Duke’s Travels / Afterglow
Hold On My Heart
Home By The Sea / Second Home By The Sea
Follow You Follow Me / Firth of Fifth / I Know What I Like
Mama
Ripples
Throwing It All Away
Domino
Drum Duet / Los Endos

Tonight Tonight Tonight / Invisible Touch
I Can’t Dance
The Carpet Crawlers

Tryton65
ODPOWIEDZ