https://www.discogs.com/release/1120800 ... The-Future
https://www.youtube.com/watch?v=aOOEewAT7cg
Flowersi dawno nie mieli takiej prężnej reklamy - jak przy okazji zapowiedzi nowego albumu - liczę, że muzyka w całości będzie co najmniej tak dobra jak klasyczne pierwsze krążki - bo wedle słów muzyków i otoczenia - dokładnie o to im chodzi by wrócić do tamtej stylistyki. Mawia się - że gdy "coś zbliża się do końca - to wraca myślami do początków" - oby nie okazało prorocze. Przy okazji wspominek i rocznic - trudno uwierzyć, że w tym roku równo 20 lecie obchodzi uznawany za jeden z "klasycznych, kanonicznych i najlepszych" album - Unfold the Future - w pięknej okładce, będących podróżą w krainę wyobraźni i snów mocno nawiązujące do tekstów - grafikach w środku elegancko wydanego digi-booka.
Już wtedy obok zachwytów - że prog lub neo-prog nadal ma się dobrze - pojawiały tradycyjne głosy krytyczne - że dawka muzyki absolutnie przesadna, za dużo utworów, tekstów, całość przegadana, niestrawna ( owszem - poniekąd jest w tym sporo słuszności - sam sobie dawkuję - nigdy nie słucham w całości tylko wyławiam po parę utworów czy pojedyncze kompozycje i im przypatruję przez "szkło powiększające" ), gdyby tak wywalić połowę utworów, przerost formy nad treścią itd itd. Znów kłania idea czerwonej i niebieskiej pigułki jak w Matrixie lub czy szklanka do połowy pełna czy pusta - ja patrzę przez pryzmat pełnej do połowy. Zabawne - bo gdyby zapytać fanów czy "krytyków" - co można wyrzucić - to pewnie powstałyby listy zupełnie się wykluczające. Dla mnie powstał album aż tryskający od pomysłów - album podwójny , CD wypełniony po brzegi bo panów Stolta i Bodina roznosiły pomysły na ciekawe kompozycje i dobre melodie - na marginesie trzeba dodać, że wyszło mu na dobre że "kapitan statku" - jak sam o sobie mawia Roine - otworzył na oferty kolegów - chyba mało który krążek Flowersów wypełnia "aż tyle" - kawałków skomponowanych przez Bodina. Wystarczy wskazać np rozpędzony zgodnie z tytułem z wybornymi solówkami i brzmieniami syntezatorów i wzorcową pracą sekcji rytmicznej - Fast Line:
https://www.youtube.com/watch?v=zRqRJA15xzY
Przy okazji więcej do pośpiewania - ba... wręcz do przejęcia roli głównego wokalisty miał nowy nabytek Daniel Guildenlow ( tu opinie się również rozbieżne - dla mnie było to dobre posunięcie - odświeżenie formuły o wybitnie wszechstronnego i uzdolnionego muzyka z Pain of Salvation - jego emocjonalny sposób frazowania - podróże w wysokie ale bez denerwującego piania czy zawodzenia rejestry - a jak znakomicie się uzupełniali śpiewając wspólnie z Frobergiem - co można podziwiać na chyba jednym z najlepszych koncertów również na video - Meet the Flower Kings - inni z kolei uważali, że powoli jego styl zaczyna przesadnie dominować i kłaść cieniem na do tej pory ciepłym brzmieniem wokali - jest za ostry i przemyca do tej pory raczej obce elementy "teatru wampirów", horroru, groteski czy "danse macabre" - czy zwyczajnie swojego macierzystego zespołu ).
Jest urokliwa ballada kojarząca z dawnymi teatrzykami objazdowymi czy wodewilem - zaśpiewana nieco zmęczony lub jako celowy zabieg aktorski głosem lidera :
https://www.youtube.com/watch?v=5DoPbp4grFs
Panowie zawsze znakomicie operowali nastrojem i zestawiali w przekonującą całość z silnie skontrastowanych odcinków i fragmentów - najlepszym na to przykładem jest Black and White - rozpoczyna od nieśmiałej ballady, by stopniowo podążać w wzniosłą formę - wejście wokalne Hasse Froberga aż wywołuje gęsią skórkę - ukłon w stronę musicalu - by nagle zmienić nastrój i jak na karuzeli czy rozpędzonym rollercoasterze - zabrać nas w szaloną podróż z dokazującą i rezolutną melodią - od której trudno się uwolnić - znów słowa uznania dla chyba najsprawniejszej i nie mającej problemów ze stylem fusion - Zoltan/Reingold - w środku mamy frazy i motywy Zappowskie , utwór był z powodzeniem wykonywany na koncertach jako świetna okazja by oddać rytmicznemu szaleństwu i popisom sekcji - całość ma niekiedy szczególnie pod koniec nastrój radosnego jam session :
https://www.youtube.com/watch?v=aVsCaDOXy-g
Innym asem i najmocniejszym punktem albumu jest "klasyk" - Silent Inferno - podobnie jak wyżej - mistrzostwo w żonglowaniu odmiennymi nastrojami - mamy ostry, prawie metalowy początek ( silne skojarzenia z Dream Theater ) - zappowskie riffy, bogate aranże i przelewające orkiestrowe partie syntezatorów, potem mroczna ballada z wtrętami jaki ze snu czy błądzenia we mgle, zespół nawet na krótką chwilę znów czaruje wyjątkową melodyjnością - zachwyca jakby z zaświatów głos Stolta na tle niebanalnego akompaniamentu Reingolda na basie , w finale mamy roztańczone i rozkołysane klimaty i rozwiązania rodem z Santany - te 15 minut przelatuje nie wiadomo kiedy - to również się znalazło w kaskaderskiej wersji na video Meet the Flower Kings - to rzeczywiście Flowersi w najlepszej formie - tworzący dla nas najpiękniejszy bukiet a aromaty i barwy przyprawiają o zawrót głowy :
https://www.youtube.com/watch?v=lnE_KdKZXk0
Gdybym miał już naciskany coś usunąć to nieco męczący i stworzony jakby "na siłę" - Monkey Business - choć w środku jest całkiem miły balladowy wtręt. Jest niby jam niby improwizacja czy luźna impresja na motywach Circus Brimstone - Christianopel - jak mniemam mający na celu pokazać inne, mroczniejsze oblicze bandu - który grywał na żywo podobne rzeczy właśnie jako alter ego Flowersów - czyli grupa Circus Brimstone - ukazało kilka albumów dla członków fanklubu - lecz należy je traktować jako ciekawostki - bo jamy / improwizacje na zaledwie szkicach - a nie konkretnych kompozycjach panom się średnio udawały - rzecz troszkę marginalna - można posłuchać ale nie fascynuje ani nie wciąga - podobny zabieg zastosowano na Soul Vortex - kontynuacja w/w. Fani na osłodę otrzymują tradycyjny pogodny "hymn" - czyli Vox Humana - żywcem wyjęta z pierwszych albumów czy zwiastująca choćby styl rozwinięty na doskonałym Paradox Hotel - tu cały kunszt i doskonały głos prezentuje Hasse Froberg :
https://www.youtube.com/watch?v=Oe2Ru2e24aw
Innym moim "kandydatem" do darowania sobie jest Genie in the Bottle - ale znów pod wielkim przymusem - ciężki główny motyw to jakby reminiscencje i retrospekcje z bardziej metalowych i mroczniejszych - Space Revolver i Rainmaker - ale ok 2 minuty pojawia ładna balladowa sekcja z rozmarzonym głosem Froberga - czyli każdy utwór w środku zawiera niekiedy miłą niespodziankę i nie należy zbytnio sugerować pozornie nieprzystępnym czy zniechęcającym początkiem.
Mamy leciutko smooth jazzowy - z gościnnym udziałem starego znajomego jeszcze z debiutu - saksofonisty Ulfa Valandera - Grand old World - mamy cytaty i wariacje na temat głównego otwierającego całość The Truth Will Set Your Free - pojawia też taki intymny feeling rodem z ballad Petera Gabriela - nota bene wielkiego idola Stolta - chyba o ile mnie pamięć nie myli na jego cześć nazwał jednego ze swoich synów.
https://www.youtube.com/watch?v=rQOJDzitvoU
Ukłonem w stronę elektrycznego Milesa z połowy lat 80 jest początkowo pomyślany jako popisówka sekcji rytmicznej - autorów całości - jest rozpędzony, pełny napięcia i najeżony dysonansami - partia syntezatora brzmi jak przesterowana trąbka - momentami trudno rozróżnić kiedy gra Bodin a kiedy zaproszony trębacz - Anders Bergcrantz. Swoją drogą panowie mieli inwencję by zatytułować kawałek - Devil`s Danceschool
https://www.youtube.com/watch?v=utacan1r2us
Celowo unikam rozpisywania się o najdłuższym najbardziej kojarzonym z tego albumu utworze - Truth Will Set You Free - grany do dziś - taki klasyczny "hit" zawierający wszystko co najlepsze ( dla innych co najgorsze ) i charakterystyczne dla zespołu - mocne intro, monumentalny przepych i rozmach, chwile akustycznego grania z grupowymi wokalami, momenty pełne łamańców a la Zappa czy Yes z okresu Relayer - nie ukrywam, że dawniej miałem mnóstwo do niego zastrzeżeń - odrobinę jestem skłonny się zgodzić, że utwór niebezpiecznie balansuje na granicy "muzycznego przegadania" i upychania tyle - że można lub niektórzy mogą dostać niestrawności. Kawałek po latach zyskuje - podobnie jak zyskuje przy kolejnych przesłuchaniach - są momenty, że kiwa się z uznaniem głową - że "cholera, naprawdę niezłe". Jak nadmieniłem - mnóstwo bardzo dobrej muzyki ale jak z różnymi "smakołykami" czy słodyczami, lodami lub kawiorem - łatwo o przesyt czy dawkowanie jak najbardziej wskazane. Mnie album lub jakaś kompozycja zawsze czymś pozytywnie zaskoczy - album który można rozgryzać, rozkminiać latami.