To masz rację, ale wydaje mi się, że wpływ na muzykę grupy panów AWR był większy niż Howe'a i White'a.Cure pisze: Jako ciekawostka.
Panowie ARW zagrali w sumie na 29 albumach Yes. Molina i Pomeroy nie zagrali na żadnym albumie.
Sami panowie H i W zagrali na 32 albumach, jeśli doda się do nich D,D i S to mamy 39.
Z czego najważniejsze - pan White jest w zespole nieprzerwanie od 1972 roku.
Yes
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- WOJTEKK
- box z pełną dyskografią i gadżetami
- Posty: 26233
- Rejestracja: 12.04.2007, 17:31
- Lokalizacja: Lesko
Oni tam chyba zrobili wybieg z Queen+.zlatan pisze:. Choćby takie The Cosmos Rocks było najlepszą płytą świata, wydawanie premierowej muzyki pod szydem Queen bez Freddie'go budzi niesmak.
Przykład Yes jest oczywiście znacznie bardziej skomplikowany.
O ile na koncertach to żarło (mam na myśli wersję z Rodgersem), to płyta, którą wspomniałeś, już słabiutka była.
I dokładnie tak jak piszesz Yes to bardziej skomplikowany przykład. Tam oryginalny skład zdołał nagrać zaledwie 2 płyty, które (mimo, że przyjemne) były jednak w innym duchu niż te które uważane są za najlepsze, a które nagrywały już zmieniające się składy.
Dla mnie najbardziej charakterystyczne postaci tworzące styl Yes? W kolejności:
Squire,
Howe,
Anderson,
Wakeman (ale ten jest stosunkowo łatwy do podrobienia, patrz Koroszew, Brislin, czy w mniejszym stopniu Downes).
- Gacek
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4497
- Rejestracja: 20.03.2010, 10:27
- Lokalizacja: Wieliczka
Co do Endless River to powiem tylko że Gilour uczciwie mówił że to nie będzie do końca klasyczny album Floyd, że to ścinki z poprzednich sesji i że mają inny charakter niż klasyczne albumy grupy, że to bardziej ambientowa muzyka etc etc. Facet uczciwie powiedział jak to będzie wyglądało więc ciskanie się że to tak wygląda to dla mnie trochę dziecinada. Co jak co ale Gilmour miał prawdo tak to wydać i wydał ale przy tym powiedział uczciwie co to jest.
Wszystko jest pięknie i ładnie tylko w przypadku tego zespołu trzeba sobie zadać pytanie kiedy Yes to jest jeszcze Yes a kiedy już nie. To że ktoś x lat nosił sprzęt Squira czy robił podobne rzeczy to nie znaczy że 15 lat gra w zespole. Zresztą może sobie grać, Squire był tylko jeden oryginalny.
Każdego muzyka można zamienić jego klonem tylko po co mi wtedy oglądać Yes skoro mogę iść na pierwszy lepszy cover band i zobaczę to samo.
Dla mnie jeżeli zespół tworzą tak znaczące i oryginalne postacie brak każdej kolejnej obniża jego loty. Squire, Anderson, Howe czy Wakeman jest tylko jeden, bez względu na to czy da się go podrobić czy nie.
Wiem że to kwestia podejścia i tego czy ktoś dany zespół aż tak bardzo lubi. Chociaż ja Yes bardzo lubię i tym bardziej nie akceptuję tego co się dzieje wokół grupy przez ostatnie (co najmniej) naście lat. Nie powstało w tym okresie zupełnie nic wartego uwagi (nie licząc pół archiwalnej części Fly from Here) a zespół wciąż się rozmywa i rozmienia na drobne.
Tak dla porównania wyobrażasz sobie że Jagger odchodzi od stonesów i zespół bierze młodszą kopię Jaggera z jakiegoś dobrego cover bandu? No i do tego mamy zamiast Keitha Richardsa innego muzyka? Jakbym to powiedział fanom zespołu to by mi się kazali po głowie popukać.
Zamieniłbym tylko Squira z Andersonem.Cure pisze: Dla mnie najbardziej charakterystyczne postaci tworzące styl Yes? W kolejności:
Squire,
Howe,
Anderson,
Wakeman (ale ten jest stosunkowo łatwy do podrobienia, patrz Koroszew, Brislin, czy w mniejszym stopniu Downes).
Wszystko jest pięknie i ładnie tylko w przypadku tego zespołu trzeba sobie zadać pytanie kiedy Yes to jest jeszcze Yes a kiedy już nie. To że ktoś x lat nosił sprzęt Squira czy robił podobne rzeczy to nie znaczy że 15 lat gra w zespole. Zresztą może sobie grać, Squire był tylko jeden oryginalny.
Każdego muzyka można zamienić jego klonem tylko po co mi wtedy oglądać Yes skoro mogę iść na pierwszy lepszy cover band i zobaczę to samo.
Dla mnie jeżeli zespół tworzą tak znaczące i oryginalne postacie brak każdej kolejnej obniża jego loty. Squire, Anderson, Howe czy Wakeman jest tylko jeden, bez względu na to czy da się go podrobić czy nie.
Wiem że to kwestia podejścia i tego czy ktoś dany zespół aż tak bardzo lubi. Chociaż ja Yes bardzo lubię i tym bardziej nie akceptuję tego co się dzieje wokół grupy przez ostatnie (co najmniej) naście lat. Nie powstało w tym okresie zupełnie nic wartego uwagi (nie licząc pół archiwalnej części Fly from Here) a zespół wciąż się rozmywa i rozmienia na drobne.
Tak dla porównania wyobrażasz sobie że Jagger odchodzi od stonesów i zespół bierze młodszą kopię Jaggera z jakiegoś dobrego cover bandu? No i do tego mamy zamiast Keitha Richardsa innego muzyka? Jakbym to powiedział fanom zespołu to by mi się kazali po głowie popukać.
Cure - odnoszę wrażenie, że im więcej podasz faktów i rzetelnych argumentów, tym gorzej dla nich (faktów i argumentów)
Chyba musisz się pogodzić, że jednym bardziej wypada wydawać ścinki a innym już nie. Jednocześnie czuję, że nie bardzo się tym przejmujesz
Wakeman jest obecnie parodią samego siebie i całe szczęście, że działa na własny rachunek, bo gdyby dołączył do obecnego składu Yes, to dopiero zaczęto by się z nich wszystkich podśmiewywać. O jego stosunku do grupy wszyscy wiemy - był to dla niego przede wszystkim bankomat.
Myślę, że nie ma co prowadzić sztucznej rywalizacji, który skład lepszy i komu należy się większe uznanie (choć patrząc na to jak wygląda i zachowuje się na scenie Howe a jak Wakeman...). Niech każdy wybierze sobie sam i cieszy się, że ma okazję zobaczyć ich jeszcze na żywo.
Chyba musisz się pogodzić, że jednym bardziej wypada wydawać ścinki a innym już nie. Jednocześnie czuję, że nie bardzo się tym przejmujesz
Wakeman jest obecnie parodią samego siebie i całe szczęście, że działa na własny rachunek, bo gdyby dołączył do obecnego składu Yes, to dopiero zaczęto by się z nich wszystkich podśmiewywać. O jego stosunku do grupy wszyscy wiemy - był to dla niego przede wszystkim bankomat.
Myślę, że nie ma co prowadzić sztucznej rywalizacji, który skład lepszy i komu należy się większe uznanie (choć patrząc na to jak wygląda i zachowuje się na scenie Howe a jak Wakeman...). Niech każdy wybierze sobie sam i cieszy się, że ma okazję zobaczyć ich jeszcze na żywo.
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
- Gacek
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4497
- Rejestracja: 20.03.2010, 10:27
- Lokalizacja: Wieliczka
A gdzie tu panie jakie fakty? Wszyscy podajemy tylko swoje opinie bo zarówno Curowa niechęć do Endless River jak i moje neutralne podejście to tylko opinie.Maciek pisze:Cure - odnoszę wrażenie, że im więcej podasz faktów i rzetelnych argumentów, tym gorzej dla nich (faktów i argumentów)
.
Fakty podaje wikipedia (chociaż też nie zawsze).
Tylko jedni wydali ścinki raz ci drudzy wydają co chwilę. No faktycznie jednym wypada a innym już nieMaciek pisze: Chyba musisz się pogodzić, że jednym bardziej wypada wydawać ścinki a innym już nie.
- RoryGallagher
- epka analogowa
- Posty: 955
- Rejestracja: 11.06.2017, 18:13
- Lokalizacja: Gdańsk
- Kontakt:
Urywek pod koniec filmiku brzmi całkiem fajnie. Czyżby w końcu dobrze brzmiące i ciekawe repertuarowo wydawnictwo koncertowe zespołu?
https://www.youtube.com/watch?v=aLf5VHvpNXU
https://www.youtube.com/watch?v=aLf5VHvpNXU
Steve i zmarły niedawno Virgil Howe w utworze tytułowym promującym nową, wspólną ich płytę - Nexus.
Ładne to.
https://www.youtube.com/watch?v=gSQcpGmT3Uw
Ładne to.
https://www.youtube.com/watch?v=gSQcpGmT3Uw
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3993
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Jestem świeżo po muzycznej lekturze najnowszego koncertowego krążka - Topographic Drama. W dalszym ciągu zalewa mnie koktajl bardzo mieszanych emocji. Z jednej strony należy się szacunek muzykom, że dalej to ciągną i jeszcze się im CHCE i to brać na ponowny warsztat materiał z dwóch chyba najbardziej kontrowersyjnych i ze skrajnymi emocjami odbieranych albumów - co sam tytuł wydawnictwa wskazuje - Drama i Topographic Oceans ( na marginesie - co by to dopiero było gdyby ten drugi odegrali w istocie w całości a tak mamy "większą" połówkę ). Tym bardziej godne podziwu ale i poniekąd zabawne - gdyż z Oceans obecny skład ma naprawdę niewiele wspólnego. Znów słowa uznania należą Downesowi - który po raz kolejny udowadnia, iż stać go na wiele i potrafi godnie zmierzyć z kompozycjami, które nie do końca są chyba z jego "bajki" - możemy popuścić wodze wyobraźni gdy biedny Geoff siedzi w domu przy klawiszach, klnie na czym świat stoi i przekopuje przez mamucie suity z Tales - których nawet Wakemanowi nigdy nie chciało się grać ( z wywiadów wynika, że po latach jest skłonny spojrzeć na nie ciut łaskawszym okiem ). To może wybitnie moje subiektywne spojrzenie i ocena - ale paradoksalnie bardziej w tym składzie przekonująco wypadł właśnie Topographic Oceans - choć obawiałem się, że ten materiał wypadnie pokracznie, bez życia, niemrawo i sztucznie. Kapitalnie wszelkie oryginalne barwy klawiszowe - hammondy, analogi, mellotrony Downes odtwarza bez zarzutu. Słychać, że on naprawdę do YES pasuje i trzyma to wszystko w kupie - przemycając niekiedy coś od siebie - ale to rozwiązanie bardziej przysłużyło się zespołowi, niż gdyby wynaleźli jakiegoś młodego atomowego bezdusznego wymiatacza. Opanowanie starego - klasycznego materiału też wydaje się być coraz lepsze - niby tysięczne " odegranie " You And I czy Heart of Sunrise - dowodzi, że chłopaki grają z coraz większym wyczuciem - niekiedy aż się zapomina , iż tak wielu "dawnych" już w YES nie gra. Dawno dwie w/w utwory nie podobały mi się w takim stopniu jak na tym koncercie, czyżby znów magia nazwy a może Chris z góry czuwa nad swoimi kompanami ?. Skoro mowa o basie - bardzo pozytywne wrażenie robi gra Sherwooda - znów złapałem się kilkakrotnie na tym, że zapomniałem kto gra na basie - może zabrzmi to kiczowato lub szmirowato ale duch Squire`a nadal w tej muzyce jest - jego charakterystyczne zagrywki - te spiralne pasaże, powyginane dźwięki - widać właściwie namaścił a może i przeszkolił przed śmiercią swojego następce. Może ciut słabiej ( ale doprawdy niewiele ) wypada Billy wokalnie - ale w takim Machine - wysokie partie w dialogu wokalnym z Davisonem - prawie do złudzenia upodabnia się do Chrisa - aż też musiałem cofnąć i się raz jeszcze wsłuchać. Warstwa stricte instrumentalna materiału z Dramy jest bez zarzutu - gitara Steve`a błyszczy cały czas i jest ostrzejsza kiedy trzeba, Geoff również w wielu miejscach dokłada dodatkowe syntezatorowe smaczki - np wyjątkowo ciekawie zabrzmiał kiedyś średnio przeze mnie lubiany Does it really happen ( znów świetny popis basowy Sherwooda ). Gdybym miał wskazać jakiś mankament - to momentami "za słodki" głos Davisona - jego poprzednicy wykazywali większy wachlarz środków wyrazu, ostrzej kiedy trzeba, bardziej drapieżnie lub krzykliwie .... a ten w większości wszystkie utwory w tym samym klimacie. Do surowej Dramy jego maniera nie pasuje i tworzy dziwny dysonans - czyżby celowy zabieg ?. Ktoś na forum wskazał w przypadku poprzedniej koncertowej płyty bodajże Like it is Bristol - w utworze Turn of the Century - zaśpiewał tak - że byłem pod wielkim wrażeniem i odnosi się nieodparte uczucie niemalże lustrzanego odbicia oryginału - prawie nic mu nie ustępuje. Podsumowując - trzeba docenić odwagę, zaangażowanie i kawał dobrej roboty - zespół zmierzył z trudnym i niewdzięcznym materiałem - ukłon w stronę chyba najbardziej wiernych i zakręconych fanów - by przypomnieć coś spoza kanonu. Chyba jedno z bardziej wartościowych i intrygujących koncertów obecnego wcielenia YES. Znów nasuwa pytanie - co w przyszłym roku z okazji 50lecia istnienia ?. Co zagrają, w jakim składzie ?, mnie po cichu marzy takie Reunion II - piękna okazja by zakopać topory wojenne, powyciągać "niektóre trupy" z szaf - znów na scenie razem z Andersonem, Rabinem, Kayem, może i nawet momentami z 3 klawiszowcami - zaprosić Wakemana, może i Igora, w ten sposób się pożegnać i podziękować fanom.......ech......
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Muszę przyznać, że właściwie zgadzam się z opinią Inkwizytora w całości.
AYAI i HOTS - brzmią lepiej być może dlatego, że na nich gra Jay Schellen i świetnie (a nawet ŚWIETNIE) zbliżył się stylem gry do Bruforda.
Odnośnie 50 lecia, Kaye - jest już oficjalnie potwierdzony na koncerty.
Pojawiają się coraz większe ploty (nieoficjalnie ze strony White'a) o Morazie.
Na wspólne reunion z ARW - nie ma co liczyć. Ich management przy każdej okazji dyskredytuje YesO.
AYAI i HOTS - brzmią lepiej być może dlatego, że na nich gra Jay Schellen i świetnie (a nawet ŚWIETNIE) zbliżył się stylem gry do Bruforda.
Odnośnie 50 lecia, Kaye - jest już oficjalnie potwierdzony na koncerty.
Pojawiają się coraz większe ploty (nieoficjalnie ze strony White'a) o Morazie.
Na wspólne reunion z ARW - nie ma co liczyć. Ich management przy każdej okazji dyskredytuje YesO.
- Inkwizytor
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3993
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Właśnie warto wspomnień dojrzałą i przekonującą grę Jay`a - wywodzący się przecież z zupełnie innych gatunków i stylistyk, a każdy wie, że Topograhic to szalenie specyficzne granie - żadne tam rock`n`rolle na 4.
Ciekawi mnie set lista przyszłorocznych występów na 50lecie. Choć już jakiś zaskakujących propozycji bym się nie spodziewał ( chociaż repertuar na 35lecie był niebanalny - fakt ) - zestaw "The Best of" plus może przemycony gdzieś jakiś smaczek. Obecność Kaya może nasuwać spekulacje, iż może znów więcej będzie rzeczy z wczesnego etapu - bo na odegranie większej ilości "cyferkowego" materiału bym nie liczył - niechęć Howe`a. Kaye ma być na scenie przez cały czas czy może w paru momentach dołączy do zespołu - jak by nie patrzeć ma swoje lata - gra na dwa zestawy klawiszy byłaby pasjonująca. Moraz też miałby dołączyć ?, to już byłaby mega sensacja. Trochę mi trudno w to uwierzyć - gdzieś czytałem wywiad z Chrisem, który wskazywał na wzajemną niechęć lub niemożność zgrania się Steve i Pata ( że podobno nie lubili ze sobą grać - jak wcześniej Steve z Vangelisem - o ile to prawda ) .... może czas zrobił swoje ?.
Ciekawi mnie set lista przyszłorocznych występów na 50lecie. Choć już jakiś zaskakujących propozycji bym się nie spodziewał ( chociaż repertuar na 35lecie był niebanalny - fakt ) - zestaw "The Best of" plus może przemycony gdzieś jakiś smaczek. Obecność Kaya może nasuwać spekulacje, iż może znów więcej będzie rzeczy z wczesnego etapu - bo na odegranie większej ilości "cyferkowego" materiału bym nie liczył - niechęć Howe`a. Kaye ma być na scenie przez cały czas czy może w paru momentach dołączy do zespołu - jak by nie patrzeć ma swoje lata - gra na dwa zestawy klawiszy byłaby pasjonująca. Moraz też miałby dołączyć ?, to już byłaby mega sensacja. Trochę mi trudno w to uwierzyć - gdzieś czytałem wywiad z Chrisem, który wskazywał na wzajemną niechęć lub niemożność zgrania się Steve i Pata ( że podobno nie lubili ze sobą grać - jak wcześniej Steve z Vangelisem - o ile to prawda ) .... może czas zrobił swoje ?.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
To czy Kaye będzie miał tylko swoje okienko, czy będzie cały czas na scenie - jeszcze nie wiadomo.
A propos Moraza, z tego co pamiętam zrezygnowali z jego usług, albowiem miał ciągoty w stronę improwizacji. Słychać to na bootach, czasami wychodził z tego ogień daleko lepszy niż w przypadku Wakemana, ale czasami wychodziły z tego muzyczne klopsy.
A propos Moraza, z tego co pamiętam zrezygnowali z jego usług, albowiem miał ciągoty w stronę improwizacji. Słychać to na bootach, czasami wychodził z tego ogień daleko lepszy niż w przypadku Wakemana, ale czasami wychodziły z tego muzyczne klopsy.